Kraj

ODSŁUCHAJ

Radio Zet/Blog Aleksandra Soplińskiego w Onet.pl, JG/11:14

"Panie prezydencie Wałęsa, nie wierzę w pańską emigrację z Polski"

Lech Wałęsa. Fot. PAP/Adam Warżawa
PAP

Janusz Palikot postuluje likwidację IPN, któremu zarzuca "antypolską" działalność. Tymczasem Aleksander Sopliński, senator koalicyjnego PSL, jest bardziej powściągliwy przy komentowaniu sprawy deklaracji Lecha Wałęsy o planach wyjazdu z Polski. - Lech Wałęsa powinien już przywyknąc do obecności "Bolka" w głowach różnych historyków i pseudohistoryków - pisze na swoim blogu w Onet.pl.

Senator PSL uważa, że Paweł Zyzak "popełnił książkę o Lechu Wałęsie, w której oskarża legendę »Solidarności« o to, że miał nieślubne dziecko i że był agentem SB". - O ile pierwszy zarzut trudno komentować i nawet nazwać zarzutem, o tyle drugi ma większy ciężar gatunkowy pisze Aleksander Sopliński.

Jak dodaje, "dziwi" go reakcja Lecha Wałęsy i zapowiedź nieuczestniczenia w żadnych rocznicowych uroczystościach, oddania wszystkich tytułów i nagród, a nawet wyjazdu z Polski. - Sobie takim wyjazdem Lech Wałęsa ani by nie pomógł, ani nie zaszkodził, Polsce i Polakom raczej również nie. W pierwszym odczuciu pomyślałem, że jego reakcja to dowód małostkowości, który jednak nie zmienia faktu, że Lech Wałęsa jest wielkim, choć pełnym sprzeczności człowiekiem.


Senator sądzi teraz, że "mógł nadejść taki moment, kiedy ten człowiek ma już dość udowadniania, że nie jest wielbłądem".

- Panie prezydencie, powiem jedno. Nie wierzę w pańskie zrzeczenie się tytułów i emigrację z Polski. Jednak swoim komentarzem umożliwia pan 24-letniemu chłopcu robienie kariery i pieniędzy na grze na podłych i niskich instynktach.

Cały wpis na blogu A. Soplińskiego

Autorytet Wałęsy "topnieje"; Palikot chce likwidacji IPN

Janusz Palikot w Radiu Zet - zobacz w Onet.tv!

- Będę rekomendował likwidację Instytutu Pamięci Narodowej - powiedział
Janusz Palikot w Radiu Zet. To sposób na to, aby chronić autorytet Lecha Wałęsy.

W opinii
Janusza Palikota, ostatnia książka o życiu byłego prezydenta autorstwa Pawła Zyzaka jest skandaliczna i zajmuje się rzeczami trzeciorzędnymi. Poseł równie krytyczny jest wobec książki Sławomira Cenckiewicz i Piotra Gontarczyka, "SB a Lech Wałęsa…".

Mówiąc o Zyzaku, Palikot stwierdził, że występuje on w imieniu IPN-u i to Instytut ponosi odpowiedzialność za publikację autorstwa historyka z Krakowa, która uderza w Wałęsę. - Nie możemy bezradnie patrzeć jak z miesiąca na miesiąc topnieje autorytet Lecha Wałęsy – powiedział Palikot w Radiu Zet.

Jak podkreślił IPN prowadzi działalność "antypolską i skandaliczną". - Nie ma sensu opłacać instytut, który prowadzi antypolską działalność – unosił się Palikot.

Poseł oskarżył IPN o wypuszczanie "wielu kontrolowanych przecieków" ws. biskupów. - Skądś te rzeczy się biorą - mówił. W jego opinii, owe przecieki są "mniej lub bardziej spreparowane".


Infonurt2: „UDEZ W STOL A NOZYCE SIE ODEZWA”- i tak po kolej agent po agencie ..Polska zobaczy ich armie – wypasionych juz na swoim ( a wlasciwie cudzym- ukradzinym) –„kapitalistow”..

 

 

 

Wałęsa grozi, że wyjedzie z kraju


PAP

Lech Wałęsa zapowiedział w swoim blogu, że przestanie brać udział w uroczystościach rocznicowych, zagroził też, że odda nagrody, a nawet wyjedzie z kraju. Były prezydent reaguje w ten sposób na publikację książki Pawła Zyzaka "Lech Wałęsa. Idea i historia".

"W związku z kolejnym bezkarnym atakiem na mój życiorys (za paszkwilem, gniotem Cenckiewicza zrobionym z dopasowywanych z całej dokumentacji SB, różnych kserokopii donosów i raportów SB) tym razem juz w kolejnym ataku Zyzak, bez żadnych nawet kserokopii, całkowicie od początku do końca ze zmyślonymi obrzydliwymi barbarzyńskimi pomówieniami" - pisze Lech Wałęsa.

"W związku z tym że te ataki wychodzą z instytucji demokratycznych struktur Państwa, o które walczyłem. Do chwili opanowania w obowiązującym  prawie rezygnuję z wszelkiego uczestnictwa w rocznicowych uroczystościach i podobnych spotkaniach" - pisze przywódca "Solidarności".

"Jeśli i to nie pomoże w następnym ruchu zwrócę wszystkie nagrody i zaszczyty, poproszę dzisiejszych właścicieli tych pamiątek o zwrot do ofiarodawców, a w następnym ruchu wyjadę z Kraju - pisze Wałęsa.

 

Wałęsa obraził się na Polskę

ika 29-03-2009, ostatnia aktualizacja 29-03-2009 23:42

Lech Wałęsa w proteście przeciwko publikacji IPN "Lech Wałęsa. Idea i historia" zapowiada częściowe wycofanie z życia publicznego

Lech Wałęsa

autor zdjęcia: Jerzy Dudek

źródło: Fotorzepa

Lech Wałęsa

+zobacz więcej

Były prezydent ogłosił na swoim blogu, że rezygnuje z uczestnictwa we "wszelkich rocznicowych uroczystościach i podobnych spotkaniach". Może nawet wyjechać z Polski.

"Nie żartuję" - pisze Wałęsa i grozi, że jeśli ataki pod jego adresem będą się powtarzać, a "struktury demokratycznego Państwa" nie będą szanować prawa i wyroków sądów, w następnym kroku zwróci wszystkie przyznane mu nagrody i zaszczyty. Jeśli i to nie pomoże, Wałęsa zapowiada, że "wyjedzie z Kraju".

Co tak zdenerwowało prezydenta? Chodzi o kolejną publikację historyków IPN, która opisuje jego współpracę ze perelowską Służbą Bezpieczeństwa. Na książcę Pawła Zyzaka "Lech Wałęsa. Idea i historia" jej bohater nie zostawia suchej nitki. Według Wałęsy, jej treść to niczym nie podparty atak, "całkowicie od początku do końca ze zmyślonymi obrzydliwymi barbarzyńskimi pomówieniami".

