|
|
||
|
|
||
Radio Zet/Blog Aleksandra
Soplińskiego w Onet.pl, JG/11:14 "Panie prezydencie Wałęsa,
nie wierzę w pańską emigrację z Polski" Lech Wałęsa. Fot. PAP/Adam
Warżawa Janusz Palikot postuluje likwidację
IPN, któremu zarzuca "antypolską" działalność.
Tymczasem Aleksander Sopliński, senator koalicyjnego PSL, jest bardziej
powściągliwy przy komentowaniu sprawy deklaracji Lecha
Wałęsy o planach wyjazdu z Polski. - Lech Wałęsa powinien
już przywyknąc do obecności "Bolka" w głowach
różnych historyków i pseudohistoryków - pisze na swoim blogu w Onet.pl. Senator PSL uważa, że Paweł
Zyzak "popełnił książkę o Lechu
Wałęsie, w której oskarża
legendę »Solidarności« o to, że miał nieślubne
dziecko i że był agentem SB". - O ile pierwszy zarzut trudno
komentować i nawet nazwać zarzutem, o tyle drugi ma większy
ciężar gatunkowy pisze Aleksander
Sopliński.
|
|
|
|
Wałęsa grozi, że wyjedzie z
kraju
PAP
Lech Wałęsa zapowiedział w
swoim blogu, że przestanie brać udział w uroczystościach
rocznicowych, zagroził też, że odda nagrody, a nawet wyjedzie z
kraju. Były prezydent reaguje w ten sposób na publikację
książki Pawła Zyzaka "Lech Wałęsa. Idea i
historia".
"W związku z kolejnym bezkarnym atakiem na mój
życiorys (za paszkwilem, gniotem Cenckiewicza zrobionym z dopasowywanych z
całej dokumentacji SB, różnych kserokopii donosów i raportów SB) tym
razem juz w kolejnym ataku Zyzak, bez żadnych nawet kserokopii,
całkowicie od początku do końca ze zmyślonymi obrzydliwymi
barbarzyńskimi pomówieniami" - pisze Lech Wałęsa.
"W związku z tym że te ataki wychodzą z instytucji
demokratycznych struktur Państwa, o które walczyłem. Do chwili
opanowania w obowiązującym prawie rezygnuję z wszelkiego
uczestnictwa w rocznicowych uroczystościach i podobnych spotkaniach"
- pisze przywódca "Solidarności".
"Jeśli i to nie pomoże w następnym
ruchu zwrócę wszystkie nagrody i zaszczyty, poproszę dzisiejszych
właścicieli tych pamiątek o zwrot do ofiarodawców, a w
następnym ruchu wyjadę z Kraju - pisze Wałęsa.
Wałęsa
obraził się na Polskę
29-03-2009, ostatnia aktualizacja 29-03-2009 23:42
Lech Wałęsa w proteście przeciwko
publikacji IPN "Lech Wałęsa. Idea i historia" zapowiada
częściowe wycofanie z życia publicznego
autor zdjęcia: Jerzy Dudek
źródło: Fotorzepa
Lech Wałęsa
Były prezydent ogłosił
na swoim blogu, że rezygnuje z uczestnictwa we "wszelkich
rocznicowych uroczystościach i podobnych spotkaniach". Może nawet
wyjechać z Polski.
"Nie żartuję" -
pisze Wałęsa i grozi, że jeśli ataki pod jego adresem
będą się powtarzać, a "struktury demokratycznego
Państwa" nie będą szanować prawa i wyroków sądów,
w następnym kroku zwróci wszystkie przyznane mu nagrody i zaszczyty.
Jeśli i to nie pomoże, Wałęsa zapowiada, że
"wyjedzie z Kraju".
Co tak zdenerwowało prezydenta?
Chodzi o kolejną publikację historyków IPN, która opisuje jego
współpracę ze perelowską Służbą
Bezpieczeństwa. Na książcę Pawła Zyzaka "Lech Wałęsa.
Idea i historia" jej bohater nie zostawia suchej nitki. Według
Wałęsy, jej treść to niczym nie podparty atak,
"całkowicie od początku do końca ze zmyślonymi
obrzydliwymi barbarzyńskimi pomówieniami".
Zdaniem byłego prezydenta,
państwowa instytucja, jaką jest IPN, nie może
lekceważyć prawomocnego wyroku sądu lustracyjnego.
"Demokratyczne Państwo nie może w nieskończoność
na coć podobnego pozwalać. Walczyłem o inne Państwo i inne
zachowanie przedstawicieli struktur tego Państwa" - napisał
wzburzony Wałęsa.
TVN24
Infonurt2 : Bolek – trafiony i.. tonie!!
Trzecie
pokolenie posolidarnosciowe – nie dalo sie oglupic..niestety- ale ci nie daja
sie nabrac jak mocherowe berety!!
Web405Tajemnice
Wałęsy
21-03-2009,
Nowa biografia
lidera „Solidarności” nie jest wolna od wad i chętniej daje głos
jego antagonistom niż zwolennikom. Ale uświadamia czytelnikowi, w jak
wielu naprawdę ważnych sprawach nie zadawano Wałęsie zbyt
uporczywych pytań
źródło:
Reporter
Lech
Wałęsa przemawia przed siedzibą sądu wojewódzkiego w
Warszawie po pierwszej próbie rejestracji NSZZ „Solidarność“,
październik 1980
autor
zdjęcia: Erazm Ciołek
źródło:
Fotorzepa
Posiedzenie
założycielskie Komitetu Obywatelskiego przy Lechu Wałęsie,
grudzień 1988
Po burzy wokół monografii „SB a Lech Wałęsa” Sławomira
Cenckiewicza i Piotra Gontarczyka można było się obawiać,
że awantura wokół książki skutecznie odstraszy innych
historyków od zajmowania się postacią Lecha Wałęsy. A
jednak powstają kolejne dzieła o liderze ruchu „Solidarności”.
Na półki księgarń trafia właśnie książka
Pawła Zyzaka „Lech Wałęsa – idea i historia. Biografia
polityczna legendarnego przywódcy »Solidarności« do 1988 roku”.
Urodzony w 1984 roku Zyzak, absolwent Wydziału Historii Uniwersytetu
Jagiellońskiego, to zapewne najmłodszy autor piszący o
Wałęsie. Promotorem jego pracy był prof. Andrzej Nowak.
Wyjaśnijmy od razu, że jest to biografia napisana bez rozmowy z
Lechem Wałęsą. Autor we wstępie do książki
opisuje długą wymianę listów w sprawie uzyskania
możliwości rozmowy z polskim noblistą. Zakończyła
się ona po wielu miesiącach bez żadnego efektu.
Co ciekawe, autor pisze, że współpracownicy byłego
prezydenta z Instytutu Lecha Wałęsy zamiast pomóc w spotkaniu,
zaproponowali mu w pewnym momencie udział w pisaniu kolejnej autobiografii
noblisty, ale pod nadzorem instytutu. Ten incydent pokazuje, jak
ciężko poruszać temat jednego z najsłynniejszych Polaków.
