Nie chciałem
wypędzić Wałęsy z Polski
01-04-2009,
Mam nadzieję, że Lech Wałęsa na spokojnie
przeczyta całą moją książkę i zaprosi mnie do siebie. Będziemy mogli usiąść i
porozmawiać na temat jej treści — mówi Paweł Zyzak, autor biografii byłego
prezydenta w rozmowie z Piotrem Zychowiczem
autor zdjęcia: Piotr Guzik
źródło: Fotorzepa
Paweł Zyzak
autor zdjęcia: Jerzy Dudek
źródło: Fotorzepa
·
List prezesa IPN do Lecha Wałęsy
Dlaczego nie lubi pan
Wałęsy?
Moim zadaniem jako historyka było
zbadanie osobowości, życia i kariery Lecha Wałęsy, a nie ocena tej historycznej
postaci. W książce uchylam się przed wyrażaniem własnych opinii. Oddaję głos
świadkom historii, którzy poznali Lecha Wałęsę na różnych etapach jego życia.
Jeżeli przedstawiam własne wnioski, to tylko w charakterze podsumowującym.
Ale w tych podsumowaniach
widać, że nie pała pan miłością do swojego bohatera.
Nie zgadzam się, nie zawarłem w nich
ocen moralnych.
Czyli lubi pan Wałęsę? Jest
to dla pana postać pozytywna?
Nie mam do niego żadnego szczególnego
stosunku emocjonalnego. Odnoszę się do Lecha Wałęsy z szacunkiem jako do
człowieka i byłego prezydenta mojego kraju. Zaletą mojego wieku jest natomiast
to, że mogę na niego spojrzeć na chłodno. Bez całego emocjonalnego bagażu, jaki
mają osoby, które uczestniczyły czy na bieżąco przeżywały wielkie wydarzenia, w
których brał udział Lech Wałęsa.
Czy pański stosunek do
Wałęsy zmieniał się w trakcie pisania książki?
Gdy zasiadałem do pracy, miałem pewien
jego obraz, zaczerpnięty z prasy i książek. Obraz niezłomnego przywódcy
„Solidarności” i obozu antykomunistycznego. Gdy poznałem go bliżej, wsłuchałem
się w jego wypowiedzi i zapoznałem z dokumentami, okazało się, że prawda jest
nieco bardziej złożona. Nie oznacza to jednak, że stał się on dla mnie od razu
czarnym charakterem. Jest skomplikowaną, niejednoznaczną postacią. A co za tym
idzie - ciekawą.
Dlaczego w swojej książce
cytuje pan przede wszystkim opinie osób mu nieprzychylnych?
To niesprawiedliwy zarzut. Wśród około
50 osób, z którymi rozmawiałem podczas pracy nad tą książką znajdowali się
ludzie, którzy dziś nastawieni są wobec Wałęsy raczej pozytywnie. Choćby
Andrzej Celiński czy Bogdan Borusewicz.
Głosom przeciwników Wałęsy
oddał pan jednak więcej miejsca. Nie brał pan pod uwagę, że mogli oni świadomie
go oczerniać?
Te rozmowy nie były jedynymi źródłami
wykorzystanymi w mojej publikacji. Korzystałem również z tysięcy dokumentów i
wielu opracowań. Wszystkie opinie wyrażane przez moich rozmówców starałem się
zestawiać z faktami znanymi z innych źródeł i konfrontować je ze sobą nawzajem.
Sprawdzałem w ten sposób ich wiarygodność. W książce nie znajdzie pan podziału
na bardziej i mniej wiarygodne opinie.
Ale relacji anonimowych
rozmówców, którzy opowiadali panu o grzechach Wałęsy z młodości, zweryfikować
pan nie mógł. A mimo to znalazły się w książce.
Mogłem i zweryfikowałem. Jednak w
przypadku opinii anonimowych rzeczywiście mogę powoływać się tylko na swoją
rzetelność. O wielu sprawach dowiedziałem się niezależnie od co najmniej kilku
osób. Ich nazwiska i adresy znam. Mam również nagrania tych rozmów.
Zdecydowałem się uszanować wolę moich rozmówców, którzy obawiali się o swoje
bezpieczeństwo, i nie ujawniłem ich personaliów. Są to jednak osoby wiarygodne.
Każdy może pojechać w rodzinne strony Wałęsy, porozmawiać z nimi i to
sprawdzić. Choćby pan jako dziennikarz. Nikt jednak do tej pory tego nie
zrobił. Jestem bodaj pierwszym polskim badaczem, który napisał biografię Wałęsy
począwszy od jego młodych lat. Przede mną zrobił to tylko Roger Boyes, który
również powoływał się na anonimowe i kontrowersyjne wypowiedzi autochtonów
okolic Dobrzynia nad Wisłą.
Ale po co opisywać tak
intymne sprawy, jak choćby rzekome nieślubne dziecko?
