PAWEL ZYZAK O MLODZIEŻY POLSKIEJ
Pokolenie 20-latków
szuka korzeni
W ostatnim wydaniu „Antysalonu” (19.04 br.),
programu publicystycznego Rafała Ziemkiewicza, dziennikarka „Dziennika” Zuzanna
Dąbrowska, stwierdziła, iż Paweł Zyzak „nie jest sam jak ta lilia czysta i
przejrzysta”, gdyż „kandydował na radnego z PiS-u”.
Spróbuję zetrzeć się z
pewnym poglądem wyrażonym przez Panią redaktor, lecz nie z nią samą, dlatego
nie będę wyjaśniał, co oznacza, że należała do danej partii, określonego rządu,
pewnej redakcji (bardzo łatwo to sprawdzić).
W przeciwieństwie do
niektórych publicystów i środowisk opiniotwórczych uważam, że udzielanie się
młodzieży w życiu obywatelskim jest wartością, a nie obciążeniem. Swoje zdanie
na ten temat wielokrotnie formułowałem na łamach redagowanych przeze mnie
periodyków młodzieżowych. Stwierdzenia te wynikały z obserwacji środowiska
szkolnego i studenckiego. Niechęć moich kolegów do angażowania się w
działalność samorządową, patriotyczną, czy partyjną zrzucałem na karb specyficznej
aury, którą polskie media zewsząd epatowały społeczeństwo, jak i wyraźnych
niedoborów w wykładaniu hsitorii. Wynikały i wynikają one poniekąd z niedoboru
zajęć z tego przedmiotu oraz wadliwej, moim zdaniem, konstrukcji programu
nauczania, który upośledza rozważania nad ostatnimi dziesięcioma dekadami
naszej historii, pierwszorzędnymi z punktu widzenia współczesnych postaw
obywatelskich.
W myśl wyznawanej przeze
mnie zasady, że za słowami powinny iść czyny, zaangażowałem się w działalność
samorządu szkolnego i młodzieżowego-miejskiego, dalej - antykomunistycznej Ligi
Republikańskiej, Forum Młodych PiS, czy wreszcie krakowskiego,
piłsudczykowskiego Związku Strzeleckiego. Nie sądzę, że działalność w którejś z
tych organizacji mogłaby kompromitować. Wszystkie one powstały przecież w
wolnym kraju, wyznają program niepodległościowy, patriotyczny, sprzyjają
polskiej tradycji i sytuują się wśród środowisk umiarkowanych, centrowych.
Po dziesięcioleciach komunistycznej okupacji oraz
dewastacji życia kulturalnego i obywatelskiego, lokalizować powinniśmy je tylko
w odniesieniu do II RP. W okresie PRL zwracali się do niej przecież działacze
opozycji antykomunistycznej, poszukujący swej tożsamości: KOR w PPS-ie, RMP w
ND-ecji, KPN w ruchu piłsudczykowskim.
Pokolenie 20-latków międzywojennych z pewnością
nie napotykało tak dużych trudności w interpretacji swych korzeni, jakie mieli
Polacy w analogicznym wieku w PRL i III RP. Wprawdzie zabory nie sprzyjały
pracy nad świadomością młodej generacji, ale jej nie przerywały. Młodzież
międzywojenna z łatwością mogła kontynuować myśli działaczy XIX-wiecznych
korzystając nie tylko z literatury, lecz także z doświadczeń wciąż żyjących
pokoleń pamiętających powstanie styczniowe, I Międzynarodówkę, Kulturkampf,
strajki w 1905 roku. Natomiast komunizm nie tylko skutecznie eksterminował
elity, ale nawet niszczył drukowane nośniki informacji. Poszukując trwałych i
zdrowych wzorców dla siebie, pokolenie dzisiejszych 20-latków powinno zanurzyć
się w przeszłość. W niej tkwi odpowiedź, w którym miejscu na osi rozwoju tkwią
dzisiejsze organizacje młodzieżowe, zrzeszające pokolenie 20-latków…
Nie dla
marnego zysku ani pustej sławy…
Posmakowawszy w 1918 roku niepodległości,
młodzieży odradzającej się Rzeczypospolitej wpadła w stan euforii. Świadomość,
że odzyskało się ze 123 letniej przepaści rzecz ukochaną i najcenniejszą
zachęcała do działania. Zapał ten sprzyjał i patriotyzmowi, i myśleniu
propaństwowemu. Przez cały okres II Rzeczypospolitej wszystkie największe
organizacje grupujące młodzież akademicką, jak i jej rówieśników, zwiększyły
własne wpływy i pomnożyły swoje szeregi.
Najpopularniejszą wśród
studentów międzywojnia organizacją był związany z Narodową Demokracją Związek
Akademicki Młodzież Wszechpolska (ZAMW). W szczytowym momencie liczył 70
tysięcy członków, co stanowiło około 2/3 wszystkich polskich studentów. Wpierw
na wyższej uczelni obligatoryjnie przyjmowano ich do Związku Polskiej Młodzieży
Akademickiej, który organizował życie studenckie. Młodzież Wszechpolska (MW), która
kontrolowała ZPMA, funkcjonowała na uczelniach w sposób jak najbardziej zgodny
z prawem. Organizowała się w miejscowych kołach MW, skupiających młodzież
narodową z danego terenu, na przykład Krakowa. Senat uczelni, gdzie czynna była
organizacja, wyznaczał z grona profesorów swego przedstawiciela, który jako
kurator miał kontrolować poczynania zarządu koła MW.