Zyzak stanął wobec wyboru: albo wejście pod kuratelę
Instytutu Wałęsy i pisanie o „wodzu” pod ścisłą
kontrolą, albo odmowa współpracy.
Poszedł swoją drogą i stworzył dzieło blisko
600-stronicowe, budzące szacunek ilością źródeł, przez
jakie się przebił, i ilością relacji zebranych od ludzi,
którzy zetknęli się z Wałęsą. Kolejny raz powtarza
się zasada, że dopiero młode pokolenia wyzbywają się
kompleksów wobec postaci, które wcześniej żyjącym badaczom
jawią się jako żywe pomniki.
Czytelnikowi nasuwać musi się od razu pytanie, czym praca Zyzaka
różni się od niedawnej książki Cenckiewicza i Gontarczyka.
Różnica jest wyraźna. „SB a Lech Wałęsa” opierała
się niemal wyłącznie na dokumentach dotyczących
Wałęsy znajdujących się w IPN i została
uzupełniona o losy tych dokumentów w ostatnim 20-leciu. Oczywiście
książka ta siłą rzeczy pełniła rolę
pierwszej biografii Wałęsy, ale sami autorzy podkreślali,
że nią nie była. Do herkulesowej pracy pisania biografii
Wałęsy przymierzył się Paweł Zyzak. Z jakim efektem?
Gdybym to ja miał nadawać książce tytuł, to
zastanowiłbym się nad tytułem: „Tajemnice Lecha
Wałęsy”. Paweł Zyzak, próbując zrekonstruować jego
życiorys, niemal od kołyski po koniec lat 80., cały czas
odkrywa, że mnóstwo podstawowych faktów dotyczących późniejszego
prezydenta nie było przed nim opisywane lub też wcześniejsi
autorzy przyjmowali deklaracje Wałęsy bez żadnego sprawdzenia.
Dobrym przykładem jest fakt, że Wałęsa podał w
swojej autobiografii „Droga nadziei”, iż do Gdańska, gdzie miał
się otworzyć nowy etap w jego życiu, wyrwał się z
rodzinnych Kujaw, ze stacyjki kolejowej w Dobrzyniu nad Wisłą. Ta
powtarzana za książką Wałęsy informacja okazała
się bzdurą, bo w Dobrzyniu nie ma i nigdy nie było żadnej
stacji kolejowej. Zyzak zestawia drobiazgowo okruchy informacji i – jak pisze –
co rusz natrafia na respekt wobec Wałęsy sznurujący ludziom usta
lub ślady urzędowego działania mającego zadbać o
nieskalaną przeszłość polskiego noblisty.
Zyzak nie jest np. w stanie ustalić, za jakie grzechy młody
Wałęsa trafił do ośrodka dla trudnej młodzieży we
Włocławku. Nie było to możliwe, gdyż, jak ustalił
Zyzak, na początku lat 90. w ośrodku złożyli wizytę
funkcjonariusze UOP i bezprawnie skonfiskowali interesującą ich
dokumentację. Ustalanie faktów z najmłodszych lat Wałęsy
okazało się niemożliwe bez zebrania ustnych relacji ludzi
pamiętających rodzinę Wałęsów i samego młodego
Leszka.
Miało to swoje konsekwencje dla konstrukcji pracy. Autor
podkreśla we wstępie, że tzw. oral history powinna być dla
badacza równie istotnym źródłem, co dokumenty pisane. Owszem, wydaje
się, że bez ustnych relacji trudno opisać okres do sierpnia 1980
r., ale już potem posiłkowanie się ustnymi relacjami polityków
musi wywoływać pytanie o ich dobór i zdolność oderwania
się od aktualnych sporów z Wałęsą.
Jeszcze w wypadku lat 70. ma to swoje zalety. Autor dociera do jednego z
gdańskich esbeków Janusza Stachowiaka, który podaje wiele nieznanych
szczegółów o losach Lecha Wałęsy w latach 70. Ale już gdy
Zyzak opisuje strajk z sierpnia 1980 i dopuszcza do głosu takich
świadków, jak Bogdan Borusewicz, Anna Walentynowicz czy Andrzej Gwiazda,
to można zapytać, dlaczego nie przedstawia nam relacji osób wysoko
oceniających ówczesne przywództwo Wałęsy, np. Tadeusza
Mazowieckiego. Te pytania można mnożyć w stosunku do okresu
„Solidarności” i stanu wojennego. Krytycy mogą wskazywać,
że częściej Zyzak sięga do antagonistów Wałęsy
niż jego zwolenników.
Autor z benedyktyńską cierpliwością wynajduje
białe plamy w życiu Wałęsy. Od rozmaitych znaków zapytania
dotyczących okoliczności wyjazdu z Kujaw do Gdańska po
dywagacje, jak wyglądały działania Wałęsy w czasie
paru najbardziej dramatycznych dni grudnia 1970 roku. Akurat w kwestii
pytania dotyczącego, czy Wałęsa współpracował z SB
jako tajny współpracownik, Zyzak żadnych wątpliwości nie ma
i przychyla się do tezy Gontarczyka i Cenckiewicza, że przyszły
lider „Solidarności” był niebezpiecznym dla kolegów, chętnym i
gorliwym agentem SB.
Wraz z autorem poznajemy też dziwaczny status, jaki sobie
wypracował Wałęsa w środowisku wolnych związków
zawodowych. Problem w tym, że Zyzak, cytując wypowiedzi, które
skłaniają do bardzo niepokojących pytań, nie zdobywa
się na podsumowanie i nie podaje swojego osądu co do
prawdziwości pewnych zarzutów. Owszem, są problemy, których nie
sposób wyjaśnić jednoznacznie, jak choćby dziwaczna sprawa
sprzecznych ze sobą relacji Wałęsy o legendarnym skoku przez
płot. W innych wypadkach jednak, gdy Zyzak cytuje opowieści o
wymykaniu się Wałęsy ze stoczni na spotkania z I sekretarzem KW
PZPR w Gdańsku Fiszbachem czy też o domniemanej próbie
zakończenia strajku już 28 sierpnia, pozostajemy bez jednoznacznego
komentarza autora. Czytelnik się nie dowie, czy autor uznaje, że
Wałęsa w Sierpniu był całkowicie samodzielny, czy też
wlekły się za nim jakieś uwikłania wobec władzy. A od
autora fachowej biografii takiego sądu można by oczekiwać.
Tak samo jest, gdy Zyzak cytuje relacje Andrzeja Gwiazdy, że
Wałęsa już w południe 12 grudnia 1981 roku został
poinformowany przez wysłanników Jaruzelskiego o wprowadzeniu stanu
wojennego. Nie wiemy, czy daną teorię możemy uznać za fakt,
czy też jest to jeden z wielu nierozstrzygalnych znaków zapytania. Tu
kłania się wada cytowania najrozmaitszych relacji, które mogą
być wchłaniane po latach przez późniejsze sensacyjne teorie.
