O Pilsudskim CD
Źródło: Jędrzej Giertych, O Piłsudskim, Londyn 1987, Nakładem
własnym
Wydawca: Jędrzej
Giertych, 175 Carlingford Road Londyn N. 15. 3ET
Printed by Inprint
Ltd
[Książka J. Giertycha, O Piłsudskim,
na charakter popularyzatorski. Autor nie zaopatrzył jej -- jak inne swoje
dzieła -- w szereg przypisów źródłowych i komentarzy. Jest zwięzła, by była
tania, i by była łatwiejsza w czytaniu. Na str. 3 Autor dodał taki przypisek:
Kto chce poznać dzieje Piłsudskiego dokładniej, winien zapoznać się z książkami
obszerniejszymi i o charakterze źródłowym i o naukowej dokumentacji. Także i z
moimi. Wymieniłbym z tych ostatnich rozdziały dotyczące Piłsudskiego, w książce
„Tragizm losów Polski”, Pelplin 1936. „Rola dziejowa Dmowskiego”, Chicago, tom
I, 1968. Józef Piłsudski 1914-1917”, Londyn tom I 1979, tom II 1982.
„Rozważania o bitwie warszawskiej 1920 roku”, Londyn 1984. „Kulisy powstania
styczniowego”, Kurytyba, 1965 i liczne mniejsze rozprawy, zwłaszcza w
„Komunikatach Towarzystwa im. Romana Dmowskiego”, Londyn, tom I 1970/71, tom II
Polska w chwili obecnej przeżywa wiele klęsk i
nieszczęść i narażona jest na wiele niebezpieczeństw. Została pod koniec
drugiej wojny światowej wydana przez niewiernych sprzymierzeńców — układami w
Teheranie i Jałcie — w ręce Rosji Sowieckiej. Narzucony Polsce został, na
bagnetach rosyjskich i przy pobłażliwym przymrużeniu oczu przez Anglię i
Amerykę, system komunistyczny, oparty na filozofii i ekonomii Marksa i Lenina.
Polska została poddana sowieckiej eksploatacji, zmuszona do masowej produkcji
swoich wytworów, — węgla, stali, okrętów i innych — dla Rosji, w taki sposób,
że eksport ten przynosi nieustające straty i oznacza wyciskanie polskiej
gospodarki jak cytryny. Niezależna polska myśl i życie duchowe są skrępowane,
może się w Polsce ukazywać w druku tylko to, na co pozwala komunistyczna
cenzura. W szkołach młodzież polska uczona jest pojęć fałszywych, dyktowanych
przez komunistyczną propagandę.
Tysiące Polaków zwłaszcza w pierwszych latach po
wojnie zostało przez sądy komunistyczne — albo i bez sądu poskazywanych za
swoje uczciwie polskie i chrześcijańskie poglądy na śmierć i porozstrzeliwanych
lub powieszonych, albo też skazanych na długoletnie więzienia albo powywożonych
na Syberie. A przecież było to tuż po latach wojennych, gdy także miliony
Polaków doznawały prześladowań od Niemców, ginąc masowo w obozach
koncentracyjnych i masowych egzekucjach, albo znosząc wszelkiego rodzaj cierpienia
jako więźniowie i robotnicy przymusowi, gdy Polska doznawała takich zniszczeń.
W porównaniu do tego to, co tu napiszę, może się wydawać mało ważne.
A jednak jest to w istocie sprawa także ważna. I
nie można jej lekceważyć. Nawet małe sprawy powinny być załatwiane, mimo, że są
one błahe w porównaniu do spraw wielkich, a to nie jest sprawa ani mała, ani
błaha.
Mówię o ogromnej propagandzie, prowadzonej w
Polsce, zmierzającej da wypaczenia politycznego sposobu myślenia polskiego
narodu i popchnięcia tego narodu w kierunku dla niego niebezpiecznym i
szkodliwym, a nawet groźnym i wiodącym do katastrofy.
Propaganda ta usiłuje narzucić polskiemu narodowi
jako rzekomy ideał i polityczny drogowskaz człowieka z niedawnej przeszłości,
który był jednym z największych szkodników w polskiej historii, w znacznym
stopniu narzędziem państw wrogich Polsce i kierunków politycznych szkodliwych
dla Polski i który w czasie pierwszej wojny światowej w praktyce w wybitny
sposób przeszkadzał odbudowaniu niepodległej Polski (mimo, że wielu Polaków
uważało go za prawdziwego niepodległościowca a i on sam miał pad tym względem
szczere złudzenia, wyobrażając sobie, że polityka jego prowadzi do zbudowania
Polski, wykrojonej z części zaboru rosyjskiego, a potem także z zachodniej
Galicji, a wiec do Polski wprawdzie maleńkiej, ale niepodległej), którego
polityka w okresie międzywojennym doprowadziła — już po jego śmierci — do
osamotnienia Polski w roku 1939, do nieprzygotowania do wojny, do katastrofy
wrześniowej i do nowego rozbioru. Doprowadziła także w roku 1926 — po
trzydniowej wszczętej przez niego wojnie domowej, w której poległo 379 Polaków,
a 920 było rannych — do wielkiego zdemoralizowania i wyniszczenia Polski.
Człowiekiem tym jest Józef Piłsudski.
Istnieje wielu Polaków, zwłaszcza z najmłodszego
pokolenia, wyobrażających sobie, że Piłsudski, który był w Polsce Naczelnikiem
Państwa i formalnym wodzem naczelnym polskiej armii, a potem polskim dyktatorem
jest symbolem Polski niepodległej. Tej Polski, która istniała faktycznie w latach
1916—1939 a formalnie trwała do roku 1945-go, mając swój emigracyjny rząd w
Paryżu i Londynie, mając na zachodzie armię o blisko 300 tysiącach żołnierza,
marynarkę i lotnictwo oraz miała pod sobą powstanie warszawskie. Są tacy,
którzy myślą, że Piłsudski przyczynił się w pierwszej wojnie światowej do
odbudowania niepodległej Polski — czy nawet te niepodległość odbudował — i że w
bitwie warszawskiej w 1920 roku pobił Rosję. Ci co tak mysią, wyobrażają sobie
czasem, że doszli do tych poglądów własnym rozumem i przestudiowaniem historii.
W istocie, są oni ofiarami złej, szkodliwej dla Polski propagandy. Zostali
przez tę propagandę przerobieni, a nawet w istocie, jakby zahipnotyzowani.
Całe, niezliczone zastępy młodych Polaków zostały w ostatnich kilku latach całkowicie,
jak posłuszne stado baranów, popędzone przez tę propagandę ku bezmyślnemu
pochodowi w kierunku, wiodącym Polskę do nowych, możliwych katastrof.
Propaganda ta jest dziełem sił wrogich Polsce. Jej
głównym celem jest spowodowanie, by większość Polaków uformowała się we front
polityczny, posłuszny Niemcom. Piłsudski jest znakomitym symbolem poddania się
Polaków polityce niemieckiej. Kto wierzy w Piłsudskiego jest już przez pół
zdobyty dla polityki niemieckiej i jej celów. Wpływ niemiecki zresztą w chwili
obecnej tylko w małym stopniu działa bezpośrednio. W znacznym stopniu posługuje
się wpływem amerykańskim, który w obecnej chwili całkowicie popiera Niemców.
Rozstrzygającą rolę odgrywa tu Radio Wolna Europa, które jest organem rządu
amerykańskiego i finansowane jest całkiem oficjalnie, z amerykańskiego
rządowego budżetu. Jak kropla drążąca skałę, dzień po dniu — radio to urabia
miliony polskich mózgów. Sączy ona, kropla po kropli, hasła propagandowe,
dogodne dla Niemców, a w istocie wrogie polskiemu narodowi. Wśród tych haseł,
sączy ona uwielbienie Piłsudskiego i jego kult.
Ale na tym nie koniec. Legenda Piłsudskiego i kult
Piłsudskiego są w Polsce szerzone przez marksistów. To był wielki
rewolucjonista, socjalista, czciciel Marksa. To Rosja bardzo dyskretnie, ale
bardzo umiejętnie i podstępnie dopomaga do szerzenia w Polsce kultu
Piłsudskiego, bo kult ten jest dzisiejszej Rosji w Polsce potrzebny, gdyż
przyczynia się do przerobienia Polski w duchu socjalistycznym i marksistowskim.
Mimo odmiennych pozorów, zawsze — w ciągu Ostatnich, więcej, niż 40 lat — wolno
było w Polsce głosić wielkość Piłsudskiego i wychwalać jego rzekome zasługi —
wszędzie, na łamach gazet w przemówieniach publicznych, w wykładach
uniwersyteckich, w nauce szkolnej, w powieściach i poezji. — mimo, że nie wolno
było nic dobrego mówić o rzeczywistym twórcy polskiej niepodległości — Romanie
Dmowskim i często i o innych zasłużonych ludziach, o Korfantym, czy
Rozwadowskim, czy Witosie, czy innych. Tak samo jest w istocie i dziś.
Ta propaganda Piłsudskiego jest dla Polski
niezmiernie szkodliwa. Trzeba jej się koniecznie przeciwstawić. Trzeba sprawić,
by większości Polaków, a zwłaszcza Polakom młodym, spadło bielmo z oczu i by
nareszcie zaczęli widzieć i rozumieć prawdę.
Napisałem tę książeczkę, by zastępom Polaków
otworzyć oczy. Jest to książeczka, której celem jest mówienie prawdy. Mówienie
o niedawnej przeszłości tego, jak ta przeszłość wyglądała naprawdę a nie w
świetle kłamliwej opartej na fałszach propagandy. Nie jest to książeczka o całości
nowożytnej polskiej historii. Jest to książeczka o jednej tylko, otoczonej
kłamstwami, złowrogiej dla Polski postaci, o Józefie Piłsudskim.[1]
Źródło: Jędrzej Giertych, O Piłsudskim, Londyn 1987, Nakładem
własnym
Wydawca: Jędrzej
Giertych, 175 Carlingford Road Londyn N. 15. 3ET
Printed by Inprint
Ltd
Jędrzej Giertych, O
Piłsudskim, Londyn 1987, Nakładem własnym, strony xx - xx.
[Książka
J. Giertycha, O Piłsudskim, na
charakter popularyzatorski. Autor nie zaopatrzył jej -- jak inne swoje dzieła
-- w szereg przypisów źródłowych i komentarzy. Jest zwięzła, by była tania, i
by była łatwiejsza w czytaniu. Na str. 3 Autor dodał taki przypisek: Kto chce
poznać dzieje Piłsudskiego dokładniej, winien zapoznać się z książkami
obszerniejszymi i o charakterze źródłowym i o naukowej dokumentacji. Także i z
moimi. Wymieniłbym z tych ostatnich rozdziały dotyczące Piłsudskiego, w książce
„Tragizm losów Polski”, Pelplin 1936. „Rola dziejowa Dmowskiego”, Chicago, tom
I, 1968. Józef Piłsudski 1914-1917”, Londyn tom I 1979, tom II 1982.
„Rozważania o bitwie warszawskiej 1920 roku”, Londyn 1984. „Kulisy powstania
styczniowego”, Kurytyba, 1965 i liczne mniejsze rozprawy, zwłaszcza w
„Komunikatach Towarzystwa im. Romana Dmowskiego”, Londyn, tom I 1970/71, tom II
1979/80.]
Aby zrozumieć kto to był Piłsudski, trzeba zdać
sobie sprawę z jednego podstawowego faktu: że był to w istocie rosyjski
rewolucjonista. Było wprawdzie w mentalności Piłsudskiego trochę wpływu polskich
tradycji powstańczych, trochę tęsknoty za wspomnieniami powstania styczniowego
1863 roku, których tak wiele trwało w polskiej sferze ziemiańskiej na Litwie, z
której pochodził, było także i trochę kultu Napoleona — ale przede wszystkim
był w nim rosyjski wpływ rewolucyjny. Ten dawny student uniwersytetu w
Charkowie — to był człowiek urobiony przez środowisko młodzieżowe rosyjskie, to
samo, z którego wyrośli bolszewicy rosyjscy.
Myśl jego ukształtowana została przez te same
książki, na których wykarmiona była rewolucyjna młodzież rosyjska. Rozczytywał
się on w Karolu Marksie — którego dzieła czytał częściowo dwa razy, — w
Bakuninie i w innych utworach tego typu.
Był on w początkowym okresie swego życia związany
z kołami młodzieży rewolucyjnej rosyjskiej. Rzeczą znamienną jest, że był on
zamieszany w roku 1887 w proces rosyjskiej grupy terrorystycznej, która
usiłowała — bezskutecznie zresztą — dokonać zamachu na cara Aleksyndra III.
W procesie tym pięciu spiskowców Rosjan, w ich liczbie Aleksander Uljanow, rodzony
brat późniejszego wodza bolszewickiej rewolucji, Włodzimierza Uljanowa, czyli
Lenina, skazanych było na śmierć i powieszonych w dniu 8 (czyli 20 maja) 1887
roku, a Józef Piłsudski, zamieszany w poszukiwanie środków chemicznych do
bomby, którą miano użyć w tym zamachu, skazany został — nie wyrokiem sądowym,
lecz zarządzeniem administracyjnym — na 5 lat zesłania do odległego zakątka
wschodniej Syberii, gdzie przebywał na wolnej stopie, ale bez prawa wyjazdu.
(Jego brat Bronisław został w tymże procesie skazany na 15 lat ciężkich robót
na wyspie Sachalin). Tak więc Piłsudski spędził 5 lat na Syberii (w
miasteczkach Kireńsk i Tunka w rejonie Irkucka) nie za sprawy polskie, ale za
udział w ruchu konspiracyjnym rosyjskim.
Piłsudski był odstępcą od Kościoła katolickiego. W
dniu 12 maja 1899 roku przystąpił do kościoła ewangelickiego, podpisując przy
świadkach akt, w którym oświadczył, że „po dostatecznym przygotowaniu i pełnym
wewnętrznego przekonania przeszedł z wyznania Rzymsko-katolickiego na wyznanie
ewangelicko-augsburskie”. Uczynił to, aby móc się ożenić z rozwódką, Marią
Kazimierą z Koplewskich Juszkiewiczową. Wbrew odmiennym twierdzeniom, nie jest
prawdą, że w roku 1916 powrócił na łono kościoła katolickiego. Brak jest
wiarogodnych dokumentów, które by to potwierdziły. Jego ślub W dniu 25
października 1921 w katolickim kościele, już po śmierci Marii z Koplewskich z
Aleksandrą Szczerbińską, matką jego córek (Wandy urodzonej w roku 1918 i
Jadwigi urodzonej w roku 1920) nie byt aktem przejścia na katolicyzm; ślub w
kościele katolickim z katoliczką może zawrzeć i ewangelik.
Akt wystąpienia Piłsudskiego z kościoła
katolickiego w roku 1889 był wielokrotnie w różnych książkach
reprodukowany w fotokopiach i jest dobrze znany.
Nie jest prawdą mniemanie, że Piłsudski pojednał
się z Kościołem katolickim na łożu śmierci. Nie wzywał on do swego łoża księdza
ani nie wyraził zgody na sprowadzenie go. Ksiądz Korniłowicz przybył do niego,
gdy był on już nieprzytomny; udzielił mu, nieprzytomnemu, ostatniego
namaszczenia w sposób warunkowy. Jest oczywiście możliwe, że z łaski Bożej
Piłsudski się w ostatnich minutach życia nawrócił i pojednał z Bogiem, ale tego
wiedzieć nie możemy. Przez całe życie jednak Piłsudski żył jako odstępca od
Kościoła katolickiego. To nie znaczy jednak, że był naprawdę ewangelikiem. W
rozmowie z generałem Józefem Hallerem powiedział: „Jestem bezwyznaniowy” i
Haller zapisał to w swoich pamiętnikach. Był to w istocie człowiek nie
wierzący.
Nie przeczy temu fakt, że żywił on rodzaj kultu
dla wizerunku Matki Boskiej Ostrobramskiej. Nie był to akt wiary katolickiej,
lecz rodzaj irracjonalnego traktowania tego wizerunku jako szczęśliwego
amuletu.
Rządy Jego w Polsce były rządami masońskimi i
niechętnymi religii katolickiej. Po przewrocie majowym 1926 roku mianował on
kolejno lub jego następcy mianowali po jego śmierci, 9 osób premierami, (w
tym też i jego samego) z których 7 było masonami (Bartel, Switalski, Sławek,
Prystor, Jedrzejewicz, Kozłowski i Zyndram‑Kościałkowski) a tylko dwóch
nie było nimi, lub o tym nic pewnego nie wiadomo (Sławoj-Składkowski i sam
Piłsudski).
Jakie było oblicze rządów Piłsudskiego, świadczy
najlepiej dokonana przez te rządy zmiana herbu Polski. Przed wypadkami majowymi
Sejm uchwalił ustawą z dnia 1 sierpnia 1919 roku, że herbem Polski ma być orzeł
biały z krzyżem na koronie. Po przewrocie majowym dekretem Prezydenta
Rzeczpospolitej i rządu (z podpisami prezydenta Mościckiego, premiera Józefa
Piłsudskiego i 13 ministrów, w ich liczbie Kazimierza Bartla, Sławojka‑Składkowskiego
i Augusta Zaleskiego) z dnia 13 grudnia 1927 roku herb ten został skasowany i
zastąpiony herbem innym, a mianowicie białym orłem bez krzyża na koronie
ale z pięcioramiennymi gwiazdami masońskimi czy też marksowskimi na koronie
oraz na obu skrzydłach. Nie należy takiej symboliki lekceważyć. Oznacza ona
postawę ideową tych, co się symbolami posługują.
Rządy Piłsudskiego i jego obozu, zwanego od 1926
sanacją były jakby przygotowaniem do dzisiejszych rządów komunistycznych. W
swej istocie, były to rządy ożywione doktryną Marksa, tą samą, tyle tylko, że
nieco złagodzoną, co rządy komunistyczne. Mimo zachowanych pozorów, były to
rządy wrogie chrześcijańskiemu duchowi Polski i jej tysiącletnim tradycjom.
Cała atmosfera tych rządów, pełna gwałtów i samowoli, przypominała rewolucyjne
(a także i carskie) rządy rosyjskie i była wstępem do tego co nastąpiło po
1945 roku.
Przez swój duch niechrześcijański i nienarodowy
rządy te były zarazem czynnikiem rozprzężenia i demoralizacji w narodzie. Nie
przejmując się zasadami chrześcijańskimi i nie wierząc w nie, „sanacyjna”,
piłsudczykowska „elita” żyła pojęciami obcymi surowym, chrześcijańskim
i polskim tradycjom moralnym. Oburzające dla całego polskiego
społeczeństwa były zwyczaje życia piłsudczykowskich dygnitarzy, częste rozwody
(zamienianie się żonami), spędzanie płodu, niemoralne używanie życia,
rozrzutność i przepych, także łapownictwo i nadużycia pieniężne. Było to
złym przykładem dla całej warstwy urzędniczej i oficerskiej. Wszystko to
zdemoralizowało liczne grupy społeczeństwa i sprawiło, że ten styl życia
dygnitarskiej i dorobkiewiczowskiej „elity” rozpowszechnił się także i po
drugiej wojnie światowej w Polskiej Rzeczypospolitej Ludowej. Demoralizacja,
niepraworządność i nieuczciwość w Polsce dzisiejszej jest dalszym ciągiem i
naśladownictwem tych samych cech „elity” piłsudczykowskiej z lat 1926—1939.
Przed rokiem 1926, oraz przed 1914, pod zaborami, nieznane było w polskim
społeczeństwie łapownictwo, a czymś niezmiernie rzadkim było rozprzężenie
życia rodzinnego i rozwody. Poczynając od roku 1926 po dziś dzień, rzeczy te
stały się w Polsce nagminne.
Piłsudski jako Naczelnik Państwa stanowił dla
ogółu społeczeństwa polskiego zły przykład życia osobistego. Mimo, że wciąż
żonaty (żona „nie chciała mu dać rozwodu”) żył „na Wiarę”, to znaczy bez ślubu
z inną osobą, która była matką jego dwóch córek. To prawda, że ten stan rzeczy
potem naprawił, żeniąc się po śmierci żony z tą osobą i nadając swoim córkom
prawa ojcowskie.
Roman Dmowski napisał — w roku 1927, na 12 lat
przed śmiercią własną, a na 8 lat przed śmiercią Piłsudskiego, że „katolicyzm
nie jest dodatkiem do polskości, zabarwieniem jej na pewien sposób, ale tkwi w
jej istocie, w znacznej mierze stanowi jej istotę. Usiłowanie oddzielenia u nas
katolicyzmu od polskości, oderwania narodu od religii i od kościoła, jest
niszczeniem samej istoty narodu”. Cały mniej więcej naród polski, po odzyskaniu
niepodległości, a także przedtem, walcząc o nią, tak właśnie wyobrażał sobie
Polskę i życie polskie. Działalność Piłsudskiego i jego obozu wyglądała tak,
jakby chciała oblicze Polski ukształtować w duchu dokładnie odwrotnym.
Piłsudski był wybitnym uczestnikiem rewolucji
rosyjskiej. Gdy w 1905 roku wybuchła w Rosji pierwsza duża rewolucja,
która zresztą w końcu zwycięstwa nie osiągnęła, Piłsudski uważał, że polskie
ziemie zaboru rosyjskiego winny wziąć w niej udział. Obóz polskich narodowców,
czyli obóz Dmowskiego, miał pogląd odwrotny, uważał on, że ziemie polskie
właśnie powinny się od wydarzeń rosyjskich oddzielić i odgrodzić i korzystając
z zamieszek w Rosji, zorganizować się jako kraj od Rosji odrębny, żyjący życiem
własnym i anarchii rosyjskiej się nie poddający.
Piłsudski uważał, że polski zabór rosyjski
powinien uczestniczyć w rosyjskich strajkach, które zatrzymały w całym państwie
koleje, wstrzymały prace w fabrykach i unieruchomiły życie.
Jak sobie Piłsudski wyobrażał działalność
rewolucyjną, najlepiej pokazuje zorganizowana przez niego akcja bojowa na
schodach kościoła Wszystkich Świętych, na placu Grzybowskim w Warszawie. Miała
ona miejsce w niedziele 13 listopada 1904 roku, a wiec jeszcze na dwa miesiące
przed właściwym wybuchem rewolucji rosyjskiej. Kierowana przez Piłsudskiego
organizacja Polskiej Partii Socjalistycznej rozrzuciła w Warszawie ulotki
wzywające robotników na godzinę dwunastą w południe w niedzielę na manifestację
na Placu Grzybowskim. Chodziło nie o to, by ściągnąć tam tłum robotników, ale
by zwrócić uwagę policji rosyjskiej. Gdy po niedzielnej Mszy św. z kościoła
Wszystkich Świętych, jednego z największych, w Warszawie, zaczął wychodzić tłum
wiernych, wśród tego tłumu zjawiła się uzbrojona w rewolwery bojówka
socjalistyczna, rozwinęła czerwony sztandar i zaczęła śpiewać „Warszawiankę”.
Przygotowany w bramie domu naprzeciwko kościoła oddział 70 czy 80 rosyjskich
policjantów ruszył przeciwko tej bojówce. Bojówka wtedy wystrzeliła przeciwko
policjantom salwę rewolwerową zabijając niektórych, oraz natychmiast wycofała
się do kościoła, mieszając się z pobożnym tłumem. Wtedy rosyjscy policjanci
dali salwę w pobożny tłum. W rezultacie tej manifestacji padło 3 zabitych
policjantów i 11 zabitych spośród niewinnego tłumu. Członkom manifestującej
bojówki nic się nie stało. Piłsudski po 25 latach opisywał tę rzekomo zręczną i
sprytną manifestacje, jako „dowcipną” i napisał: „Grzybów należy mi do
wspomnień, które nieraz pieszczę, należy do pieszczot mego życia”. Tak wiec
„pieszczotą” Piłsudskiego była operacja ściągnięcia salw rosyjskiej policji na
niczego się nie spodziewający tłum rodaków, także kobiet i dzieci, przy
równoczesnym oszczędzaniu przez sprawców własnej skóry. Operacja ta została
scharakteryzowana współcześnie przez wychodzący we Lwowie, a więc pod zaborem
austriackim „Przegląd Wszechpolski” w następujący sposób: „Organizatorzy
demonstracji tak się zachowali, jak banda przybyszów wśród obcego sobie całkiem
środowiska, którego krew nic ich nie kosztuje i którego uczucia nic ich nie
obchodzą.”