Zdaniem byłego prezydenta, państwowa instytucja, jaką jest IPN, nie może lekceważyć prawomocnego wyroku sądu lustracyjnego. "Demokratyczne Państwo nie może w nieskończoność na coć podobnego pozwalać. Walczyłem o inne Państwo i inne zachowanie przedstawicieli struktur tego Państwa" - napisał wzburzony Wałęsa.

TVN24

                    Infonurt2 : Bolek – trafiony i.. tonie!!

 Trzecie pokolenie posolidarnosciowe – nie dalo sie oglupic..niestety- ale ci nie daja sie nabrac jak mocherowe berety!!

 

Web405Tajemnice Wałęsy

Piotr Semka 21-03-2009,

Nowa biografia lidera „Solidarności” nie jest wolna od wad i chętniej daje głos jego antagonistom niż zwolennikom. Ale uświadamia czytelnikowi, w jak wielu naprawdę ważnych sprawach nie zadawano Wałęsie zbyt uporczywych pytań

źródło: Reporter

Lech Wałęsa przemawia przed siedzibą sądu wojewódzkiego w Warszawie po pierwszej próbie rejestracji NSZZ „Solidarność“, październik 1980

autor zdjęcia: Erazm Ciołek

źródło: Fotorzepa

Posiedzenie założycielskie Komitetu Obywatelskiego przy Lechu Wałęsie, grudzień 1988

+zobacz więcej

Po burzy wokół monografii „SB a Lech Wałęsa” Sławomira Cenckiewicza i Piotra Gontarczyka można było się obawiać, że awantura wokół książki skutecznie odstraszy innych historyków od zajmowania się postacią Lecha Wałęsy. A jednak powstają kolejne dzieła o liderze ruchu „Solidarności”. Na półki księgarń trafia właśnie książka Pawła Zyzaka „Lech Wałęsa – idea i historia. Biografia polityczna legendarnego przywódcy »Solidarności« do 1988 roku”.

Urodzony w 1984 roku Zyzak, absolwent Wydziału Historii Uniwersytetu Jagiellońskiego, to zapewne najmłodszy autor piszący o Wałęsie. Promotorem jego pracy był prof. Andrzej Nowak. Wyjaśnijmy od razu, że jest to biografia napisana bez rozmowy z Lechem Wałęsą. Autor we wstępie do książki opisuje długą wymianę listów w sprawie uzyskania możliwości rozmowy z polskim noblistą. Zakończyła się ona po wielu miesiącach bez żadnego efektu.

Co ciekawe, autor pisze, że współpracownicy byłego prezydenta z Instytutu Lecha Wałęsy zamiast pomóc w spotkaniu, zaproponowali mu w pewnym momencie udział w pisaniu kolejnej autobiografii noblisty, ale pod nadzorem instytutu. Ten incydent pokazuje, jak ciężko poruszać temat jednego z najsłynniejszych Polaków. Zyzak stanął wobec wyboru: albo wejście pod kuratelę Instytutu Wałęsy i pisanie o „wodzu” pod ścisłą kontrolą, albo odmowa współpracy.

Poszedł swoją drogą i stworzył dzieło blisko 600-stronicowe, budzące szacunek ilością źródeł, przez jakie się przebił, i ilością relacji zebranych od ludzi, którzy zetknęli się z Wałęsą. Kolejny raz powtarza się zasada, że dopiero młode pokolenia wyzbywają się kompleksów wobec postaci, które wcześniej żyjącym badaczom jawią się jako żywe pomniki.

Czytelnikowi nasuwać musi się od razu pytanie, czym praca Zyzaka różni się od niedawnej książki Cenckiewicza i Gontarczyka. Różnica jest wyraźna. „SB a Lech Wałęsa” opierała się niemal wyłącznie na dokumentach dotyczących Wałęsy znajdujących się w IPN i została uzupełniona o losy tych dokumentów w ostatnim 20-leciu. Oczywiście książka ta siłą rzeczy pełniła rolę pierwszej biografii Wałęsy, ale sami autorzy podkreślali, że nią nie była. Do herkulesowej pracy pisania biografii Wałęsy przymierzył się Paweł Zyzak. Z jakim efektem?

Gdzie ten dworzec?

Gdybym to ja miał nadawać książce tytuł, to zastanowiłbym się nad tytułem: „Tajemnice Lecha Wałęsy”. Paweł Zyzak, próbując zrekonstruować jego życiorys, niemal od kołyski po koniec lat 80., cały czas odkrywa, że mnóstwo podstawowych faktów dotyczących późniejszego prezydenta nie było przed nim opisywane lub też wcześniejsi autorzy przyjmowali deklaracje Wałęsy bez żadnego sprawdzenia.

Dobrym przykładem jest fakt, że Wałęsa podał w swojej autobiografii „Droga nadziei”, iż do Gdańska, gdzie miał się otworzyć nowy etap w jego życiu, wyrwał się z rodzinnych Kujaw, ze stacyjki kolejowej w Dobrzyniu nad Wisłą. Ta powtarzana za książką Wałęsy informacja okazała się bzdurą, bo w Dobrzyniu nie ma i nigdy nie było żadnej stacji kolejowej. Zyzak zestawia drobiazgowo okruchy informacji i – jak pisze – co rusz natrafia na respekt wobec Wałęsy sznurujący ludziom usta lub ślady urzędowego działania mającego zadbać o nieskalaną przeszłość polskiego noblisty.

Zyzak nie jest np. w stanie ustalić, za jakie grzechy młody Wałęsa trafił do ośrodka dla trudnej młodzieży we Włocławku. Nie było to możliwe, gdyż, jak ustalił Zyzak, na początku lat 90. w ośrodku złożyli wizytę funkcjonariusze UOP i bezprawnie skonfiskowali interesującą ich dokumentację. Ustalanie faktów z najmłodszych lat Wałęsy okazało się niemożliwe bez zebrania ustnych relacji ludzi pamiętających rodzinę Wałęsów i samego młodego Leszka.

Miało to swoje konsekwencje dla konstrukcji pracy. Autor podkreśla we wstępie, że tzw. oral history powinna być dla badacza równie istotnym źródłem, co dokumenty pisane. Owszem, wydaje się, że bez ustnych relacji trudno opisać okres do sierpnia 1980 r., ale już potem posiłkowanie się ustnymi relacjami polityków musi wywoływać pytanie o ich dobór i zdolność oderwania się od aktualnych sporów z Wałęsą.

Jeszcze w wypadku lat 70. ma to swoje zalety. Autor dociera do jednego z gdańskich esbeków Janusza Stachowiaka, który podaje wiele nieznanych szczegółów o losach Lecha Wałęsy w latach 70. Ale już gdy Zyzak opisuje strajk z sierpnia 1980 i dopuszcza do głosu takich świadków, jak Bogdan Borusewicz, Anna Walentynowicz czy Andrzej Gwiazda, to można zapytać, dlaczego nie przedstawia nam relacji osób wysoko oceniających ówczesne przywództwo Wałęsy, np. Tadeusza Mazowieckiego. Te pytania można mnożyć w stosunku do okresu „Solidarności” i stanu wojennego. Krytycy mogą wskazywać, że częściej Zyzak sięga do antagonistów Wałęsy niż jego zwolenników.