Ale niekiedy Zyzak wraca do rzeczy, które – wydawało się –
zostały już wyjaśnione, a o których przez ostatnie 15 lat
całkowicie zapomnieliśmy. Tak jest z z tajemniczym pojawieniem
się Mieczysława Wachowskiego u boku Wałęsy w czasach
legalnej „Solidarności”. Zyzak przypomina też wszystkie
„niekonwencjonalne” aspekty internowania Wałęsy i jego
późniejszych relacji z podziemiem w latach 80. Trud wyszukiwania
wszystkich zagadek dotyczących Wałęsy powoduje, że autorowi
brakuje już ochoty, aby opisywać dobre strony lidera
„Solidarności”.
Pisząc te słowa, rozumiem jednocześnie, dlaczego tylu
utytułowanych historyków nie pali się do stworzenia biografii
Wałęsy. Z racji swego historycznego warsztatu mają oni
świadomość, że pewne pytania powinny być postawione, a
jednocześnie nie chcą ich stawiać, bo niekiedy liczą
się z oburzeniem salonu, który Wałęsę ogłosił
świętym za życia.
Potraktujmy więc pracę historyka z Uniwersytetu
Jagiellońskiego jako wypunktowanie znaków zapytania wokół
Wałęsy. Nie zmienia to faktu, że jeśli
książkę tę weźmie do ręki młody czytelnik,
choćby rówieśnik Zyzaka, to nie dowie się z niej, dlaczego w
tamtych latach tłumy tak bardzo kochały Wałęsę. Co
takiego słynny stoczniowiec uczynił i jak się zachowywał,
że w dialogu z tłumem wywoływał tak ogromny entuzjazm? Co
sprawiało, że składali mu hołdy intelektualiści i
prości górale? Brak opisów emocjonalnego wybuchu nastrojów, jaki
ogarnął Polskę w latach 1980 – 1981, a potem skrył się
pod powierzchnią Polski stanu wojennego, jest słabą stroną
książki.
Oczywiście autor mógłby wskazywać, że wysiłek taki
podejmował w tym czy innym miejscu, ale ten brak sympatii dla
Wałęsy powoduje, że nie brzmi to przekonująco.
Ściągnie to zresztą zapewne zarzuty o nieuczciwe uprzedzenie
autora wobec lidera „Solidarności”. Ale dość obcesowy stosunek
Zyzaka do Wałęsy uświadamia też czytelnikowi – uczestnikowi
tamtych wydarzeń, jak wiele rzeczy wybaczano Wałęsie. Jak w
wielu naprawdę ważnych sprawach nie zadawano Wałęsie zbyt
uporczywych pytań. Jak bardzo narodowa euforia wykreowała
zapotrzebowanie na ludowego trybuna i jak bardzo symbolizował on marzenia
o drugiej Japonii.
To oczywiście znane zjawisko w historii, gdy dana osoba doskonale
wchodzi w społeczne oczekiwania i tylko talent określa granice jej
popularności. Zyzak twierdzi, że Wałęsa był kimś
w rodzaju królewicza wyśnionego, który wskutek splotu różnych cech
odpowiadał bardzo różnym grupom społecznym. Twierdzi też,
że Wałęsa na dłuższą metę tak różnym
oczekiwaniom sprostać nie był w stanie i gdyby nie 13 grudnia, jego
gwiazda by zbladła. W tym sensie stan wojenny był dla
Wałęsy idealną zamrażarką jego kultu. A o tym, jak
słabym politykiem był na czasy demokratyczne, pokazała jego
prezydentura z lat 1990 – 1995.
Paweł Zyzak we wstępie do książki zadaje pytanie: jak
się ma idea Lecha Wałęsy do historii Lecha Wałęsy. Autorowi
chodzi o to, że Wałęsa kojarzony był ze wspaniałymi
ideami, ale w rzeczywistości jego polityczna praktyka była niezwykle
cyniczna i mało romantyczna.
Zyzak pokazuje, że w chwilach historycznych zwrotów Wałęsa
był zawsze zagubiony i lawirował. Tak działo się aż do
momentu, kiedy wyczuwał, w jakim kierunku zmierza historia i wtedy
następowała cudowna metamorfoza. Lechu natychmiast odnajdował
się w czołówce awangardy zmian.
Młode pokolenia wyzbywają się kompleksów wobec postaci, które
starszym i utytułowanym badaczom jawią się jako żywe
pomniki
Książka równie dobrze mogłaby nosić tytuł
„Psychologiczne techniki uwodzenia tłumów i elit w politycznej praktyce
Lecha Wałęsy”. Zyzak okazuje się niezwykle ciekawym
obserwatorem, gdy przedstawia, jak na kolejnych etapach życia od
młodości na Kujawach poprzez epizod stoczniowy z początku lat
70., wolne związki zawodowe i „Solidarność” Wałęsa z
niesamowitym instynktem trzymał się zasady opuszczania jałowego
pola.
Chodziło o to, że każde nowe
środowisko było dla Wałęsy cenne, dopóki
umożliwiało rozwój jego kariery. Gdy Wałęsa
wykorzystał już wszystkie potencjały danego środowiska,
musiał zmieniać pole. Tak było z przerzutem z Kujaw do stoczni.
Tak było z opuszczeniem gdańskiej Stoczni im. Lenina. Historia
się powtórzyła, gdy Wałęsa wszedł do WZZ, ale po
zwycięskim Sierpniu nie chciał już schylać karku przed
dawnymi opozycyjnymi mentorami i wyrywał się do nowej wielkiej
„Solidarności”. Ale i na tę robotniczą, wielomilionową
„Solidarność” przyszedł kres, gdy w grudniu, przygotowując
się do Okrągłego Stołu, zbudował komitet swego imienia
dla polityków i intelektualistów.
Z dużą bystrością Zyzak pokazuje, jak z
nużącą częstotliwością działał inny
ulubiony chwyt Wałęsy: przeforsowywanie swojej woli poprzez
groźbę odejścia z danego gremium. Wszystko to nie byłoby
możliwe bez nieprawdopodobnej pychy Wałęsy. Od wczesnej
młodości był pewny, że los stworzył go do wielkich
zadań, że musi się wyrwać w świat, bo czeka go
jakaś wielka misja. Zyzak ma doskonały słuch do odnajdywania w
licznych cytatach Wałęsy elementów jego wiary w sukces. Ale w wielu
wypadkach prowadzi to autora do pewnego błędu perspektywy,
ponieważ Zyzak wie, że Wałęsa większość
swoich rozgrywek wygrał – pisze o zmaganiach Wałęsy tak, jakby
ten był skazany na sukces. Wałęsa jako chytry gracz w
książce Zyzaka zawsze wszystko na czas przewiduje i wie, jak
wygrać. Związana z tym jest oczywiście inna trafna obserwacja
Zyzaka, że postrzegany często jako niezłomny antykomunista Lech
Wałęsa bywał perfekcyjny w cichym układaniu się z
władzą. Zawsze dawał jej do zrozumienia, że ktoś, kto
może przyjść na jego miejsce, będzie o wiele bardziej
nieprzewidywalny i mniej skłonny do kompromisów. Wałęsa
rzeczywiście puszczał zawsze oko do swoich rywali, że tylko z
nim, z nikim innym, można wynegocjować najlepsze warunki ugody.