Gdy zetknąłem się z relacjami na ten
temat, jako historyk byłem zmuszony o tym napisać. Nie mogę przechodzić do
porządku dziennego nad faktami niewygodnymi dla mojego bohatera. Muszę dociekać
prawdy. Ta sprawa mogła mieć bardzo duży wpływ na opisywaną przeze mnie postać.
Być może to właśnie dlatego Wałęsa w 1967 roku opuścił rodzinne strony. Zresztą
nie wdaję się w wartościowanie, czy to dobrze, czy źle, że Wałęsa miał
nieślubne dziecko. Moralny aspekt tej sprawy mnie nie interesuje. Interesują
mnie suche fakty. Chciałem poznać motywy działania opisywanego przeze mnie
człowieka.
Ale czy przy kreśleniu
sylwetki polityka konieczne jest opisywanie jego życia prywatnego?
Czytałem wiele biografii postaci
historycznych. Wątek życia prywatnego zajmuje w nich bardzo dużo miejsca.
Sprawy te wpływają bowiem na działania opisywanych bohaterów. Przykład pierwszy
z brzegu: „Stalin. Młode lata despoty” pióra Simona Sebaga Montefiorego. Inny
przykład to opisywane ze szczegółami przez historyków życie osobiste Kazimierza
Wielkiego.
Oba przytoczone przez pana
przykłady dotyczą osób nieżyjących. Czy pisząc o żyjącej postaci nie powinno
się okazywać nieco więcej wrażliwości? Poza tym, czy np. sprawa sikania do
kropielnicy mogła mieć wpływ na późniejsze decyzje Wałęsy?
Relacja ta została przytoczona we
fragmencie dotyczącym jego religijności. Temat ten sprowokował zaś Lech Wałęsa.
W wielu publikacjach i wywiadach twierdził bowiem, że wyssał katolicyzm z
mlekiem matki, że od najmłodszych lat był bardzo oddany Kościołowi. Wałęsa
obnosił się i obnosi ze swoją religijnością. Choćby wpinając sobie w klapę
marynarki obraz Matki Boskiej. Postanowiłem zbadać ów wątek, bo wiele
wskazywało na to, że prawda wyglądała zupełnie inaczej...
Historia z kropielnicą,
jeżeli oczywiście jest prawdziwa, dotyczy dziesięciolatka, który chce
zaimponować kolegom. Co to ma wspólnego z późniejszą religijnością dorosłego
Wałęsy? Umieszczenie tej relacji w książce wygląda na zwykłą złośliwość.
Nie miałem takich intencji. Chciałem
opisać proces kształtowania się osobowości Lecha Wałęsy. Środowisko, w którym
ta osobowość się kształtowała. Okazało się, że z Lecha Wałęsy w młodości był
niezły urwis...
Dlaczego jednak nie zapytał
pan o tę sprawę samego Wałęsy? Dlaczego napisał pan biografię żyjącej osoby bez
rozmowy z nią?
Przez kilka miesięcy — drogą
telefoniczną, listowną i mailową — bezskutecznie próbowałem się skontaktować z
Lechem Wałęsą. Nawiązałem kontakt z jego bliskimi współpracownikami Piotrem
Gulczyńskim i Bartoszem Lobą. Wszystko, co mi zaproponowali, to propozycja
współpracy przy tworzeniu... kolejnej autobiografii Lecha Wałęsy. Oczywiście
odmówiłem.
Wystarczyło zadzwonić do
redakcji „Rzeczpospolitej”. Chętnie udostępnilibyśmy panu numer do Wałęsy.
Krótka rozmowa telefoniczna przy
rozmiarze mojej pracy niewiele by dała. Chciałem odbyć długie spotkanie z
Wałęsą i dać mu możliwość ustosunkowania się do wszystkich relacji osób
cytowanych w książce.
Nie ma pan żadnych
wątpliwości, że Lech Wałęsa był agentem SB?
Ostatnio ukazała się bardzo
przekonująca i wiarygodna książka Sławomira Cenckiewicza i Piotra Gontarczyka,
która dowodzi, że tak było. Podzielam ten pogląd.
W sprawie „Bolka” opiera
się pan na tej publikacji?
Nie, ona tylko utwierdziła mnie w moim
przekonaniu. Swoją książkę pisałem bowiem równolegle z Gontarczykiem i
Cenckiewiczem. Książkę złożyłem do wydawnictwa w marcu zeszłego roku, ostatnie
poprawki naniosłem zaś w lipcu, a więc miesiąc po ukazaniu się „SB a Lech
Wałęsa”. Naturalnie natychmiast ją przeczytałem i na jej podstawie dokonałem
pewnych uzupełnień. Były to jednak zmiany kosmetyczne. Główne tezy, w tym te
dotyczące agenturalnej działalności Wałęsy, nie uległy zmianie.
W książce sugeruje pan, że
Wałęsa mógł być agentem po 1978 roku. To bardzo poważne oskarżenie...
Ja nie stawiam takiej tezy. Wskazuję
tylko na pewne znaki zapytania dotyczące ówczesnej działalności Lecha Wałęsy.