Bez podsumowania

Autor z benedyktyńską cierpliwością wynajduje białe plamy w życiu Wałęsy. Od rozmaitych znaków zapytania dotyczących okoliczności wyjazdu z Kujaw do Gdańska po dywagacje, jak wyglądały działania Wałęsy w czasie paru najbardziej dramatycznych dni grudnia 1970 roku. Akurat w kwestii pytania dotyczącego, czy Wałęsa współpracował z SB jako tajny współpracownik, Zyzak żadnych wątpliwości nie ma i przychyla się do tezy Gontarczyka i Cenckiewicza, że przyszły lider „Solidarności” był niebezpiecznym dla kolegów, chętnym i gorliwym agentem SB.

Wraz z autorem poznajemy też dziwaczny status, jaki sobie wypracował Wałęsa w środowisku wolnych związków zawodowych. Problem w tym, że Zyzak, cytując wypowiedzi, które skłaniają do bardzo niepokojących pytań, nie zdobywa się na podsumowanie i nie podaje swojego osądu co do prawdziwości pewnych zarzutów. Owszem, są problemy, których nie sposób wyjaśnić jednoznacznie, jak choćby dziwaczna sprawa sprzecznych ze sobą relacji Wałęsy o legendarnym skoku przez płot. W innych wypadkach jednak, gdy Zyzak cytuje opowieści o wymykaniu się Wałęsy ze stoczni na spotkania z I sekretarzem KW PZPR w Gdańsku Fiszbachem czy też o domniemanej próbie zakończenia strajku już 28 sierpnia, pozostajemy bez jednoznacznego komentarza autora. Czytelnik się nie dowie, czy autor uznaje, że Wałęsa w Sierpniu był całkowicie samodzielny, czy też wlekły się za nim jakieś uwikłania wobec władzy. A od autora fachowej biografii takiego sądu można by oczekiwać.

Tak samo jest, gdy Zyzak cytuje relacje Andrzeja Gwiazdy, że Wałęsa już w południe 12 grudnia 1981 roku został poinformowany przez wysłanników Jaruzelskiego o wprowadzeniu stanu wojennego. Nie wiemy, czy daną teorię możemy uznać za fakt, czy też jest to jeden z wielu nierozstrzygalnych znaków zapytania. Tu kłania się wada cytowania najrozmaitszych relacji, które mogą być wchłaniane po latach przez późniejsze sensacyjne teorie.

Ale niekiedy Zyzak wraca do rzeczy, które – wydawało się – zostały już wyjaśnione, a o których przez ostatnie  15 lat całkowicie zapomnieliśmy. Tak jest z z tajemniczym pojawieniem się Mieczysława Wachowskiego u boku Wałęsy w czasach legalnej „Solidarności”. Zyzak przypomina też wszystkie „niekonwencjonalne” aspekty internowania Wałęsy i jego późniejszych relacji z podziemiem w latach 80. Trud wyszukiwania wszystkich zagadek dotyczących Wałęsy powoduje, że autorowi brakuje już ochoty, aby opisywać dobre strony lidera „Solidarności”.

Wyśniony królewicz

Pisząc te słowa, rozumiem jednocześnie, dlaczego tylu utytułowanych historyków nie pali się do stworzenia biografii Wałęsy. Z racji swego historycznego warsztatu mają oni świadomość, że pewne pytania powinny być postawione, a jednocześnie nie chcą ich stawiać, bo niekiedy liczą się z oburzeniem salonu, który Wałęsę ogłosił świętym za życia.

Potraktujmy więc pracę historyka z Uniwersytetu Jagiellońskiego jako wypunktowanie znaków zapytania wokół Wałęsy. Nie zmienia to faktu, że jeśli książkę tę weźmie do ręki młody czytelnik, choćby rówieśnik Zyzaka, to nie dowie się z niej, dlaczego w tamtych latach tłumy tak bardzo kochały Wałęsę. Co takiego słynny stoczniowiec uczynił i jak się zachowywał, że w dialogu z tłumem wywoływał tak ogromny entuzjazm? Co sprawiało, że składali mu hołdy intelektualiści i prości górale? Brak opisów emocjonalnego wybuchu nastrojów, jaki ogarnął Polskę w latach 1980 – 1981, a potem skrył się pod powierzchnią Polski stanu wojennego, jest słabą stroną książki.

Oczywiście autor mógłby wskazywać, że wysiłek taki podejmował w tym czy innym miejscu, ale ten brak sympatii dla Wałęsy powoduje, że nie brzmi to przekonująco. Ściągnie to zresztą zapewne zarzuty o nieuczciwe uprzedzenie autora wobec lidera „Solidarności”. Ale dość obcesowy stosunek Zyzaka do Wałęsy uświadamia też czytelnikowi – uczestnikowi tamtych wydarzeń, jak wiele rzeczy wybaczano Wałęsie. Jak w wielu naprawdę ważnych sprawach nie zadawano Wałęsie zbyt uporczywych pytań. Jak bardzo narodowa euforia wykreowała zapotrzebowanie na ludowego trybuna i jak bardzo symbolizował on marzenia o drugiej Japonii.

To oczywiście znane zjawisko w historii, gdy dana osoba doskonale wchodzi w społeczne oczekiwania i tylko talent określa granice jej popularności. Zyzak twierdzi, że Wałęsa był kimś w rodzaju królewicza wyśnionego, który wskutek splotu różnych cech odpowiadał bardzo różnym grupom społecznym. Twierdzi też, że Wałęsa na dłuższą metę tak różnym oczekiwaniom sprostać nie był w stanie i gdyby nie 13 grudnia, jego gwiazda by zbladła. W tym sensie stan wojenny był dla Wałęsy idealną zamrażarką jego kultu. A o tym, jak słabym politykiem był na czasy demokratyczne, pokazała jego prezydentura z lat 1990 – 1995.

Paweł Zyzak we wstępie do książki zadaje pytanie: jak się ma idea Lecha Wałęsy do historii Lecha Wałęsy. Autorowi chodzi o to, że Wałęsa kojarzony był ze wspaniałymi ideami, ale w rzeczywistości jego polityczna praktyka była niezwykle cyniczna i mało romantyczna.

Mistrz mądrości etapu

Zyzak pokazuje, że w chwilach historycznych zwrotów Wałęsa był zawsze zagubiony i lawirował. Tak działo się aż do momentu, kiedy wyczuwał, w jakim kierunku zmierza historia i wtedy następowała cudowna metamorfoza. Lechu natychmiast odnajdował się w czołówce awangardy zmian.

Młode pokolenia wyzbywają się kompleksów wobec postaci, które starszym i utytułowanym badaczom jawią się jako żywe pomniki

Książka równie dobrze mogłaby nosić tytuł „Psychologiczne techniki uwodzenia tłumów i elit w politycznej praktyce Lecha Wałęsy”. Zyzak okazuje się niezwykle ciekawym obserwatorem, gdy przedstawia, jak na kolejnych etapach życia od młodości na Kujawach poprzez epizod stoczniowy z początku lat 70., wolne związki zawodowe i „Solidarność” Wałęsa z niesamowitym instynktem trzymał się zasady opuszczania jałowego pola.