Jeszcze przed owym wydarzeniem w Warszawie toczyła
się na Dalekim Wschodzie w roku 1904 (i potem — 1905) wojna Rosji z Japonią,
przy czym rewolucja rosyjska była właśnie skutkiem poniesionej w tej wojnie
przez Rosje klęski. W czasie wojny tej Piłsudski jeździł do Japonii, co mu
ułatwił wywiad angielski (Anglia w owym czasie była usposobiona wrogo wobec
Rosji) i co zostało sfinansowane przez rząd japoński. Piłsudski będąc w Japonii
proponował władzom japońskim, że zorganizuje w interesie japońskim polskie
powstanie w zaborze rosyjskim.
W złożonym w tym celu władzom japońskim memoriale
napisał, że celem projektowanej przez niego akcji jest „rozbicie państwa
rosyjskiego” i „usamowolnienie przemocą w skład imperium wcielonych krajów”.
Tak wiec celem tej akcji było przede wszystkim przebudowanie Rosji. Piłsudski
troszczył się przede wszystkim o losy Rosji, którą chciał przeorganizować w
duchu dążeń rewolucyjnych rosyjskich, a także w duchu ówczesnych dążeń
angielskich. O prawdziwej niepodległości Polski nie mogło być w tych planach
mowy, gdyż plany te nie dotyczyły zaborów pruskiego i austriackiego.
O dwa miesiące wcześniej, niż Piłsudski przyjechał
wtedy do Japonii także i wódz polskiego obozu narodowego Roman Dmowski. Była to
samodzielna wyprawa polska, opłacana z kasy Polskiej Ligi Narodowej, a nie
przez rząd japoński. Jej celem było zbadanie w interesie polskim sytuacji
stworzonej przez wojnę, w którą uwikłało się jedno z państw zaborczych. Dmowski
i Piłsudski przypadkowo spotkali się ze sobą w Tokio. Odbyli tam 9 lipca
1904 roku dziewięciogodzinną rozmowę, w której Dmowski usiłował przekonać
Piłsudskiego, że nie powinien wywoływać w Polsce powstania, które w ówczesnej
sytuacji żadnego pożytku Polsce przynieść nie mogło, ale przyniosłoby ogromne
szkody. Usiłowałem ich (Piłsudskiego i jego kolegę Filipowicza) przekonać, że
to, co chcą zrobić jest nonsensem i zbrodnią wobec Polski — napisał później
Dmowski — (...). W odpowiedzi dostałem porcję mętnych frazesów, wygłoszonych z
ogromną pewnością siebie”. W rezultacie Dmowski przeciwstawił się planom
Piłsudskiego u rządu i dowództwa japońskiego, które przekonał, że polskie
powstanie wcale nie leży w interesie Japonii, gdyż Rosja szybko polskie
powstanie stłumi, a wtedy wojsko, które tam obecnie trzyma, będzie mogła
przerzucić na front japoński. Japonia ostatecznie nie poparła planów powstańczych
Piłsudskiego, natomiast wypłaciła niewielką subwencje na akcje szpiegowską, na
rzecz Japonii. Za otrzymane pieniądze obóz Piłsudskiego zakupił pewną ilość
rewolwerów w Anglii i przerzucił je przez Niemcy do zaboru rosyjskiego.
Gdy wybuchła rewolucja rosyjska, Piłsudski
zorganizował w zaborze rosyjskim akcję bojówek, które napadały na rosyjskie
urzędy, takie jak urzędy pocztowe i sklepy monopolu spirytusowego, po to, by
zrabować im posiadane przez nie pieniądze. (Oraz, które zabijały przedstawicieli
władzy rosyjskiej, przede wszystkim szeregowych policjantów). Zdobywane tą
drogą pieniądze dostarczane były Polskiej Partii Socjalistycznej na cele
prowadzonej przez nią akcji rewolucyjnej, a także na stałe pobory na
utrzymanie działaczy tej partii, takich, jak sam Piłsudski. (Inne organizacje
polityczne polskie, takie jak np. Liga Narodowa opłacały swoje wydatki — ale
nie koszta utrzymania swoich działaczy, którzy musieli się utrzymać sami — ze
składek swoich zwolenników). Bojówki Piłsudskiego rabowały nie tylko kasy
państwowe, a więc rosyjskie, ale także kasy polskich ziemian i polskich fabryk.
Otrzymywały także zasiłki od obcych rządów. Przejmujący obraz ówczesnej akcji
bojówkarskiej Piłsudskiego i jego obozu zawarty jest w powieści Prusa
„Dzieci”, a zwłaszcza w powieści Sienkiewicza „Wiry”. W listopadzie 1905 roku
w Polskiej Partii Socjalistycznej nastąpił rozłam, a Piłsudski
przeorganizował swoje bojówki w nową partię, pod nazwą Polskiej Partii
Socjalistycznej - Frakcja Rewolucyjna.
Szczegółowe dane o przynajmniej niektórych
wystąpieniach bojówek Piłsudskiego zgromadził historyk — piłsudczyk Wł. Pobóg‑Malinowski.
Z danych tych wynika, że nie zawsze zdobycz bojowców w tych napadach była zbyt
duża. Np. napad na urząd pocztowy w Samsonowie w Kieleckiem w nocy z 6 na
7 czerwca 1907 roku przyniósł napastnikom tylko 2 ruble 7 kopiejek, a napad na
kasę stacji kolejowej Suchedniów 102 ruble 55 kopiejek. Natomiast napad na
urząd pocztowy przy ul. Wspólnej w Warszawie 22 lutego 1907 roku przyniósł 6427
rubli 94 kopiejek. Organizacja Piłsudskiego zorganizowała także dwa napady
bardzo duże, na pociągi kolejowe, o których wiedziano, że przewożone są w nich
duże sumy rosyjskich pieniędzy rządowych. Mianowicie napad 8 listopada 1906
roku na stację Rogów na linii Warszawa—Koluszki, przy czym napastnicy zagarnęli
39.155 rubli i 7 kopiejek, oraz napad na pociąg na stacji Bezdany pod Wilnem 26
września 1908, w którym zagarnięto wedle danych rosyjskich 477.408 rubli 84
kopiejek, z czego jednak do socjalistycznej kasy partyjnej wpłynęło mniej niż
300.000 rubli. W tym ostatnim zamachu brał osobiście udział — jako przywódca —
Józef Piłsudski, oraz jego przyszła druga żona, Aleksandra Szczerbińska.
Propaganda piłsudczykowska przedstawia dzisiaj owe
napady na urzędy pocztowe, sklepy spirytusowe i pociągi jako czyny bohaterskie.
W istocie były to w całej pełni wystąpienia przestępcze. Żadna partia
opozycyjna, czy innej narodowości nie ma prawa przywłaszczać sobie pieniędzy
zaborczego państwa gdyż są to pieniądze publiczne, służące potrzebom
społeczeństwa, także i polskiego (które przecież posługuje się pocztą i
kolejami i musi za to płacić) a ponadto są przecież cudzą własnością. Jest
wypaczeniem pojęć moralnych i prawnych, wyobrażać sobie, że pieniądze takie
można swobodnie, przy użyciu broni, zabierać. (Czym innym jest zdobycz na
nieprzyjacielu w czasie wojny).
Organizacja Piłsudskiego zajmowała się także
organizowaniem zamachów na przedstawicieli aparatu państwowego rosyjskiego.
Tak np. w tak zwaną krwawą środę 15 sierpnia 1906 zabiła równocześnie w 19
miejscowościach 80 rosyjskich policjantów i żandarmów. Nie mogło to w niczym
dopomagać do odzyskania przez Polskę niepodległości. Natomiast było czynnikiem
składowym rewolucji rosyjskiej, usiłującej wytworzyć w całym państwie jak
najwięcej anarchii.
Manifestacje podobne do dowcipnej manifestacji
przed kościołem na pl. Grzybowskim w Warszawie, zmierzające do
Prowokatorskiego ściągnięcia rosyjskich kul na polski nie spodziewający się
tego tłum, odbyły się kilkakrotnie. To prawda, że nie jest dokładnie wiadomo,
co organizowali piłsudczycy a co komuniści. 31 czerwca 1905 roku w Łodzi padło
w takiej manifestacji 160 zabitych i 152 rannych, a 1 maja 1905 roku w
Warszawie na rogu ulicy Żelaznej i Alei Jerozolimskich 25 zabitych i 20
rannych, przy czym tłum składał się częściowo z kobiet i dzieci.
Zarówno Piłsudczycy, jak komuniści zabijali nie
tylko rosyjskich policjantów, ale i polskich „burżujów” np. ziemian, albo
dyrektorów fabryk oraz polskich przeciwników Politycznych. Szczególnie
znamienne było zabijanie polskich robotników, którzy byli narodowcami. Zarówno
piłsudczycy, jak komuniści uważali środowisko robotnicze za swój monopol
polityczny i mścili się w sposób nieubłagany na robotnikach, którzy stali się
narodowcami, a więc zadali postawą swoją kłam twierdzeniu, że robotnicy są z
samej natury socjalistami.[2]
Mówi się, że Piłsudski za cel swojej działalności
stawiał sobie niepodległość Polski. Jest to nie ścisłe. Owszem, jest prawdą, że
Piłsudski i jego grupa różnili się od komunistów tym, że mieli w swoim
programie hasło niepodległości, wprawdzie nie całej Polski, ale jakiegoś
małego, polskiego państewka, wykrojonego z części zaboru rosyjskiego.
Komuniści takiego zamiaru nie mieli. A słynna komunistka, Róża
Luksemburg, polska Żydówka, która działała najpierw w zaborze rosyjskim,
później Jako rewolucjonistka w Niemczech i została w roku 1919 zamordowana
przez bojówkę oficerską niemiecką, głosiła otwarcie, że żadnej Polski
niepodległej powinno nie być, a Polacy zaboru pruskiego powinni się
rozpłynąć w żywiole niemieckim, a Polacy zaboru rosyjskiego w żywiole
rosyjskim. Piłsudski uważał jednak, że owa rzekoma niepodległa Polska powinna
być ogniwem federacji rosyjskiej. Jeszcze 15 czerwca 1920 roku mówił
przedstawicielowi „białych” Rosjan w Warszawie, generałowi G. Kutiepowowi, że
gdy Rosja przekształci się w państwo federacyjne, jego zdaniem do tego
„Związku narodów przyłączą się w sposób swobodny Finlandia i Polska”.
Jest moim przekonaniem, że istotnym celem życiowym
Piłsudskiego było przebudować Rosje w wielkie, obejmujące szóstą część świata
państwo federacyjne, w którym Piłsudski byłby takim — tak samo nie rosyjskim,
lecz reprezentującym jedną z mniejszości narodowych — dyktatorem, jakim się w
końcu stał Gruzin Stalin. Zamiar utworzenia takiego zreorganizowanego,
ogromnego państwa, oraz zdobycia w tym państwie — w Moskwie — naczelnej władzy,
ostatecznie się Piłsudskiemu nie udał. Piłsudski musiał się zadowolić
osiągnięciem mniejszej skali jakim było zostanie dyktatorem w Polsce. Piłsudski
był w istocie z tego osiągnięcia niezadowolony. Nazywał Polaków „narodem
idiotów” Był to człowiek niesłychanej pychy. Jego marzeniem było zostanie czymś
więcej niż dyktatorem Polski. Ale okoliczności historyczne oraz pomoc niemiecka
i angielska sprawiły, że osiągnął choć tyle. I korzystał z tej osiągniętej
pozycji jak mógł.
W dążeniu swoim do stworzenia federacji rosyjskiej
współpracował z wpływowymi kołami angielskimi i niemieckimi. Z wywiadem
angielskim był w kontakcie już poczynając od XIX wieku. Jeździł w latach przed
rewolucją rosyjską 1905 roku do Londynu 7 razy, przy czym, przez dłuższe okresy
mieszkał w Londynie mniej więcej stale. Główne centrum działalności P.P.S. było
długi czas w Londynie, a czołowe pismo P.P.S. „Przedświt” wychodziło przez 11
lat, mianowicie w latach 1891-1902 w Londynie, zanim zostało przeniesione
do Krakowa. Oczywiście, same te fakty nie są jeszcze dowodem związków
Piłsudskiego z polityką angielską, ale te związki ilustrują. Głównym łącznikiem
Piłsudskiego z wywiadem angielskim byli Tytus Filipowicz i Witold Jódko‑Narkiewicz.
Z polityką niemiecką Piłsudski wszedł w związki o
wiele później niż z wywiadem angielskim i reprezentowanym przez ten wywiad
odłamem polityki angielskiej. Ale w praktyce, w okresie nieco późniejszym
Piłsudski był wykonawcą dążeń polityki niemieckiej w większym jeszcze stopniu
niż dążeń polityki angielskiej. W swym dążeniu do przekształcenia Rosji w
wielkie państwo federacyjne w znacznym stopniu spełniał to, czego pragnęła
polityka angielska a przynajmniej pewien jej odłam. Potęga carskiej Rosji była
niebezpieczna dla pozycji brytyjskiej w Azji, a zwłaszcza dla jej
panowania w Indiach. Było wiec życzeniem polityki brytyjskiej takie osłabienie
imperium rosyjskiego, by przestało ono posiadłościom brytyjskim zagrażać.
Jeśli idzie o Niemcy, pragnęły one uczynić ziemie, będące częścią państwa
rosyjskiego terenem swojej ekspansji, przy czym szczególnie pożądliwym okiem
patrzały one na Ukrainę i na wszystko, co mogło być nazwane Rosją Południową: a
więc tak samo jak Anglia były zainteresowane osłabieniem Rosji. Tak wiec
dążenia angielskie i niemieckie wobec Rosji były w istocie zbieżne.
Później to się zmieniło, gdyż Anglia poczuła się
nagle zagrożona przez niemiecką ekspansję morską i kolonialną. Aby móc pokonać
Niemcy, Anglia zawarła w roku 1907 układ z Rosją o kompromisowym
załatwieniu spraw spornych, co było aktem ostatecznego uformowania się koalicji
Francja—Rosja—Anglia i zapowiedzią zbliżającej się wojny światowej. W wojnie
tej Piłsudski idąc z Austrią i Niemcami stał po stronie przeciwnej, niż Anglia.
Ale nie było to przeciwieństwo zasadnicze. Anglia chciała zniszczyć, lub
przejąć niemiecką flotę wojenną oraz wyrzucić Niemców z obszarów kolonialnych w
Afryce i gdzie indziej. Chciała także nie dopuścić Niemców w pobliże własne, to
znaczy do Belgii i północnej Francji. Ale nie miała nic przeciwko temu, by
Niemcy były potężne w Europie Wschodniej i była w istocie życzliwa wobec
Austrii. Dlatego też utrzymywała przez cały czas wojny nieoficjalny kontakt z
Piłsudskim, a zdaje się także i z Austrią. Wybitną role odgrywał tu
przedstawiciel Piłsudskiego w Londynie August Zaleski, a także Józef Retinger,
który był zdaje się łącznikiem angielsko—austriackim. Po wojnie Anglia
popierała potęgę niemiecką na wschodzie i przybrała na nowo postawę
antyrosyjską. Sprzeciwiała się temu co wydawało się hegemonią francuską w
Europie i sprzeciwiała się systemowi wersalskiemu który był antyniemiecki, a
którego filarem była Polska. Tak więc polityka Piłsudskiego zarazem
proangielska i proniemiecka była nadal zjawiskiem całkiem naturalnym. Dzisiaj
Anglia nie posiada już Indii i nie odgrywa większej roli w Azji. Ale, kierunek
jej polityki z innych przyczyn, przejęła w znacznym stopniu Ameryka.
Szczególnie znamiennymi wystąpieniami politycznymi
Piłsudskiego, zmierzającymi do urzeczywistnienia dążeń polityki angielskiej,
czyli też pewnego jej kierunku, na gruncie rosyjskim, było powzięcie przez
Piłsudskiego zamiaru zorganizowania przez Polskę w interesie Anglii wielkiego marszu
na Moskwę, który alianci zachodni by sfinansowali, oraz próba sprzedania
kapitałom angielskim całości polskiej sieci kolejowej.
Dnia 15 września 1919 roku na konferencji
międzynarodowej w Paryżu Piłsudski ustami obecnego na tej konferencji a
posłusznego mu wówczas Paderewskiego zaproponował rządom alianckim, a w
praktyce Anglii, że Polska dostarczy aliantom 500.000 polskiego żołnierza celem
marszu na Moskwę, pod warunkiem, że alianci pokryją związany z tym koszt, który
wyniesie milion funtów brytyjskich dziennie. Francuski marszałek Foch obalił
ten projekt. Był to projekt przedsięwzięcia akcji nie mającej nic wspólnego z
interesem Polski, nie służącej także interesom narodu rosyjskiego, opłaconej
krwią polskiego żołnierza oddanego jako żołnierz zaciężny za pieniądze planom
obcym.
Na tydzień przed 1 grudnia 1920 (data dokładnie
nieznana) minister spraw zagranicznych Polski Eustachy Sapieha uczynił w
imieniu Piłsudskiego propozycje posłowi brytyjskiemu sprzedania całości
polskiej sieci kolejowej („the entire Polish railway system”) kapitałowi
brytyjskiemu. W uzasadnieniu tej tajnej propozycji, powiedziane zostało
Anglikom, że „ktokolwiek sprawuje władzę nad systemem kolejowym w Polsce i
rozwija go jest we wspaniałej pozycji strategicznej (is in magnificent
strategical position) do przedsięwzięcia jakiegokolwiek dzieła odbudowy Rosji —
która musi kiedyś dojść do skutku — i będzie znacznie wyprzedzał każdego
możliwego konkurenta”. Chodziło wiec o przygotowanie zreorganizowania Rosji,
jakby w przyszłe imperium quasi kolonialne angielskie. To Polska miała być bazą
dla takiej reorganizacji Rosji. Propozycja przewidywała także „dodatkową,
równoległą koncesje” dotyczącą drzewa i ropy naftowej. Tak wlec miały być
oddane kapitałowi angielskiemu także polskie lasy i kopalnie nafty. Także i ten
pomysł Piłsudskiego ostatecznie do skutku nie doszedł. Trzymano go w tajemnicy
przed innymi polskimi politykami.
Szczegóły dotyczące tych dwóch zamiarów
Piłsudskiego zawarte są w ogłoszonych po drugiej wojnie światowej zbiorach brytyjskich
dokumentów dyplomatycznych.
Wśród czytelników niniejszej książeczki mogą się
trafić tacy, którzy będą uważali, że Piłsudski dobrze robił, chcąc odegrać
czołową rolę w próbie przerobienia Rosji w duchu niebolszewickim. Odpowiadam na
to, że do odegrania takiej roli Polska i to dopiero w drugim roku
niepodległości, była za słaba. Żaden naród nie może się podejmować zadań, które
przerastają jego siły. Obowiązkiem każdego narodu — i jego rządu — jest
troszczyć się przede wszystkim o niepodległość, bezpieczeństwo i zdrowie
własne. W ten sposób każdy naród przyczynia się do pomyślności całej ludzkości.
Byłoby absurdem, gdyby Polska w latach po
pierwszej wojnie podejmowała się zadania ratowania Ormian, których Turcy
wyrzynali, albo dzisiaj podejmowała się ratowania chrześcijan w Libanie,
którym zagraża reakcja muzułmańska. Możemy i powinniśmy Ormianom i libańskim
Maronitom współczuć, możemy także jakimś proporcjonalnym do naszych możliwości
wkładem politycznym, pieniężnym czy innym wziąć udział w jakiejś rzecz Ormian,
czy Maronitów libańskich akcji zbiorowej szeregu państw, ale to nie jest nasze
zadanie rzucać bezpieczeństwo i niepodległość naszego narodu do walki
samodzielnej w obronie Ormian czy libańskich chrześcijan. Tak samo nie było
rzeczą dopuszczalną, byśmy narażali byt naszego własnego kraju i narodu dla
przebudowy Rosji. A rzucenie pół miliona naszych Żołnierzy do walki o Moskwę
(także i pozbywanie się dla dobra przebudowy Rosji własności naszej
sieci kolejowej), byłoby w sposób nieuchronny oznaczało wystawienie na
niebezpieczeństwo naszej własnej świeżo odzyskanej niepodległości.
Co więcej, ów marsz pól miliona naszych żołnierzy
na Moskwę wcale nie byłby przedsięwzięciem zbożnym. Nie chodziło tu o przyjście
z pomocą rosyjskiemu narodowi, uciśnionemu przez bolszewicką tyranię. W walce
miedzy rosyjskimi siłami narodowymi (zwłaszcza obozem generała Denikina) a
armią czerwoną Piłsudski stał po stronie armii czerwonej i to jej życzył
zwycięstwa. Nie chciał także skromnej i nie przekraczającej polskich sił
współpracy z Denikinem. Chodziło o to, by podbić Rosję dla wielkich
mocarstw i uczynić terenem ekspansji tych mocarstw. To po to miała być za
angielskie pieniądze ofiarowana krew pół miliona polskich żołnierzy, by Rosja
stała się podobnie jak to projektowano w Chinach, terenem podziału na sfery
wpływów, okręgi koncesyjne i strefy obcego panowania, które wcale nie byłyby
dla Rosji i dla całej ludzkości lepsze od rządów bolszewickich. A przy tym, nie
łudźmy się, że bylibyśmy wówczas traktowani przez Anglie i inne mocarstwa jak
równorzędny partner. Bylibyśmy traktowani z pogardą jako dostawca
zaciężnego żołnierza. Politycznie Anglia poszukałaby sobie całkiem innego
partnera od nas, mianowicie Niemcy. To Niemcy zbieraliby główne owoce naszego
marszu na Moskwę i stali się obok Anglii głównymi współrządcami Rosji. Nasza
niepodległość by się przy tej okazji zawaliła, albo przekształciła w
państwowość satelicką w granicach Królestwa Kongresowego i Galicji Zachodniej.
Sam Piłsudski zrobiłby przy tej okazji wielką osobistą karierę jako
mandatariusz i wykonawca polityki angielskiej i niemieckiej. Ale Polska byłaby
nie tylko w obcej sprawie wykrwawiona, ale i podeptana.
*
Szczególnie znamiennym porównaniem obozu
socjalistycznego z obozem narodowym, czyli inaczej z obozem polskiego narodu,
jesz opis dwóch manifestacji w 1905 roku, w Warszawie, zrobiony przez
piłsudczyka, ostatnio ambasadora polskiego w Turcji, Michała Sokolnickiego
(1880—1967).
Wedle opisu Sokolnickiego, który sam był tym
zaskoczony i wstrząśnięty — olbrzymia manifestacja socjalistyczna w dniu 1
listopada 1905 roku była niemal czysto żydowska. (Wśród ludności Warszawy Żydzi
stanowili wtedy z górą jedną trzecią). Na manifestacji tej mówiono i śpiewano
niemal wyłącznie po rosyjsku. Manifestacja ta była demonstracją łączenia
Warszawy z rewolucją rosyjską. „Czułem się chory z przeżytych ciężkich
wrażeń. (...) Warszawa zobaczyła w dniu 1 listopada socjalizmu” pisze
socjalista i piłsudczyk Sokolnicki. „Warszawa jakimś instynktem zbiorowym
(....) musiała się z tego koszmaru otrząsnąć”. 0dpowiedzą Warszawy na
manifestacje socjalistyczną była 5 listopada o wiele większa manifestacja
narodowa, w której wzięło udział 250,000 Polaków. Sokolnickiemu zaimponowała
masowość tej polskiej manifestacji, ale jednak, jako piłsudczyk, pisze o niej
niechętnie: „Wszędzie (...) śpiewano, raczej zawodzono, ciągle bez ustanku,
jedną i te samą pieśń (Boże coś Polskę). (....) Poszczególne strofy tej pieśni
(....) błagające o ojczyznę, modły o zwróconą narodowi wolność, wraz z tą upajającą,
rozbrajającą, nudzącą w swej monotonii melodią, stopniowo przenikały wszędzie i
wszystkich. (....) Wszędzie ze szlochem głębokiego wzruszenia przyjmowana ta
pieśń, dźwięczała jak nieznośna skarga, jak wyznanie niemocy.(....) Uśpił się i
ukołysał lud warszawski tą tak dawno słyszaną narodową baśnią i migotającym w
oczach złudzeniem. Z pomiędzy dwojga oblicz Warszawy: rozdeptanej huśtawki
rewolucji, (…) a Warszawy rozmodlonej i klęczącej (...) nie miałem, której
wybrać.