Są one stawiane przez uczestników tamtych wydarzeń. Chodzi tu o dziwny sposób,
w jaki Wałęsa znalazł się w Wolnych Związkach Zawodowych, konflikty które tam
wywoływał, radykalizm, z którym się obnosił. Wiadomo, że kilka miesięcy po
związaniu się z WZZ Wybrzeża Wałęsa spotkał się na terenie zakładu „ZREMB” z
dwoma oficerami SB i zdeklarował się, że może ich „informować o swoich
zamierzeniach”, ale w zakładzie, gdyż poza nim może być obserwowany przez
kolegów ze związków. Jeszcze raz podkreślam — nie stawiam żadnej tezy, wskazuję
tylko na pewne niejasności.
Ale przecież SB go wówczas
rozpracowywała. Czy rozpracowuje się własnego agenta?
W tej sprawie mogę tylko odesłać pana
do wspomnianego wyżej dokumentu.
A jak pan ocenia rolę, jaką
Wałęsa odegrał w sierpniu 1980 roku?
Jest to rola bardzo niejednoznaczna.
Jego działalność różniła się od tego, co zostało opisane w dotychczasowej
historiografii, a przede wszystkim na kartach jego wspomnień. Trzeciego dnia
strajku, jak relacjonował Bogdan Borusewicz, Wałęsa uległ presji i zakończył
strajk. Nie był zadowolony z jego kontynuowania. Niejasne są również pierwsze
godziny 14 sierpnia 1980 roku. Skąd Wałęsa przybył do Stoczni, jak dostał się
na jej teren?
Sugeruje pan, że
wprowadziło go tam SB?
Zebrałem szereg wypowiedzi i relacji na
ten temat. Wskazują one, że Wałęsa ma coś do ukrycia. Choćby w tak prostej
kwestii jak wejście na teren stoczni podał szereg różnych wersji. Raz mówił, że
przeskoczył przez płot, raz, że przez mur, raz że przeszedł przez dziurę w
płocie, a jeszcze innym razem wspomniał o jakimś tunelu. Myli również miejsce,
w którym to się miało stać. Sądzę, że gdy dowiemy się, co tego ranka działo się
z Lechem Wałęsą, odpowiemy na wszystkie postawione przez pana pytania.
Zna pan przecież Wałęsę i
jego specyficzny sposób mówienia.
To był jeden z najważniejszych momentów
w jego życiu. Sam mówił, że zadecydował on o jego późniejszych losach. Wałęsa
opowiadał później o tym nawet w Kongresie Stanów Zjednoczonych. Takich przeżyć
się nie zapomina.
To zapytam jeszcze raz: czy
to komuniści umieścili Wałęsę w stoczni?
Z relacji, które zebrałem wynika, że
istnieje duże prawdopodobieństwo, że władze mogły Wałęsie celowo nie
przeszkodzić w przedostaniu się na teren stoczni.
Dlaczego komunistyczny agent
miałby obalić komunizm?
Obawiam się, że komunizm nigdy nie
został obalony. Ten system się zdegenerował i uległ stopniowej dekompozycji.
Nie było, przynajmniej w Polsce, żadnego gwałtownego, jednoznacznego tąpnięcia.
Leczniczej dla państwa selekcji elit politycznych. Uważam, że gdy Wałęsa
twierdzi, iż to on obalił komunizm, to znacznie przesadza.
Czy spodziewał się pan, że
pańska książka wywoła aż tak silną reakcję?
No cóż, nie sądziłem, że zostanę
zaatakowany w taki sposób. „Gazeta Wyborcza” zarzuciła mi, że jestem członkiem
młodzieżówki PiS-u, co jest nieprawdą. Nigdy też nie powiedziałem, że „pedały
są zwierzętami”. Uważam, że przyczyną tego ataku jest to, iż w książce
zaprezentowałem inną wersję historii najnowszej niż lansowaną przez środowisko „GW”.
Ci ludzie broniąc Wałęsy, bronią własnych biografii i powielanych przez siebie
mitów. Co ciekawe, te same osoby, które dziś tak zaciekle bronią Wałęsy, kiedy
się z nim ścierały na arenie politycznej, odsądzały go od czci i wiary. W
swojej książce cytuję chociażby wypowiedź Adama Michnika, w której mówi on o
Wałęsie jak o zwykłym populiście.
Pańską książkę krytykuje
jednak nie tylko „GW”, ale również Piotr Gontarczyk.
Mogę powiedzieć tylko tyle, że bardzo
zaskoczyło mnie, że tak niesprawiedliwy tekst wyszedł z pod pióra osoby, która
jeszcze niedawno była w podobnej sytuacji co ja. Jestem otwarty na wszelką
krytykę. Jestem młody, to moja pierwsza książka i mój warsztat historyka na
pewno będzie się jeszcze szlifował. Tekst Gontarczyka był jednak naszpikowany
wyjątkową ilością negatywnych emocji, nie był obiektywny. To przykre.