Chodziło o to, że każde nowe środowisko było dla Wałęsy cenne, dopóki umożliwiało rozwój jego kariery. Gdy Wałęsa wykorzystał już wszystkie potencjały danego środowiska, musiał zmieniać pole. Tak było z przerzutem z Kujaw do stoczni. Tak było z opuszczeniem gdańskiej Stoczni im. Lenina. Historia się powtórzyła, gdy Wałęsa wszedł do WZZ, ale po zwycięskim Sierpniu nie chciał już schylać karku przed dawnymi opozycyjnymi mentorami i wyrywał się do nowej wielkiej „Solidarności”. Ale i na tę robotniczą, wielomilionową „Solidarność” przyszedł kres, gdy w grudniu, przygotowując się do Okrągłego Stołu, zbudował komitet swego imienia dla polityków i intelektualistów.

Z dużą bystrością Zyzak pokazuje, jak z nużącą częstotliwością działał inny ulubiony chwyt Wałęsy: przeforsowywanie swojej woli poprzez groźbę odejścia z danego gremium. Wszystko to nie byłoby możliwe bez nieprawdopodobnej pychy Wałęsy. Od wczesnej młodości był pewny, że los stworzył go do wielkich zadań, że musi się wyrwać w świat, bo czeka go jakaś wielka misja. Zyzak ma doskonały słuch do odnajdywania w licznych cytatach Wałęsy elementów jego wiary w sukces. Ale w wielu wypadkach prowadzi to autora do pewnego błędu perspektywy, ponieważ Zyzak wie, że Wałęsa większość swoich rozgrywek wygrał – pisze o zmaganiach Wałęsy tak, jakby ten był skazany na sukces. Wałęsa jako chytry gracz w książce Zyzaka zawsze wszystko na czas przewiduje i wie, jak wygrać. Związana z tym jest oczywiście inna trafna obserwacja Zyzaka, że postrzegany często jako niezłomny antykomunista Lech Wałęsa bywał perfekcyjny w cichym układaniu się z władzą. Zawsze dawał jej do zrozumienia, że ktoś, kto może przyjść na jego miejsce, będzie o wiele bardziej nieprzewidywalny i mniej skłonny do kompromisów. Wałęsa rzeczywiście puszczał zawsze oko do swoich rywali, że tylko z nim, z nikim innym, można wynegocjować najlepsze warunki ugody.

Ale też swoista fascynacja małpią zręcznością Wałęsy sprawia wrażenie, jakby Zyzak nie potrafił zauważyć, że często szarpała go niepewność czy też obawa, że się skończył.

Napiszcie kolejne biografie

Czytając książkę, uświadomiłem sobie, że epokę „Solidarności” opisuje już nowe pokolenie. Mnie nigdy nie przyszłoby do głowy pisać o demonstrantach Grudnia „70 jako o powstańcach. Zawahałbym się też, czy dla opisywania historii Wałęsy trzeba koniecznie pisać o jego domniemanym nieślubnym synu, który być może wpłynął na to, że Wałęsa musiał opuścić swoją kujawską małą ojczyznę. Za ryzykowne uznaję też psychologiczne dywagacje Pawła Zyzaka, na ile fakt wychowywania Wałęsy przez ojczyma – brata zmarłego ojca Bolesława – wywołał potem w Wałęsie skłonność do dziwacznego stosunku do komunistycznej władzy. Mieszaninę buntu, ale i skłonności do cichego dogadywania się z nielubianym suwerenem.

Zyzakowi zdarza się też mieszać pewne wizerunki społeczne. Gdy opisuje, jak w styczniu 1971 roku stoczniowcy z nadzieją przyjmowali Edwarda Gierka, to do atutów nowego I sekretarza zalicza zachodni sznyt Gierka i jego eleganckie garnitury. To oczywiście błąd. Jako zachodniego światowca Polacy poznali Gierka dopiero w połowie lat 70. W styczniu 1971 roku Gierek zyskiwał na tle Gomułki, gdyż pamiętano jego deklarację, że zawsze czuł się prostym górnikiem, który żył z pracy własnych rąk.

Autor wykazuje też niekiedy brak znajomości gdańskiej topografii. Dziwi go, że stoczniowcy z prośbą o odprawienie mszy w swoim zakładzie zwrócili się do proboszcza kościoła św. Brygidy, choć były kościoły położone bliżej stoczni. Chodzi zapewne o kościół św. Jakuba, ale warto wiedzieć, że był to i jest klasztor kapucynów, którym idea mszalnego desantu na socjalistyczny zakład pracy mogła się wydać dosyć egzotyczna. A teren stoczni znajduje się w obszarze działania parafii św. Brygidy.

Razi też cytowanie dość naiwnych wniosków, np. teorii, że dymisja Jacka Merkla z Kancelarii Prezydenta RP w 1991 roku mogła wynikać z obaw Wałęsy, że Merkel może jeszcze kiedyś stanąć na czele robotniczych strajków. I wreszcie słowo o podsumowaniu książki. Zyzak przyrównuje Wałęsę do Stalina i Nikodema Dyzmy. Pierwsze porównanie Wałęsę obraża, a drugie nie wyczerpuje fenomenu polskiego noblisty.

Książka Zyzaka to dosyć drapieżna opowieść o człowieku, który w genialny sposób potrafił się piąć po drabinie politycznej kariery. Który potrafił odgadywać społeczne nastroje, ale i w typowy dla siebie chłopski sposób zostawić sobie pewne kanały do porozumiewania się z komunistyczną władzą. Tą samą władzą, której słabość najszybciej wyczuwał i najtrafniej diagnozował. Ludziom, dla których epopeja „Solidarności” była najpiękniejszym okresem życia – chłodny dystans, z jakim młody historyk opisuje Wałęsę, wydawać się może arogancją. A jednak warto przeczytać książkę Zyzaka jako świeże spojrzenie na historię kariery słynnego stoczniowca.

Wszystkim tym, którzy zarzucać będą autorowi uprzedzenie wobec polskiego noblisty, wypada odpowiedzieć – piszcie własne biografie Wałęsy. Dopiero z konfrontacji takich dzieł wyłonić się może jakaś szansa na opisanie największej kariery polskiej ostatnich czasów.

Infonurt2 :

Całkowicie zgadzamy sie z autorem Zyzakiem . Pozostawienie opinii czytelnikowi jest wielką oznaka jego szacunku- przeciez swiadkowie zyja. Rozmowa z „grubą kreslką” Mazowieckim? Przecież jako premier uniewinnił bez upoważnienia Narodu Polskiego wszystkich namiestnikow z PRL.

 Szczególnie cenna jest metoda dotarcia do ludzi – czego u  poprzednikow nie było – a ich materiały IPN-obecenego archiwisty UB sa tylko mocnym dowodem na Bolka- Wałesy –  jako tajnego agenta UB.