Takie oto były dwa obozy w Polsce w roku 1905—tym.
Jeden polski a drugi można śmiało powiedzieć antypolski. Piłsudski ze swoją
organizacją, w owej chwili Polską Partią Socjalistyczną — Frakcja Rewolucyjna,
stał po stronie tego drugiego obozu.
WYKONAWCA PLANÓW NIEMIECKICH. ROK 1914.
Największą
winą Piłsudskiego wobec polskiego narodu jest, że całożyciową swoją
działalnością wepchnął politykę dużego odłamu polskiego narodu, a potem polskie
państwo na złą drogę polityki zagranicznej, mianowicie na drogę
podporządkowania Polski dążeniom niemieckim. Polityka zagraniczna -- to była
istota polskiego losu. Polska odzyskała w latach 1918-1919 niepodległość, bo
przytłaczająca większość polskiego narodu prowadziła dobrą, słuszną,
prawidłową politykę zagraniczną. Niepodległość Polski zawaliła się w roku 1939
-- bo trzynaście lat rządów Piłsudskiego i piłsudczyków poprowadziły
Polskę po drodze błędnej, samobójczej, bezpośrednio prowadzącej ku katastrofie,
polityki zagranicznej. W życiu kraju o takim położeniu geograficznym jak Polska
rzeczą najważniejszą -- ważniejszą od wszystkiego innego -- jest polityka zagraniczna.
Dobra -- albo zła. Od niej wszystko zależy.
Istotą położenia Polski w
okresie porozbiorowym było to, że była ona podzielona pomiędzy Rosję
a kraje niemieckie (Prusy i Austrię) a państwa zaborcze utrzymywały ze
sobą nie tylko zgodę ale głęboką solidarność. Wojna światowa, samo zbliżanie
się jej oznaczało zerwanie tej solidarności, przecież to była wojna miedzy
zaborcami. W interesie Polski leżało, by się zaborcy nie pogodzili, a zanosiło
się na to, że się mogą pogodzić. Leżało także coś jeszcze: by nie odniosła w
ich wojnie zwycięstwa ta strona, której zwycięstwo było dla narodu polskiego
szczególnie niebezpieczne.
Szczególnie niebezpieczna
była dla Polski i polskiego narodu możliwość zwycięstwa niemieckiego. Naród
niemiecki był w owej chwili w jednym ze szczytowych momentów potęgi w swej
całej tysiącletniej historii. Dążył on do zapanowania nad Europą a może i nad
Światem. A nieodzownym tego warunkiem było zmiażdżenie Polski. Tej Polski,
która stała na drodze rozrostowi potęgi niemieckiej niezmiennie od tysiąca lat.
Długie lata niewoli
sprawiły, że polskie społeczeństwo było pozbawione doświadczenia politycznego i
politycznie niewyrobione i naiwne. Ogromna cześć Polaków, to byli ludzie
wprawdzie kochający ojczyznę i nieraz żarliwie Polsce oddani, ale mający
pojęcia polityczne niemal dziecinne i oceniający sprawy polityczne prymitywnymi
formułami demagogicznymi, a nie założeniami politycznego rozumu. Ten naiwny i
uczuciowy gatunek ludzi stał się podatnym materiałem do poczynań pozornie
efektownych i budzących nawet zachwyt, ale w istocie przedsiębranych przez
wrogie Polsce siły w ich interesie, a nie w interesie polskiego narodu. W
oparciu o patriotycznie naiwne, a pozbawione politycznego rozumu siły w polskim
narodzie udało się polityce niemieckiej wytworzyć w polskim narodzie obóz
polityczny, pozornie patriotyczny, a w istocie będący narzędziem tej
niemieckiej polityki i prowadzący polski naród ku zgubie. Wodzem tego obozu
stał się Piłsudski.
Od czasu utworzenia -- w
roku 1871 -- niemieckiego cesarstwa, wielkim niebezpieczeństwem, przed którym
cesarstwo to stało była możliwość, że może się ono nagle znaleźć w wojnie na
dwa fronty, przeciwko państwom, które czuły się wzrostem potęgi niemieckiej
zagrożone. Osią możliwego, wrogiego Niemcom frontu byłyby Francja i Rosja, do
których mogłyby się dołączyć także i inne państwa. Założeniem polityki
niemieckiej było więc nie dopuścić do tego by Niemcy musiały toczyć wojnę na
dwa fronty, to znaczy z Francją i Rosja, razem. Niemcy pragnęły bić się w razie
potrzeby z pojedynczymi wrogami, każdym z osobna. Ale obawiały się, że mogą
zostać pobite, jeśli wypadnie im bić się z nimi wszystkimi równocześnie. To
była wielka, budząca niepokój w szeregach czołowych polityków niemieckich
groza: "koszmar koalicji" i perspektywa wojny na dwa fronty.
Politycy niemieccy
znaleźli na tę grozę lekarstwo. Znaleźli je już w krótko po utworzeniu
niemieckiego cesarstwa. Jednym z wynalazców tego lekarstwa był istotny założyciel
tego niemieckiego cesarstwa Otto von Bismarck (1815-1898). Lekarstwo polegało
na tym, że trzeba użyć sprawy polskiej dla odciągnięcia Rosji od Francji i
sprawić, że Niemcy nie będą się potrzebowały bić równocześnie z Francją i
z Rosją, lecz z samą tylko Francją. A w walce z samą tylko Francją odniosą
łatwe i pełne zwycięstwo. Będzie to początkiem do zawładnięcia przez Niemcy
całej Europy. A także i kolonii francuskich -- przynajmniej niektórych -- poza
Europą.
Trzeba, by w Polsce -- w
zaborze rosyjskim -- wybuchło polskie powstanie przeciwko Rosji. W Rosji
jest tyle nienawiści przeciwko Polakom, że wybuch takiego powstania od razu
obróci uczucia rosyjskiego narodu, także rosyjskiej politycznej elity,
przeciwko temu powstaniu. Zamiast bić się z Niemcami, Rosja skieruje swoje
siły przeciwko temu powstaniu. Skutki tego mogą być rozmaite. W najmniej
dla Niemców pomyślnym wypadku, Rosja pozostanie w zasadzie wierna sojuszowi z
Francją, ale nie będzie podejmować żadnych kroków wojskowych przeciwko Niemcom,
dopóki się z Polakami nie upora. Zapewni to Niemcom bezpieczeństwo od wschodu
co najmniej na kilka tygodni. W ciągu tego czasu, Niemcy będą potrafiły
rozprawić się z osamotnioną Francją drogą tak zwanej "wojny
błyskawicznej", (Blitzkrieg) i dotrzeć już w 1914 roku, podobnie jak to
się stało w 1940-tym do Oceanu Atlantyckiego i do granicy hiszpańskiej.
Będą wtedy mogły dyktować swoją wolę nie tylko Francji, ale także i innym
państwom, między innymi Anglii i Rosji. To w wypadku dla Niemiec najgorszym.
Ale może się zdarzyć, że rzeczy potoczą się dla Niemiec jeszcze lepiej. Rosja
może nie tylko zaniechać na czas pewien prowadzenia przeciw Niemcom działań
wojennych, ale może się w ogóle z wojny wycofać, a więc zawrzeć z Niemcami
pokój. Albo może nastąpić coś dla Niemiec najlepszego: tak jak to już raz miało
w historii miejsce, mianowicie w czasie wojny siedmioletniej w 1762 roku,
Rosja może dokonać całkowitego zwrotu w swej polityce i zmienić swe miejsce w
wojnie, z wroga Niemiec stając się ich sojusznikiem. Oczywiście, Rosja w tej
sytuacji zamieniłaby się bardzo szybko w niemieckiego wasala.
Do
wszystkiego tego potrzeba było tylko jednej rzeczy: żeby Polacy zrobili
przeciwko Rosji powstanie. Polacy są na tyle głupi, że gotowi są takie
powstanie zrobić. Trzeba ich tylko umiejętnie do tego namówić. Umożliwią tym Wielkie zwycięstwo niemieckie,
a sami wcale nie muszą odnosić jakiejkolwiek korzyści. Nie trzeba im nic
obiecywać. Po niemieckim zwycięstwie można ich będzie po prostu zmiażdżyć. A
jeszcze lepiej, można będzie pozwolić Rosji, by to ona ich zmiażdżyła, a więc
swoich rąk tym nie brudzić, może się zresztą zdarzyć, że trzeba im będzie
jednak czymś za ich wysiłki zapłacić. Może się zdarzyć, że po prostu trzeba im
będzie pozwolić na utworzenie małego, wykrojonego z zaboru rosyjskiego,
nominalnie niepodległego państewka. Państewko to byłoby niemieckim wasalem. Ale
istnienia tego państewka nie trzeba będzie tolerować zbyt długo. Sam Bismarck
powiedział do ambasadora niemieckiego w Petersburgu księcia Henryka VII von
Reuss, przewidując, że może powstać taka sytuacja, że "wskrzesimy
Polskę", ale że "wtedy będziemy mogli po dwudziestu latach odnowić
związek trzech mocarstw dla dokonania czwartego rozbioru".
Posiadamy już dziś dużo
Informacji o tym, że już Bismarck myślał planowo o tym, że w razie niebezpieczeństwa
wojny na dwa fronty z Francją i Rosją, Niemcy będą się musiały posłużyć sprawą
polską, aby Rosję od Francji odciągnąć. Ograniczę się tylko do powołania się
na pamiętniki marszałka Alfreda von Waldersee (1832-1904), który był za czasów
Bismarcka niemieckim szefem sztabu. W pamiętnikach tych, które zapewne nie
były przeznaczone do druku, bo zostały wydane dopiero w roku 1925, a więc w 21
lat po śmierci autora, ten czołowy niemiecki dygnitarz wojskowy opisuje liczne
poufne rozmowy jakie miewał z Bismarckiem, a w których wciąż się przewija
myśl o sprawie polskiej jako narzędziu do osiągnięcia zwycięstwa w wojnie z
możliwą antyniemiecką koalicją. Na przykład w dniu 1 listopada 1886 roku,
w 15 lat po utworzeniu niemieckiego cesarstwa i w 23 lat po powstaniu
styczniowym, a na 28 lat przed wybuchem pierwszej wojny światowej Waldersee
notuje streszczenie swej rozmowy z Bismarckiem i najwidoczniej słowa samego
Bismarcka: "Gdybyśmy mieli zostać uwikłani równocześnie w wojnę z Rosją i
Francją, będziemy musieli mimo wszystkich zastrzeżeń jakie to budzi, odbudować
Polskę. Mimo wszystko, lepsze, to, niż pójść na dno". W dwanaście dni
później,12 listopada 1886 roku Waldersee napisał od siebie: "Obstaję
przy tym, że odbudowanie Polski jest dla nas na wypadek gdybyśmy musieli prowadzić
wojnę jednocześnie z Rosją i Francją, nieodzowną koniecznością. Ale łatwe to w
każdym razie nie będzie, bo Polacy nie powstaną ot tak sobie, bez powodu (sich
nlcht ohne weiteres erheben wurden) (...) Sprawa musiałaby być wzięta w rękę
przez Austrię; my (podkreślenie Walderseego) nie ściągniemy pod broń
nawet setki Polaków".
Akcja
Piłsudskiego, przygotowująca powstanie przeciw-rosyjskie w Królestwie, a mająca
oparcie w rządzie austriackim -- i w polityce austriackiej -- była właśnie
urzeczywistnieniem pragnienia i planu Walderseego (a zarazem Bismarcka) by
"sprawa musiała być wzięta w rękę przez Austrię", bo "my"
sami bez Austrii doprowadzić jej do skutku nie zdołamy.
Jaką drogą Niemcy, czy też
ich obóz natrafił na Piłsudskiego, tak, że mogli się nim następnie posłużyć?
Nie mamy o dawniejszym kontakcie Piłsudskiego z obozem Bismarcka i Walderseego,
czy ich późniejszych następców, takich danych, jak o jego kontakcie z wywiadem
angielskim. Nie wiemy o nikim, kto byłby pod tym względem odpowiednikiem
Tytusa Fillpowicza i Witolda Jodko-Narkiewicza. Jest możliwe, że spotkanie
Piłsudskiego z ośrodkami, które kierowały planowaną polityką wojenną Niemiec i
Austrii, było dziełem przypadku, albo nawet owocem inicjatywy samego
Piłsudskiego. Choć jest faktem, że Piłsudski był już od samej swej młodości w
kontakcie z rosyjskim rewolucjonistą Piotrem Struwe i nawet otrzymywał od niego
subwencje pieniężne. A istnieją co do Struwego poszlaki, że reprezentował on
wpływy niemieckie.
Trzeba stwierdzić,
że Niemcy natknąwszy się na Piłsudskiego, mieli szczęście. Natrafili na
człowieka całkiem dużego kalibru. Nie był to materiał na pospolitego małego
agenta. Był to człowiek o wielkich zdolnościach i talencie, także i o wielkich
osobistych ambicjach. Czynnik niemiecki go nie uformował, on go tylko znalazł.
Piłsudski miał swoje własne cele i dążenia, tyle tylko, że się one z
dążnościami niemieckimi zbiegły. Był on przede wszystkim rewolucjonistą w
państwie rosyjskim. Miał w swoich planach także i dążenie do utworzenia
państewka polskiego w obrębie ziem zaboru rosyjskiego, a także do utworzenia
takiego państwa litewskiego, co wszystko łączyło się z zamiarem przebudowy
Rosji. W dążeniach tych gotów był korzystać z pomocy każdego, kto mógł mu
pomoc okazać, również i z pomocy rządowej państw wcale nie socjalistycznych,
a więc z pomocy Japonii, Anglii, Niemiec czy Austrii. Był to człowiek wielkiej
pychy, oraz o umiejętności podporządkowania sobie ludzi i komenderowania nimi.
Miał właściwości osobistego czaru, który pociągał do niego ludzi. Miał także
rodzaj zdolności hipnotycznych, które sprawiały że niektórzy ludzie ulegali mu
w sposób irracjonalny, wcale nie dbając o to, jakie są rozumowe podstawy jego
polityki. Przy tym, był to nie tylko rewolucjonista, wyznawca Marksa i
sojusznik i stronnik rewolucjonistów rosyjskich. Był to także swojego rodzaju
romantyk, ożywiony irracjonalnie uczuciami, które wywodziły się -- poprzez
środowisko szlacheckie na Litwie, z którego wyszedł -- ze wspomnień powstania
styczniowego, a także i polskiej poezji romantycznej. Wszystko to sprawiło, że
budził on w pewnych kołach sympatie i potrafił pozyskać duże zastępy
zwolenników idących za nim w sposób uczuciowy i wytworzyć z nich całkiem duży obóz
polityczny. Na obóz ten składali się rewolucjoniści, socjaliści, stronnicy
Marksa. Składali się także romantycy, romantyczni miłośnicy dążeń powstańczych,
gorący i naiwni patrioci, wyobrażający sobie, że "czyn" typu powstańczego
Jest właściwą drogą do wyzwolenia Polski. I składali się ludzie, którzy
przede wszystkim nienawidzili carskiej Rosji i dla których obalenie w Rosji
caratu było celem ważniejszym od wyzwolenia Polski. Wszyscy razem stali się w
polskim narodzie wielkim obozem proniemieckim. Obozem, którym w istocie
kierował wpływ polityczny niemiecki.
W czasach Bismarcka i
Walderseego, a więc w roku 1886 i w latach przed dymisją (1890) i śmiercią
(1898) Bismarcka i dymisją (1891) i śmiercią (1904) Walderseego, Niemcy tak
bardzo się obawiały wspólnego frontu Francji i Rosji, że godziły się z myślą
utworzenia wykrojonego z ziem zaboru rosyjskiego polskiego państewka. Natomiast
w roku 1914 czyli w 28 czy też 24 lata potem tak już urosły w potęgę, a także w
pewność siebie i pychę, że już nie myślały o tym, by Polakom czymś za zrobienie
powstania zapłacić. Uważały, że Polacy mogą zrobić powstanie, ale wcale nie
przewidywały że ma to za sobą pociągnąć utworzenie jakiegoś polskiego
państewka. Dopiero po z górą dwóch latach niepowodzeń wojennych, w dniu 5
listopada 1915 roku, cesarze niemiecki i austriacki ogłosili, że utworzone
będzie Królestwo Polskie, obejmujące okrojone terytorium Królestwa Kongresowego
(utworzonego przez Kongres Wiedeński 1815 roku), wprawdzie nie
"niepodległe", ale "samodzielne" (co oznaczało położenie
takich krajów, jak Bawaria i Saksonia). W roku 1914 z chwilą wybuchu wojny, ani
Niemcy, ani Austria nie zrobiły najmniejszego kroku w kierunku uczynienia
czegoś dla choćby najbardziej ograniczonego dobra polskiego narodu. Także i myśl
wysuwana przez niektórych członków obozu Piłsudskiego, by zapowiedzieć
przyłączenie Królestwa do Galicji i uczynienia z tego połączonego obszaru
trzeciego, podobnego do Węgier członu w monarchii Austro-Węgierskiej została
przez czynnik austriacki odrzucona.
W dniu 29 września 1906
roku, a wiec w 20 lat po dniu, gdy Bismarck i Waldersee dochodzili do wniosku,
że to Austria musi się zająć zorganizowaniem polskiego powstania przeciw
Rosji, Józef Piłsudski i Witold Jodko-Narkiewicz zgłosili się u austriackiego
pułkownika Franza Kanika, szefa sztabu austriackiego 10 korpusu w Przemyślu i
zwierzchnika ośrodka wywiadowczego tamże i ofiarowali swoje usługi wywiadowcze
austriackiej armii. Oświadczyli przy tym, w sposób zupełnie zresztą niezgodny z
prawdą, że partia, którą reprezentują (P.P.S.) dysponuje w Królestwie
Kongresowym liczbę 70.000 uzbrojonych ludzi, a w razie otwartej walki potrafi
wystawić 200.000, przy czym ponadto poprą ją i inne niesocjalistyczne elementy
polskie. Od owej chwili trwał stały kontakt między organizacją Piłsudskiego a
wywiadem austriackim. Początkowo, Austriacy byli w tym kontakcie ostrożni i
obawiali się widocznie, że Piłsudski i jego ludzie mogą się kiedyś jakoś
pogodzie z rządem rosyjskim i zdradzić mu, że byli w konszachtach z wojskiem
austriackim na temat przygotowań powstańczych w Królestwie, co byłoby dla
rządu austriackiego bardzo w czasach pokoju kompromitujące. Potem jednak,
Austriacy jakoś przesiali się czegokolwiek obawiać i stosunki z organizacją
Piłsudskiego zacieśnili, opierając je na stałych podstawach. Być może zamach na
pociąg pod Bezdanach 27 września 1907 roku, w którym brał osobiście udział
Piłsudski, uspokoił Austriaków, gdyż uczynił niemożliwym jakiekolwiek ułożenie
się stosunków między Piłsudskim, a rządem rosyjskim, a więc także i
niedyskrecję Piłsudskiego wobec władz rosyjskich.
Władze austriackie
zezwoliły na założenie pod zaborem austriackim związanej z Piłsudskim
organizacji "Strzelca", działającej legalnie, a zajmującej się ćwiczeniem
kadr przyszłego powstania w Królestwie przeciw Rosji. Setki dzielnych chłopców
zapisywały się do tej organizacji, wyobrażając sobie, że przygotowują się do
wydarzenia, mającego utorować drogę do wyzwolenia Polski. W istocie,
przygotowywali się do przedsięwzięcia, które miało umożliwić Niemcom zwycięstwo
w wojnie światowej.
W dniu 5 sierpnia 1914
roku w przededniu wybuchu wojny austriacko-rosyjskiej, austriacki kapitan
Rybak, wywiadowczy zwierzchnik Piłsudskiego wezwał Piłsudskiego do siebie i
udzielił mu w imieniu sztabu austriackiego zlecenia, by w dniu następnym 6
sierpnia wkroczył ze swoimi "Strzelcami" do Królestwa i rozpoczął tam
akcję powstańczą. (Wojna austriacko-serbska wybuchła 28 lipca 1914, wojna
niemiecko-rosyjska 1 sierpnia, wojna niemiecko-francuska 3 sierpnia, wojna
brytyjsko niemiecka 4 sierpnia, ale wojna austriacko-rosyjska dopiero 6
sierpnia). W wyniku tego w dniu następnym 6 sierpnia pierwszy oddział
"Strzelców" z Krakowa, tak zwana "kompania kadrowa"
przekroczył granicę między zaborem austriackim i rosyjskim, i wkroczył do
Królestwa, przy czym dowódca tego oddziału zaopatrzony był w austriacką
przepustkę, zezwalającą jemu i jego oddziałowi na przekroczenie granicy. (W
dniu następnym poszły za tym oddziałem następne, a wraz z nimi sam Piłsudski.
W sumie były to oddziały o łącznej sile około 400 ludzi). Propaganda głosząca w
Polsce chwałę Piłsudskiego obwieszcza przez całe ubiegłe z górą 70 lat tę datę
6 sierpnia, jako dzień wielkiego wydarzenia w historii Polski. W istocie, owo
wydarzenie, to było wykonanie zlecenia udzielonego Piłsudskiemu przez kapitana
austriackiego wywiadu, w tym celu, by wywołać wbrew interesom Polski
powstanie, stanowiące część wielkiego planu strategicznego niemieckiego.
Zarówno
Austria jak Niemcy wiedziały o tym, że przedsięwzięta zostaje próba wszczęcia w
dniu 6 sierpnia 1914 roku polskiego powstania w zaborze rosyjskim.
Niemiecki polityk hrabia Kuno Westarp pisał do przywódcy konserwatystów
niemieckich, noszącego nazwisko Heydebrand und der Lasa właśnie w dniu 6
sierpnia, że "dzisiaj ma wybuchnąć w Rosji polskie powstanie". (Heute
der polnische Aufstand In Russland ausbrechen würde"). Szef niemieckiego
sztabu generał Moltke, donosił 5 sierpnia niemieckiemu Urzędowi Spraw
Zagranicznych, że przygotowana jest polska akcja powstańcza w Królestwie. Już 2
sierpnia austro-węgierski minister spraw zagranicznych Leopold hrabia
Berchtold miał w Wiedniu rozmowę z polskim politykiem zaboru austriackiego,
narodowcem, profesorem Stanisławem Głąbińskim (1862-1943), byłym prezesem Koła
Polskiego w Parlamencie wiedeńskim i byłym austriackim ministrem kolei (zmarłym
potem jako eks-więzień i wygnaniec w Rosji) i powiedział mu "czy już
wszystko przygotowane do wywołania powstania; (...) Powstania na tyłach armii
rosyjskiej?" Głąbiński odpowiedział mu, że żadnego takiego powstania nie
będzie. Berchtold na to: "Ależ na Boga (...) takie powstanie być musi,
zostało mi Święcie przyrzeczone, ja przyjąłem wobec sztabu stanowcze
zobowiązanie, sztab na nie rachuje" i " (...) Ależ to nie może być,
na to już wszyscy rachują". To są cytaty z pamiętników Głąbińskiego
(późniejszego męża stanu polskiego).
Piłsudski wywołać
powstania w Królestwie nie zdołał. Usiłował to robić przez 10 dni, miedzy 6 a
16 sierpnia, a miał swoją bazę w Kielcach. Usiłowania jego były bezskuteczne.
Niemiecki pułkownik, późniejszy generał Sauberzweig, kwatermistrz niemieckiego
czołowego wodza, generała Hindenburga powiedział w dniu 1 października 1914
roku przedstawicielowi Piłsudskiego Michałowi Sokolnickiemu w tonie wyrzutu:
"Przewidywane powstanie w Polsce nie wybuchło" Niemiecki plan
strategiczny zamienienia wojny dwufrontowej na jednofrontową się nie udał.