W pańskiej sprawie
wypowiedział się nawet premier. To chyba musi robić wrażenie na 24-letnim
początkującym badaczu. Jak odbiera pan to, co się dzieje wokół pańskiej
książki?
Spodziewałem się, że ta publikacja może
wywołać debatę między historykami. Ale nigdy bym nie przypuszczał, że w sprawie
mojej książki będą wypowiadać się najważniejsze osoby w państwie. A tym
bardziej, że zostanie ona wykorzystana do ataku na IPN. Instytucja ta nie ma
bowiem nic wspólnego z moją książką. Publikacja była gotowa w lipcu 2008 roku,
a ja pracuję w IPN od października ubiegłego roku.
A co pan myśli o reakcji
samego Wałęsy? Czy gdy usłyszał pan, że były prezydent chce wyjechać z Polski i
zwrócić Nagrodę Nobla, nie zrobiło się panu trochę głupio?
Zapewniam, że nie miałem nigdy złych
intencji. Pisząc tą książkę nie chciałem wypędzić Wałęsy z Polski. Nie
sądziłem, że pan prezydent w taki sposób zareaguje na publikację 24-letniego
historyka. Mam nadzieję, że Lech Wałęsa na spokojnie przeczyta całą książkę i
zaprosi mnie do siebie. Będziemy mogli usiąść i porozmawiać na temat jej
treści. Wtedy w drugim wydaniu książki mógłbym przedstawić jego punkt widzenia.
Tymczasem wygląda na to, że
stracił pan prace. Pana stanowisko w IPN ma zostać zlikwidowane.
Umowa między mną a pracodawcą jest
sprawą poufną i nie powinienem wypowiadać się na te tematy.
Nie czuje się pan oszukany?
IPN pana bronił, a następnego dnia poinformował, że zostanie pan zwolniony.
Praca w IPN była i jest dla mnie wielką
szansą i zaszczytem. Nie mam żadnych pretensji do władz tej instytucji, które
znajdują się pod silną presją.
Czy po tym wszystkim co się
stało, gdyby mógł pan cofnąć czas, zmieniłby pan coś w książce przed
publikacją?
Byłyby to co najwyżej zmiany
kosmetyczne. Polemika prasowa wokół mojej książki nie zmieniła moich poglądów w
kwestii Wałęsy. Nie zamierzam pod wpływem na razie jednej recenzji historyka,
wycofywać się z moich tez.
Piotr Gontarczyk napisał,
że swoją pierwszą książką popełnił pan zawodowe harakiri. Czuje się pan
skończony jako historyk?
Nie. Chciałbym kiedyś napisać książkę o
cichych bojownikach o niepodległość naszej ojczyzny, którym zresztą dedykuję
moją obecną pracę. Ludziach, którzy odegrali wielką rolę, a zostali z różnych
powodów zapomniani. Chciałbym do nich dotrzeć i opisać ich historię. Myślę, że
jeszcze wszystko przede mną.
Jutro w "Rz":
Sławomir Cenckiewicz recenzuje książkę Pawła Zyzaka
Paweł Zyzak jest absolwentem wydziału
historii na Uniwersytecie Jagiellońskim. Jego praca magisterska, napisana pod
kierunkiem prof. Andrzeja Nowaka, została niedawno wydana pod tytułem „Lech
Wałęsa. Idea i historia” przez krakowskie wydawnictwo „Arcana”. Zyzak od
października 2007 jest pracuje jako archiwista w krakowskim oddziale IPN, który
zapowiedział jednak we wtorek, że nie przedłuży z nim czasowej umowy.
List prezesa
IPN do Lecha Wałęsy
01-04-2009,
ostatnia aktualizacja 01-04-2009 17:13
Jest mi przykro, że od dłuższego czasu postrzega
Pan IPN wyłącznie przez pryzmat jednej publikacji - pisze Janusz Kurtyka w
liście do Lecha Wałęsy
·
Zyzak: Nie chciałem wypędzić Wałęsy z
Polski
Oto treść listu otwartego prezesa IPN:
Pan Prezydent
W ostatnich dniach
kierowana przeze mnie instytucja stała się obiektem gwałtownej krytyki z Pana
strony. Ubolewam nad tym faktem, bowiem Instytut Pamięci Narodowej nie był w
żaden sposób zaangażowany w wydanie książki Pawła Zyzaka, która wzbudziła tak
duże emocje. Żyjemy w kraju, w którym panuje konstytucyjnie gwarantowana
wolność słowa. Jestem zdania, że wspomniana książka stanowi przykład nadużycia
tej wolności, ale nie powinno to być dla nikogo pretekstem do działań
zmierzających do ograniczenia swobody wypowiedzi. Byłoby smutnym paradoksem
historii, gdyby człowiek, który stał się dla całego świata symbolem walki
Polaków o wolność, stał się teraz inicjatorem działań, które ograniczą w naszym
kraju wolność słowa.