Podkreslanie genialnosci ciemniaka  ( „Nigdy nie przeczytałem zadnej ksiązki”)- i prawie analfabety- co potwirerdzaja jego kompromitujace ,belkotliwe przemowienia ktorych nikt nie mógł zrozumiec- wskazuja tylko na jedno – Bolek był prowadzony  na smyczy przez doskonale przygotowanych i wyszkolonych na materiałach KGB  agentow ZSRR –patrz jego manewry dezinformacyjne. Nic innego nie dowodzi bardziej faktu prowadzenia agenta przez sztab UB – jak jego przeskakiwanie z organizacji do organizacji i w koncowej fazie przejscie na strone  nomenklatury- realnej wladzy PRL. Przeciez w kazdych grupach opozycji byli ukryci agenci UB i to z ich wiedzy Bolek był informowany kiedy i gdzie powinien sie przesunąć. Ze zawsze wygrywał – a co ? miał przegrywać z własnymi współpracownikami UB ?- tylko oni mieli wiedze i informacje pozwalające mu zawsze wygrać. Entuzjazm tlumu ? Przecież Bolek to był swój chłop , „Robol”  jak każdy z nas.  Ciekawe czy autor dotarł do Maliszewskiego –  jednego z 20 latkow co  co uratowali strajk – szukając Walentynowicz – i w koncu sprowadzając ja do zakładu.

Na Zachodzie jest zasada przy ustaleniu winowajcy zabojstwa : Winien jest ten co na tym zyskał ! Kto ma swój Instytut, Nagrode Nobla? ( kupiona przez Zydow z Niemiec). Kto przywłaszczył  sobi dobra Polskiego narodu? –Nomenklatura z PRL  . Kto rządzi  w Polsce od 20 lat ? – Nomenklatura  z PRL  ( obecnie tzw „okrągły stół”). Kto podrabia kolejne „ demokratyczne wybory w Polsce ”? Jak Wyzej...

 

Paweł Zyzak

Lech Wałęsa - idea i historia. Biografia legendarnego przywódcy Solidarności do 1988 roku

Wydawca: ARCANA
Rok wydania: 2009
Ilość stron: 624 s.
Oprawa: twarda
Wymiar: 165x240 mm
EAN: 9788360940723


zobacz też: opis książki

Cena: 40.00 zł

SPIS TREŚCI: Lech Wałęsa - idea i historia. Biografia legendarnego przywódcy Solidarności do 1988 roku

Wstęp

DZIECIŃSTWO I MŁODOŚĆ LECHA WAŁĘSY


I. Rodowód Wałęsów


II. Beztroskie czasy


III. Elektryk ciągnikowy „po godzinach"



LECH WAŁĘSA PRACOWNIKIEM STOCZNI GDAŃSKIEJ




I. Zapuszczanie korzeni


II. W epicentrum Grudnia


III. Krajobraz po bitwie


IV. Dwie twarze obywatela Wałęsy


V. Nowy etap, nowa taktyka



DZIAŁALNOŚĆ LECHA WAŁĘSY


W WOLNYCH ZWIĄZKACH ZAWODOWYCH WYBRZEŻA



I. Nieśmiałe początki gdańskiej opozycji


II. Czy to tutaj są te WZZ-ty?


III. Listonosz


IV. Wśród nas jest agent!


V. Chrzest bojowy Lecha Wałęsy


VI. Strajki i po strajkach


VII. Co się przydarzyto Tadeuszowi Szczepańskiemu?


VIII. Zaczęło się


IX. Gdzie jest Wałęsa?


X. Kulisy pierwszego strajku


XI. Strajk solidarnościowy – początek


XII. Strajk solidarnościowy - starcia wewnątrz i starcia na zewnątrz


XIII. Posierpniowe porządki



DZIAŁALNOŚĆ LECHA WAŁĘSY W NSZZ „SOLIDARNOŚĆ"



I. Powstaje NSZZ „Solidarność"


II. Pierwsze spięcia na linii „Solidarność" - władza


III. Sylwetka „Cienia"


IV. Sława, podróże i „nowy Wałęsa"


V. Linia Wałęsy


VI. Strażak


VII. Wydarzenia bydgoskie i ich konsekwencje


VIII. Przyjaźń i pieniądze


IX. Czas wyborów


X. Prosto w objęcia „stanu wojennego"


XI. W ramionach „stanu wojennego"


XII. „Czas Apokalipsy"



DZIAŁALNOŚĆ LECHA WAŁĘSY W OKRESIE KONFRONTACJI WŁADZY Z „SOLIDARNOŚCIĄ" (1981-1986)

I. Pierwsze przełomowe momenty „stanu wojennego"


II. Król na wygnaniu


III. Społeczeństwo domaga się czynu


IV. Jak brat z bratem

 

V Powrót z „wygnania"


VI. Świat z drugiej strony „krat"


VII. Powrót na „stare śmieci"


VIII. Przetrwać kryzys


IX. Wstęp do marszu w stronę triumfu


X. Kolejne amnestie - kolejne obawy


XI. Wypadek przy „pracy"


XII. Ostatnie pohukiwania reżimu



LECH WAŁĘSA NA DRODZE DO UMÓW OKRĄGŁEGO STOŁU


I. Opozycja nie musi być taka zła...


II. Droga od podszewki


III. Ostatnie tąpnięcia i ewakuacja



ZAKOŃCZENIE

I Sekretarze KC PZPR, Premierzy PRL i szefowie MSW


Kalendarium
Bibliografia
Indeks osób

 

 

Biografia nieodpowiedzialna

Piotr Gontarczyk 29-03-2009, ostatnia aktualizacja 29-03-2009 19:11

Paweł Zyzak swoją książką o Lechu Wałęsie wyrządza niedźwiedzią przysługę zwolennikom wolności badań naukowych. Po jej lekturze znajdą się chętni, aby triumfalnie pokazywać, że nie o prawdę historyczną chodzi, tylko o dokopanie Wałęsie

Piotr Gontarczyk

autor zdjęcia: Jakub Ostałowski

źródło: Fotorzepa

Piotr Gontarczyk

+zobacz więcej

·                  Wałęsa obraził się na Polskę

Już we wstępnych rozważaniach metodologicznych autor nowej książki o Lechu Wałęsie złożył ważką deklarację: „w toczonym od kilkudziesięciu lat sporze między zwolennikami i przeciwnikami tak zwanej oral history [historii mówionej] stanąłem po stronie tych pierwszych“ (s. 7 – 8). Nie jestem zwolennikiem żadnego ze wspomnianych poglądów. Za kluczową sprawę uważam bowiem nie charakter dostępnego źródła (dokument archiwalny czy relacja), tylko jego wiarygodność.

O tym, czy wykorzystać dany przekaz, czy nie, winna decydować jego krytyczna analiza. W szczególności dotyczy to relacji o osobach publicznych składanych po kilkudziesięciu latach. Przypadek ten dotyczy i Lecha Wałęsy.

Moja zawodowa ostrożność i dystans wobec relacji zostały zwiększone podczas jednego z niedawnych spotkań publicznych, które z okazji prezentacji książki „SB a Lech Wałęsa“ odbyło się w Gdańsku. Była tam i osoba, która krzyczała na sali, że były przywódca „Solidarności“ jest bez wątpienia wieloletnim agentem NKWD.