Niemcy i Austria nie
zdecydowały się jednak na całkowite zaniechanie zamiaru posłużenia się w wojnie
politycznym faktem posiadania po swojej stronie grupy Polaków, demonstracyjnie
służących zbrojnie sprawie niemiecko-austriackiego zwycięstwa. Likwidacja prób
powstańczych i przekształcenia niedoszłych powstańców w polski legion w ramach
armii austriackiej została przez władze austriackie postanowiona w rozmowie
szefa sztabu generalnego austriackiego, generała Conrada von Hoetzendorfa z
austriackim podpułkownikiem Janem Nowakiem w dniach 15 i 16 sierpnia 1914 roku
i potwierdzona rozkazem wodza naczelnego armii austriackiej arcyksięcia
Fryderyka Habsburga z dnia 27 sierpnia. Rozkazem tym stworzone zostały Legiony
Polskie w ramach armii austriackiej, składające zwykłą przysięgę austriackiego
Landsturmu (pospolitego ruszenia), ale noszące odrębne mundury, tyle tylko, że
z austriacką czarno-żółtą opaską na ramieniu, oraz używające jako języka
urzędowego i komendy języka polskiego. Dotychczasowi niedoszli powstańcy w
Kielecczyźnie zostali tym rozkazem przekształceni w jeden pułk a dowódcą tego
pułku został mianowany Józef Piłsudski. Dalsze trzy pułki utworzone zostały z
ochotników galicyjskich w Krakowie i Lwowie. Dowódcą całości legionów mianowany
został austriacki generał narodowości polskiej, Baczyński.
W trzy miesiące później,
15 listopada 1914 roku innym rozkazem tegoż wodza naczelnego armii austriackiej,
arcyksięcia Fryderyka Habsburga "Komendant 1 pułku legionu polskiego"
Piłsudski został awansowany na brygadiera, "z uposażeniem 1 grupy".
Został później dowódcy 1-szej brygady legionów. (W sierpniu 1915 roku legiony
składały się z trzech brygad. 1-sza pod dowództwem Piłsudskiego liczyła 5.5
tysiąca żołnierza, 2-ga 5 tysięcy, 3-cia 6 tysięcy. Warto z tymi liczbami
porównać armię Hallera, kilka lat później, we Francji, która liczyła 90.000
żołnierza, w czym 20.000 ochotników polskich z Ameryki.
Piłsudski złożył
przysięgę austriackiego Landsturmu, na wierność cesarzowi austriackiemu, 5
września 1914 roku, w Kielcach. (Większość legionistów 4 września w Krakowie).
Ochotnicy ze Lwowa, tworzący początkowo tzw. Legion Wschodni, którzy przemaszerowali
ze Lwowa do Mszany Dolnej na Podhalu, odmówili, dowiedziawszy się, że mają być
częścią austriackiego Landszturmu i mają składać przysięgę na wierność
cesarzowi austriackiemu, złożenia takiej przysięgi. 5 i pół tysiąca tych
ochotników wystąpiło z Legionu Wschodniego, tylko 350 złożyło ją i wstąpiło
ostatecznie do stanowiących cześć wojska austriackiego Legionów.
Legioniści mieli
świadomość, że idą przeciwko narodowi. Cały naród szedł w pierwszej wojnie
światowej przeciw Niemcom i popierał koalicje, złożoną z Francji, Anglii,
Rosji, Włoch, a w przyszłości także i Ameryki. Ale legioniści bili się po
stronie Niemiec i Austrii. Demagogiczna propaganda przekonała ich, że to nie
oni nie idą "w nogę" z narodem, ale, że to naród nie idzie w nogę z
nimi, bo naród jest bierny i bezmyślny, a także tchórzliwy, a tylko oni wiedzą
co jest dobre dla Polski i po bohatersku Polsce służą. Wielu z nich to byli
wprawdzie chłopcy ideowi i dzielni, ale nauczono ich mieć naród polski w
pogardzie, a nawet nienawidzieć go. Nauczono ich pieśni, która stała się jakby
ich hymnem, pod tytułem "My, pierwsza brygada", której treścią było
znieważanie polskiego narodu:
Nie
chcemy już od was uznania,
Ni
waszych mów, ni waszych kies.
Bo
minął już czas kołatania
Do
waszych serc, ....... was pies.
W pieśni tej legioniści
mówili także "I szliśmy tak osamotnieni", to znaczy wbrew narodowi.
W interesie polskiego
narodu leżało przede wszystkim pokonanie Niemiec. Polska to nie było tylko tak
zwane Królestwo, z dodatkiem zachodniej Galicji, ale to był kraj od gór aż do
morza, obejmujący wszystkie trzy zabory. Kluczową rolę w życiu polskiego narodu
miał zabór pruski. Nie tylko dlatego, że Wielkopolska, że (Gniezno i Poznań to
była kolebka polskiego państwa, polskiego narodu, polskiej kultury i polskiego
Kościoła, ale i dlatego, że poprzez zabór pruski Polska miała dostęp do morza.
Naród tej wielkości, co Polska i w takim położeniu geograficznym, co ona nie
może być naprawdę niezależny, nie mając dostępu do morza. Szwajcaria i Czechy
mogą być niezależne, mimo, że nie mają do morza dostępu, bo są małe i otoczone
górami. Ale Polska, jeśli miała być odcięta od morza, nie mogła istnieć.
Dlatego rzeczywiste dążenie do niepodległości Polski musiało mieć za podstawę
dążenie do odzyskania Pomorza, a więc zaboru pruskiego. W dodatku zabór ten był
najbardziej zagrożony. Zarówno niemieckie osadnictwo na ziemiach zaboru
pruskiego jak nacisk germanizacyjny, zmierzający do zniemczenia tam dzieci i
młodego pokolenia, zagrażały dużej części zaboru pruskiego niebezpieczeństwem
utraty polskiego charakteru. A więc jeśli widoki na odzyskanie przez Polskę
swego miejsca wśród narodów Europy nie miały być zaprzepaszczone na zawsze,
trzeba było przede wszystkim ratować zabór pruski, jako najbardziej narażony na
zagładę a więc trzeba było ten zabór spod władzy pruskiej wyzwolić. Gdy
zanosiło się, na wojnę między zaborcami -- dążeniem narodu polskiego -- musiało
być przede wszystkim pokonanie Niemiec. Ewentualna klęska Niemiec w tej wojnie
dawała widoki na zjednoczenie Polski, całej od gór aż do morza. A zjednoczona
Polska w sposób nieunikniony musiała stać się osobnym państwem, to znaczy albo
od razu, albo etapami odzyskać niepodległość. (Carska Rosja, która już
i przedtem nie dawała sobie rady z panowaniem nad ziemiami polskimi
swojego zaboru, nie byłaby w stanie pochłonąć Polski zjednoczonej).
Natomiast, gdyby w
nadchodzącej wojnie stroną zwycięską były Niemcy, Polska byłaby zmiażdżona.
Prawdopodobnie żaden twór państwowy by nie powstał, przeciwnie, uległby
wszędzie zwiększeniu ucisk polskości. Nie tylko, że zaborowi pruskiemu
zajrzałoby w oczy widmo śmierci, ale także i Królestwo Kongresowe i Galicja
zostałyby w swym życiu polskim ograniczone i politycznie okrojone i podzielone.
A gdyby nawet okoliczności tak się złożyły, że Niemcy byłyby zmuszone zgodzić
się na utworzenie polskiego państewka z części ziem Królestwa Kongresowego,
państewko to terytorialnie mocno okrojone byłoby niemieckim wasalem, całkowicie
zależnym od Niemiec, gospodarczo i politycznie i być może częścią Rzeszy
Niemieckiej. Byłoby karykaturą polskiego życia państwowego i w dodatku byłoby
zagrożone bliskim całkowitym skasowaniem. A zwycięskie Niemcy zapanowałyby nie
tylko nad całą wschodnią połową Europy ale i nad dużą częścią Świata.
Myślący polscy politycy
już na szereg lat przed wojną wiedzieli -- i głosili -- że w nadchodzącej
wojnie naród polski musi stanąć w obozie antyniemieckim i musi dążyć do tego,
by wojna zakończyła się całkowitą klęską Niemiec.
W sposób formalny postawa
ta została uchwalona na tajnym zjeździe w majątku Pieniaki pod Lwowem w dniach
15-19 września 1912 roku, w którym wzięło udział czołowe kierownictwo
druzgocąco przeważającej części polskiego narodu, mające tytuł do nadawania
kierunku polityce polskiego narodu. Przewodniczył na tym zjeździe Roman
Dmowski, do niedawna prezes Koła Polskiego w parlamencie rosyjskim (Duma) i
nadal tamtejszemu Kołu przewodzący. Uczestniczyli w tym zjeździe Władysław
Seyda, prezes Koła Polskiego w parlamencie niemieckim i Stanisław Głąbiński
jeszcze rok przedtem prezes Koła Polskiego w parlamencie austriackim, (to
prawda, że w owej chwili, po nowych wyborach, przewodzący tylko mniejszości
tego Koła, a więc reprezentujący tylko mniej niż połowę polskiej ludności
zaboru austriackiego) oraz 15 innych czołowych polskich polityków. Było to
rzeczywiste przedstawicielstwo polskiego narodu, którego tytuł do przewodzenia
temu narodowi oparty był na wyborach mniej więcej powszechnych. Zjazd ten
uchwalił, że w nadchodzącej wojnie naród polski -- cały we wszystkich trzech
zaborach -- stać będzie po stronie przeciwnej Niemcom. Zjazd zakończony został
wspólnym wypiciem toastu na cześć "Najjaśniejszej Rzeczypospolitej
Polskiej".
To była wola polskiego
narodu i polityczny nakaz jego politycznego kierownictwa. Kto się temu -- jak
Piłsudski i jego legioniści -- sprzeciwiał, ten szedł przeciw polskiemu
narodowi i był manipulowany przez wpływ niemiecki w niemieckim strategicznym
interesie dla zapewnienia niemieckiego panowania nad Polską, i nad światem.
Gdy wojna wybuchła,
stanowisko polskiego narodu obwieścił światu oświadczeniem w Dumie (parlamencie
rosyjskim), przedstawiciel Koła Polskiego, jedyny obecny w Petersburgu wybitny
polski polityk, a poseł do Dumy i członek tego Koła, Wiktor Jaroński. (Było to
w samym środku letnich wakacji. Romana Dmowskiego i innych polskich polityków w
Petersburgu nie było. Ale Jaroński działał dokładnie tak jak było trzeba i w
myśl polityki Dmowskiego).
Jaroński złożył w dniu 8
sierpnia 1914 roku (w chwili gdy Piłsudski usiłował w Kielcach organizować
powstanie) deklarację w imieniu nie tylko Koła Polskiego w Dumie, ale całego
polskiego narodu, że w zaczętej wojnie naród ten staje przeciw Niemcom, że
opowiada się po stronie Słowiańszczyzny (to znaczy Rosji i Serbii) że pragnie
nowego Grunwaldu, to znaczy wielkiej klęski niemieckiej i że celem jego w
wojnie jest "połączenie rozdartego na trzy części narodu polskiego".
W oświadczeniu tym Jaroński nie wysunął postulatu niepodległości, choć
wspomniał, że naród polski jest "pozbawiony samoistności". To było
przedwczesne. Trzeba było wpierw osiągnąć zjednoczenie -- a do tego potrzeba
było udziału w wojnie Rosji, której nie trzeba było straszyć wysuwaniem
postulatu niepodległości, do którego opinia rosyjska nie była jeszcze
przygotowana.
Rosja
odpowiedziała na deklarację posła Jarońskiego w 6 dni później manifestem wodza
naczelnego armii rosyjskiej, stryja cesarskiego wielkiego księcia Mikołaja
Mikołajewicza, do Polaków. W manifeście ogłoszonym dnia 14 sierpnia, rosyjski
wódz powtarzał niemal dosłownie niektóre wyrażenia z oświadczenia posła
Jarońskiego, mówił o potrzebie nowego Grunwaldu i wysuwał jako cel wojny
zjednoczenie ziem polskich, stwierdzając, że od półtora wieku "żywe ciało
Polski zostało rozdarte", że " niechaj znikną granice, dzielące naród
polski, czyniąc z niego jedną całość". Dodawał do tego rzeczy, których w
deklaracji Jarońskiego nie było, że zjednoczona Polska dozna
"odrodzenia" i "zmartwychwstania" i że uzyska
"samorząd", to znaczy "autonomiczną odrębność" pod berłem
cesarza Rosji. Mówił także o "męce narodów", a więc i polskiego, a
więc pośrednio uznawał winy Rosji, popełnione wobec Polaków. Manifest ten
zapowiadał rzecz najważniejszą: program zjednoczenia Polski w jedną całość, w
odrębny polityczny organizm. Był to w istocie pierwszy krok na drodze przyjęcia
przez antyniemiecką koalicję za program postulatu zjednoczonej Polski niepodległej.
Mianowicie po tym manifeście nastąpiły deklaracja rosyjskiego cara z 25 grudnia
1916 roku, zapowiadająca, że "wolna Polska będzie mleć własny ustrój
państwowy z własnym rządem, parlamentem i armią", potem deklaracja rządu
Rosji republikańskiej z dnia 30 marca 1917 roku, uznająca pełną niepodległość
Polski i kilkakrotne deklaracje mocarstw koalicyjnych zachodnich, uznające
niepodległość Polski zjednoczonej z dostępem do morza za jeden z celów
wojennych. Deklaracja Jarońskiego i manifest Mikołaja Mikołajewicza stanowiły
jakby niepisany, milczący sojusz miedzy Polską a carską Rosją. Były także
maleńkim krokiem na drodze polityki, prowadzonej w imieniu polskiego narodu
przez Romana Dmowskiego, który już w roku 1916, w lutym ustnie wobec
rosyjskiego ambasadora w Paryżu, a dnia 2 marca 1916 na piśmie, w memoriale dla
rządu rosyjskiego zakomunikowanym w odpisach i innym rządom alianckim,
oświadczył, że jest rzeczą potrzebną, by rządy koalicji antyniemieckiej łącznie
z Rosją ogłosiły, iż zmierzają do ustanowienia Polski, nie tylko zjednoczonej,
ale i całkowicie niepodległej i że będzie on odtąd w swej akcji politycznej
stawiać sobie Polskę niepodległą za cel.
Po stronie koalicyjnej
naród polski nie tylko prowadził akcję dyplomatyczną. Prowadził obok tego
działania, które miały wpływ na przebieg wojny. Jednym z tych działań było
przeciwstawianie się próbom wywołania przeciw Rosji powstania. To był wybitny
czyn: nie dopuścić do tego, by Piłsudski powstanie wywołał. Legioniści Śpiewali
później: "i szliśmy tak osamotnieni". Byli w narodzie osamotnieni, bo
naród się ich akcji przeciwstawił, uznając te ich akcję za szkodliwą i
korzystną tylko dla sprawy niemieckiej w wojnie.
Drugim z tych działań
było poparcie, udzielone Rosji i kierowanie Rosji ku okazaniu pomocy Francji.
Istniał
na szczytach hierarchii państwowej rosyjskiej potężny obóz przyjaciół Niemiec.
Wprawdzie badania historyczne wykazują, że cesarzowa rosyjska (żona cara
Mikołaja II-go), która była Niemką, nie odgrywała w roku 1914-tym większej roli
pod tym wzglądem, ale wybitną role proniemiecką odegrał Sergiej Witte, jeden z
czołowych rosyjskich polityków, w latach 1905-1906 rosyjski premier. A przede
wszystkim -- wielką potęgę stanowił obóz przyjazny Niemcom -- wśród rosyjskiej
generalicji. Istniał w śród tej generalicji spisek, na którego czele stał w
istocie generał Suchomlinow, rosyjski minister wojny. Spisek ten doprowadził do
tego, że wojsko rosyjskie szykowało się w przeddzień wybuchu wojny nie do
przedsięwzięcia przewidzianej w rosyjsko-francuskich układach sojuszniczych
natychmiastowej ofensywy przeciwko Niemcom, ale do wycofania się na pozycje
obronną mniej więcej na linii Niemna i Bugu (Kowno-Grodno-Brześć). W chwili
wybuchu wojny toczyła się na szczytach hierarchii państwowej rosyjskiej walka o
to, kto, ma być rosyjskim wodzem naczelnym: stronnik Francji, wielki książę
Mikołaj Mikołajewicz, czy utajony przyjaciel Niemiec, generał Suchomlinow.
Walka w tej sprawie była w istocie zacięta, choć krótka. Wodzem tym został
ostatecznie Mikołaj Mikołajewicz. Musiał on w wyniku tego stoczyć, i inną
jeszcze walkę: o to, czy robić, czy nie robić ofensywę przeciwko Niemcom, by
odciążyć Francję walczącą na zachodzie z Niemcami. Przeprowadził swoje: mimo
nieprzygotowania armii rosyjskiej do tego, zdołał zorganizować
zaimprowizowaną ofensywę rosyjską na Prusy Wschodnie, w postaci ataku dwóch
armii, jednej pod dowództwem generała Samsonowa, złożonej ze z góra 7 korpusów
od południa od strony Warszawy i drugiej pod dowództwem generała Rennenkampfa
od wschodu od strony Suwałk i Kowna też złożonej z kilku korpusów.
Nie byłoby to możliwe,
gdyby zwolennikami walki z Niemcami nie byli Polacy. Postawa narodu polskiego
odegrała tu decydującą role nie mając przeciwko sobie wrogości Polaków, koła
antyniemieckie w Rosji mogły z całą siłą myśleć o walce z Niemcami. Odegrał tu
rolę fakt negatywny, że nie udało się Niemcom wywołać w Królestwie polskiego
powstania, i także i fakt pozytywny: że naród polski zajął jawnie postawę
antyniemiecką. Zajął ją już od szeregu lat przed wojną, manifestując ją na
różne sposoby, zajął ją polityką Koła Polskiego w Dumie rosyjskiej już od roku
1907 i zajął ją w szczególności deklaracją posła Jarońskiego w Dumie 8 sierpnia
1914 roku.
Mikołaj Mikołajewicz
został wodzem naczelnym dnia 2 sierpnia. Dnia 10 sierpnia -- w dwa dni po
deklaracji posła Jarońskiego, a w 8 dni po swojej nominacji wydał dyrektywę do
podległych sobie wojsk, zarządzając, że "przeżegnawszy się krzyżem
świętym" mają w najbliższych dniach wyruszyć do ofensywy na Prusy
Wschodnie. Postanowił, że ofensywa ta ma się rozpocząć 13 sierpnia. Dnia
14 sierpnia podpisał wymieniony wyżej manifest do Polaków. Zaraz potem
armie rosyjskie przekroczyły granice Prus Wschodnich, zajmując w ciągu kilku
dni dużą ich część. W dniach 25-30 sierpnia stoczona została przez rosyjską
armie Samsonowa z niemiecką armią generała Hindenburga bitwa, zwana drugą bitwą
pod Grunwaldem (Tannenbergiem). Była ona druzgocącą kieską rosyjską. Wojska
niemieckie otoczyły armie generała Samsonowa, wybijając niektóre oddziały
prawie do nogi, a biorąc inne do niewoli. Generał Samsonow, widząc, że poniósł
kieskę, popełnił samobójstwo. W dniach 5-15 września również i armia generała
Rennenkampfa poniosła kieskę w bitwie nad Jeziorami Mazurskimi i musiała się z
Prus wycofać.
Bitwa pod Grunwaldem była
wielką, straszliwą kieską armii rosyjskiej. Ale zarazem przyczyniła się w
sposób wybitny do tego, że koalicja antyniemiecka odniosła zwycięstwo w wojnie.
Waga historyczna tej bitwy polegała nie na tym, kto te bitwę wygrał, ale na
tym, że ta bitwa się w ogóle odbyła.
Ofensywa
rosyjska na Prusy Wschodnie sprawiła, że dowództwo niemieckie wycofało z frontu
zachodniego i rzuciło kolejami do Prus Wschodnich dwa korpusy i jedną
samodzielną dywizję. Wojsk tych zabrakło Niemcom w decydującej bitwie z Francją
i korpusem ekspedycyjnym brytyjskim nad rzeką Marną. W dniach 7-10 września
(zaczętej w 8 dni po zakończeniu bitwy pod Grunwaldem i w dwa dni po
rozpoczęciu bitwy nad Jeziorami Mazurskimi). Bitwa nad Marną została przez
Niemców przegrana i tym sposobem niemiecki plan zwyciężenia Francji w krótkiej
wojnie błyskawicznej się nie udał. W istocie w bitwie nad Marną rozstrzygnięta
została wojna światowa, choć na razie zmieniła się w wyniku tej bitwy w
początkowo nierozegraną wojnę pozycyjną, i zakończyła się pełnym zwycięstwem
aliantów zachodnich dopiero w z górą cztery lata później. Bo gdyby Niemcy byli
tę bitwę wygrali, wojna byłaby się zakończyła pełnym niemieckim zwycięstwem już
w roku 1914-tym. Bitwa nad Marną niemiecki plan generalnego, wojennego
zwycięstwa błyskawicznego przekreśliła.
Zwycięstwo francuskie nad
Marną było wynikiem ofensywy rosyjskiej na Prusy Wschodnie. To nie tylko
bohaterstwo żołnierza francuskiego (także i niedużej grupy angielskiej) było
przyczyną tego zwycięstwa. Przyczyniła się do tego zwycięstwa także i ofiara
wojsk rosyjskich, które poniosły straszną, krwawą klęskę po to, by odciągnąć ku
sobie cześć wojsk niemieckich z Francji i przez to dać Francji możność
pokonania niemieckiego najazdu w głównej rozstrzygającej bitwie.
Jest faktem, uznanym
przez wszystkich historyków i także przez takich mężów stanu, jak Anglicy
Churchill i Lloyd George, albo jak francuski generał Dupont, że zwycięstwo
francuskie nad Marną było możliwe tylko dlatego, że odwody niemieckie, zamiast
być użyte w tej bitwie, zostały wysłane na wschód, bo Niemcy zostały najechane
przez armię rosyjską. To znaczy, że zwycięstwo francuskie nad Marną osiągnięte
zostało wspólnym wysiłkiem Francji, Anglii i Rosji, a nie tylko samej Francji z
jej bliskimi sojusznikami. Jest to twierdzenie niekompletne. Do osiągnięcia
tego zwycięstwa przyczynił się jeszcze jeden czynnik, mianowicie naród polski.
Naród
polski nie posiadał własnego państwa, więc jego dokonania nie znalazły odbicia
w dokumentach dyplomatycznych. Ale dokonał on osiągnięcia takiego, jakby był
państwem niepodległym: wywarł wpływ rozstrzygający na bitwę pod Grunwaldem, a
więc pośrednio na bitwę nad Marną. To znaczy już w początkowym okresie
pierwszej wojny Światowej wywarł wpływ na przebieg i wynik tej wojny. Gdyby nie
naród polski i jego postawa, ataku rosyjskiego na armię niemiecką w Prusach
Wschodnich byłoby w ogóle nie było, czyli, że wojna przybrałaby całkiem inny
obrót; prawdopodobnie, zakończyłaby się -- już w roku 1914-tym pełnym
zwycięstwem niemieckim.
Naród polski wywarł na
ofensywę rosyjską w Prusach Wschodnich wpływ dwojaki. Po pierwsze, umożliwił tę
ofensywę swoją postawą polityczną, pozwolił na to, że czołowi ludzie aparatu
wojskowego i politycznego rosyjskiego mogli się na przedsięwzięcie tej
ofensywy zdecydować. (Rola polska jest tu mało widoczna i dla powierzchownych
obserwatorów niedostrzegalna, ale była bez wszelkiej wątpliwości wielka, a
nawet wręcz rozstrzygająca. Bo mając naród polski przeciwko sobie Rosjanie by
się na takie śmiałe przedsięwzięcie nie odważyli).
Po wtóre, naród polski
wziął udział w owym rosyjskim ataku na armię niemiecką, a więc w owym sukursie
dla walczącej z najwyższym wysiłkiem Francji -- udział fizyczny. Bo Rosja nie
była w stanie rzucić do walki z Niemcami w pierwszym miesiącu wojny wojsk
złożonych z Rosjan. Do bitwy pod Grunwaldem, a w niemałym stopniu także i do
bitwy nad Jeziorami Mazurskimi użyła wojsk, w dużej części złożonych z Polaków.