Jest mi przykro, że od
dłuższego czasu postrzega Pan IPN wyłącznie przez pryzmat jednej publikacji,
nie biorąc pod uwagę dziesiątków innych książek, a także licznych wystaw i
konferencji będących dziełem Instytutu i dotyczących fundamentalnej roli NSZZ
„Solidarność” w dziejach najnowszych Polski. Chciałbym jednak po raz kolejny
podkreślić, że nie jest celem Instytutu zwalczanie Lecha Wałęsy jako
historycznego przywódcy solidarnościowej rewolucji, a jedynie wyjaśnianie
wszystkich, nawet najbardziej dramatycznych kart naszej narodowej historii.
Jest to proces bolesny, zdarzają się w nim błędy i potknięcia, od których nikt
nie jest wolny, ale jestem przekonany, że z perspektywy czasu, większość
Polaków zrozumie, że kierowana przeze mnie instytucja dobrze służy Polsce.
Proszę wierzyć, że bez
względu na wszystkie obraźliwe słowa, jakich użył Pan ostatnio pod moim
adresem, Lech Wałęsa pozostaje dla mnie przywódcą polskiego marszu do wolności.
Janusz Kurtyka, prezes IPN
"Kwaśniewski
nie ma moralnego prawa, by lżyć IPN"
Ktoś,
kto chwiał się na grobach polskich oficerów w Charkowie, nie ma moralnego
prawa, by lżyć instytucję niepodległego państwa polskiego, jaką jest IPN – mówi
w rozmowie z Wirtualną Polską prezes Instytutu Pamięci Narodowej Janusz
Kurtyka. Były prezydent Aleksander Kwaśniewski nazwał we wtorek IPN „instytutem
kłamstwa narodowego”. W odpowiedzi Kurtyka oskarżył byłego prezydenta, że
został zarejestrowany jako TW „Alek”. Klub Lewicy chce za
to głowy prezesa IPN.
|
|
SLD
złożył właśnie wniosek
do marszałka Sejmu o pana odwołanie.
PO nie wyklucza, że go poprze. Boi się pan o swoją przyszłość?
Janusz Kurtyka: - Nie mam zamiaru komentować tego wniosku. To sprawa SLD, każdy klub jest
suwerenny w swoich decyzjach.
REKLAMA |
|
|
Czy żałuje pan swoich
ostrych słów o Aleksandrze Kwaśniewskim? W wywiadzie dla dziennika „Polska”
powiedział pan, że były prezydent został zarejestrowany jak TW „Alek”. To
właśnie to oskarżenie stało się bezpośrednim przyczynkiem do wniosku Sojuszu.
Dlaczego dziś padły takie słowa?
- Środowiska postkomunistyczne powinny wreszcie uświadomić sobie, że w debacie
publicznej będą pojawiać się wypowiedzi dotyczące ich przeszłości.
Zachowanie pana Kwaśniewskiego w stosunku do IPN, wymagało stanowczej reakcjiJanusz Kurtyka
Nazywając
IPN instytutem kłamstwa narodowego, pan Kwaśniewski
obrzucił wyzwiskami instytucję niepodległego państwa polskiego, a jest faktem,
że nie ma moralnego prawa, żeby czynić to w tak ordynarny sposób. Zwracam
uwagę, że Aleksander Kwaśniewski był w jądrze władzy państwa komunistycznego w
latach 80. Warto tutaj przytoczyć także inne fakty, takie jak skandaliczne
zachowanie się na grobach polskich oficerów w Charkowie - w centrum polskiej
pamięci i wrażliwości. Ostatnie zachowanie byłego prezydenta w stosunku do IPN,
wymagało bardzo stanowczej reakcji. Chcę uświadomić panu Kwaśniewskiemu, że
jego życiorys nie zaczął się w roku 90., ale już wcześniej był bardzo obfity.
|
|
Podoba się panu publikacja Pawła Zyzaka o Lechu Wałęsie?
- Ta publikacja nigdy nie ukazałaby się w IPN. Pan Zyzak jest przejściowo
związany z IPN. Jest na czasowym kontrakcie, który trwa od października do
kwietnia.
|
|
Choć Instytut nie wydał książki Zyzaka,
burza wokół publikacji uderzyła w samo IPN. Martwi pana taki obrót spraw?
- Określiłbym tę sytuację jako bardzo nieszczęśliwy zbieg okoliczności. Związki
autora książki z IPN to przypadek, Instytut nie autoryzuje tej publikacji.
Publikacja nie znajdowała się w żadnym programie IPN. Nie została na nią wydana
ani złotówka z publicznych pieniędzy.
Rozmawiała Joanna Stanisławska,
Infonurt2 : Oczywistym jest fakt
że agency SLD bronią swego kolegi po fachu.. A że Alek byl Redaktorem wszyscy
wiemy i ze jest czlonkiem najbardziej tajnej organizacji komuny : NOMENKLATURY ..