Oczywiście historię tę mogę opowiadać jako swoiste kuriozum, ale nigdy nie przeniósłbym jej do żadnej książki o naukowych aspiracjach. I chyba w tym miejscu jest najważniejsza różnica pomiędzy historiografią Pawła Zyzaka a klasycznymi pojęciami na temat metod badania opisywanego przedmiotu. Wspomniany autor w deklaracjach wydaje się ostrożny: „starałem się podchodzić do zagadnienia ustnego przekazu nadzwyczaj ostrożnie“ (s. 8).

Jednak jego słowa nie przystają do treści napisanej przez niego książki. Tu bezkrytycznie cytuje lub przywołuje ustne przekazy bez względu na okoliczności, w jakich powstały, i to, kim jest osoba relacjonująca. Wiele ważnych dla Wałęsy informacji pada z ust jego politycznych przeciwników: Andrzeja Gwiazdy, Krzysztofa Wyszkowskiego i Anny Walentynowicz.

Jestem oczywiście daleki od tego, by, jak to czyniono do niedawna, całą trójkę wykluczać z historycznej narracji. Ale rygory warsztatu zobowiązują. Nie wolno zapominać, że ich relacje mogą być nacechowane emocjami i raczej nie wolno przyjmować ich a priori jako zobiektywizowany obraz historii.

Problem relacji ma w książce Zyzaka ciężar dużo poważniejszy. Wiele zawartych w niej informacji, w szczególności tych bardzo negatywnych dla obrazu późniejszego przywódcy „Solidarności“, zostało zaczerpniętych ze źródeł nieznanych. Z anonimowych relacji czasem pojedynczych osób, a czasem kilku wsi chyba zwoływanych przez niego na wiecach (cytuję: „relacja mieszkańców Popowa, Sobowa i Chalina“ – s. 64).

Dosyć istotne wywody na temat rzekomego nieślubnego dziecka Wałęsy padają na podstawie relacji m.in. „Pani Zenobii, Pana Adama i Pana Leszka“ (s. 50). Zyzak twierdzi, że wspomniane osoby ukryły swoje dane personalne i on jako naukowiec musiał to uszanować. No dobrze, ale czy próbował treść tych relacji w rzeczowy sposób weryfikować? Po urodzonym dziecku pozostaje kilka śladów archiwalnych czy to w księgach parafialnych, czy to w urzędzie stanu cywilnego, czy też innej ewidencji ludności.

Niestety, z książki Zyzaka wynika, że podobnej weryfikacji w ogóle nie przeprowadził. Generalnie wydaje się, że autor od pracy w archiwach, chociażby w warszawskim IPN, trochę stronił. Zasłonił się przy tym nieprawdziwymi tłumaczeniami (s. 8 – 9). Generalnie za symbol jego pracy będę zmuszony uznawać sprawę innej relacji uzyskanej przez Zyzaka, według której Lech Wałęsa miał być w latach młodości stojącym pod sklepem i pijącym piwo – państwo wybaczą – „obszczymurkiem“ (s. 49). Czy Zyzak widział na oczy autora wspomnianej relacji? Nie. Usłyszał całą historię od Krzysztofa Wyszkowskiego.

Równie wątpliwą wartość ma wiele podanych przez Zyzaka informacji na temat młodzieńczych lat późniejszego przywódcy „Solidarności“, dotyczących jego kradzieży, udziału w rozróbach, pobicia nauczyciela czy rzekomego nasikania przez młodego Wałęsę w kościele do kropielnicy (s. 41).

Miała być biografia polityczna przywódcy „Solidarności“, a są nadmierne urologiczne pasje Pawła Zyzaka.

Casus "Bolka"

Sprawa tajnego współpracownika „Bolka“ jest ważnym elementem biografii Lecha Wałęsy. A ponieważ temat ten został wcześniej opracowany, można łatwo sprawdzić, czy książka Zyzaka prezentuje należytą rzetelność i wiarygodność.

Niestety, wygląda na to, że książkę „SB a Lech Wałęsa. Przyczynek do biografii“ autorstwa Sławomira Cenckiewicza i niżej podpisanego wspomniany czytał niedbale. Stąd liczne błędy rzeczowe i wątpliwe interpretacje. Zyzak twierdzi na przykład, że jeden z najważniejszych dokumentów dotyczących TW „Bolka“, czyli karta rejestracyjna Lecha Wałęsy, pochodzi z Delegatury UOP w Gdańsku (s. 137).

Dokument ten został przez nas dokładnie opisany, a ponadto dwukrotnie zaprezentowany w aneksie. Ze wszystkich zamieszczonych przy nim opisów wynika jednoznacznie, że wspomniana karta znajdowała się w warszawskiej centrali, a nie w Delegaturze UOP w Gdańsku. Oficera SB o nazwisku Łubiński autor uporczywie nazywa „Łubieńskim“ i przekonuje, że Marian Jurczyk miał kontakty z SB w innych niż w rzeczywistości latach (s. 245).

Oczywiście można twierdzić, że podobne błędy i nieścisłości mają znaczenie drugorzędne. Ale dbałość o podobne szczegóły i drobiazgi to rzecz zupełnie fundamentalna. Świadczy ona o wiarygodności autora w kwestiach, w których nie możemy łatwo zweryfikować podawanych przez niego informacji.

Wiele fragmentów książki podaje informacje sprzeczne lub niezrozumiałe. Na stronach 105 czy 424 Zyzak nie ma wątpliwości, że działalność TW „Bolka“ odbywała się w latach 1970 – 1976. W innym miejscu dzieli ten okres na jakieś części i informuje, że akta TW „Bolka“ zostały zamknięte i trafiły do archiwum w 1972 roku (s. 121). To informacja oczywiście nieprawdziwa, ponieważ opisane zdarzenia miały miejsce dopiero w 1976 r.

Zyzak równie źle interpretuje treść notatki z rozmowy przeprowadzonej z Lechem Wałęsą w 1978 r. przez dwóch wysokich funkcjonariuszy gdańskiej SB: mjr. Czesława Wojtalika i mjr. Ryszarda Łubińskiego: „z treści dokumentu wynika jednoznacznie, że Wałęsa podjął się pewnej formy kontaktów. Możemy założyć, że odbyło się co najmniej jedno zapowiedziane spotkanie z funkcjonariuszami SB“ (s. 159).

Z dokumentu wynika jednoznacznie, że Lech Wałęsa odrzucił propozycję agenturalnej współpracy z SB i wykluczył taką ewentualność w przyszłości. Nie ma dowodów, by kiedykolwiek Wałęsa spotkał się jeszcze raz z Wojtalikiem i Łubińskim – to, co w tej materii „zakłada“ Zyzak, to zwyczajne konfabulacje.