Wojska, którymi dowodził nieszczęsny generał Samsonow składały się w znacznym
stopniu ze zmobilizowanych rezerwistów. Rezerwiści stanowili dwie trzecie
większej części wszystkich formacji, które wzięły udział w rosyjskiej
ofensywie, a w niektórych formacjach liczba ich dochodziła do 80 procent. A
wielkie odległości rosyjskie, oraz mała sprawność rosyjskiej sieci kolejowej
sprawiały, że było fizycznym niepodobieństwem sprowadzić wielkie masy
rezerwistów z głębi Rosji. Rezerwiści w pułkach, dywizjach i korpusach generała
Samsonowa to byli polscy chłopi z Królestwa, a główna masa oficerów niższych
stopni, to byli polscy inteligenci, oficerowie i podchorążowie rezerwy. Jeden
tylko z siedmiu korpusów armii generała Samsonowa, -- trzynasty smoleński, --
zdążył przyjechać z rdzennej Rosji i składał się w całości z Rosjan. Pozostałe
sześć -- to były korpusy z Królestwa i składały się głównie z Polaków. W
dodatku Polakami byli w nich nie tylko rezerwiści: także i duża cześć żołnierzy
poborowych, odbywających służbę regularną, to byli rekruci miejscowi, poborowi
z Królestwa. Pola Grunwaldu spłynęły nie tylko krwią rosyjską -- krwią
zawodowej rosyjskiej kadry oficerskiej i podoficerskiej. Spłynęły przede
wszystkim krwią polską. A żołnierze, którymi generał Samsonow dowodził to nie
byli ludzie bierni, posłuszni jak barany. Szli oni pod Grunwald zapowiedziany
zarówno przez Jarońskiego, jak przez Mikołaja Mikołajewicza na 17 i na 11 dni
przed początkiem bitwy, o czym powszechnie wiedziano -- z całą świadomością i
nie małym entuzjazmem wiedząc, że choć ubrani w obce i wręcz nienawistne
mundury, idą bić się za Polskę.
To
żołnierze -- Polacy, także i podchorążowie ("praporszczycy") --
Polacy, bili się pod Grunwaldem, przychodząc tym z pomocą Francji i
poświęceniem swoim przyczyniając się do tego, że pierwsza wojna światowa
została wygrana przez koalicję antyniemiecką.
Naród
polski odegrał wielką role w pierwszej wojnie światowej -- będąc
niedostrzegalnie dla innych -- świadomym uczestnikiem wielkiej antyniemieckiej
koalicji i przyczyniając się, już w pierwszym miesiącu wojny, w sposób wybitny
do zwycięstwa tej koalicji nad Niemcami.
Piłsudski miał w tej
wojnie całkiem inne zadanie. Miał on się przyczynić do totalnego zwycięstwa
Niemiec, to taka była jego rola, wyznaczona mu przez strategię niemiecką. Roli
tej nie spełnił. Nie potrafił. Sprawił Niemcom głęboki zawód. Bo miał naród
polski przeciw sobie, bo był w tym narodzie, jak głosi pieśń "My pierwsza
brygada" -- "osamotniony". To jego bezsilność sprawiła, że
Niemcy wojny nie wygrali i że ich plan wojny błyskawicznej się załamał.
Chcę tu dodać jeden
ciekawy szczegół. Bitwa zwana grunwaldzką, toczyła się na obszarze kilku
powiatów i mogła być nazwana na różne sposoby. Pierwotnie nazywano ją bitwą pod
Działdowem (po niemiecku Soldau). Ale naraz Niemcy zmienili nazwę tego swego
zwycięstwa. Nadali temu swemu zwycięstwu nazwę drugiej bitwy grunwaldzkiej (po
niemiecku Tannenberg) -- i cały świat te nazwę przyjął. Było to ironiczne
nawiązanie do deklaracji Jarońskiego i do manifestu Mikołaja Mikołajewicza:
chcieliście Grunwaldu, oto macie Grunwald. Ale było to zarazem tryumfalne
obwieszczenie, że pierwszy Grunwald, ten z roku 1410-go został pomszczony i
przekreślony. Przekreślony przez pobicie Rosji? Nie. Przez uderzenie w naród
polski. Przez otwarcie na nowo drogi ekspansji niemieckiej na wschód, która
została na 500 lat zamknięta przez wielkie polskie, grunwaldzkie zwycięstwo.
Wielkie
zaszły wydarzenia w roku 1914 w życiu polskiego narodu. Ale Piłsudski w tych
wydarzeniach nie uczestniczył. Starał się położyć im, w interesie niemieckim
tamę. Tyle tylko, że mu się to nie udało.
WYKONAWCA PLANÓW NIEMIECKICH: ROK1916
i 1917
Klęska
niemiecka nad Marna sprawiła, że niemiecki plan wojny błyskawicznej
("Blitzkrieg") się nie udał. Wojna zaciągnęła się na walkę na
przetrzymanie. A na dalszą metę, państwa walczące z Niemcami były od Niemiec (i
ich sojuszników: Austro-Węgier, Bułgarii i Turcji) silniejsze. Państwa te miały
więcej ludności i większe zasoby materialne. Także były -- przynajmniej
niektóre z nich -- lepiej rozwinięte technicznie. Niemcy zaczęli sobie zdawać
sprawę, że jeśli wojna potrwa długo -- to mogą ulec wyczerpaniu wcześniej, niż
ich wrogowie i wskutek tego wojnę przegrać.
Doszli
w wyniku tego do wniosku, że muszą z położenia swego znaleźć jakieś
niespodziane wyjście. A tym wyjściem będzie to samo, co planowali w 1914 tym
roku: posłużenie się sprawa polska.
Powzięli mianowicie
zamiar utworzenia wielkiej armii polskiej i powierzenia tej armii -- pod czujnym
dozorem niemieckim -- frontu wschodniego, to znaczy frontu walki z Rosją i
przerzucenia lwiej części wojsk niemieckich, które pełniły służbę, na froncie
wschodnim na front zachodni (francuski) i uzyskanie na tym zachodnim
froncie takiej przewagi liczebnej, że będą mogli silnymi uderzeniami francuska
linie obrony przełamać i odnieść zwycięstwo.
Podstawą tego planu było
to, że Rosja wybrała z ziem polskich zaboru rosyjskiego w roku 1914 i na
początku 1915 tylko cześć materiału ludzkiego, nadającego się do zmobilizowania,
a w dodatku upływ czasu sprawił, że podrosły tam nowe roczniki młodzieży.
Obliczano, że w zaborze rosyjskim znajduje się około miliona ludzi, nadających
się do służby wojskowej, których dotąd nie zmobilizowano. Niemcy ocenili, że to
właśnie tych ludzi mogliby zmobilizować, osiągając dzięki temu tę przewagę
liczebną wojsk swojego obozu w wojnie nad wojskami obozu koalicyjnego, która
dałaby im zwycięstwo. (Niemiecki generał Ludendorf oceniał, że można by
powołać w Królestwie 350 do 800 tysięcy polskich rekrutów).
Niemcy nie odważyli się
jednak na to, by tych rekrutów wcielić do armii niemieckiej. Krok taki byłby
jawnie sprzeczny z prawem międzynarodowym, które nie pozwalało przymuszać do
służby wojskowej w swoim wojsku poddanych państwa nieprzyjacielskiego, a
przecież Polacy z zaboru rosyjskiego byli poddanymi rosyjskimi. To jeszcze nie
były czasy Hitlera, który o prawo międzynarodowe nie dbał. Niemcy cesarza
Wilhelma starały się przynajmniej o pozory stosowania się do tego prawa. Ale
rzecz ważniejsza: ci polscy rekruci byliby bardzo złym materiałem żołnierskim w
wojsku niemieckim i złożone z nich formacje byłyby mało warte, a więc nie
nadawałyby się do tego, by im trzymanie frontu wschodniego powierzyć. Niemcy
mieli w szeregach swojej armii Polaków z zaboru pruskiego i jakoś dawali sobie
z nimi radę. Ale wcielić do tej armii Jeszcze więcej Polaków, to już byłoby z
ich punktu widzenia niebezpieczne, zwłaszcza, że ci nowi Polacy mieliby
świadomość, że objęcie ich niemieckim poborem jest bezprawiem. Nie chcieliby w
wojsku niemieckim służyć -- pilnowanie ich, przeszkadzanie buntowi z ich
strony, już nie mówiąc o potrzebie szkolenia ich przez niemieckich oficerów i
podoficerów wymagałoby takiego udziału niemieckiego wojska, że cała operacja
nie opłacałaby się.
Niemcy doszli do wniosku,
że ten pobór w zaborze rosyjskim nie może być przeprowadzony przez nich samych,
ale musi być przeprowadzony przez Polaków, pod hasłami polskimi i w imię
rzekomego polskiego patriotyzmu, a utworzone z owych polskich rekrutów oddziały
muszą mieć cechę polskiej armii, w mundurach całkiem od niemieckich innych i
mających charakter polski, oraz posługiwać się językiem polskim, jako językiem
komendy.
Wedle niemieckiego planu,
musiałby się w zaborze rosyjskim zorganizować polski rząd, który występowałby jako
rząd polskiego państwa -- i to ten rząd przeprowadziłby pobór do wojska. Wojsko
to rzekomo broniłoby samodzielności owego polskiego państwa, oderwanego od
Rosji -- i jego zadaniem byłoby pilnować, by Rosja na nowo tego państwa nie
podbiła. To byłoby uzasadnieniem objęcia wschodniego frontu przez Polaków: w
przekonaniu Niemców ta polska armia broniłaby swego własnego kraju przed
niebezpieczeństwem ze strony Rosji i mogłaby wskutek tego być ogarnięta patriotycznym
polskim zapałem i spełnić swoje zadanie skutecznie. Niemcy mogliby wskutek tego
wycofać z frontu wschodniego na front zachodni lwią cześć swoich własnych
wojsk.
Niemcy byli złymi
psychologami i nie rozumieli polskiego narodu, o którym mieli pojęcie oparte o
błędną ocenę polityczną. Nie zdawali sobie z tego sprawy, że program ich wcale
nie jest dla narodu polskiego korzystny i nie będzie przez lwią cześć tego
narodu przyjęty. Program ten miał za podstawę Ideę stworzenia polskiego
państwa, wykrojonego z samego tylko zaboru rosyjskiego i to jednej tylko jego
części, mianowicie Królestwa Kongresowego. Co więcej owo Królestwo Kongresowe
miało być na rzecz Niemiec okrojone. Wiedziano już ogólnie współcześnie, że
Niemcy mają zamiar zaanektować zagłębie węglowe wokół Dąbrowy Górniczej i
Sosnowca, oraz Suwalszczyznę. A co podejrzliwsi z Polaków domyślali się już
wówczas, że także i inne obszary Królestwa były narażone na przyłączenie do
Niemiec. Dzisiaj zaś wiemy już w sposób pewny, że Niemcy zamierzali także
oderwać od Królestwa i przyłączyć do Rzeszy tak zwany "pas
graniczny", obejmujący Kalisz, Włocławek, Ostrołękę i Łomżę, z którego
ludność polska byłaby wysiedlona i zastąpiona przez kolonistów niemieckich. A
przecież naród polski pragnął zjednoczenia w jedną, niepodległą całość
wszystkich trzech zaborów Polski, a więc uwolnienia Poznania, Gniezna,
Gdańska, Krakowa, Lwowa i owa rzekomo samodzielna Polska, pozbawiona tych
miast, pozbawiona nawet Dąbrowy Górniczej, byłaby tylko drwiną z polskiego
dążenia do niepodległości, a wcale nie jego urzeczywistnieniem.
Co
więcej, Niemcy zgoła o tym nie myśleli, by wykrojonemu z części Królestwa
Kongresowego państewku, mającemu przeprowadzić pobór nadać cechę maleńkiej
niepodległej Polski. Całe przedsięwzięcie było oszustwem, obliczonym na
polską naiwność i łatwowierność. Ogłaszając utworzenie owego państewka nie
użyli nazwy "niepodległość", lecz tylko "samodzielność"
(Selbstandigkeit), która w terminologii konstytucyjnej niemieckiej oznaczała
położenie takich państw, jak Saksonia, Bawaria, i Wirtembergia, albo księstwa
Meklemburgia, Oldenburgia i Hesja. Nie uznali także za stosowne nadać temu
państewku cech samodzielności w jakiejkolwiek dziedzinie, a utrzymali w całej
pełni porządek okupacyjny, -- w północnej, większej części Królestwa niemiecki,
w południowej, mniejszej austriacki. Całe to, ustanowione przez Niemców
Królestwo Polskie było fikcją.
Dnia 5 listopada 1916
roku cesarz niemiecki i austriacki ogłosili łącznie manifest o ustanowieniu
"samodzielnego" Królestwa Polskiego na obszarach okupowanego przez
wojska niemieckie i austriackie terytorium Królestwa Kongresowego. Nie
określili jakie to "Królestwo" ma mieć granice. Nie orzekli także,
jaki ono ma mieć rząd i w jakim zakresie w ręce Polaków ma być w nim oddana
władza. Ogłosili jednak wokoło miesiąc później -- 6 grudnia -- że utworzą
Tymczasową Radą Stanu, ciało doradcze, które będzie wyrażać polskie opinie o
tym co należałoby w tym rzekomym Królestwie zrobić, a w szczególności będzie
rozważać zagadnienie utworzenia polskiego wojska. 11 stycznia 1917 roku Niemcy
i Austriacy ustanowili tę Radę. Nominację do tej Rady otrzymał wśród
innych, sprzyjających Niemcom osób, Piłsudski i nominację tę przyjął. Został w
tej Radzie Stanu przewodniczącym komisji wojskowej.
Niemcom zależało na tym,
by to właśnie Piłsudski zasiadał w tej Radzie i odgrywał w niej czołową rolę w
dziedzinie wojskowej. Chcieli oni, by idea utworzenia owego "samodzielnego"
państewka i związana z tym idea wystawienia przez to państewko dużego
polskiego wojska była wśród Polaków popularna, a wyobrażali sobie, że
Piłsudski jest osobą bardzo wśród Polaków popularną i że myśl utworzenia tego
wojska spopularyzuje. Nad wytworzeniem tej popularności -- i tego co nazywano
"legendą" Piłsudskiego -- pracowano już od dwóch lat: uporczywą propagandę,
zmierzającą do zrobienia z Piłsudskiego wielkiego, zasłużonego człowieka
uprawiał zarówno jego własny, niewielki, ale uprzywilejowany pod niemieckimi i
austriackimi rządami obóz między Polakami, jak i sami Niemcy. Niemcy wyobrażali
więc sobie, że wysuwając Piłsudskiego na czoło swojej akcji, zmierzającej do
zorganizowania dużego polskiego wojska po swojej stronie, pozyskają cały
polski naród. Oczywiście byli pod tym względem w błędzie.
Piłsudski już od początku
lata 1916 roku, starał się rozluźnić stosunki swoje z Austrią, po to, by mieć
swobodę, większego zbliżenia się do Niemiec. (Mimo, że Niemcy i Austria
stanowiły jeden obóz w wojnie, były między nimi jednak niejakie różnice
polityczne). Dnia 29 lipca Piłsudski złożył do władz austriackich podanie o
dymisję i o zwolnienie go ze złożonej cesarzowi austriackiemu przysięgi.
W dwa miesiące później 29 września 1916 roku, naczelne dowództwo armii
austriackiej przyjęło tę dymisję i zwolniło go z legionów. Także i w legionach
wielu oficerów, zwolenników Piłsudskiego podało się do dymisji 10 kwietnia 1917
roku, gdy Piłsudski był już od trzech miesięcy członkiem Tymczasowej Rady
Stanu. Legiony -- ale z wyjątkiem tych żołnierzy i oficerów, którzy byli
poddanymi austriackimi -- zostały przez Austrię przekazane Niemcom, --
mianowicie nie Tymczasowej Radzie Stanu lecz niemieckiemu
generał-gubernatorowi w Warszawie, generałowi Hans von Beselerowi. Zostały one
przekształcone w "Polską Siłę Zbrojną" (Polnische Wehrmacht), pod
dowództwem niemieckim. Natomiast legionistów poddanych austriackich Austria
przekształciła w formację, będącą dalszym ciągiem legionów, noszącą nazwę
Polskiego Korpusu Posiłkowego.
Między
Niemcami, reprezentowanymi przez generała Beselera, który był zarazem
generał-gubernatorem niemieckim w Warszawie, oraz dowódcą Polskiej Siły
Zbrojnej a Piłsudskim zarysował się spór, co do szczegółów wykonania planów
utworzenia po stronie niemieckiej wielkiej polskiej armii. Obie strony były
zgodne co do tego, że zaczątkiem tej armii mają być legiony: będzie to
okazaniem, że armia ta nie powstaje z samej tylko inicjatywy niemieckiej. Obie
także strony dążyły do zapewnienia Niemcom zwycięstwa w wojnie. Ale różniły się
w tym, że Beseler -- zgodnie z życzeniem niemieckiego rządu i naczelnego dowództwa
-- zmierzał do utworzenia wielkiej armii polskiej, opartej o przymusowy pobór
powszechny, a Piłsudski obawiał się, że taka duża armia wymknie mu się z rąk i
wobec tego dążył do utworzenia armii dużo mniejszej, nie większej niż jeden
korpus, z tym, że armia ta powinna składać się z samych ochotników, co
oczywiście oznaczałoby, że przeważaliby w niej jego polityczni zwolennicy.
Oraz obie strony różniły się w poglądzie w tym, że Beseler uważał, iż armia ta
musi mieć za dowódcę oficera niemieckiego, przy czym było jasnym, że tym
oficerem będzie on sam generał Beseler, natomiast Piłsudski chciał, by to on,
Piłsudski, był tym wodzem.
Beseler oceniał
Piłsudskiego bardzo ujemnie jako kandydata na wodza. Uważał, że Piłsudski
zupełnie się na sprawach wojskowych nie zna. A w raporcie o swej dwugodzinnej
rozmowie z Piłsudskim dnia 2 grudnia 1916 roku, określał go jako
"dyletanta i demagoga". Mimo tego liczył się z Piłsudskim jako z
atutem politycznym, który dopomoże do uczynienia akcji tworzenia tego wojska
politycznym sukcesem. Jest bardzo możliwe, że gdyby Niemcom bez przerwy
zależało na utworzeniu wielkiej polskiej armii, udałoby się obu stronom zgodzić
się na jakieś rozwiązanie kompromisowe, na przykład na uczynienie Piłsudskiego
nominalnym wodzem naczelnym i mianowanie go marszałkiem i otoczenie wszelkimi
honorami, ale równocześnie przydzielenie mu Beselera jako szefa sztabu, którego
"radom" Piłsudski musiałby być niezachwianie posłusznym i który byłby
wodzem wprawdzie nie formalnym, ale faktycznym.
Ale nagle okazało się, że
utworzenie wielkiej polskiej armii przestało być Niemcom potrzebne.
W marcu 1917 roku wybuchła w Rosji rewolucja, przy czym 15 marca car
Mikołaj II abdykował, a w ciągu kilku dni, w 4 i pół miesiąca po proklamowaniu
przez Niemcy i Austrię owego "samodzielnego" Królestwa Polskiego
Rosja przekształciła się w republikę. Niemcy zaczęli liczyć teraz na to, że z
rewolucyjną Rosją zawrą pokój, co pozwoli im mniej więcej całkowicie
zlikwidować wschodni front i wojska swoje z tego frontu przerzucić na front
francuski. Wobec takich możliwości nie zachodziła już dla nich potrzeba
posługiwania się na wielką skalę Polakami. Bądź co bądź posłużenie się sprawą
polską przedstawiało dla Niemiec różne niedogodności. O wiele lepiej było dla
Niemiec dogadać się z Rosją i front wschodni zlikwidować, niż budować dla
obsadzenia tego frontu wielką armie polską.
To prawda, że
doprowadzenie do skutku owego pokoju z Rosją dokonało się w tempie wolniejszym,
niż to byłoby dla Niemców dogodne. Rosja republikańska nadal była wierna
sojuszowi z Francją i Anglią i nadal prowadziła wojnę. Niemcy umożliwili
wielkiemu rewolucjoniście rosyjskiemu Leninowi (Włodzimierzowi Uljanowowi),
który przebywał jako emigrant w Szwajcarii, przejazd przez Niemcy (podobno w
zaplombowanym wagonie) do Szwecji, skąd mógł łatwo pojechać do Rosji i pojawić
się w kwietniu w Piotrogrodzie, jako wódz tych rewolucjonistów (bolszewików)
którzy chcieli wycofania się Rosji z wojny. 7 listopada pod wodzą Lenina
"bolszewicy" objęli w Piotrogrodzie (Petersburgu, później
Leningradzie) władzę, którą potem stopniowo rozciągnęli w zasadzie na całą
Rosję. 15 grudnia 1917 roku Niemcy zawarli z Rosją rozejm, ale to jeszcze nie
było ostateczne zaprzestanie działań wojennych. Rozejm ten został przez Niemców
zerwany 17 lutego 1918 roku i działania wojenne zostały wtedy przez Niemców
wznowione. Przedtem jeszcze, 9 lutego 1918 roku Niemcy i ich sojusznicy
(Austria, Turcja i Bułgaria) zawarli w Brześciu Litewskim pokój z Ukrainą,
oderwaną przy pomocy niemieckiej od Rosji. 3 marca 1918 roku zawarli też w
Brześciu Litewskim pokój z bolszewicką Rosją właściwą. Mogli teraz prawie
całkowicie skasować swój front wschodni i przerzucić wielką masę wojsk z tego
frontu na front francuski. Zdobyli dzięki temu taką na tym froncie liczebną przewagę
nad wojskami francuskimi i angielskimi, że front francusko-angielski przełamali
i byli o krok od zwycięstwa w wojnie. Ostatecznie jednak tego zwycięstwa nie
odnieśli, gdyż Stany Zjednoczone Ameryki Północnej dnia 2 kwietnia 1917 roku
przystąpiły do wojny po stronie francusko-angielskiej i poświeciwszy trochę
czasu na zorganizowanie i wyćwiczenie swej armii i przewiezienie jej przez
ocean do Europy, wprowadziły tę armię do walki we Francji właśnie w okresie
niemieckich zwycięstw, przez co sprawiły, że przewaga liczebna znowu przesunęła
się na stronę przeciwną Niemcom. Był to początek końca wojny: Niemcy zdały
sobie sprawę, że zwycięstwa osiągnąć nie są w stanie i że muszą zawrzeć pokój.
Tak wiec od chwili
wybuchu rewolucji rosyjskiej, Niemcy już rozbudowy wojska polskiego nie
potrzebowali. Nie potrzebowali też zawierania jakiegokolwiek układu z
Piłsudskim. Ale Piłsudski jakoś nie zdawał sobie z tego sprawy, i wciąż
wyobrażał sobie, że jest Niemcom nieodzownie potrzebny. A w rezultacie
prowadził swoje targi z generałem Beselerem, tak, jakby miał w tych targach
pozycje bardzo mocną.
Wszedł w końcu z Niemcami
w wielki konflikt. Pretekstem tego konfliktu była sprawa przysięgi, jaką mieli
teraz składać żołnierze legionów po oddaniu ich z rąk austriackich w ręce niemieckie.
W przysiędze tej legioniści mieli przysięgać wierność "swojej ojczyźnie i
swemu królowi" -- choć nie było jeszcze wiadome, kto i kiedy zostanie
królem tego rzekomo "samodzielnego" Królestwa. Ale zarazem mieli
przysięgać "dotrzymanie wierności sojuszniczej wojskom niemieckim i
austro-węgierskim." Przysięgę tę legioniści mieli składać 9 lipca 1917
roku. Piłsudski doradził im tej przysięgi nie składać. W rezultacie większość
legionistów odmówiła złożenia tej przysięgi. Wobec tego Niemcy aresztowali ich
i umieścili jako internowanych w obozach jenieckich, oficerów w Benjaminowie,
szeregowców i podoficerów w Szczypiornej. Piłsudski już 2 lipca 1917 roku podał
się w Tymczasowej Radzie Stanu do dymisji. (W dniu 25 sierpnia 1917 roku cała
Tymczasowa Rada Stanu podała się także do dymisji i przestała Istnieć).