Ale też swoista fascynacja małpią zręcznością
Wałęsy sprawia wrażenie, jakby Zyzak nie potrafił
zauważyć, że często szarpała go niepewność
czy też obawa, że się skończył.
Czytając książkę, uświadomiłem sobie, że
epokę „Solidarności” opisuje już nowe pokolenie. Mnie nigdy nie
przyszłoby do głowy pisać o demonstrantach Grudnia „70 jako o
powstańcach. Zawahałbym się też, czy dla opisywania
historii Wałęsy trzeba koniecznie pisać o jego domniemanym
nieślubnym synu, który być może wpłynął na to,
że Wałęsa musiał opuścić swoją kujawską
małą ojczyznę. Za ryzykowne uznaję też psychologiczne
dywagacje Pawła Zyzaka, na ile fakt wychowywania Wałęsy przez
ojczyma – brata zmarłego ojca Bolesława – wywołał potem w
Wałęsie skłonność do dziwacznego stosunku do
komunistycznej władzy. Mieszaninę buntu, ale i skłonności
do cichego dogadywania się z nielubianym suwerenem.
Zyzakowi zdarza się też mieszać pewne wizerunki
społeczne. Gdy opisuje, jak w styczniu 1971 roku stoczniowcy z
nadzieją przyjmowali Edwarda Gierka, to do atutów nowego I sekretarza
zalicza zachodni sznyt Gierka i jego eleganckie garnitury. To oczywiście
błąd. Jako zachodniego światowca Polacy poznali Gierka dopiero w
połowie lat 70. W styczniu 1971 roku Gierek zyskiwał na tle
Gomułki, gdyż pamiętano jego deklarację, że zawsze
czuł się prostym górnikiem, który żył z pracy własnych
rąk.
Autor wykazuje też niekiedy brak znajomości gdańskiej
topografii. Dziwi go, że stoczniowcy z prośbą o odprawienie mszy
w swoim zakładzie zwrócili się do proboszcza kościoła
św. Brygidy, choć były kościoły położone
bliżej stoczni. Chodzi zapewne o kościół św. Jakuba, ale
warto wiedzieć, że był to i jest klasztor kapucynów, którym idea
mszalnego desantu na socjalistyczny zakład pracy mogła się
wydać dosyć egzotyczna. A teren stoczni znajduje się w obszarze
działania parafii św. Brygidy.
Razi też cytowanie dość naiwnych wniosków, np. teorii,
że dymisja Jacka Merkla z Kancelarii Prezydenta RP w 1991 roku mogła
wynikać z obaw Wałęsy, że Merkel może jeszcze
kiedyś stanąć na czele robotniczych strajków. I wreszcie
słowo o podsumowaniu książki. Zyzak przyrównuje Wałęsę
do Stalina i Nikodema Dyzmy. Pierwsze porównanie Wałęsę
obraża, a drugie nie wyczerpuje fenomenu polskiego noblisty.
Książka Zyzaka to dosyć drapieżna opowieść o
człowieku, który w genialny sposób potrafił się piąć
po drabinie politycznej kariery. Który potrafił odgadywać
społeczne nastroje, ale i w typowy dla siebie chłopski sposób
zostawić sobie pewne kanały do porozumiewania się z
komunistyczną władzą. Tą samą władzą, której
słabość najszybciej wyczuwał i najtrafniej
diagnozował. Ludziom, dla których epopeja „Solidarności” była
najpiękniejszym okresem życia – chłodny dystans, z jakim
młody historyk opisuje Wałęsę, wydawać się
może arogancją. A jednak warto przeczytać książkę
Zyzaka jako świeże spojrzenie na historię kariery słynnego
stoczniowca.
Wszystkim tym, którzy zarzucać będą autorowi uprzedzenie
wobec polskiego noblisty, wypada odpowiedzieć – piszcie własne
biografie Wałęsy. Dopiero z konfrontacji takich dzieł
wyłonić się może jakaś szansa na opisanie
największej kariery polskiej ostatnich czasów.
Infonurt2 :
Całkowicie
zgadzamy sie z autorem Zyzakiem . Pozostawienie opinii czytelnikowi jest
wielką oznaka jego szacunku- przeciez swiadkowie zyja. Rozmowa z
„grubą kreslką” Mazowieckim? Przecież jako premier
uniewinnił bez upoważnienia Narodu Polskiego wszystkich namiestnikow
z PRL.
Szczególnie
cenna jest metoda dotarcia do ludzi – czego u poprzednikow nie było
– a ich materiały IPN-obecenego archiwisty UB sa tylko mocnym dowodem na
Bolka- Wałesy – jako tajnego agenta UB.
Podkreslanie
genialnosci ciemniaka ( „Nigdy nie przeczytałem zadnej
ksiązki”)- i prawie analfabety- co potwirerdzaja jego kompromitujace
,belkotliwe przemowienia ktorych nikt nie mógł zrozumiec- wskazuja tylko
na jedno – Bolek był prowadzony na smyczy przez doskonale
przygotowanych i wyszkolonych na materiałach KGB agentow ZSRR –patrz
jego manewry dezinformacyjne. Nic innego nie dowodzi bardziej faktu prowadzenia
agenta przez sztab UB – jak jego przeskakiwanie z organizacji do organizacji i
w koncowej fazie przejscie na strone nomenklatury- realnej wladzy PRL.
Przeciez w kazdych grupach opozycji byli ukryci agenci UB i to z ich wiedzy
Bolek był informowany kiedy i gdzie powinien sie przesunąć. Ze
zawsze wygrywał – a co ? miał przegrywać z własnymi współpracownikami
UB ?- tylko oni mieli wiedze i informacje pozwalające mu zawsze
wygrać. Entuzjazm tlumu ? Przecież Bolek to był swój chłop
, „Robol” jak każdy z nas. Ciekawe czy autor dotarł do
Maliszewskiego – jednego z 20 latkow co co uratowali strajk –
szukając Walentynowicz – i w koncu sprowadzając ja do zakładu.
Na
Zachodzie jest zasada przy ustaleniu winowajcy zabojstwa : Winien jest ten co
na tym zyskał ! Kto ma swój Instytut, Nagrode Nobla? ( kupiona przez Zydow
z Niemiec). Kto przywłaszczył sobi dobra Polskiego narodu?