To miała być biografia polityczna przywódcy „Solidarności”, a są nadmiernie urologiczne pasje Pawła Zyzaka

Dalej autor odnosi się do opisanego przez nas sfałszowanego dokumentu, którego treść miała wykluczać możliwość współpracy Lecha Wałęsy z SB. Dokument ten, datowany na 16 lutego 1971 r., powstał najprawdopodobniej w czasie prezydentury Wałęsy. Odwołując się do naszych ustaleń w tej sprawie, Zyzak pisze: „istnieje wiarygodny pogląd, iż cytowany powyżej dokument został w całości podrobiony, a następnie podrzucony (…) w latach 90. z zamiarem dyskredytacji osób weryfikujących akta „Bolka“„ (s. 120). Dokument jednak był spreparowany po to, żeby wybielić przeszłość Lecha Wałęsy. Interpretację tego wydarzenia przedstawioną przez Zyzaka można uznać za dowód niekompetencji.

Podobnie jak w sprawie TW „Bolka“ oczywiste wątpliwości budzi wiele innych podawanych przez Zyzaka wiadomości dotyczących historycznego tła, w jakim działał Lech Wałęsa, czy metod pracy operacyjnej Służby Bezpieczeństwa. Wspomniany pisze na przykład.: „zaostrzenie [politycznego] kursu przez Gomułkę, co ciekawe wbrew intencjom Związku Sowieckiego, zalecającego szukanie porozumienia, wywołały trzy poważne tąpnięcia“ (s. 44).

Do owych „tąpnięć“ autor zaliczył między innymi interwencję wojsk Układu Warszawskiego w czasie praskiej wiosny. Moim zdaniem miała ona wiele przyczyn, z których najmniej istotna to polityka Władysława Gomułki.

Historyk wobec historii

W innym miejscu Zyzak pisze o Edwardzie Gierku: „nowy szef partii w odróżnieniu od swojego poprzednika potrafił, ale też starał się zjednywać sobie ludzi“ (s. 99). Historyczna rzeczywistość wydaje się jednak bardziej skomplikowana. Nie tylko ze względu na przebieg pamiętnego wiecu Władysława Gomułki z czasów Października.

Wątpię, czy tego rodzaju płytkie opinie Zyzaka dotyczące wielu wydarzeń z historii Polski znajdą uznanie historyków. Autor biografii Wałęsy generalnie pisze nieostrożnie. W jednym z fragmentów stwierdził na przykład, że po 1956 r. w Polsce rozpoczęła się „nieśmiała dekolektywizacja“ (s. 43). A kiedy w Polsce mieliśmy „śmiałą kolektywizację“?

W innym miejscu Zyzak pisze, że ze względu na duże zniszczenia akt dotyczących Lecha Wałęsy „jesteśmy zmuszeni korzystać z (…) donosów znajdujących się w sprawach operacyjnych porozrzucanych w archiwach całej Polski“ (s. 129). Jak dotychczas wszystkie odnalezione doniesienia TW „Bolka“ zostały odnalezione w archiwach gdańskiego IPN. Zyzak nie musi więc jeździć po całej Polsce, chyba że gna go tam nadmierna ułańska fantazja.

Opisane wyżej przykłady są dla recenzowanej książki wyjątkowo typowe. Jej autor nie waży słów, źle dobiera przymiotniki, a w wypadku wielu wydarzeń nie trafia z opisem ich istoty i skali. Wiele twierdzeń popiera plotkami i nieudokumentowanymi założeniami. „Bardzo prawdopodobne – przekonuje Zyzak – iż dokumenty dotyczące agenturalnej przeszłości przywódcy „Solidarności“ znajdują się również w zbiorach Stanów Zjednoczonych“ (s. 421). Jako dowód na to twierdzenie podaje opowiedzianą mu przez kogoś historię, że część dokumentów enerdowskiej Stasi przejęli właśnie Amerykanie.

Kłopot w tym, że o całej sprawie dotyczącej akt enerdowskiego wywiadu wiadomo znacznie więcej niż z opowieści zasłyszanych przez Zyzaka. W żaden sposób nie przekreślają one, ale też nie wspierają ukutej przez niego teorii o posiadaniu przez Amerykanów dokumentów dotyczących TW „Bolka“.

Także wiele innych twierdzeń Zyzaka z braku wiarygodnych dowodów po prostu zawisa w próżni. Autor ma prawo uważać, że oficerowie SB dokonywali w czasie zajść grudniowych kradzieży i rozbojów (s. 80), ale musi na potwierdzenie tej tezy przywołać stosowną literaturę lub dokumenty. O pamiętnikach Mieczysława Rakowskiego może pisać: „przed publikacją zostały zapewne objęte odpowiednią autocenzurą, co w tym wypadku oznacza, że co bardziej kompromitujące informacje zostały raczej usunięte niż zniekształcone“ (s. 408), ale tylko wtedy, gdy przedstawi dowody. W innym miejscu Zyzak pisze o dokumentach dotyczących TW „Bolka“: „bezpieka posiadała niezliczone możliwości podania ich zawartości do wiadomości publicznej“ (s. 421). Twierdzę, że Zyzak jest w błędzie, a ponieważ nie opisał żadnej z rzekomo „niezliczonych“ możliwości, nie ma nawet czego zacząć liczyć. Także wiele informacji podanych przez Zyzaka na temat Służby Bezpieczeństwa jest błędnych, niedokładnych lub wręcz niepoważnych, jak w wypadku jego wywodów na temat struktur SB (s. 108) czy jednej z kategorii tajnych współpracowników SB – kontaktu operacyjnego (s. 159).

Znaj proporcje...

Jest rzeczą oczywistą, że historyk winien dążyć do wyłączenia własnych emocji i opisywane fakty traktować uczciwie, zgodnie z kanonami naukowego rzemiosła. Analizując czasem skomplikowane postacie, w wypadku nasuwających się pytań trzeba brać pod uwagę bardzo różne odpowiedzi. A wskazywać te, które są najbardziej prawdopodobne.

Zyzak często wybiera inne, najbardziej niekorzystne dla przywódcy „Solidarności“. Z lubością i mocno ponad miarę dokonuje egzegezy rozmaitych sprzecznych czy wręcz nieprawdziwych słów Wałęsy. Tak jakby było wielką sensacją, że jako świadek własnej historii jest on niezbyt wiarygodny.

Ale zarzucając swemu bohaterowi kłamstwo, Zyzak nie zawsze musi mieć rację. Twierdzi na przykład, że Wałęsa świadomie wyolbrzymia martyrologię swojego ojca, przekonując, że był on więźniem obozu koncentracyjnego, podczas gdy w rzeczywistości był on w niemieckim obozie pracy (s. 24). Biograf Wałęsy pisze bez cienia wątpliwości: „znamy różnicę pomiędzy niemieckimi obozami pracy a obozami koncentracyjnymi, zwanymi również obozami zagłady. Znał ją z pewnością i Lech Wałęsa“.

Nie wiem, czy były prezydent rzeczywiście celowo mijał się tu z prawdą. Zarówno w tym wypadku, jak i przy innych oskarżeniach stawianych w książce brak mi prezentowanej przez Zyzaka pewności. Dopuszczam bowiem, że jego bohater, człowiek, który zakończył edukację na poziomie zasadniczej szkoły zawodowej, może takich rzeczy nie wiedzieć.