Niemcy uznali dalszą swą
polityczną współprace z Piłsudskim za niepotrzebną i w dniu 22 lipca 1917 roku
go aresztowali. Po miesięcznym pobycie w kilku punktach przejściowych,
mianowicie w Gdańsku, w Szpandawle pod Berlinem i w twierdzy Wesel na granicy
holenderskiej został on w dniu 22 sierpnia umieszczony razem ze swoim bliskim
współpracownikiem Sosnkowskim w twierdzy w Magdeburgu, gdzie przebywał potem do
8 listopada 1918 roku, czyli przez rok i dwa i pół miesiąca.
Uporczywa
propaganda rozpowszechniała pogląd, że aresztowanie i internowanie Piłsudskiego
przez Niemców było wynikiem przerzucenia się Piłsudskiego z obozu stronników
Niemiec do obozu stronników przeciwniemieckiej koalicji. Jest to twierdzenie
zupełnie nie prawdziwe. Piłsudski chwilami liczył się z możliwością, że Niemcy
mogą wojnę przegrać, ale ani przez chwile nie zamierzał samemu stawać w obozie
antyniemieckim. Przez cały czas, także i w okresie pobytu w Magdeburgu, był
Niemcom wierny i dawał temu wyraz, np. w liście do księcia Lubomirskiego.
Niemcy nie internowali go jako stronnika koalicji, ale jako niewygodnego im w
owej chwili politycznego partnera. Uczynili to zresztą częściowo na jego własne
życzenie. Wyraził je on w memoriale z dnia przypuszczalnie 17 lub 18 lipca
1917, do generała Beselera (prosił o pozwolenie dzielenia losów swoich
podkomendnych) i ustnie w rozmowie 18 lipca z niemieckim pułkownikiem
narodowości polskiej, przedstawicielem Beselera, Hutten-Czapskim. Obwieściła to
już po śmierci Piłsudskiego prasa niemiecka w Gdańsku. (Został uwięziony
"auf eigenen Wunsch", -- na własne życzenie). Internowanie go przez
Niemców było bardzo dla niego korzystne politycznie. Komunistyczny historyk
Arski pisze: "Popularność Piłsudskiego i piłsudczyków sięga w tym momencie
dna (...). (Tymczasowa) Rada (Stanu) w opinii publicznej dawno jest już
skończona. Od ostatecznej klęski uratuje Piłsudskiego Beseler. Jednym
pociągnięciem pióra zrehabilituje go w oczach społeczeństwa, otoczy aureolą
męczeństwa, spowije legendą". Społeczeństwo myślało, że aresztowanie
Piłsudskiego było oznaką zajęcia przez Piłsudskiego stanowiska
antyniemieckiego. W istocie było ono wynikiem różnic między Piłsudskim i
Beselerem w sprawach szczegółowych, dotyczących organizacji armii w obozie
wojennym niemieckim, a więc sporu w obrębie tej samej w zasadzie polityki.
Nie jest także prawdą, że
pobyt Piłsudskiego w Magdeburgu miał charakter "męczeński". Pobyt ten
to nie był obóz koncentracyjny, to nie był także "oflag" z drugiej
wojny światowej. Oddano mu na mieszkanie domek w obrębie cytadeli, a w nim
"trzy pokoje mieszkalne" (reszta puste), z których w jednym mieszkał
Sosnkowski. Dom był otoczony ogródkiem, w którym Piłsudski i Sosnkowski mogli
bez przeszkód spacerować. Obiady i kolacje "dobre" i
"niezłe" otrzymywali z miasta z restauracji Magdeburger Hof.
Otrzymywali żołd. Otrzymywali również miejscowe gazety. Pozwalano im także
wychodzić z cytadeli na "spacery do miasta w dyskretnej asyście feldfebla",
przy czym mogli "zwiedzać piękne parki, katedrę, muzeum i inne osobliwości
miasta". Piłsudski mógł także w mieście "brać kąpiele" i
"stosować różne zabiegi lecznicze". Było to więc internowanie całkiem
wygodne i z honorami.
Działalność Piłsudskiego
w omawianym tu okresie lat 1916 i 1917 nie ograniczała się do wysiłków ku
zorganizowaniu armii polskiej, mającej wesprzeć wysiłki wojenne niemieckie.
Miała ona i swoją stronę odwrotną, którą było dążenie do przeszkodzenia
zorganizowaniu armii polskiej po stronie antyniemieckiej.
Próby organizowania
polskiej akcji wojskowej po stronie koalicyjnej czynione były od samego
początku wojny. Mogło to być zrobione początkowo tylko w zaborze rosyjskim.
Dawały one tylko bardzo skromne wyniki, gdyż władze rosyjskie były tym próbom
przeciwne. We wrześniu 1914 roku
politycy narodowi Jaroński i Balicki zwrócili się do władz rosyjskich z
projektem utworzenia oddziałów polskich w odmiennych mundurach, z własnym
sztandarem i polska komendą, rząd jednak rosyjski projekt ten odrzucił. W
miesiąc później jednakże, dnia 18 października tegoż 1914 roku, utworzony
został w Puławach polski legion w obrębie armii rosyjskiej, zwany potocznie
legionem Puławskim. W rok potem legion ten, powiększony liczebnie, został
przekształcony w "Brygadę Strzelców Polskich", następnie w Dywizje
Strzelców Polskich.
Gdy republikańska Rosja
uznała niepodległość Polski, uznano powszechnie, że nie ma uzasadnienia
pozostawania w szeregach armii rosyjskiej Polaków, których -- w latach głównie
1914 i 1915 -- do tej armii, jako poddanych rosyjskich zmobilizowano, a więc,
że trzeba ich przenieść do armii osobnej, będącej zaczątkiem armii Polski
niepodległej. Było wówczas w armii rosyjskiej 700 tysięcy żołnierzy, około 20
tysięcy oficerów i 119 generałów wyznania katolickiego, a z nich większość, to
byli Polacy. (Trochę było też Litwinów i innych).
Ponadto było w Rosji
około 100 tysięcy Polaków, jeńców z armii niemieckiej i austriackiej, oraz
spora ilość nadającej się do zmobilizowania polskiej ludności cywilnej. Była
więc możliwość zorganizowania w Rosji polskiej armii półmilionowej lub mało co
mniejszej od miliona. Same władze rosyjskie powzięły decyzję utworzenia od razu
trzech polskich korpusów, to znaczy polskiej armii o sile większej niż 200
tysięcy żołnierza. Na początku zaczęto, poczynając od kwietnia 1918 roku,
tworzyć jeden korpus, którego zalążkiem była wymieniona wyżej "Dywizja
Strzelców Polskich" Dowódcą tego korpusu został mianowany generał rosyjski
narodowości polskiej, Józef Dowbor Muśnicki.
Istniała w Rosji tajna
Polska Organizacja Wojskowa (P.O.W.) związana z Piłsudskim i jego obozem.
Została ona założona w Warszawie w roku 1914, czy też na początku 1915, gdy
Warszawa była jeszcze pod rządami rosyjskimi i celem jej było organizowanie
akcji, zwróconej przeciwko armii rosyjskiej, między innymi także i akcji
wywiadowczej na rzecz armii niemieckiej i austriackiej. Gdy Warszawa została
zajęta przez Niemców, organizacja ta przekształciła się w pół-jawną organizację
pomocniczą Legionów, zajmującą się werbunkiem do nich, w istocie znaną władzom
niemieckim i tolerowaną przez nie. Istniała potem pod rządami niemieckimi i
austriackimi aż do końca wojny, przy czym w ostatnim okresie tej wojny zmieniła
swój kierunek polityczny na antyniemiecki.
Natomiast komórki tej
organizacji na dalekich Kresach Wschodnich i w głębi Rosji prowadziły także i
po roku 1915-tym działalność konspiracyjną, zwróconą przeciwko armii
rosyjskiej. Organizacja ta została zreorganizowana, a na czele jej na obszar
całego państwa rosyjskiego na wschód od frontu rosyjskiego, mianowany został
mieszkający w Piotrogrodzie (Petersburgu) inżynier Franciszek Skąpski.
Tajni
przywódcy obozu Piłsudskiego w Rosji, komendant P.O.W. Franciszek Skąpski i
przywódca P.P.S. Bronisław Siwik, udali się w końcu kwietnia 1917 roku do neutralnego
Sztokholmu, by uzyskać instrukcje od Piłsudskiego, jak się mają zachować P.O.W.
i P.P.S. w Rosji w zmienionej politycznej sytuacji. Dla kontaktu z nimi
przybył tam z Warszawy Włodzimierz Kunowski, członek Tymczasowej Rady Stanu,
były polityk P.P.S. Frakcji Rewolucyjnej i zaufany człowiek Piłsudskiego,
używany przez niego już poprzednio do wypraw z poufnymi instrukcjami
organizacyjnymi. Instrukcja Kunowskiego, udzielona Skąpskiemu i Siwikowi
polegała na tym, że "w sposób najbardziej kategoryczny przeciwstawił się
(on) idei tworzenia armii polskiej w Rosji, zalecając, aby zwolennicy obozu
niepodległościowego wszelkimi siłami przeciwdziałali formowaniu tej
armii". Oświadczył także, że "obóz niepodległościowy, a przede
wszystkim P.P.S. w kraju, nadal stoją po stronie państw centralnych i że
rewolucja rosyjska w niczym nie zmieniła dawnego stanowiska obozu
niepodległościowego w stosunku do Rosji". W wyniku tej instrukcji Polska
Organizacja Wojskowa w Rosji mimo swej nazwy stała się organizacją poświeconą
nie tworzeniu polskiego wojska, ale przeciwnie niszczeniu i rozbijaniu go.
Uzasadnieniem tej postawy było to, że przecież tworzy się polskie wojsko w
kraju po stronie Niemiec, to znaczy że naród polski w kraju idzie z Niemcami, a
więc nie można tworzyć drugiego wojska polskiego, idącego przeciw Niemcom, a
więc idącego przeciw krajowi. Oczywiście była to argumentacja demagogiczna i
fałszywa: kraj nie szedł z Niemcami, lecz przeciw Niemcom, a tworzone w Polsce
wojsko było maleńką garsteczką, podporządkowaną Niemcom i idącą przeciw
polskiemu narodowi i w narodzie tym "osamotnioną".
Pierwszym wystąpieniem
P.O.W. w Rosji w myśl instrukcji, przywiezionej od Piłsudskiego przez
Sztokholm, było rozbicie przez P.O.W. i P.P.S. Zjazdu Wojskowych Polaków w
Piotrogrodzie.
Zgodnie z demokratycznym
rytuałem Rosji republikańskiej, przeniesienie żołnierzy Polaków z armii
rosyjskiej do armii polskiej miało zostać uchwalone przez samych żołnierzy
Polaków. W tym celu na dzień 7 czerwca 1917 roku zwołano w Piotrogrodzie zjazd
Wojskowych Polaków, złożony z delegatów, wybranych przez żołnierzy-Polaków z
mniej więcej wszystkich oddziałów armii rosyjskich, w których się Polacy
znajdowali. P.O.W. było organizacją niewielką, ale jednak miała ona swoje
komórki w szeregu oddziałów. Komórki te, w myśl instrukcji o przeciwdziałaniu
formowania polskiej armii postarały się o to, że nie zorientowana politycznie
masa żołnierska powybierała ich członków jako delegatów na zjazd. Wskutek tego
zjawiła się na zjeździe spora, zdyscyplinowana grupa członków P.O.W. Na samym
początku zjazdu tajny działacz P.O.W., podkapitan Ignacy Matuszewski, w
przyszłości wybitny polityk obozu piłsudczyków w Polsce, minister skarbu, przez
pewien czas szef oddziału II sztabu, czyli polskiego wywiadu, postawił wniosek
o wybranie Józefa Piłsudskiego jako zasłużonego organizatora polskiego wojska
na honorowego prezesa zjazdu. Obecni na zjeździe członkowie P.O.W. przyjęli ten
wniosek oklaskami, a ogół uczestników zjazdu, często nawet nie wiedzących, kto
to jest Piłsudski, przyłączył się do tych oklasków. Kierownicy zjazdu jakoś nie
przeciwstawili się wnioskowi Matuszewskiego, uważając, że lepiej będzie go
zbagatelizować, a więc wytworzyło się wrażenie, że wniosek przeszedł przez
aklamację jednogłośnie. Obecni na zjeździe przedstawiciele rządu rosyjskiego i
dyplomacji państw sprzymierzonych dowiedzieli się więc, że zjazd opowiada się
po stronie organizatora wojska, właśnie w owej chwili tworzonego z Polaków
przez Niemców, a więc po przeciwnej stronie w wojnie. Wkrótce potem członkowie
P.O.W. i socjaliści wystąpili z mowami, wedle których tylko prawowity rząd w
kraju, a w jego zastępstwie Tymczasowa Rada Stanu ma prawo tworzyć polskie
wojsko, a więc zjazd obradujący na emigracji, tworzyć wojska nie ma prawa. Gdy
zjazd opowiedział się w swej masie przeciwko tym poglądom, 64 członków opuściło
zjazd, ogłaszając protest przeciwko tworzeniu wojska polskiego w obozie
antyniemieckim powtarzając, że tylko Tymczasowa Rada Stanu -- przecież
mianowana przez Niemców -- może wojsko polskie organizować. Zważywszy, że w
zjeździe brało udział około 500 delegatów było to wystąpienie małej tylko
grupy. Ale nie wszyscy członkowie P.O.W. i P.P.S. opuścili zjazd, -- nie
opuścił go też i podkapitan Matuszewski. Wywiązała się na zjeździe dyskusja co
do tego, czy wojsko tworzyć czy nie tworzyć. Głównym argumentem przeciwników
tworzenia wojska było to, że nie można organizować wojska po innej stronie niż
Tymczasowa Rada Stanu i Piłsudski.
Ostatecznie, nie
uchwalono tego, co było celem zwołania zjazdu, mianowicie postanowienia, że
żołnierze-Polacy mają być w całości z armii rosyjskiej przeniesieni do armii
polskiej, uchwalono natomiast, że armia polska ma się składać tylko z
ochotników. Przebieg zjazdu umocnił dążności przeciwpolskie w rządzie rosyjskim
(na którego czele stał wówczas przeciwny Polsce Kiereński). Sprawił także, że
delegaci zjazdowi rozjechawszy się do swoich oddziałów przywieźli wiadomość,
iż sprawa czy tworzyć czy nie tworzyć polskiego wojska jest sporna i że są pod
tym względem różne zdania. Rezultatem było rozpowszechnienie wśród owych 500
czy 700 tysięcy Polaków w wojsku rosyjskim nastroju bierności, do czego
przyczyniło się i to, że także i rosyjscy rewolucjoniści uprawiali propagandę
przeciwko polskiemu wojsku i że żołnierze byli na ogół zmęczeni trzema latami
wojny, a więc myśl, że nowy wysiłek nie jest z ich strony konieczny, często im
odpowiadała.
W rezultacie, zamiast
armii półmilionowej, lub większej stworzony został w Mińszczyźnie
I Korpus, który 10 maja 1918 roku liczył 23. 661 Żołnierzy, II Korpus w
Besarabli liczący 4000 żołnierza, III Korpus na Ukrainie 3.000 żołnierza i
kilka oddziałów mniejszych (w Moskwie i Odessie), razem więc nie wiele więcej
niż 30 tysięcy żołnierza. Co więcej, postawa polityczna tych oddziałów okazała
się chwiejna w wyniku ukrytej propagandy P.O.W. Gdy Rosja bolszewicka oraz
Ukraina, zawarły z Niemcami i ich
sojusznikami pokój, legiony czeskie w liczbie około 70 tysięcy ludzi,
stacjonujące na Ukrainie pomaszerowały -- na Syberie i tam połączyły się z
wojskami koalicyjnymi i z "białymi" wojskami rosyjskimi, nie
uznającymi rządów bolszewickich, ani pokoju z Niemcami. Sprawowały tam potem
przez dwa lata większą część władzy, a później drogą morską powróciły w całości
do Europy, zdobywając w obozie koalicyjnym wielki wpływ i ułatwiając przez to
Czechosłowacji osiągniecie wszystkich swoich politycznych postulatów.
Instrukcja polskiego Komitetu Narodowego w Paryżu, będącego zaczątkiem
polskiego niezależnego rządu, brzmiała, że polskie siły wojskowe, a przede
wszystkim największa z nich, I Korpus Polski, stacjonujący w Bobrujsku na
Białorusi, ma zrobić to samo. Ale utajona propaganda P.O.W. na której czele
stał podkapitan Matuszewski, który był głównym, sprawcą rozbicia zjazdu
Wojskowych Polaków w Piotrogrodzie, a który teraz służył w polskim I korpusie
wzywała dowódcę korpusu generała Dowbor-Muśnickiego, by zerwał z koalicją
antyniemiecką i przeszedł na stronę niemiecką oddając się pod władze mianowanej
przez Niemców Rady Regencyjnej, (która zastąpiła Tymczasową Rade Stanu).
Generał Dowbor usunął z Bobrujska p. Jerzego Zdziechowskiego, delegata władz
politycznych polskich, usunął także misję wojskową francuską i 16 lutego 1918
roku przeszedł na stronę niemiecką, oddając się pod władze Rady Regencyjnej. Było
to w 8 dni po wznowieniu wojny rosyjsko-niemieckiej, a na 5 dni przed
podpisaniem w Brześciu Litewskim rosyjsko-niemieckiego pokoju. (Było to także w
7 dni po zajęciu Mińska przez Matuszewskiego, który wystąpił samodzielnie,
odbierając Mińsk bolszewikom na czele oddziałów P.O.W. nie związanych z
korpusem Dowbora i oddając to miasto w dwa dni później w ręce Niemców).
I korpus polski generała Dowbora Muśnickiego znalazł się więc pod władzą
Rady Regencyjnej w Warszawie, a w praktyce pod władzą niemieckiego generała von
Beselera. Niemcy nie zamierzali jednak znosić tego, by stał na Białorusi korpus
polskiego wojska i postanowili go rozbroić. Generał ponownie zmienił zdanie i
szykował się do tego, by przygotowawszy mosty na Dnieprze pomaszerować na
wschód kolejami przez zanarchizowaną i bezwładną Rosję i dołączyć do Czechów na
Syberii. W dniu 21 maja 1918 roku Niemcy zażądali od generała Dowbora
całkowitego rozwiązania i zdemobilizowania jego korpusu. Akurat w tym czasie
obecni byli w Bobrujsku delegaci P.O.W. z kraju, byli oficerowie legionowi,
Barthel de Weydenthal i Lis-Kula. P.O.W. w kraju, nie dowodzone obecnie przez
Piłsudskiego, który od dłuższego już czasu przebywał w Magdeburgu, doszło do
wniosku, że bezcelowym jest trzymanie się Niemiec, skoro Niemcy przegrywają
wojnę i że trzeba przerzucie się na stronę antyniemiecką. W tym celu
postanowiło wysłać swoich delegatów do Rosji -- wskutek zawarcia przez Rosje
pokoju łatwo już było poprzez dawny front podróżować -- po to, by nawiązali oni
łączność z wojskami polskimi w Rosji, by odwołali Instrukcję sztokholmską z
zeszłego roku i by starali się objąć nad owymi formacjami polskimi władze w
imieniu obozu piłsudczyków. Panowie Barthel de Weydenthal i Lis-Kula przybyli
do Bobrujska nie tyle po to, by ten korpus namówić na ponowne przejście na
stronę koalicyjną, co po to, by obalić w tym korpusie rządy generała
Dowbor-Muśnickiego i samemu na czele tego korpusu stanąć. W tym celu przy
pomocy miejscowych członków P.O.W. zorganizowali w korpusie spisek. Gdy Niemcy
zażądali rozwiązania korpusu, panowie Barthel de Weydenthal i Lis-Kula, nie
czekając co zrobi generał Dowbor (nie wiemy w istocie po dziś dzień, jakie były
zamiary generała Dowbora, wszystko wskazuje jednak na to, że miał on zamiar
przekroczyć Dniepr i poprowadzić korpus na wschód, w ślad za Czechami i
wykonując -- z trzymiesięcznym opóźnieniem -- instrukcje przywiezione mu przez
p. Jerzego Zdziechowskiego) ogłosili, że generał Dowbor chce rozwiązać korpus.
W najbliższą noc (z 21 na 22 maja) zrobili w Bobrujsku zamach stanu i
aresztowali generała Dowbora. Barthel de Weydenthal, który miał od niedawna
rangę pułkownika, ogłosił się dowódcą korpusu. Zamachowcy nie mieli zamiaru
maszerować na wschód, by połączyć się z wojskami koalicyjnymi, natomiast mieli
zamiar uderzyć na Niemców, ściągnąć cały korpus do twierdzy bobrujskiej i
pozostawać w niej, opierając się Niemcom tak długo, dopóki starczy zapasów
żywności i amunicji, a więc w najlepszym razie parę tygodni. Zamach ich się nie
udał, a generał Dowbor odzyskał władze w korpusie. Korpus został jednak
zamachem tak zdezorganizowany, że o marszu przez Dniepr na wschód nie mogło być
już mowy. Generał Dowbor w następnym dniu skapitulował przed Niemcami, a korpus
jego uległ rozwiązaniu. Żołnierze tego korpusu, zdemobilizowani, zostali
przewiezieni do Królestwa.
Tak
wiec próba zorganizowania w Rosji wielkiej polskiej armii, która byłaby w
chwili klęski wojennej niemieckiej, wielką siłą, zdolną narzucić stosunkom
politycznym we wschodniej Europie wolę polskiego narodu, została przez
piłsudczyków zgodnie z wolą Piłsudskiego wyrażoną w instrukcjach
sztokholmskich, w kilku etapach unicestwiona, najpierw przez niedopuszczenie do
wydzielenia ogółu Polaków z armii rosyjskiej, oraz przez propagandę w szeregach
żołnierzy-Polaków za niewstępowaniem do polskiej armii, potem przez skłonienie
jedynej dużej polskiej jednostki, jaką udało się w Rosji stworzyć, mianowicie
I Korpusu generała Dowbora-Muśnickiego, do przejścia na stronę niemiecką,
a wreszcie, gdy zanosiło się na to, że ten korpus jednak zerwie z Niemcami i
przez bezwładną Rosję pomaszeruje ku znajdującej się w rękach koalicyjnych
Syberii, korpus ten sparaliżowali i skazali na likwidację.
Musze
tu jeszcze powiedzieć, co Niemcy zrobili w Królestwie Kongresowym po
aresztowaniu Piłsudskiego w dniu 22 lipca 1917 roku i po rozwiązaniu 25
sierpnia 1917 roku Tymczasowej Rady Stanu. Nie mogli całkowicie przekreślić
polityki organizowania rzekomo "samodzielnego" Królestwa Polskiego w
obrębie części Królestwa Kongresowego, gdyż byłoby to z uszczerbkiem dla ich
prestiżu. Poczynili więc dalsze kroki, które miały oznaczać, że trwają przy
swoim dotychczasowym zamiarze. Dnia 12 września 1917 roku w 18 dni po
rozwiązaniu Tymczasowej Rady Stanu, cesarz niemiecki i austriacki ogłosili, że
ustanawiają dla Królestwa Polskiego Rade Regencyjną, złożoną z trzech osób,
która w zastępstwie jeszcze nie wyznaczonego króla, pełnić będzie w tym
królestwie w sposób zbiorowy rolę głowy państwa. W dwa dni potem mianowali
członkami tej Rady arcybiskupa warszawskiego księdza Aleksandra Kakowskiego,
człowieka nie znającego się na polityce i dwóch polityków, znanych ze swej
postawy, przyjaznej Niemcom, księcia Zdzisława Lubomirskiego i ziemianina
Józefa Ostrowskiego. Radzie tej udzielili zezwolenia na mianowanie w Królestwie
polskiego rządu, z tym, że rząd ten obejmie w Królestwie rzeczywistą władze nad
dwiema dziedzinami życia, mianowicie nad szkolnictwem i nad sądownictwem,
chociaż nie będzie sprawować władzy nad polityką zagraniczną, nad sprawami
wewnętrznymi, gospodarczymi i wojskowymi.