–Nomenklatura z PRL . Kto rządzi w Polsce od 20 lat ? –
Nomenklatura z PRL ( obecnie tzw „okrągły stół”).
Kto podrabia kolejne „ demokratyczne wybory w Polsce ”? Jak Wyzej...
Paweł Zyzak Lech Wałęsa - idea i historia.
Biografia legendarnego przywódcy Solidarności do 1988 roku |
SPIS TREŚCI:
Lech Wałęsa - idea i historia. Biografia legendarnego przywódcy
Solidarności do 1988 roku
Wstęp
DZIECIŃSTWO I MŁODOŚĆ LECHA WAŁĘSY
I. Rodowód Wałęsów
II. Beztroskie czasy
III. Elektryk ciągnikowy „po godzinach"
LECH WAŁĘSA PRACOWNIKIEM STOCZNI GDAŃSKIEJ
I. Zapuszczanie korzeni
II. W epicentrum Grudnia
III. Krajobraz po bitwie
IV. Dwie twarze obywatela Wałęsy
V. Nowy etap, nowa taktyka
DZIAŁALNOŚĆ LECHA WAŁĘSY
W WOLNYCH ZWIĄZKACH ZAWODOWYCH WYBRZEŻA
I. Nieśmiałe początki gdańskiej opozycji
II. Czy to tutaj są te WZZ-ty?
III. Listonosz
IV. Wśród nas jest agent!
V. Chrzest bojowy Lecha Wałęsy
VI. Strajki i po strajkach
VII. Co się przydarzyto Tadeuszowi Szczepańskiemu?
VIII. Zaczęło się
IX. Gdzie jest Wałęsa?
X. Kulisy pierwszego strajku
XI. Strajk solidarnościowy – początek
XII. Strajk solidarnościowy - starcia wewnątrz i starcia na
zewnątrz
XIII. Posierpniowe porządki
DZIAŁALNOŚĆ LECHA WAŁĘSY W NSZZ
„SOLIDARNOŚĆ"
I. Powstaje NSZZ „Solidarność"
II. Pierwsze spięcia na linii „Solidarność" - władza
III. Sylwetka „Cienia"
IV. Sława, podróże i „nowy Wałęsa"
V. Linia Wałęsy
VI. Strażak
VII. Wydarzenia bydgoskie i ich konsekwencje
VIII. Przyjaźń i pieniądze
IX. Czas wyborów
X. Prosto w objęcia „stanu wojennego"
XI. W ramionach „stanu wojennego"
XII. „Czas Apokalipsy"
DZIAŁALNOŚĆ LECHA WAŁĘSY W OKRESIE KONFRONTACJI
WŁADZY Z „SOLIDARNOŚCIĄ" (1981-1986)
I. Pierwsze przełomowe momenty „stanu wojennego"
II. Król na wygnaniu
III. Społeczeństwo domaga się czynu
IV. Jak brat z bratem
V Powrót z „wygnania"
VI. Świat z drugiej strony „krat"
VII. Powrót na „stare śmieci"
VIII. Przetrwać kryzys
IX. Wstęp do marszu w stronę triumfu
X. Kolejne amnestie - kolejne obawy
XI. Wypadek przy „pracy"
XII. Ostatnie pohukiwania reżimu
LECH WAŁĘSA NA DRODZE DO UMÓW OKRĄGŁEGO STOŁU
I. Opozycja nie musi być taka zła...
II. Droga od podszewki
III. Ostatnie tąpnięcia i ewakuacja
ZAKOŃCZENIE
I Sekretarze KC PZPR, Premierzy PRL i szefowie MSW
Kalendarium
Bibliografia
Indeks osób
Biografia
nieodpowiedzialna
29-03-2009, ostatnia aktualizacja 29-03-2009 19:11
Paweł Zyzak swoją książką
o Lechu Wałęsie wyrządza niedźwiedzią
przysługę zwolennikom wolności badań naukowych. Po jej
lekturze znajdą się chętni, aby triumfalnie pokazywać,
że nie o prawdę historyczną chodzi, tylko o dokopanie
Wałęsie
autor zdjęcia: Jakub Ostałowski
źródło: Fotorzepa
Piotr Gontarczyk
·
Wałęsa
obraził się na Polskę
Już we wstępnych
rozważaniach metodologicznych autor nowej książki o Lechu
Wałęsie złożył ważką deklarację: „w
toczonym od kilkudziesięciu lat sporze między zwolennikami i
przeciwnikami tak zwanej oral history [historii mówionej] stanąłem po
stronie tych pierwszych“ (s. 7 – 8). Nie jestem zwolennikiem żadnego ze
wspomnianych poglądów. Za kluczową sprawę uważam bowiem nie
charakter dostępnego źródła (dokument archiwalny czy relacja),
tylko jego wiarygodność.
O tym, czy wykorzystać dany
przekaz, czy nie, winna decydować jego krytyczna analiza. W
szczególności dotyczy to relacji o osobach publicznych składanych po
kilkudziesięciu latach. Przypadek ten dotyczy i Lecha Wałęsy.
Moja zawodowa ostrożność
i dystans wobec relacji zostały zwiększone podczas jednego z
niedawnych spotkań publicznych, które z okazji prezentacji
książki „SB a Lech Wałęsa“ odbyło się w
Gdańsku. Była tam i osoba, która krzyczała na sali, że
były przywódca „Solidarności“ jest bez wątpienia wieloletnim
agentem NKWD.
Oczywiście historię tę
mogę opowiadać jako swoiste kuriozum, ale nigdy nie przeniósłbym
jej do żadnej książki o naukowych aspiracjach. I chyba w tym
miejscu jest najważniejsza różnica pomiędzy historiografią
Pawła Zyzaka a klasycznymi pojęciami na temat metod badania
opisywanego przedmiotu. Wspomniany autor w deklaracjach wydaje się
ostrożny: „starałem się podchodzić do zagadnienia ustnego
przekazu nadzwyczaj ostrożnie“ (s. 8).
Jednak jego słowa nie
przystają do treści napisanej przez niego książki. Tu
bezkrytycznie cytuje lub przywołuje ustne przekazy bez względu na
okoliczności, w jakich powstały, i to, kim jest osoba
relacjonująca. Wiele ważnych dla Wałęsy informacji pada z
ust jego politycznych przeciwników: Andrzeja Gwiazdy, Krzysztofa Wyszkowskiego
i Anny Walentynowicz.
Jestem oczywiście daleki od tego,
by, jak to czyniono do niedawna, całą trójkę wykluczać z
historycznej narracji. Ale rygory warsztatu zobowiązują. Nie wolno
zapominać, że ich relacje mogą być nacechowane emocjami i
raczej nie wolno przyjmować ich a priori jako zobiektywizowany obraz
historii.