W tym przekonaniu utwierdza mnie fakt, że również niektórzy historycy mają z niemieckimi obozami wyraźne problemy. Na przykład Paweł Zyzak piszący o „obozach koncentracyjnych zwanych również obozami zagłady“. Obóz koncentracyjny (Konzentrationslager) to nie to samo co obóz zagłady (Vernichtungslager). Jeżeli w tej kwestii brakuje wiedzy Zyzakowi, to zakładam, że może jej brakować i Wałęsie.

Omawiana biografia ma wiele innych wad i usterek. Za często niezwykle istotne, a niekorzystne dla przywódcy „Solidarności“ informacje padają na podstawie opinii ludzi mu niechętnych. Często wręcz osobistych wrogów, a nie tylko politycznych przeciwników. Jeszcze częściej Zyzak pozwala sobie na metody opisu historii, które uważam za absolutnie niedopuszczalne. Tak jak w wypadku opisu zakupu przez Wałęsę na początku lat 70. fiata 126p. Po zdaniu zawierającym informację o tym wydarzeniu Zyzak pisze: [jeden ze współpracowników Wałęsy] „Henryk Lenarciak tłumaczy, że w celach werbunkowych SB obiecywała stoczniowcom załatwienie samochodu czy mieszkania“ (s. 119).

Czy autor dysponuje jakimikolwiek poszlakami pozwalającymi na łączenie sprawy wspomnianego samochodu z działaniami Służby Bezpieczeństwa? Z książki nic takiego nie wynika, więc podobne słowa można zdefiniować jako kuriozalne konfabulacje. Niestety, niejedyne. Na s. 159 bez żadnych podstaw autor „zakłada“, że Wałęsa mógł od 1978 r. być kontaktem operacyjnym Służby Bezpieczeństwa: „współpraca Wałęsy mogła opierać się na zasadach kontaktu operacyjnego (KO), czyli osoby udzielającej SB informacji niebędącej formalnie zwerbowaną“. Dotychczasowa wiedza historyczna jasno wskazuje, że w tym czasie Wałęsa był rozpracowywany w ramach sprawy o kryptonimie „Bolek“. To w tym wypadku wyklucza ewentualność, że był jednocześnie kontaktem operacyjnym.

Swoje bardzo poważne oskarżenia Paweł Zyzak wysunął bez jakichkolwiek dowodów. Nie ma nawet, jak w wypadku „sikania do kropielnicy“, relacji [anonimowego] mieszkańca Pokrzywnicy“ (s. 41 – 42). Nie ma nic prócz kompletnego braku odpowiedzialności Zyzaka.

Szkodliwa pseudonauka

Książka Pawła Zyzaka naprawdę ma liczne zalety i można w niej znaleźć całą gamę ważnych i ciekawych informacji. Część jego ustaleń pokrywa się z ustaleniami, które wcześniej poczyniliśmy wspólnie ze Sławomirem Cenckiewiczem.

Dotyczą one chociażby działań Urzędu Ochrony Państwa, który – wiele na to wskazuje – w latach 90. „czyścił“ w różnych miejscach dokumenty dotyczące Lecha Wałęsy. Ale ze względu na brak możliwości weryfikacji części posiadanych przez nas informacji lub niemożność ujawnienia naszych źródeł w kilku istotnych przypadkach nie było możliwości ich publikacji w książce „SB a Lech Wałęsa“. Zyzak przywraca pamięci wiele innych, nieznanych faktów z życiorysu swego bohatera, odważnie pisze o tak skomplikowanym i trudnym dokumencie, jakim jest zbyt łatwo odrzucana przez naukowców słynna „rozmowa braci“. Jego książka jest napisana ciekawie, a jej autor ma wielkie pokłady talentu i niewątpliwie pasji. Ale negatywy wyraźnie przeważają i to one zadecydują o odbiorze jego pracy. Bo Zyzak pozwala sobie na rzeczy, które w nauce raczej nie powinny się zdarzyć. Dotyczy to przede wszystkim opisu młodzieńczych lat Lecha Wałęsy, w którym na podstawie anonimowych i niesprawdzonych źródeł podano wiele bardzo negatywnych dla Wałęsy informacji.

W innych częściach biografii pojawia się pod adresem przywódcy „Solidarności“ wiele podejrzeń i insynuacji. Czasem nawet w kwestiach, w których zachowane dokumenty mówią dokładnie coś przeciwnego – dotyczy to wspomnianej „ewentualności“ współpracy Wałęsy z SB po 1978 roku. Na tak poważne oskarżenia Zyzak nie ma po prostu nic, nawet „anonimowej relacji“.

Lech Wałęsa to jedna z najważniejszych postaci najnowszej historii Polski. Zawsze będzie budził skrajne oceny i naukowe kontrowersje. Nie może więc oczekiwać, że wszyscy będą pisać na kolanach i w sposób, w jaki on sam często zwykł mówić o sobie. Ale Wałęsa ma prawo żądać, by go traktowano uczciwie.

W tym kanonie się nie mieści, moim zdaniem, notoryczne opieranie się na opiniach jego wrogów, wysuwanie bezpodstawnych oskarżeń i sięganie do zwyczajnych insynuacji. W nauce niedozwolone jest także cytowanie anonimowo przekazanych historyjek funkcjonujących na zasadzie „jedna pani drugiej pani w maglu“.

W historiografii dotyczącej najnowszych dziejów Polski jest wiele szkodliwych mitów i zwyczajnej nieprawdy. Ale odbrązawianie polega na rzeczowej dekonstrukcji mitów, a nie na obrzucaniu czym tylko popadnie. Zaprezentowana przez autora oral history za często sprowadza się do możliwości mówienia wszystkiego, co komu ślina na język przyniesie. W opinii wielu „sikanie do kropielnicy“ w prosty sposób będzie łączone nie z nazwiskiem bohatera książki, tylko z historiografią Zyzaka.

Ta książka jest jego porażką i prawdopodobnie również – w świecie nauki i życiu publicznym – klasycznym harakiri. Ale nie tylko o zmarnowany talent autora tu chodzi. Książka jest zła i szkodliwa także dla polskiej historiografii, bo zwolennikom wolności badań naukowych wyrządza niedźwiedzią przysługę. Ich przeciwnicy wezmą biografię Zyzaka i będą triumfalnie pokazywać, że tu nie o żadną prawdę historyczną chodzi, tylko o dokopanie Wałęsie.

Ja się na taką naukę, jaką zaprezentował Zyzak, zwyczajnie, po ludzku, nie zgadzam. Lech Wałęsa to postać skomplikowana i ciekawa. Jakkolwiek by oceniano jego polityczną biografię, to trzeba zachować rygory naukowe i niezbędną dozę obiektywizmu. Przywódca „Solidarności“, polski noblista i prezydent, a przede wszystkim człowiek, cokolwiek byśmy o nim sądzili, na traktowanie a la Zyzak po prostu nie zasługuje.

Autor, politolog i historyk, jest wicedyrektorem Biura Lustracyjnego Instytutu Pamięci Narodowej. Opublikował wraz ze Sławomirem Cenckiewiczem książkę „SB a Lech Wałęsa. Przyczynek do biografii“

 

Infonurt2: reakcja  Bolka mowi sama za siebie – to Zyzak dotarl do tej  „prawdziwej” prawdy.