Opublikował/a redakcjawp w
dniu 2009-03-31
Dyrektor krakowskiego IPN Marek Lasota w
oświadczeniu odrzuca obarczanie IPN odpowiedzialnością za treść książki Pawła
Zyzaka. Informuje, że przy zatrudnianiu go na czas określony na stanowisku
archiwisty kierowano się wyłącznie jego kwalifikacjami, a fakt przygotowywania
publikacji nie był znany pracodawcy.
Lasota w oświadczeniu opowiada się za prawem do wolności publikacji i do ich
krytycznej oceny. Wyraża także “głęboką wiarę, że praca Pawła Zyzaka spotka się
z uczciwą i kompetentną polemiką, prowadzącą do opracowania pełnej biografii
Pana Lecha Wałęsy, postaci mającej trwałe miejsce w historii Polski i świata”.
Sprawa dotyczy książki Pawła Zyzaka “Lech
Wałęsa. Idea i historia”, opartej na jego obronionej w czerwcu 2008 roku na
Uniwersytecie Jagiellońskim pracy magisterskiej. Książka została wydana przez
wydawnictwo Arcana.
Publikacja wzbudziła duże kontrowersje.
Autor napisał w niej m.in., że b. przywódca Solidarności był agentem SB i w
czasach młodości miał nieślubne dziecko. W odpowiedzi na tę publikację b.
prezydent zapowiedział m.in., że jeśli instytucje państwowe ostatecznie nie
wyjaśnią zarzutów o jego agenturalne związki z SB, zrezygnuje z udziału w
uroczystościach rocznicowych, odda nagrody, a nawet wyjedzie z kraju.
Prezes IPN Janusz Kurtyka powiedział rano
w RMF FM, że dyrektor krakowskiego IPN powinien przyjrzeć się dokonaniom Pawła
Zyzaka. Zastrzegł przy tym, że nie będzie podpowiadał Lasocie decyzji
personalnych w stosunku do autora pracy.
Jak napisał na wstępie swojego
oświadczenia Marek Lasota, nawiązuje ono “do opinii wyrażonej przez Pana
Prezydenta Lecha Wałęsę, sugerującej, że autor książki pt.: »Lech Wałęsa. Idea
i historia« otrzymał możliwość pracy w IPN w nagrodę za jej napisanie”.
W oświadczeniu Lasota “kategorycznie
odrzuca obarczanie IPN odpowiedzialnością za treść publikacji wydawanych poza IPN
i nie będących wynikiem prac prowadzonych w ramach realizowanych w nim
projektów badawczych”.
Podkreśla, że “w chwili zawierania umowy
o pracę, tj. w październiku ubiegłego roku, na czas określony, w zastępstwie za
innego urlopowanego pracownika, Dyrekcja Oddziału kierowała się wyłącznie
kwalifikacjami kandydata, potwierdzonymi dyplomem magistra Wydziału Historii
Uniwersytetu Jagiellońskiego oraz pozytywnymi opiniami jego nauczycieli
akademickich”.
“Czasowe powierzenie mu obowiązków
archiwisty miało na celu sprawdzenie poziomu jego wiedzy i umiejętności, a
także weryfikację możliwości dostosowania się do wysokich standardów wymaganych
od pracowników IPN. O doborze kadr w Oddziale IPN w Krakowie decydują wyłącznie
wspomniane wcześniej kryteria” - wyjaśnia Lasota w oświadczeniu.
Dyrektor krakowskiego IPN zaznacza przy
tym, że “fakt przygotowywania przez pracownika publikacji o charakterze
budzącym dziś liczne kontrowersje, w momencie zawierania umowy o pracę nie był
znany przyszłemu pracodawcy”.
“Z całą stanowczością opowiadamy się za
przestrzeganiem elementarnego w Rzeczypospolitej prawa do wolności prywatnych
wypowiedzi, publikacji i dociekań badawczych, nie uchylając się przy tym od
możliwości ich rzetelnej i krytycznej oceny” - deklaruje Lasota.
“Wyrażamy głęboką wiarę, że praca Pawła
Zyzaka spotka się z uczciwą i kompetentną polemiką, prowadzącą do opracowania
pełnej biografii Pana Lecha Wałęsy, postaci mającej trwałe miejsce w historii
Polski i świata” - stwierdza na zakończenie.
Jak czytam
zamieszczony tu tekst związany z publikacją książki o Lechu Wałęsie i spotykam
się z określeniem tak często występującym - kontrowersyjny, to nasuwa mi się
taka refleksja. Jeżeli książka w istocie jest w jakimś zakresie kontrowersyjna
to praźródłem tej kontrowersyjności jest osoba naszego wielkiego elektryka.
Niema chyba bardziej kontrowersyjnej osoby od niego. Zbitka samych sprzeczności
wzajemnie się wylkuczających. Wystarczy przypomnieć jego słynne - “jestem za, a
nawet przeciw”. Jedno mówił coś zupełnie innego robił. Walczył rzekomo z komuną
i wspierał lewą nogę..Nosił w klapie Matkę Boską i niszczył skrupulatnie
szkodliwe dla siebie dokumenty, wykorzystując urząd prezydenta. Więc tak
naprawdę to wszystko do siebie pasuje. Z tym że nasz wielki elektryk jest o
niebo bardziej kontrowersyjny od książki Pawła Zyzaka.