Problem relacji ma w książce
Zyzaka ciężar dużo poważniejszy. Wiele zawartych w niej
informacji, w szczególności tych bardzo negatywnych dla obrazu
późniejszego przywódcy „Solidarności“, zostało zaczerpniętych
ze źródeł nieznanych. Z anonimowych relacji czasem pojedynczych osób,
a czasem kilku wsi chyba zwoływanych przez niego na wiecach (cytuję:
„relacja mieszkańców Popowa, Sobowa i Chalina“ – s. 64).
Dosyć istotne wywody na temat
rzekomego nieślubnego dziecka Wałęsy padają na podstawie
relacji m.in. „Pani Zenobii, Pana Adama i Pana Leszka“ (s. 50). Zyzak twierdzi,
że wspomniane osoby ukryły swoje dane personalne i on jako naukowiec
musiał to uszanować. No dobrze, ale czy próbował treść
tych relacji w rzeczowy sposób weryfikować? Po urodzonym dziecku pozostaje
kilka śladów archiwalnych czy to w księgach parafialnych, czy to w
urzędzie stanu cywilnego, czy też innej ewidencji ludności.
Niestety, z książki Zyzaka
wynika, że podobnej weryfikacji w ogóle nie przeprowadził. Generalnie
wydaje się, że autor od pracy w archiwach, chociażby w
warszawskim IPN, trochę stronił. Zasłonił się przy tym
nieprawdziwymi tłumaczeniami (s. 8 – 9). Generalnie za symbol jego pracy
będę zmuszony uznawać sprawę innej relacji uzyskanej przez
Zyzaka, według której Lech Wałęsa miał być w latach
młodości stojącym pod sklepem i pijącym piwo – państwo
wybaczą – „obszczymurkiem“ (s. 49). Czy Zyzak widział na oczy autora
wspomnianej relacji? Nie. Usłyszał całą historię od
Krzysztofa Wyszkowskiego.
Równie wątpliwą
wartość ma wiele podanych przez Zyzaka informacji na temat
młodzieńczych lat późniejszego przywódcy „Solidarności“,
dotyczących jego kradzieży, udziału w rozróbach, pobicia
nauczyciela czy rzekomego nasikania przez młodego Wałęsę w
kościele do kropielnicy (s. 41).
Miała być biografia
polityczna przywódcy „Solidarności“, a są nadmierne urologiczne pasje
Pawła Zyzaka.
Sprawa tajnego współpracownika
„Bolka“ jest ważnym elementem biografii Lecha Wałęsy. A
ponieważ temat ten został wcześniej opracowany, można
łatwo sprawdzić, czy książka Zyzaka prezentuje
należytą rzetelność i wiarygodność.
Niestety, wygląda na to, że
książkę „SB a Lech Wałęsa. Przyczynek do biografii“
autorstwa Sławomira Cenckiewicza i niżej podpisanego wspomniany
czytał niedbale. Stąd liczne błędy rzeczowe i wątpliwe
interpretacje. Zyzak twierdzi na przykład, że jeden z
najważniejszych dokumentów dotyczących TW „Bolka“, czyli karta
rejestracyjna Lecha Wałęsy, pochodzi z Delegatury UOP w Gdańsku
(s. 137).
Dokument ten został przez nas
dokładnie opisany, a ponadto dwukrotnie zaprezentowany w aneksie. Ze
wszystkich zamieszczonych przy nim opisów wynika jednoznacznie, że
wspomniana karta znajdowała się w warszawskiej centrali, a nie w
Delegaturze UOP w Gdańsku. Oficera SB o nazwisku Łubiński autor
uporczywie nazywa „Łubieńskim“ i przekonuje, że Marian Jurczyk
miał kontakty z SB w innych niż w rzeczywistości latach (s.
245).
Oczywiście można
twierdzić, że podobne błędy i nieścisłości
mają znaczenie drugorzędne. Ale dbałość o podobne
szczegóły i drobiazgi to rzecz zupełnie fundamentalna. Świadczy
ona o wiarygodności autora w kwestiach, w których nie możemy
łatwo zweryfikować podawanych przez niego informacji.
Wiele fragmentów książki
podaje informacje sprzeczne lub niezrozumiałe. Na stronach 105 czy 424 Zyzak
nie ma wątpliwości, że działalność TW „Bolka“
odbywała się w latach 1970 – 1976. W innym miejscu dzieli ten okres
na jakieś części i informuje, że akta TW „Bolka“
zostały zamknięte i trafiły do archiwum w 1972 roku (s. 121). To
informacja oczywiście nieprawdziwa, ponieważ opisane zdarzenia
miały miejsce dopiero w 1976 r.
Zyzak równie źle interpretuje
treść notatki z rozmowy przeprowadzonej z Lechem
Wałęsą w 1978 r. przez dwóch wysokich funkcjonariuszy
gdańskiej SB: mjr. Czesława Wojtalika i mjr. Ryszarda
Łubińskiego: „z treści dokumentu wynika jednoznacznie, że
Wałęsa podjął się pewnej formy kontaktów. Możemy
założyć, że odbyło się co najmniej jedno
zapowiedziane spotkanie z funkcjonariuszami SB“ (s. 159).
Z dokumentu wynika jednoznacznie,
że Lech Wałęsa odrzucił propozycję agenturalnej
współpracy z SB i wykluczył taką ewentualność w
przyszłości. Nie ma dowodów, by kiedykolwiek Wałęsa
spotkał się jeszcze raz z Wojtalikiem i Łubińskim – to, co
w tej materii „zakłada“ Zyzak, to zwyczajne konfabulacje.
To miała być biografia
polityczna przywódcy „Solidarności”, a są nadmiernie urologiczne
pasje Pawła Zyzaka
Dalej autor odnosi się do
opisanego przez nas sfałszowanego dokumentu, którego treść
miała wykluczać możliwość współpracy Lecha
Wałęsy z SB. Dokument ten, datowany na 16 lutego 1971 r.,
powstał najprawdopodobniej w czasie prezydentury Wałęsy.
Odwołując się do naszych ustaleń w tej sprawie, Zyzak
pisze: „istnieje wiarygodny pogląd, iż cytowany powyżej dokument
został w całości podrobiony, a następnie podrzucony (…) w
latach 90. z zamiarem dyskredytacji osób weryfikujących akta „Bolka“„ (s.
120). Dokument jednak był spreparowany po to, żeby wybielić
przeszłość Lecha Wałęsy. Interpretację tego
wydarzenia przedstawioną przez Zyzaka można uznać za dowód niekompetencji.
Podobnie jak w sprawie TW „Bolka“
oczywiste wątpliwości budzi wiele innych podawanych przez Zyzaka
wiadomości dotyczących historycznego tła, w jakim
działał Lech Wałęsa, czy metod pracy operacyjnej Służby
Bezpieczeństwa. Wspomniany pisze na przykład.: „zaostrzenie
[politycznego] kursu przez Gomułkę, co ciekawe wbrew intencjom
Związku Sowieckiego, zalecającego szukanie porozumienia,
wywołały trzy poważne tąpnięcia“ (s. 44).