Owe władze rzekomo
"samodzielnego" Królestwa pozostały jednak zupełną fikcją. Formacja
wojskowa Polskiej Siły Zbrojnej (Polnische Wehrmacht), wyłoniona z Legionów,
nie podlegała ani Radzie Regencyjnej, ani mianowanemu przez nią rządowi, ale
niemieckiemu generał-gubernatorowi, Beselerowi. Do prowadzonych w Brześciu
Litewskim rokowań pokojowych owe władze nie zostały w ogóle dopuszczone. Niemcy
i Austria uczyniły pierwszy krok w kierunku okrojenia Królestwa, mianowicie
zawierając 9 lutego 1918 roku pokój w Brześciu z Ukrainą, uznały, że ziemia
Chełmska i część Podlasia i Lubelszczyzny, wraz z Chełmnem, Zamościem,
Hrubieszowem, Tomaszowem, Włodawą i Białą Podlaską przyłączone zostają do
Ukrainy. Do traktatu pokojowego z Ukrainą dołączona została nadto umowa tajna,
zapowiadająca, że Austria dokona podziału Galicji na prowincje polską,
obejmującą Galicję Zachodnią, oraz prowincje ukraińską, obejmującą Galicję
Wschodnią wraz z Bukowiną, która oddana zostanie pod zarząd Ukraińcom. O tej
tajnej umowie Polacy dowiedzieli się niemal natychmiast.
Warto zauważyć, że
traktat Niemiec i Austrii z Ukrainą wywołał natychmiastowe protesty ze strony
przytłaczającej większości polskiego narodu. Nieliczni Polacy, wciąż jeszcze
wyznający nadzieje, że korzystne dla narodu polskiego jest współdziałanie z
Austrią przerzucili się na stronę antyniemiecką i antyaustriacką, odsyłając
władzom austriackim swe austriackie ordery i podając się do dymisji jako
austriaccy urzędnicy czy dygnitarze. (Np. podał się do dymisji austriacki
generał-gubernator w Lublinie w okupowanej przez Austrie części Królestwa
Kongresowego generał Szeptycki, z narodowości Polak). Szczególnie dobitnym
aktem protestu dotychczasowych, polskich wyznawców "orientacji austriackiej"
było zerwanie z Austrią dawnej II brygady legionów, stanowiącej w owym czasie
główną część Polskiego Korpusu Posiłkowego. Brygada ta ogłosiła, że Austria
popełniła wobec narodu polskiego akt zdrady, że wobec tego uznaje się za
zwolnioną ze złożonej Austrii przysięgi i przechodzi do obozu antyniemieckiego.
Pod wodzą swego dowódcy, brygadiera Józefa Hallera, ongiś, jeszcze w 1914 roku
austriackiego kapitana w stanie spoczynku, uderzyła dnia 15 lutego 1918 roku,
pod Rarańczą na wojska austriackie i przebiła się na Ukrainę przez dawny front.
Połączyła się następnie z tamtejszym II Korpusem wojsk polskich i we wspólnej
sile 7.000 ludzi pod łącznym dowództwem brygadiera Hallera pomaszerowała ku
Dnieprowi, by przekroczywszy go, maszerować na wschód ku Syberii, lub Kaukazowi.
11 maja 1918 roku została zaatakowana pod Kaniowem nad Dnieprem przez
przeważające wojska niemieckie i po krwawej bitwie zniszczona. Generał Haller
zdołał się samotnie przedostać przez Moskwę i Murman do Francji i dnia
4 października 1918 roku został mianowany przez Polski Komitet Narodowy w
Paryżu wodzom naczelnym wszystkich wojsk polskich walczących z Niemcami. (III
Korpus wojsk polskich został w nocy z 9 na 10 czerwca 1918 roku zniszczony
przez wojska austriackie). Jest nieprawdą, że Piłsudski jeszcze przed
aresztowaniem usiłował przedostać się do Rosji i przejść na stronę aliancką.
Z postawą antyniemiecką
przytłaczającej większości polskiego narodu nie zgadzała się grupa ludzi z
otoczenia Rady Regencyjnej i mianowanego przez nią rządu. Rząd ten (rząd
Steczkowskiego) ogłosił 13 czerwca 1918 roku manifest protestujący przeciwko
deklaracji tzw. wersalskiej z dnia 3 czerwca 1918 roku Francji, Wielkiej
Brytanii i Włoch, ogłaszającej program Polski niepodległej, zjednoczonej i z
dostępem do morza. W sierpniu 1918 roku -- na dwa i pół miesiąca przed końcem
wojny -- przedstawiciele Rady Regencyjnej i jej rządu, książę Janusz Radziwiłł
i hrabia Ronikier odwiedzili kwaterę główną Niemiec i Austrii w Spa w Belgii i
przebywających tam cesarzy niemieckiego i austriackiego i konferowali z nimi na
temat trwałego sojuszu polsko-niemieckiego, połączonego z konwencjami
wojskowymi, kolejowymi i gospodarczymi i na tematy terytorialne, przy czym
wciąż jeszcze była tam mowa o możliwości okrojenia Królestwa Kongresowego na
rzecz Niemiec za cenę rozszerzenia na skrawek ziem wschodnich, mianowicie na
Białystok z okolicę.
Propaganda wychwalająca
Piłsudskiego, głosi dziś, że Piłsudski nie miał nic wspólnego z Radą Regencyjną
i z polityką jej i mianowanego przez nią rządu. Pozornie, jest to pogląd
uzasadniony, bo Piłsudski przez cały czas urzędowania Rady Regencyjnej
przebywał w Magdeburgu. W istocie, Piłsudski odpowiada za postawę i politykę
Rady Regencyjnej, jej rządów i jej przedstawicieli, gdyż po pierwsze w
listopadzie 1918 roku przyjął z jej rąk nominacje na wodza naczelnego i
dyktatora, a więc uznawał prawomocność jej istnienia. Po wtóre, jego
przedstawicielem w Londynie był przez prawie cały czas wojny p. August Zaleski,
który był także przez czas pewien przedstawicielem Rady Regencyjnej i jej
rządu: w dniu 29 sierpnia 1918 roku skierował do rządu brytyjskiego memoriał,
popierający wyniki wizyty księcia Radziwiłła i hrabiego Ronikiera w Spa, a w
szczególności program utworzenia Polski, wykrojonej tylko z zaboru rosyjskiego i związanej licznymi węzłami z Niemcami i
Austro-Węgrami, a wiec p. Zaleski był łącznikiem między Piłsudskim a Radą
Regencyjną. Po trzecie, po wojnie Piłsudski nie tylko nie odciął się w żadnej
formie od polityki Rady Regencyjnej i jej agentur, ale przeciwnie udzielał
stale poparcia czołowym osobistościom z jej obozu: w szczególności Augusta
Zaleskiego uczynił w dniu 15 maja 1926 roku -- nazajutrz po przewrocie majowym
-- ministrem spraw zagranicznych i utrzymał w tej roli przez z górą 6 lat
prawie do końca roku 1932-go księcia Janusza Radziwiłła uczynił w latach
1928-1935 przewodniczącym komisji sejmowej spraw zagranicznych i w latach
1935-1936 senatorem; innych polityków z obozu Rady Regencyjnej ostentacyjnie
popierał, np. Antoniego Ponikowskiego, który od 27 lutego do 4 kwietnia 1918
roku był premierem z ramienia Rady Regencyjnej, a przez cały bez przerwy czas
istnienia Rady Regencyjnej był ministrem w rządach tej Rady, Piłsudski
dwukrotnie mianował, wbrew sejmowi, premierem jako "męża zaufania marszałka
Piłsudskiego" (19 września 1921 - 5 marca 1922 i 10 marca - 6 czerwca
1922). Polityczni stronnicy dawnej Rady Regencyjnej byli potem w Polsce
niepodległej stronnikami Piłsudskiego i Piłsudski okazując im stale poparcie,
okazywał, że popiera także ich dawną działalność.
W
okresie, gdy trwała w stanie na razie nierozegranym wojna światowa (w latach
1914-1918), Piłsudski dokonał wielkiego wysiłku, by pomagać Niemcom w
osiągnięciu wojennego i politycznego zwycięstwa, oraz stale pracował nad tym,
by utrudnić narodowi polskiemu zdobycie miejsca w obozie stronników
antyniemieckiej koalicji.
Piłsudskiemu
nie udało się zrobić zamachu stanu w grudniu 1922 roku po zabójstwie Narutowicza,
nie udało się także niczego osiągnąć wystąpieniami rewolucyjnymi w roku 1923
(t.zw. wypadkami krakowskimi, oraz wybuchami bombowymi w Warszawie i innych
miastach, a także oderwaniem się grupy posła Bryla od partii Witosa). Nie jest
mi wiadome o jakichkolwiek próbach zamachu stanu Piłsudskiego w latach 1924 i
1925. Natomiast nowy zamach stanu, odrazu przekształcony w krótką wojnę
domową, Piłsudski przedsięwziął w maju 1926 roku i tym razem osiągnął pełne
zwycięstwo, zdobywając władzę dyktatorską dla siebie aż do swojej śmierci w
1935 roku, to znaczy na lat 9, a dla swoich zwolenników i wspólników,
Mościckiego, Rydza-Smigłego, Becka i innych aż do katastrofy wrześniowej 1939
roku, to znaczy na dalszych lat 4, czyli razem lat 13. Owocem
trzynastoletnich rządów Piłsudskiego i piłsudczyków stał się w 1939 roku nowy
rozbiór Polski, oraz stała się w roku 1945, mimo osiągnięcia zwycięstwa nad
Niemcami przez światową koalicję państw przez hitlerowskie Niemcy zagrożonych,
odbudowanie Polski, będącej satelitą sowieckim, a więc nie w pełni niezależnej,
oraz pozbawionej Ziem Wschodnich z takimi ważnymi centrami polskości jak Lwów
i Wilno, to prawda, że z drugiej strony wzmocnionej przez odzyskanie takich
ośrodków jak Wrocław, Szczecin, Gdańsk i 0lsztyn.
W swoim
uwieńczonym w 1926 roku powodzeniem dążeniu do pochwycenia w Polsce pełni
władzy, Piłsudski doznał poparcia przez politykę Wielkiej Brytanii. Wielka
Brytania nie życzyła sobie odbudowania "wielkiej Polski". Jej
polityka, od chwili odniesienia w 1918 roku nad Niemcami wojennego zwycięstwa
zmierzała do położenia tamy dążeniom do złamania niemieckiej hegemonii na
europejskim kontynencie. Polityka ta liczyła się z prawdopodobieństwem
narodzenia się na tym kontynencie hegemonii francuskiej i stawiała sobie na
czasy powojenne za zadanie zorganizować w Europie koalicję sił, przeciwnych
tej hegemonii. W myśl tego dążenia starała się obronić Niemcy przed zbyt
wielkim uszczupleniem ich potęgi i utrzymać ich znaczenie jako przeciwwagi
wobec owej rzekomej hegemonii francuskiej. To się wyraziło w dążeniu do utrzymania
Austro-Węgier, jako państwa może uszczuplonego terytorialnie i ogólnie
osłabionego, ale jednak wciąż trwającego, zachowującego charakter niemiecki
(oraz węgierski) i sprzyjającego Niemcom, a nie należącego do obozu
antyniemieckiego, jaki ostatecznie przybrała Czechosłowacja, Rumunia i
Jugosławia. Brytyjski premier Lloyd George w wielkiej mowie, wygłoszonej 5
stycznia 1918 roku, a więc zaledwie na 10 miesięcy przed końcem wojny,
oświadczył, że "Razczłonkowanie Austro-Węgier nie należy do naszych celów
wojennych". I zapowiedział, że pozycja Austro-Węgier będzie zapewne
musiała być uszczuplona o tyle tylko, że żyjące w tym państwie nieniemieckie i
niewęgierskie narodowości (zapewne chodzi tu przede wszystkim o Czechów i
galicyjskich Rusinów) otrzymają "rzeczywisty samorząd", że pewne
terytoria odpadną od Austro-Węgier na rzecz niepodległej Polski, oraz, że
Austro-Węgry zostaną okrojone także na rzecz Włoch i Rumunii, (przez
zaspokojenie "uprawnionych roszczeń włoskich" i sprawiedliwość dla
"ludzi rumuńskiej krwi i mowy"). Zapewne Llyod George liczył się
także i z tym, że niektóre prowincje takie jak Bośnia i Hercegowina, odpadną na
rzecz Serbii. To znaczy, że w programie Lloyd Georga utrzymane być mają jako
Austro-Węgry obszary dzisiejszej Austrii, krajów czeskich, Słowacji, Węgier,
Słowenii, ziem chorwackich i dużej części Siedmiogrodu. Lloyd George nie
wspominał o tym w swej mowie, ale domyślam się, że programem polityki
brytyjskiej było utrzymanie przy Austro-Węgrzech także i Galicji Wschodniej.
Trwałą postawę
polityki brytyjskiej wobec Austro-Węgier wyraził najlepiej, jeszcze w XIX
wieku, jeden z najwybitniejszych brytyjskich mężów stanu, długoletni premier,
A.J. Palmerston: "Imperium austriackie jest rzeczą wartą uratowania, jego
zachowanie leży w interesie całej Europy, a najwięcej ze wszystkich krajów w
interesie Anglii". Napisałem w roku 1979, że "Zniknięcie
Austro-Węgier z mapy Europy jest w Anglii po dziś dzień opłakiwane, jako wielka
dziejowa katastrofa."
Polityka
brytyjska dążyła w czasie pierwszej wojny światowej do uratowania
Austro‑Węgier od
zagłady, a także sprzeciwiała się
temu, by Francja rozszerzyła swoje panowanie w formie bezpośredniej, czy
pośredniej na lewobrzeżną część Nadrenii, to znaczy na dużą część niemieckich
posiadłości na lewym brzegu Renu.
Rzecz prosta,
że Anglia sprzeciwiała się zbudowaniu także i silnej Polski. Roman Dmowski
napisał, że "na Konferencji Pokojowej dowiedzieliśmy się w aż nadto
dobitny sposób, że Anglia jest wrogiem Polski". Odbudowanie wielkiej Polski
oznaczało duże osłabienie Niemiec. Anglia nie chcąc pozwolić na poważne
osłabienie Niemiec, sprzeciwiała się odbudowaniu dużej, silnej Polski. A obok
tego była przeciwna Polsce z zasady jako krajowi katolickiemu.
Anglia godziła się z koniecznością odrodzenia
się polskiego państwa, obejmującego mniej więcej Królestwo Kongresowe i
Zachodnią Galicję. Ale robiła co mogła, by nie dopuścić do objęcia przez Polskę
ziem wschodnich zaboru rosyjskiego i wschodniej Galicji i była autorką pomysłu
wschodniej granicy Polski, znanego jako "linia Curzona". (Linię tę
obmyślił wróg Polski w służbie angielskiej, rzekomy ekspert od spraw polskich,
Żyd Berstein-Namierowski, czyli Namier, a usiłował wcielić w życie, premier
brytyjski Lloyd George, życząc Polsce klęski w wojnie polsko-bolszewickiej).
Wiele oznak wskazuje, że polityka brytyjska przeciwna była zwróceniu Polsce
zaboru pruskiego, choć musiała się pogodzić z odzyskaniem przez Polskę
przynajmniej niektórych ziem tego zaboru. To polityka brytyjska sprawiła, że
Polska nie odzyskała Gdańska - który jako wolne miasto, oficjalnie nie mające
nic wspólnego z Rzeszą Niemiecką, faktycznie rządzony był przez biurokrację
związaną z tą Rzeszą; nie odzyskała także niektórych skrawków terytorium
takich, jak Malbork, Piła, czy Babimost, musiała się zgodzić z zarządzeniem
plebiscytu na Warmii i Mazurach, a wreszcie musiała ustąpić przed
angielską w istocie decyzją, na żądanie niemieckie, przeprowadzenia
plebiscytu także i na Górnym Śląsku, a potem na nieprzyjazną Polsce interpretacje
wyników tego plebiscytu, pod wpływem polityki angielskiej.
Jakie były
dążenia brytyjskie, dotyczące Polski, zanim opracowany został (a potem podpisany)
traktat wersalski, świadczą w sposób szczególnie znamienny dwa fakty. Pierwszy,
to jest memorandum brytyjskiego Foreign Office (Ministerstwa Spraw
Zagranicznych) z dnia 9 grudnia 1918 roku, a więc z okresu już po niemieckiej
kapitulacji 1i zawarciu rozejmu (11 listopada 1918 roku), proponujący, by
przyłączyć do Polski enklawę, złożoną z Pucka, Wejherowa, Helu i Nowego Portu
gdańskiego, ale bez samego miasta Gdańska i właściwego gdańskiego portu, - z
tym, że enklawa ta nie będzie terytorialnie z Polską połączona, lecz stanowić
będzie oddzielną polityczną wyspę. Drugi - to jest tajny memoriał polityczny
podpisany przez powieściopisarza Conrada-Korzeniowskiego, nie przeznaczony do
ogłaszania, lecz do pokazywania - (oczywiście działaczom politycznym)
"tylko poufnie" (to be shown privately), podsunięty Conradowi po to,
by miał cechę wystąpienia polskiego, lecz w istocie pochodzący z inspiracji
angielskiej (Conrad pisze o tym tekście, ogłoszonym już po wojnie na str.
173-183 w tomie 18-tym swoich "Pism zbiorowych" w przedmowie na str.
X-XI, że wystąpienie to zrobione zostało "na życzenie przyjaciela",
"at the request of a friend", a więc nie jest dziełem własnej
inicjatywy Conrada. Jest w tej przedmowie Conrada jakby ostrożne odcięcie się
od poglądów zawartych w memoriale. Z odczytu Aleksandra Janty o Józefie
Retingierze, wygłoszonego dnia 17 kwietnia 1971 roku w Londynie, dowiedzieliśmy
sie, że memoriał ten był w istocie napisany przez Retingera, a tylko przez
Conrada podpisany. O Retingierze wiadomo jest, że choć Polak, był on w dużym
stopniu agentem polityki brytyjskiej, często przez ośrodki polityczne
brytyjskie używanym do wysuwania w sposób nieoficjalny postulatów i poglądów
polityki brytyjskiej.)[3] Data dokładna memoriału Retingera i
Conrada nie jest w dziełach Conrada podana, ale z treści wynika, że memoriał
pochodzi z końca lipca 1916 roku. W memoriale tym Retinger i Conrad proponują
uczynić z Polski "Protektorat angielsko-francuski", z tym, że
faktyczną władzę w tej Polsce sprawowałaby Anglia, a Rosja w jakiejś formie
musiałaby "jako aliant" w zarządzaniu tą Polską "zająć miejsce
na takiej stopie, by rozproszone zostały jej możliwe wątpliwości".
Memoriał nie określa, jakie miałyby być granice tej Polski, powiada tylko, że
"trzy mocarstwa ustalą granice". Jest jednak widoczne z tekstu, że
będą to granice szczupłe, prawdopodobnie obejmujące Królestwo Kongresowe z
enklawą nad morzem: "z miastem Gdańskiem (wolnym portem) i odcinkiem
wybrzeża morskiego". Polska ta najwidoczniej nie miałaby być zbyt duża,
gdyż jak Retinger i Conrad piszą, istnieć ona będzie, "jako bariera, lub
być może lepiej (z uwagi na swoja odosobnioną pozycję) jako posterunek Mocarstw
Zachodnich, ulokowany pomiędzy wielką potęgą słowiaństwa (...) a
zorganizowanym germanizmem". Polska ta rządzona by być musiała przez
"Wysokich Komisarzy trzech Mocarstw Protektorów (Protectoring Powers)".
Jest jasne, że główną role odgrywać w niej by miał Wysoki Komisarz brytyjski,
dwaj pozostali odgrywaliby role mniej więcej dekoracyjną.
To taką Polskę
proponował niewątpliwy agent brytyjski Retinger i podsunął do podpisania
Conradowi na blisko 4 miesiące po złożeniu przez Dmowskiego - 2 marca 1916 roku
- rządowi rosyjskiemu (z odpisem złożonym innym rządom alianckim) innego
memoriału, stwierdzającego, że Polska domaga się pełnej niepodległości w
granicach, obejmujących wszystkie trzy zabory i z pełnym dostępem do morza. To
taka była polityka brytyjska wobec Polski latem 1916 roku. Nie inna była już po
zawarciu rozejmu z Niemcami w 1918 roku, jak świadczy memorandum brytyjskie z 9
grudnia 1918 roku. Koncepcja rozwiązania sprawy polskiej jest w obu dokumentach
identyczna: mały twór polityczny, bez terytorialnego dostępu do morza, ale z
nadmorską enklawą na kaszubskim wybrzeżu. Był to najwidoczniej trwały program
brytyjski w sprawie polskiej, zapewne jakoś nieoficjalnie uzgodniony z jakimiś
ośrodkami polityki niemieckiej, bo niemal identyczny choć trochę dla Polski
hojniejszy, co w tym samym czasie instrukcje rządowe niemieckie dla posła niemieckiego
Kesslera: "to właśnie, w myśl instrukcji mego rządu, zaproponować, lub
zaakceptować. Prawo tranzytu drogą lądową, połączone z linią kolejową,
zneutralizowaną i zagwarantowaną przez umowę międzynarodową, oraz port nad
Bałtykiem, w pobliżu Gdańska, pod suwerennością Polski".[4]
To taka była w
latach 1916 - 1918 polityka brytyjska wobec Polski. Zapewne nie inna była ta
polityka wiosną 1926 roku, a więc w niecałe 8 lat później. Wielka Brytania
podpisała w 1919 roku traktat wersalski, w swoich klauzulach polskich
wywalczony przez Dmowskiego przy pomocy francuskiej i amerykańskiej, ale trudno
wątpić - i liczne dowody i okoliczności to potwierdzają - że uważała to za
uchwałę tymczasową i że na dalszą metę dążyła do rewizji tego traktatu.
Zapowiedzią takiej rewizji był już układ w Locarno z października 1925 roku,
na 7 miesięcy przed przewrotem majowym w Polsce, uznający, że granice w
Europie Zachodniej są nienaruszalne, ale granice Polski i Czechosłowacji takie
nie są. Układ ten był dziełem polityki brytyjskiej i proniemieckiego skrzydła
polityki francuskiej. Podpisał ten układ w imieniu Polski minister Aleksander
Skrzyński, były dyplomata austriacki.
Leżało w
interesie polityki brytyjskiej, w sytuacji stworzonej przez układ w Locarno, by
rządy w Polsce sprawowali ludzie, będący stronnikami Anglii, a przeciwnikami
Francji, oraz niezależnej polityki polskiej. Takim człowiekiem był Piłsudski.
To nie znaczy, że Anglia dążyła do rewizji "systemu wersalskiego" w
Europie w sposób szybki. Cele polityki brytyjskiej są długofalowe
i osiągane powolnym wysiłkiem długich lat. Terytorialne zasady
"systemu wersalskiego" zostały obalone dopiero układem monachijskim
1938 roku: Istotą tego układu był rozbiór Czechosłowacji i pozostawienie
przy życiu tylko jej bezsilnego szczątka, czeskiego państewka, skazanego na to,
że będzie satelitą niemieckim. Istotnym twórcą układu monachijskiego był
brytyjski premier Neville Chamberlain. (Niedotrzymanie tego układu przez
Hitlera stało się powodem przestawienia się polityki brytyjskiej na przeciwną
hitlerowskim Niemcom, a w rezultacie druga wojna światowa. Współtwórcą
"systemu monachijskiego" był polski minister Beck, wykonawca polityki
nieżyjącego już Piłsudskiego, który przez umieszczenie Polski w obozie
zwolenników rozbioru Czechosłowacji uniemożliwił Czechom zbrojny opór i opóźnił
o jeden rok wybuch drugiej wojny światowej, która wskutek tego wybuchła w
sytuacji dla Polski prawie beznadziejnej).
Układ w Locarno
stworzył dla Piłsudskiego warunki do pokuszenia się raz jeszcze o władzę, mimo
beznadziejności jego dotychczasowych wysiłków zamachowych i niepowodzenia jego
wielkiej próby w grudniu 1922 roku, oraz jego nikłych prób w 1923 roku i mimo
jego bezradności i braku wszelkich prób w 1924-tym i dużej części 1925
roku. Poczynając od zawarcia układu w Locarno, to znaczy w październiku 1925
roku Piłsudski rozpoczął na nowo - i na wielką skalę - przygotowania do
zrobienia w Polsce zamachu stanu. Od 27 listopada 1925 roku ministrem spraw
wojskowych został w Polsce stronnik Piłsudskiego, generał Lucjan Żeligowski,
który przez przesunięcia miejsca postoju oddziałów wojskowych przygotował
Polskę do zamachu stanu Piłsudskiego i do wojny domowej.