Nie żaden
Zyzak to wyymiślił. Już dawno pisano o ojcu Lejby, który tropił akowców w
czasie wojny i został skazany przez AK na karę śmierci. Salwował się ucieczką w
głąb Niemiec, gdzie dostał fuchę jako strażnik obozowy.
W całej tej
kampanii rozpętanej przez byłych
TW oraz niedobitków PZPR p-ko I.P.N., prym wiodą kozikiem chrzczeni,a nawet
osoby duchowne,na czele z b.prezydentem Kwachem.
Podnoszone argumenty o wodzie święconej czy nieślubnych dziecku to taki maleńki
pryszcz
na d..e upasionego rzekomo pokrzywdzonego.
Można pominąć tatusia Lejbe (p.Antek)o czym
wielokroć pisałem,ale nie można wybaczyć
p.Walesie zdrady Polski i Polaków o czym w zasadzie pisze autor książki.
Można w wyniku tej rozpętanej burzy przez środki masowego przekazu dojść do
wniosku, że poza celem likwidacji I.P.N. jest to również działanie dla
odwrócenia uwagi społeczeństwa od nierządu rządu z panem premierem na
czele.Wreszcie czy pomówienia,
oskarżenia bezpodstawne o ile takie mają miejsce,na pozew “poszkodowanego” nie
winien się zająć sąd? Pokrzywdzonemu znana jest droga do organów
sprawiedliwości
z której aż nazbyt często korzystał. Może ten rekolekcyjny człowieczek
potraktowałby całą sprawę,jak “psie głosy nie idą w nieb.”
uważając p.Zyzaka za gówniarza,szmaciarza i wielu innych określeń (Talmud zna
lepsze),a
najlepiej gdyby zamilkł.
Lejba czy
Stolcman,Walesa czy Kwasniewski?W dniu dzisiejszym to tematy zastepcze.
Wrocmy myslami do stoczni.Ci Ludzie strajkowali o glodzie!Oni sa prawdziwymi
Bohaterami!Ich rodziny zyly w leku!
A co dzis z Nimi robia?Depcza, ponizaja i pozbawiaja srodkow do zycia.I to jest
prawdziwy problem Polakow dzisiaj.Jak dlugo Narod nie obudzi sie z letargu,tak
dlugo bedzie trwala Jego likwidacja.
Re.Joe
Ma pan racje ze stoczniowcami.O temacie zastępczym piszę jw.naturalnie nie
pierwszy raz rząd stosuje takie metody.
Jedynie problem jest z obudzeniem Narodu.
Sondaże (nawet zawyżone w 25%)niestety nie wskazują na jego rychłe powstanie.
Niebawem w Sejmie zobaczymy głosowanie p-ko i
za usunięciem Dr Kurtyki,głosujących w pełnej “jedności narodowej” połączonych
partii,które
wzorem Lenina zawsze czuwają nie śpiąc.
Wałęsa jeszcze
tylko nie zgarnął tytułu honorowego agenta BND. A przecież za dywersję jakiej
dokonał na polskiej gospodarce, należy mu się to całkowicie. Ileż paliwa
lotniczego musiałyby zużyć niemieckie bombowce, ileż bomb musieliby Niemcy
zrzucić, żeby doprowadzić do kompletnej ruiny polski przemysł i polskie
rolnictwo?. Na same polskie stocznie ile musieliby wykonać bojowych lotów?. A
Wałęsa dokonał tego prawie sam. Istny geniusz sabotażu. Dokonania na miarę co
najmniej Himmlera…
Ciszej nad grobem
sprawiedliwości RP.
2009-03-30
Lata temu wspominałem panią sędzinę oraz także panią prokurator z Ostródy które w stanie wojennym narażając
swoją karierę wywalczyły prawne
zachowanie wobec mojej osoby.
Sędzina zwyciężyła połowicznie, Olsztyński mnie wyrzucił z pracy na podstawie ustawy.
Pani prokurator wygrała całkowicie, nie pozwoliła z tzw. KPNowca zrobić przestępcę pospolitego na życzenie
SBeków.
Tyle historia, piszę historia ponieważ obecnie stosowane są wobec mnie i mojej rodziny metody Stalinowskie.
Obecnie TVN przedstawił program z dwoma prokuratorami którym udowodniono że korporacja się obroni a
odwołania i jazda do Warszawy odwiedzanie
pana Staszaka to strata czasu.
Przy okazji
żegnaj z pracy. Do cholery oni próbowali srać w własne bezprawne gniazdo, fora
ze
dwora. W programie telewizyjnym także głos zabrała pani sędzia Piwnik, życzyła sobie żeby społeczeństwo było
wyedukowane z dziedziny prawa.
Pani sędzino znajomość prawa to bezsenność, nerwica.
Żąda pani żeby społeczeństwo wiedziało o takich absurdach jak USTAWA z dnia 20 czerwca o prokuraturze Art. 54. 1.