Do owych „tąpnięć“ autor
zaliczył między innymi interwencję wojsk Układu
Warszawskiego w czasie praskiej wiosny. Moim zdaniem miała ona wiele
przyczyn, z których najmniej istotna to polityka Władysława
Gomułki.
W innym miejscu Zyzak pisze o Edwardzie
Gierku: „nowy szef partii w odróżnieniu od swojego poprzednika
potrafił, ale też starał się zjednywać sobie ludzi“
(s. 99). Historyczna rzeczywistość wydaje się jednak bardziej
skomplikowana. Nie tylko ze względu na przebieg pamiętnego wiecu
Władysława Gomułki z czasów Października.
Wątpię, czy tego rodzaju
płytkie opinie Zyzaka dotyczące wielu wydarzeń z historii Polski
znajdą uznanie historyków. Autor biografii Wałęsy generalnie
pisze nieostrożnie. W jednym z fragmentów stwierdził na
przykład, że po 1956 r. w Polsce rozpoczęła się
„nieśmiała dekolektywizacja“ (s. 43). A kiedy w Polsce mieliśmy
„śmiałą kolektywizację“?
W innym miejscu Zyzak pisze, że ze
względu na duże zniszczenia akt dotyczących Lecha
Wałęsy „jesteśmy zmuszeni korzystać z (…) donosów
znajdujących się w sprawach operacyjnych porozrzucanych w archiwach
całej Polski“ (s. 129). Jak dotychczas wszystkie odnalezione doniesienia
TW „Bolka“ zostały odnalezione w archiwach gdańskiego IPN. Zyzak nie
musi więc jeździć po całej Polsce, chyba że gna go tam
nadmierna ułańska fantazja.
Opisane wyżej przykłady
są dla recenzowanej książki wyjątkowo typowe. Jej autor nie
waży słów, źle dobiera przymiotniki, a w wypadku wielu
wydarzeń nie trafia z opisem ich istoty i skali. Wiele twierdzeń
popiera plotkami i nieudokumentowanymi założeniami. „Bardzo prawdopodobne
– przekonuje Zyzak – iż dokumenty dotyczące agenturalnej
przeszłości przywódcy „Solidarności“ znajdują się
również w zbiorach Stanów Zjednoczonych“ (s. 421). Jako dowód na to
twierdzenie podaje opowiedzianą mu przez kogoś historię, że
część dokumentów enerdowskiej Stasi przejęli
właśnie Amerykanie.
Kłopot w tym, że o całej
sprawie dotyczącej akt enerdowskiego wywiadu wiadomo znacznie więcej
niż z opowieści zasłyszanych przez Zyzaka. W żaden sposób
nie przekreślają one, ale też nie wspierają ukutej przez
niego teorii o posiadaniu przez Amerykanów dokumentów dotyczących TW
„Bolka“.
Także wiele innych twierdzeń
Zyzaka z braku wiarygodnych dowodów po prostu zawisa w próżni. Autor ma
prawo uważać, że oficerowie SB dokonywali w czasie
zajść grudniowych kradzieży i rozbojów (s. 80), ale musi na
potwierdzenie tej tezy przywołać stosowną literaturę lub
dokumenty. O pamiętnikach Mieczysława Rakowskiego może
pisać: „przed publikacją zostały zapewne objęte
odpowiednią autocenzurą, co w tym wypadku oznacza, że co bardziej
kompromitujące informacje zostały raczej usunięte niż
zniekształcone“ (s. 408), ale tylko wtedy, gdy przedstawi dowody. W innym
miejscu Zyzak pisze o dokumentach dotyczących TW „Bolka“: „bezpieka
posiadała niezliczone możliwości podania ich zawartości do
wiadomości publicznej“ (s. 421). Twierdzę, że Zyzak jest w
błędzie, a ponieważ nie opisał żadnej z rzekomo
„niezliczonych“ możliwości, nie ma nawet czego zacząć
liczyć. Także wiele informacji podanych przez Zyzaka na temat
Służby Bezpieczeństwa jest błędnych,
niedokładnych lub wręcz niepoważnych, jak w wypadku jego wywodów
na temat struktur SB (s. 108) czy jednej z kategorii tajnych
współpracowników SB – kontaktu operacyjnego (s. 159).
Jest rzeczą oczywistą,
że historyk winien dążyć do wyłączenia
własnych emocji i opisywane fakty traktować uczciwie, zgodnie z
kanonami naukowego rzemiosła. Analizując czasem skomplikowane
postacie, w wypadku nasuwających się pytań trzeba brać pod
uwagę bardzo różne odpowiedzi. A wskazywać te, które są
najbardziej prawdopodobne.
Zyzak często wybiera inne,
najbardziej niekorzystne dla przywódcy „Solidarności“. Z
lubością i mocno ponad miarę dokonuje egzegezy rozmaitych
sprzecznych czy wręcz nieprawdziwych słów Wałęsy. Tak jakby
było wielką sensacją, że jako świadek własnej
historii jest on niezbyt wiarygodny.
Ale zarzucając swemu bohaterowi
kłamstwo, Zyzak nie zawsze musi mieć rację. Twierdzi na
przykład, że Wałęsa świadomie wyolbrzymia
martyrologię swojego ojca, przekonując, że był on więźniem
obozu koncentracyjnego, podczas gdy w rzeczywistości był on w
niemieckim obozie pracy (s. 24). Biograf Wałęsy pisze bez cienia
wątpliwości: „znamy różnicę pomiędzy niemieckimi
obozami pracy a obozami koncentracyjnymi, zwanymi również obozami
zagłady. Znał ją z pewnością i Lech Wałęsa“.
Nie wiem, czy były prezydent
rzeczywiście celowo mijał się tu z prawdą. Zarówno w tym
wypadku, jak i przy innych oskarżeniach stawianych w książce
brak mi prezentowanej przez Zyzaka pewności. Dopuszczam bowiem, że
jego bohater, człowiek, który zakończył edukację na
poziomie zasadniczej szkoły zawodowej, może takich rzeczy nie
wiedzieć.
W tym przekonaniu utwierdza mnie fakt,
że również niektórzy historycy mają z niemieckimi obozami
wyraźne problemy. Na przykład Paweł Zyzak piszący o
„obozach koncentracyjnych zwanych również obozami zagłady“. Obóz
koncentracyjny (Konzentrationslager) to nie to samo co obóz zagłady
(Vernichtungslager). Jeżeli w tej kwestii brakuje wiedzy Zyzakowi, to
zakładam, że może jej brakować i Wałęsie.