Różnica miedzy
próbą zamachu stanu w grudniu 1922 roku, a zamachem w maju 1926 była ta, że
pierwsze z tych przedsięwzięć zmierzało do objęcia przez Piłsudskiego rządów
drogą skomplikowanej, osłoniętej pozorami intrygi politycznej, a drugie było
czystym zamachem wojskowym, opartym o przewagę wojskową w rejonie Warszawy i
nie szukającym zbytnich uzasadnień. W pierwszym wypadku Piłsudski występował w
roli czynnika rzekomo neutralnego, mającego wkroczyć w roli arbitra pomiędzy
skłóconych narodowców i socjalistów, w drugim wystąpił jawnie i pod swoim
nazwiskiem jako powstaniec przeciwko istniejącej w Polsce władzy Prezydenta
Rzeczypospolitej, Rządu i naczelnego dowództwa wojskowego. Podstawą powodzenia
zamachu stanu Piłsudskiego było poparcie brytyjskie.
O tym, że
zamach stanu Piłsudskiego był inspirowany przez Wielką Brytanie, mimo, że brak
jest dokumentów, które by to stwierdzały w sposób urzędowy, istnieją tak liczne
poszlaki, że uznać to trzeba za fakt bezsporny. Niektórzy publicyści i
historycy polscy usiłowali obalić rozpowszechnione w polskim społeczeństwie
mniemanie, że to Anglia spowodowała w Polsce przewrót majowy, stwierdzając - po
zbadaniu brytyjskich archiwów dyplomatycznych, - ze dyplomacja brytyjska nie
przyłożyła do zorganizowania tego przewrotu ręki. Ale jest rzeczą oczywistą, ze
przewroty polityczne w obcym państwie z reguły nie są dziełem dyplomacji,
której zadaniem jest utrzymywanie poprawnych stosunków z istniejącym, obcym rządem,
- natomiast bywają dziełem - lub przynajmniej wynikiem częściowym, - intryg o
wiele staranniej ukrytych i osłoniętych, prowadzonych przez wywiad wojskowy,
przez koła finansowe i przez kontakty towarzyskie, masońskie i prywatne.
Istnieje
mnóstwo poszlak, wskazujących na to, że zamach majowy był dziełem inicjatywy
brytyjskiej. Poszlaki te są pośrednie i na pozór niepewne, bo zamachowcy i
stojący za nimi wpływ obcego mocarstwa byli na tyle ostrożni, by śladów za
sobą, a w szczególności dokumentów pisanych nie zostawiać. Ale są dostateczne,
by uznać, że sprawa jest udowodniona. Ograniczę się tu do przytoczenia dwóch
tylko z tych poszlak.
Kajetan
Morawski, który był przez czas krótki tymczasowym ministrem spraw zagranicznych
w rządzie narodowo-ludowcowym w 1926 roku, oraz wiceministrem skarbu w latach
1936-1939 w rządach sanacyjnych, a potem w latach 1944-1945 ambasadorem
polskiego rządu londyńskiego w Paryżu, ogłosił w 1957 roku w polskim
czasopiśmie w Londynie[5] informacje, że w erze wypadków majowych
1926 roku otrzymał poufny odpis "depeszy okólnej, wystosowanej (...) przez
Foreign Office", która wpadła w ręce pewnego polskiego dyplomaty na
Bliskim Wschodzie a zawiadamiała, na krótko przed przewrotem majowym, że rząd
Witosa "zostanie siłą usunięty i (...) że taki obrót rzeczy odpowiada
interesom brytyjskim". Kilku polskich historyków wypowiedziało w sposób
stanowczy opinie, że p. Morawski się myli, gdyż takiego okólnika w archiwach
brytyjskich nie ma, oraz że w ciągu 31 lat, jakie oddzieliły datę wypadków
majowych 1926 roku od daty pierwszego ogłoszenia przez p. Morawskiego
wiadomości o brytyjskim okólniku (1957) p. Morawski nie może sprawy tego
okólnika dokładnie pamiętać.[6] Trzeba te bagatelizujące opinie odrzucić
jako bezzasadne. To, że jakiegoś dokumentu nie znaleziono w archiwum, nie jest
dowodem, że takiego dokumentu nie ma. A Kajetan Morawski, były minister i
ambasador, jest źródłem informacji zbyt poważnym, by można mu nie wierzyć, albo
przypuszczać, że ważnej informacji politycznej nie pamięta w ciągu około 30 lat
ją jeśli nie zapomniał, to i przekręcił. Relacja Morawskiego o tym brytyjskim
okólniku jest nie budzącym wątpliwości dowodem, że rząd brytyjski wiedział z
góry o planowanym zamachu stanu Piłsudskiego i temu zamachowi sprzyjał.
Druga relacja,
którą chce tu przytoczyć, to jest zwierzenie dawnemu legioniście, ale nie
piłsudczykowi, lecz narodowcowi, pułkownikowi Aleksandrowi Kędziorowi uczynione
w Londynie już po drugiej wojnie światowej, przez jego kolegę pułkownika
Miszewskiego, też legionisty, ale piłsudczyka i uczestnika zamachu majowego.
Pułkownik Miszewski w przystępie szczerości, spowodowanej zarówno klęską
polską w drugiej wojnie światowej jak i tym, że był on stronnikiem zmarłego
śmiercią samobójczą pułkownika Sławka i stał w przededniu wojny w opozycji do
marszałka Rydza-Śmigłego i prezydenta Mościckiego, opowiedział pułkownikowi
Kędziorowi szereg tajemnic, dotyczących zamachu majowego. Opowiedział miedzy
innymi, że zamach ten, nazywany przez niego "błędem", dokonany był
"z poduszczenia angielskiego" i przez Anglików sfinansowany.
Anglicy postawili "dużą subwencje pieniężną" do dyspozycji
Piłsudskiego na "zorganizowanie przewrotu majowego" na koncie w banku
Szereszewskiego, żydowskiego przemysłowca, fabrykanta zapałek, właściciela
tartaków i kupca drzewnego, a zdaje się że i fabrykanta papierosów, mającego
też i własny bank. Konto umieszczone zostało w banku Szereszewskiego, a nie w
żadnym innym banku, dlatego, że "był to jedyny w Polsce bank bez żadnych
powiązań rządowych, a więc dający gwarancję zachowania tajemnicy".
Pułkownik Kędzior dnia 9 lutego 1968 roku opowiedział mi to, co dowiedział się
od pułkownika Miszewskiego. Następnego dnia spisałem relację pułkownika
Kędziora do moich zbiorów. Dopiero w około roku później poprosiłem pułkownika
Kędziora, by swoją spisaną przeze mnie relacje potwierdził na piśmie, co
pułkownik Kędzior uczynił, zaopatrując swoje potwierdzenie podpisem dnia 31
marca 1969 roku i dodając na piśmie kilka szczegółów dodatkowych.
Niezależnie od
powyższego, pułkownik Kędzior ogłosił w dzienniku "Narodowiec" w Lens
we Francji dnia 18 stycznia 1959 roku, a więc o 9 lat wcześniej niż opowiedział
sprawę w rozmowie między innymi i ze mną, te same informacje, co wyżej podane,
ale nie podpisał swego artykułu nazwiskiem, lecz tylko inicjałami A.K.K. W
artykule tym podał szczegół, którego nie wymienił w rozmowie ustnej,
mianowicie, że postawiona w banku Szereszewskiego do dyspozycji Piłsudskiego
suma wynosiła 3 miliony, 800 tysięcy złotych. Być może w 9 lat później już tej
liczby nie pamiętał.[7]
Nie przeczę, że
relacja pułkownika Kędziora, będąca ustnym powtórzeniem, po latach, także
ustnej relacji pułkownika Miszewskigo jest relacją nieformalną. Normalnie, w
ustalaniu faktów historycznych poszukuje się dowodów ściślejszych. W innych
czasach i warunkach należałoby zbadać papiery banku Szereszewskiego, a może
przepytać i dawnych pracowników tego banku. Ale to jest w dzisiejszych
warunkach niemożliwe. Tak więc dylemat przed którym dziś stoimy polega na odpowiedzeniu
sobie na pytanie, czy informacja, którą otrzymaliśmy drogą ustną
Miszewski-Kedzior jest prawdziwa, czy fałszywa. Jest niewątpliwe, że nie mogąc
przeprowadzić uzupełniających badań musimy przyjąć jako hipotezę jedną z
dwóch możliwości: że informacja jest prawdą, lub kłamstwem. Wybierając między
tymi dwiema możliwościami, w sposób nieunikniony przyjąć musimy możliwość
pierwszą, a odrzucie drugą. Pułkownik Kędzior (zarówno on jak pułkownik
Miszewski już nie żyją) jest informatorem skrupulatnym i wiarogodnym, a ma on
do pułkownika Miszewskiego, jako informatora zaufanie. Skoro nie mamy dowodu,
czy choćby poszlaki, że bądź pułkownik Kędzior, bądź pułkownik Miszewski
kłamią, musimy przyjąć, że mówią oni prawdę.
Tak więc, wedle
wiarogodnego źródła mamy ustną informacje, że Piłsudski był poparty
w swych zamierzeniach zamachowych przez Wielką Brytanie i otrzymał na
przeprowadzenie zamachu dużą brytyjską subwencje. To znaczy, że zamach był w
znacznym stopniu przez wpływ angielski sfinansowany.
Przejdźmy teraz
do przypomnienia sobie przebiegu zamachu.
Przewrót został
przygotowany już od jesieni 1925 roku przez generała Lucjana Żeligowskiego,
który był wówczas ministrem spraw wojskowych, przez przesunięcia oddziałów i
nominacje, lub odwołania dowódców wojskowych. Około 11 maja 1926 roku gen.
Żeligowski skoncentrował w rejonie Rembertowa, dalekiego przedmieścia
Warszawy na północ od Pragi, na prawym brzegu Wisły, pod pozorem ćwiczeń
wojskowych, kilka pułków i batalionów, dowodzonych przez oficerów, należących
do piłsudczykowskiego spisku, przy czym całością tej grupy dowodził Piłsudski.
(10 maja powstał nowy rząd, w którym generał Żeligowski już nie zasiadał. Ale
wydane przez niego poprzednio rozkazy pozostały nadal w mocy. Na czele spisku
zamachowego, obok samego Piłsudskiego i obok generała Żeligowskiego stali
generał Orlicz-Dreszer, oraz pułkownicy Sławek, Prystor, Miedziński i Józef
Beck).
Dnia 12 maja o
świcie zgromadzona w Rembertowie grupa pomaszerowała z Piłsudskim na czele, na
Warszawę, przy czym rozpowszechnione zostało przez Piłsudskiego fałszywe
oskarżenie, że zrobiono na niego w Sulejówku nieudany zamach i że marsz owych
pułków z Rembertowa jest odpowiedzią na ten zamach. Pułki te zamierzały
przekroczyć Wisłę i wkroczyć do warszawskiego śródmieścia przez most
Poniatowskiego i obaliwszy oparty o większość sejmu nowy rząd, objąć w stolicy
władze. Piłsudski skomunikował się z prezydentem Rzeczypospolitej
Wojciechowskim, dotychczasowym swoim stronnikiem i zażądał od niego przekazania
mu pełni władzy. Prezydent Wojciechowski spotkał się z Piłsudskim osobiście na
obsadzonym, na rozkaz rządu, przez Szkołę Podchorążych moście Poniatowskiego i
w słynnej rozmowie bezpośredniej odrzucił żądanie Piłsudskiego. Świadkowie
spotkania słyszeli strzępy tej rozmowy. Piłsudski powiedział: "Panie prezydencie,
niech mnie pan puści. Nic panu nie będzie" Wojciechowski odpowiedział:
"To nie o mnie chodzi, tylko o Polskę". Poczem zwrócił się do
podchorążych, wzywając ich do spełnienia swego obowiązku i odjechał. Piłsudski
w chwilę później spytał obsadzających most podchorążych: "Będziecie
strzelali chłopcy?" a podchorążowie odpowiedzieli: "Mamy rozkaz pana
prezydenta". Wtedy i Piłsudski odjechał, w odwrotnym od Prezydenta
kierunku. Wkrótce potem przejechał do centrum miasta przez most Kierbedzia i
stanął na Placu Zamkowym. Zaczęła się wojna domowa. Pierwszymi jej ofiarami na
Placu Zamkowym, byli rotmistrz Szymański, oraz bratanek redaktora "Kuriera
Warszawskiego" porucznik Olchowicz. Zastrzelili ich "Strzelcy".
Na Placu
Zamkowym, oprócz zbuntowanego wojska skupiły się bojówki cywilne, złożone ze
"Strzelców" i z oddziałów bojowych P.P.S. Do spisku, oprócz grupy
spiskowców wojskowych należało, kilku sprzymierzonych z Piłsudskim polityków
socjalistycznych, oraz wybitny, młody komunista Gomółka, znany później (pod
nieco zmienionym nazwiskiem Gomułka), jako polityk Polski powojennej, czołowy
uczestnik rządów komunistycznych w Polskiej Rzeczypospolitej Ludowej.
Spiskowcy cywilni, oprócz wystąpienia grup bojowych i rewolucyjnego tłumu,
sprawili, że część kolejarzy ogłosiła strajk kolejowy, w którego wyniku
opóźniony został przyjazd do Warszawy oddziałów wojskowych spieszących na
pomoc Prezydentowi Rzeczypospolitej i rządowi, a natomiast ułatwiony
został przyjazd dodatkowych oddziałów, których dowódcy należeli do spisku i
które prowadzone były do walki po stronie buntu Piłsudskiego.
Tylko część
Warszawy, wokół Belwederu, gdzie rezydowali Prezydent i rząd, oraz wokół lotniska
znalazły się w ręku wojsk, wiernych Prezydentowi Rzeczypospolitej i prawowitemu
rządowi. Około godziny drugiej w nocy nadeszły w rejon Belwederu wezwane
telefonicznie posiłki w postaci 10 pułku piechoty z Łowicza. Pozbierały
się i inne, mniejsze oddziały, oraz trochę ochotników cywilnych, głównie
studentów. Grupa wojsk, broniących Prezydenta Rzeczypospolitej i rządu
oraz konstytucji i prawowitego porządku prawnego, a także i woli większości
polskiego narodu, znalazła się otoczona przez grupę wojsk zbuntowanych, której
towarzyszyły rewolucyjne oddziały cywilnych piłsudczyków, socjalistów i
komunistów. Wojna domowa, raz rozpoczęta, trwała potem trzy dni, do nocy
miedzy 14 i 15 maja. Poległo w tej wojnie, po obu stronach i razem
z niewielką liczbą przypadkowych zabitych spośród ludności cywilnej, 379
ludzi, a odniosło rany 920. (To są liczby ogłoszone urzędowo. Wedle
nieoficjalnych danych, zgromadzonych przez historyka-piłsudczyka
Pobóg-Malinowskiego, liczba zabitych sięgnęła 400-tu, a rannych 1000-ca).
Ten rozlew krwi
bratniej i to nagłe krwawe skłócenie w narodzie są bezsporną winą Piłsudskiego.
Tym rozlewem krwi Piłsudski doszedł w Polsce do dyktatorskiej władzy. Nie
sposób jednak znaleźć żadnego powodu, któryby zamach Piłsudskiego
usprawiedliwił. Oczywiście polska krótka wojna domowa była wyrazem woli polityki
brytyjskiej. Ale to nie jest żadnym usprawiedliwieniem dokonanego zamachu
stanu. Zamach ten miał wyłączną przyczynę w tym, że Piłsudski chciał władzy. I
chciał odsunąć od władzy prawowite przedstawicielstwo polskiego narodu,
pochodzące z wyborów powszechnych i wyrażające jego uczucia patriotyczne i
jego dążenia. A udało się Piłsudskiemu pociągnąć za sobą sporą grupę wojska,
gdyż dowódcami tej grupy pomianowani zostali w ostatnim półroczu członkowie
spisku, fanatycznie wierzący Piłsudskiemu i bardziej troszczący się o zapewnienie
powodzenia swej klice, niż o dobro Polski. A żołnierze dali się poprowadzić do
walki swoim należącym do spisku dowódcom, gdyż powodowali się chwalebnym duchem
wojskowej dyscypliny. Za zbuntowanymi oddziałami poszły także bojówki partyjne
socjalistyczne i komunistyczne, oraz podburzony przez nie tłum rewolucyjnego
odłamu robotników.
Większa część
polskiego, regularnego wojska była oczywiście gotowa do stłumienia rebelii.
Pomimo strajku kolejowego i pomimo zamieszania wśród wyższych dowódców,
spowodowanego przez spiski, liczne oddziały wojskowe przyjechały pod Warszawę,
by spisek stłumić. Najsilniejszym zgrupowaniem wojsk, przybyłych z odsieczą
Prezydentowi Rzeczypospolitej i rządowi było zgrupowanie w Ożarowie, tuż pod
Warszawą, pod dowództwem generała Ładosia, złożone z wojsk, przybyłych z
Poznańskiego i częściowo z Pomorza, złożone jak pisze generał Rzepecki z 8
pułków piechoty, 2 pułków kawalerii i 2 pułków artylerii, a jednomyślne w
uczuciach wierności do prawowitego rządu i w pragnieniu unicestwienia rebelii,
godzącej w porządek prawny odrodzonej Polski.
Narazie walki w
Warszawie przyniosły doraźne powodzenie rebeliantom. Okazało się niemożliwym
dalsze bronienie się w rejonie Belwederu. Prezydent i rząd opuścili Belweder i
piechotą przemaszerowali do pobliskiego Wilanowa, który na kilka godzin stał
się stolicą Polski. Dotarły do nich wiadomości o niepokojących poruszeniach
wojsk w państwach ościennych. Zanosiło się na to - przynajmniej tak w Wilanowie
przypuszczano, - że wojska sowieckie i niemieckie wkroczą do objętej wojną
domową Polski. 14 maja wieczorem odbyła się w pałacu wilanowskim narada Prezydenta
Rzeczypospolitej, rządu i dowództwa wojskowego. Oceniono na tej naradzie
położenie polityczne i wojskowe Polski. Wydawało się mniej więcej pewnym, że
na dalszą metę władze prawowite odniosą zwycięstwo i że bunt Piłsudskiego
zostanie dość szybko stłumiony. Liczono się jednak z możliwością, że
przewidywania te mogą się, jak się to na wojnie czasem zdarza, nie spełnić i że
wojna domowa, zamiast zakończyć się całkowitym zwycięstwem prawowitych władz w
ciągu kilku dni, może się zaciągnąć na okres dłuższy. Co wtedy?
Mocarstwa
wrogie Polsce mogą skorzystać z tego, by pokusić się o położenie kresu
trwającej dopiero niecałe 8 łat polskiej niepodległości. Zwycięstwo wywrotowej
kliki Piłsudskiego jest perspektywą bardzo dla Polski groźną, ale perspektywą
jeszcze groźniejszą jest wkroczenie do całkowicie w owej chwili nie
przystosowanej Polski wojsk niemieckich i sowieckich i skorzystanie z
osłabienia Polski wojną domową dla dokonania rozbioru. Było prawdopodobne, że
nikt nie przyjdzie w owej chwili z pomocą Polsce, która okazała taką
polityczną nieroztropność i słabość, i że Polska tak do zewnętrznej wojny w
warunkach wojny domowej nie zdolna, zostanie w krótkim czasie pobita i
podbita. Prezydent Wojciechowski wziął na siebie trudną, tragiczną decyzję:
lepiej, by obalona została konstytucja i konstytucyjny ład, oraz by zagarnął w
Polsce władze uzurpatorski, wywrotowy spisek, niż by Polska uległa ponownemu
rozbiorowi. Przed północą z 14 na 15 maja zdecydował się zaprzestać dalszej
walki i zrezygnować ze swego urzędu. Wraz z dymisją prezydenta upadł i
powołany przez niego rząd.
Piłsudski stał
się w Polsce dyktatorem. Dyktatura jego i jego stronników ustanowiona została
w Polsce na 13 lat. Te 13 lat - to było powolne, ale wyraźne staczanie się ku
nowemu rozbiorowi. Początkiem drogi ku rozbiorowi była doraźna klęska
wiernych przysiędze żołnierskiej - wiernych Polsce - wojsk polskich w dniach
12, 13 i 14 maja i kapitulacja prawowitego polskiego Prezydenta i rządu w noc
z 14-go na 15-ty maja 1926 roku, zanim zdołano siłę zbrojną Polski w pełni
uruchomić.
Owe 13 lat
dyktatury Piłsudskiego i piłsudczyków zakończyły się we wrześniu 1939 roku
nowym całkowitym rozbiorem Polski i wkroczeniem wojsk niemieckich do Warszawy,
Krakowa, Poznania i Gdyni, oraz wojsk sowieckich do Lwowa, Brześcia i Wilna. Na
szczęście ogólna sytuacja polityczna nie była tak pomyślna dla Niemiec i Rosji,
jak się to wydawało na pozór. Nowy rozbiór Polski nie stał się faktem, uznanym
przez społeczność międzynarodową. Państwo polskie przetrwało formalnie, mając w
Paryżu, potem w Londynie swe władze naczelne, a więc Prezydenta i Rząd i mając
pod swoją władzą liczne wojsko, marynarkę i lotnictwo i odrodziło się pod
innymi władzami, okrojone na wschodzie, ale rozszerzone na zachodzie, w roku
1945-tym.
[1] Kto chce poznać dzieje Piłsudskiego dokładniej winien zapoznać się z książkami obszerniejszymi o charakterze źródłowym i o naukowej dokumentacji. Także i z moimi. Wymieniłbym z tych ostatnich rozdziały tyczące Piłsudskiego w książce „Tragizm losów Polski”, Pelplin 1936. „Rola dziejowe Dmowskiego”, Chicago tom I 1968. „Józef Piłsudski l914-1917”, Londyn tom I 1979, tom II 1982. „Rozważania o bitwie warszawskiej 1920 roku”, Londyn 1984. „Kulisy powstania styczniowego”, Kurytyba 1965. I liczne mniejsze rozprawy, zwłaszcza w „Komunikatach Towarzystwa im. Romana Dmowskiego”, Londyn, tom I 1970/71, tom II 1979/80.
[2] Historyk Ligi Narodowej, Kozicki, podał spis nazwisk robotników — narodowców w łodzi, którzy zostali zastrzeleni przez socjalistów w czasie od września 1905 do kwietnia 1907 roku. Są to: Jan Besinger, Hipolit Majer (z fabryki Gayera), Jen Glonek, Jan Gay, Jan Kurek, M. Olszewski, Tomasz Józefiak, Józefa Budzińska, St. Mucha, Kolembiak, Łuczek, Mikołajczyk, Antoni Zaleszczyk, Legard Świerczyński, Kurowski, Śniady (w Pabianicach), Grocholski, Owsinek, Michalak.
[3] O memorandum Foreign Office z 9 grudnia 1918 roku pisałem w rozdziale "Plany niemieckie wobec Polski w chwili niemieckiej klęski", będącym częścią większej rozprawy w "Komunikatach Towarzystwa imienia R. Dwomskiego. tom I na str. 150 i w artykule "Plany Piłsudskiego w 1914 roku" tamże, tom I str. 60. 0 memoriale Retingera, podpisanym przez Conrada-Korzeniowskiego, w artykule "Nowe wiadomości o Retingerze", tamże, tom I, str. 640‑643. W artykułach tych nie tylko podałem informacje o obu wystąpieniach w istocie polityki brytyjskiej, ale dałem interpretacje ich znaczenia.
[4] Kessler "
[5] "Wiadomości", luty 1957, powtórzone w księżkach "Tamten brzeg" (Paryż 1962) i "Wczoraj" (Londyn 1967).
[6] Omówiłem sprawę tego okólnika obszerniej w mej pracy "Piłsudski i Anglia", "Komunikaty Tow. im. R. D." - tom I. Londyn 1970/1971, na str. 494-497.
[7] Dane powyższe ogłosiłem w artykule "Piłsudski i Anglia" w "Komunikatach Tow. im. Romana Dmowskiego" w tomie pierwszym 1970/1971, na str. 502-503.