Prokurator nie może być pociągnięty do
odpowiedzialności karnej
.
Następnie Prawo o ustroju sądów powszechnych- Art. 130. § 1. Jeżeli sędziego zatrzymano z powodu schwytania na
gorącym uczynku.
Jak to ma się do Konstytucji która mówi- Artykuł 32 1. Wszyscy są wobec prawa równi.
Pani była ministrem sprawiedliwości z praktyką dziesięciomiesięczną co zrobiła oprócz tego
że w związku z jej powołaniem przesunęło się w czasie sprawa FOZ.
Czy to nie było przyczyną powołania
celem przedawnienia.
Sukces- Pani Piwnik ma coś wspólnego z Ziobro, on powołał przestępcę procesowego Kryżę ona Andrzeja Kaucza także
przestępcę sądowego.
A co z przestępcami w togach jak ( fragment artykułu PIOTR
ADAMOWICZ, FILIP GAWRYŚ ) Wojciecha Kubińskiego, do prokuratorskiej "brygady tygrysa"
we Wrocławiu. Oskarżał w 11 procesach.
"Uczniowie" Bardonowej itd.
Prawdziwy postrach w stolicy siała szefowa Wydziału Śledczego Prokuratury Wojewódzkiej w Warszawie Wiesława
Bardon.
Polecam artykuł pt. Nieczysty wymiar sprawiedliwości.
To nie żarty zbrodniarz siedzi spokojnie na ławach nie tylko sędziowskich.
Jest to niewątpliwie spadek po układzie przestępczym z Magdalenki.
Na pewno jako sędzina zdobyła pani swoje pięć minut w mediach wypuszczając w proces gangu tzw.
"obcinaczy palców".
A co z futrem- Superexpress" o "Masie" i Piwnik
Barbara Piwnik miała jakoby dostać futro w podziękowaniu za uniewinnienie gangsterów z Pruszkowa - zeznał
Jarosław S., "Masa", skruszony
gangster, dzięki któremu zamknięto całe kierownictwo gangu pruszkowskiego pisze
.. (2002-03-18 05:20:00)
To normalka ostatki sondaż mówi o potężnej korupcji.
Z mojego małego podwórka.
Pozwoliłem sobie zajrzeć do akt -2 Ds. 731/08 prowadzaną przez wytrwałego prokuratora prokuratury Ostródzkiej
zamiejscowa w Morągu Zbigniewa
Świderskiego który jak lew broni burmistrza i innych.
Wniosek, prokurator działa z naruszeniem Konstytucji- z art. 95 ust.1 konstytucji, władzę ustawodawczą sprawują
Sejm i Senat.
Dla niego postanowienia gminy posiadają nadrzędność nad konstytucją mówiącą o ustawach.
Oczywiście także nie zwrócił uwagi na bezprawie wobec nieletnich niepełnosprawnych dzieci.
Lecz co się nie zrobi dla obrony potocznie nazywanego kolesiowa.
Pisałem już że towarzystwo w togach mają gdzieś obowiązujące kodeksy,
jest to zbędna makulatura.
Mały przykład- Prawo o ustroju sądów powszechnych Art. 89. § 1.
Żądania, wystąpienia i
nie może zwracać się do instytucji i
osób postronnych ani podawać
tych spraw do wiadomości publicznej.
USTAWA o prokuraturze- Art. 47. 1. Żądania, przedstawienia
2. W sprawach o roszczenia ze stosunku pracy prokuratorowi przysługuje droga sądowa.
Nieprawda, obecnie jest to droga strajkowa.
(Ogólnopolski protest prokuratorów, którzy domagają się podwyżek
płac i wzmocnienia pozycji prokuratury, w skali kraju nie okazał się
odczuwalny - urlop na żądanie wzięło ponad 300 z 5,4 tysiąca
śledczych.( 26 września 2008 r) Gazeta Prawna.) Sędziowie także mają duży wkład
w wymuszaniu podwyżek o czym pisały media.
W kraju nad Wisłą istnieją powołane takie tzw. organy do przestrzegania prawa jak Policja o wątpliwej
reputacji.
Są antyterroryści do nękania 70 letnich staruszek wybijania
szyb, niszczenia mienia.
Pogram Uwaga ( TVN) nie gardzą zabiciem psa.
Mamy ABW które rozbiera dziennikarzy.
Jest jeszcze CBA, CBŚ nie zapominając o sądach i prokuratorach które
to towarzystwo kosztuje podatników miliardy złoty po to żeby maksyma
Równi i
Równiejsi nie straciła na ważności.
Jaki barbarzyński jest ten
kraj nad Wisłą gdzie samopodpalenie z
powodu bezprawia jest bagatelizowanie, Ziobro ma na koncie dwa o
których się dowiedziałem.
W dorzeczu Amazonki czy wśród plemion Afrykańskich bardziej
przestrzegają praw plemiennych.
Bogusław Maśliński
vipbob@wp.pl