Omawiana biografia ma wiele innych wad
i usterek. Za często niezwykle istotne, a niekorzystne dla przywódcy
„Solidarności“ informacje padają na podstawie opinii ludzi mu
niechętnych. Często wręcz osobistych wrogów, a nie tylko politycznych
przeciwników. Jeszcze częściej Zyzak pozwala sobie na metody opisu
historii, które uważam za absolutnie niedopuszczalne. Tak jak w wypadku
opisu zakupu przez Wałęsę na początku lat 70. fiata 126p.
Po zdaniu zawierającym informację o tym wydarzeniu Zyzak pisze:
[jeden ze współpracowników Wałęsy] „Henryk Lenarciak
tłumaczy, że w celach werbunkowych SB obiecywała stoczniowcom
załatwienie samochodu czy mieszkania“ (s. 119).
Czy autor dysponuje jakimikolwiek
poszlakami pozwalającymi na łączenie sprawy wspomnianego
samochodu z działaniami Służby Bezpieczeństwa? Z
książki nic takiego nie wynika, więc podobne słowa
można zdefiniować jako kuriozalne konfabulacje. Niestety, niejedyne.
Na s. 159 bez żadnych podstaw autor „zakłada“, że
Wałęsa mógł od 1978 r. być kontaktem operacyjnym
Służby Bezpieczeństwa: „współpraca Wałęsy
mogła opierać się na zasadach kontaktu operacyjnego (KO), czyli
osoby udzielającej SB informacji niebędącej formalnie
zwerbowaną“. Dotychczasowa wiedza historyczna jasno wskazuje, że w
tym czasie Wałęsa był rozpracowywany w ramach sprawy o
kryptonimie „Bolek“. To w tym wypadku wyklucza ewentualność, że
był jednocześnie kontaktem operacyjnym.
Swoje bardzo poważne
oskarżenia Paweł Zyzak wysunął bez jakichkolwiek dowodów.
Nie ma nawet, jak w wypadku „sikania do kropielnicy“, relacji [anonimowego]
mieszkańca Pokrzywnicy“ (s. 41 – 42). Nie ma nic prócz kompletnego braku
odpowiedzialności Zyzaka.
Książka Pawła Zyzaka
naprawdę ma liczne zalety i można w niej znaleźć
całą gamę ważnych i ciekawych informacji.
Część jego ustaleń pokrywa się z ustaleniami, które
wcześniej poczyniliśmy wspólnie ze Sławomirem Cenckiewiczem.
Dotyczą one chociażby
działań Urzędu Ochrony Państwa, który – wiele na to
wskazuje – w latach 90. „czyścił“ w różnych miejscach dokumenty
dotyczące Lecha Wałęsy. Ale ze względu na brak
możliwości weryfikacji części posiadanych przez nas
informacji lub niemożność ujawnienia naszych źródeł w
kilku istotnych przypadkach nie było możliwości ich publikacji w
książce „SB a Lech Wałęsa“. Zyzak przywraca pamięci
wiele innych, nieznanych faktów z życiorysu swego bohatera, odważnie
pisze o tak skomplikowanym i trudnym dokumencie, jakim jest zbyt łatwo
odrzucana przez naukowców słynna „rozmowa braci“. Jego książka
jest napisana ciekawie, a jej autor ma wielkie pokłady talentu i
niewątpliwie pasji. Ale negatywy wyraźnie przeważają i to
one zadecydują o odbiorze jego pracy. Bo Zyzak pozwala sobie na rzeczy,
które w nauce raczej nie powinny się zdarzyć. Dotyczy to przede
wszystkim opisu młodzieńczych lat Lecha Wałęsy, w którym na
podstawie anonimowych i niesprawdzonych źródeł podano wiele bardzo
negatywnych dla Wałęsy informacji.
W innych częściach biografii
pojawia się pod adresem przywódcy „Solidarności“ wiele podejrzeń
i insynuacji. Czasem nawet w kwestiach, w których zachowane dokumenty
mówią dokładnie coś przeciwnego – dotyczy to wspomnianej
„ewentualności“ współpracy Wałęsy z SB po 1978 roku. Na tak
poważne oskarżenia Zyzak nie ma po prostu nic, nawet „anonimowej
relacji“.
Lech Wałęsa to jedna z
najważniejszych postaci najnowszej historii Polski. Zawsze będzie
budził skrajne oceny i naukowe kontrowersje. Nie może więc
oczekiwać, że wszyscy będą pisać na kolanach i w
sposób, w jaki on sam często zwykł mówić o sobie. Ale
Wałęsa ma prawo żądać, by go traktowano uczciwie.
W tym kanonie się nie mieści,
moim zdaniem, notoryczne opieranie się na opiniach jego wrogów, wysuwanie
bezpodstawnych oskarżeń i sięganie do zwyczajnych insynuacji. W
nauce niedozwolone jest także cytowanie anonimowo przekazanych historyjek
funkcjonujących na zasadzie „jedna pani drugiej pani w maglu“.
W historiografii dotyczącej
najnowszych dziejów Polski jest wiele szkodliwych mitów i zwyczajnej nieprawdy.
Ale odbrązawianie polega na rzeczowej dekonstrukcji mitów, a nie na
obrzucaniu czym tylko popadnie. Zaprezentowana przez autora oral history za
często sprowadza się do możliwości mówienia wszystkiego, co
komu ślina na język przyniesie. W opinii wielu „sikanie do
kropielnicy“ w prosty sposób będzie łączone nie z nazwiskiem
bohatera książki, tylko z historiografią Zyzaka.
Ta książka jest jego
porażką i prawdopodobnie również – w świecie nauki i
życiu publicznym – klasycznym harakiri. Ale nie tylko o zmarnowany talent
autora tu chodzi. Książka jest zła i szkodliwa także dla
polskiej historiografii, bo zwolennikom wolności badań naukowych
wyrządza niedźwiedzią przysługę. Ich przeciwnicy
wezmą biografię Zyzaka i będą triumfalnie pokazywać,
że tu nie o żadną prawdę historyczną chodzi, tylko o
dokopanie Wałęsie.
Ja się na taką naukę,
jaką zaprezentował Zyzak, zwyczajnie, po ludzku, nie zgadzam. Lech
Wałęsa to postać skomplikowana i ciekawa. Jakkolwiek by oceniano
jego polityczną biografię, to trzeba zachować rygory naukowe i
niezbędną dozę obiektywizmu. Przywódca „Solidarności“,
polski noblista i prezydent, a przede wszystkim człowiek, cokolwiek
byśmy o nim sądzili, na traktowanie a la Zyzak po prostu nie
zasługuje.
Autor, politolog i historyk, jest
wicedyrektorem Biura Lustracyjnego Instytutu Pamięci Narodowej.
Opublikował wraz ze Sławomirem Cenckiewiczem książkę
„SB a Lech Wałęsa. Przyczynek do
biografii“
Infonurt2:
reakcja Bolka mowi sama za siebie – to Zyzak
dotarl do tej „prawdziwej” prawdy.