Jeśli idzie o działalność
organizacyjną Wszechpolaków na uniwersytetach, to prezentowała się ona
nadzwyczaj imponująco. W każdym środowisku akademickim istniały tak zwane „Bratniaki”. W Krakowie była to na
przykład Bratnia Pomoc Studentów Uniwersytetu Jagiellońskiego, czy
Stowarzyszenie Studentów Akademii Górniczej. „Bratniaki” organizowały samopomoc studentów, polegającą nawet na
budowie domów wypoczynkowych i sanatoriów leczniczych. Były najlepiej
zorganizowanymi stowarzyszeniami tego typu w całym świecie, tak, że studenci z
innych krajów przyjeżdżali do Polski zwiedzać domy, kolonie oraz uczyć się
pracy samopomocowej. Obok „Bratniaków”
równie skutecznie działały tak zwane Koła
Prowincjonalne, zrzeszające młodzież z tego samego terenu. Zajmowały się
przede wszystkim działalnością informacyjną, ułatwianiem uzyskiwania mieszkań
akademickich i pożyczek, a także organizacją spotkań i zabaw. Na te ostatnie,
budujące więzy przyjaźni i koleżeństwa, równie mocno nacisk kładły Korporacje Akademickie. Osobną grupę
stanowiły Koła Naukowe, ułatwiające
dostęp do książek i podręczników. Tak powstawały pokaźne zbiory, przemieniające
się szybko w biblioteki. Większość „Bratniaków”,
Kół Prowincjonalnych, Korporacji Akademickich, a także Koł Naukowych była zdominowana przez
Wszechpolaków.
Podobnie wysokie standardy młodzież narodowa
wykazywała w pracy intelektualnej i ideowej. Służyły jej częste odczyty i
referaty, dotyczące historii ruchów politycznych w XIX wieku, stosunku Kościoła
do Narodu i Państwa Polskiego, polityki zagranicznej RP, problemów socjalizmu,
komunizmu, a także mniejszości narodowych. Ciekawe tematy i najwybitniejsi
wykładowcy przyciągały do lokali MW na zebrania tłumy studentów. Ponadto MW
brała czynny udział w bieżącym życiu publicznym, broniąc na przykład autonomii
uczelni lub walcząc rozporządzeniem ministerialnym z 1932 roku podwyższającym
opłaty za studia. Na kanwie kryzysu gospodarczego i radykalizujących się
nastrojów społecznych, w 1933 roku Ogólnopolski Związek Bratnich Pomocy
Akademickich, podjął uchwałę opierającą się na postulacie numerus clausus – czyli ograniczeniu przyjęć młodzieży żydowskiej
na wyższe uczelnie. W 1937 roku młodzież narodowa zabrnęła o wiele dalej w
swoich żądaniach, domagając się już numerus
nullus – czyli relegowania zarówno żydowskich studentów, jak i pracowników
naukowych.
Stojąc na stanowisku, że
najwyższym dobrem doczesnym Polaka jest dobro Narodu Polskiego, MW sprzeciwiała
się zdecydowanie wszelkiej idei walki klas. Gdy obóz narodowy stanął w obliczu
II wojny światowej, jego młodzi przedstawiciele potrafili nie tylko konstruować
następujące deklaracje ideowe: „Walkę o
Wielką Polskę uznajemy za treść swojego życia. (…) Wiara katolicka jest
podstawą naszego poglądu na świat. (…) Przyjmując religię katolicką uznajemy za
główny ośrodek życia społecznego – jednostkę, człowieka. Odrzucamy doktryny
nacjonalizmu niemieckiego, włoskiego i komunizmu, zatracające jednostkę w
kolektywie. Odrzucamy również indywidualizm XIX wieku, uznający człowieka za
cel „sam w sobie” (…). (…) Polska ma specjalne zadanie – misję szerzenia
cywilizacji zachodniej, katolickiej, opartej na poszanowaniu osobowości
człowieka i praworządności wbrew naporowi wschodniego i germańskiego
despotyzmu, nihilizmu i barbarzyństwa”, ale przede wszystkim wcielać je w
życie.
Udowodnili to Wszechpolacy: Jan Łabędzki i Lech Haydukiewicz, obaj po wojnie
zamęczeni przez komunistycznych oprawców w więzieniach Mokotowskim i we
Wronkach. Udowodnił to wreszcie Jan Mosdorf, przed wojną czasowo członek ONR,
szczególnie wrogo nastawionego do Żydów i lewicy. W 1941 roku Mosdorf został
wysłany do Auschwitz-Birkenau. Aż do
chwili uśmiercenia go przez Niemców w 1943 roku, współtworzył w obozie
narodowym ruch oporu i niósł pomoc Żydom, którzy stanęli w obliczu biologicznej
zagłady…
Ja… wstępując w szeregi Związku Strzeleckiego…
Najliczniejsze organizacje
młodzieżowe II RP stanowiły Związki Strzeleckie, powołane z inicjatywy Józefa
Piłsudskiego w 1910 roku. Przed 1914 rokiem stały się fundamentem Legionów
Polskich walczących na frontach I wojny światowej. Z kolei działający między
1918 i 1939 rokiem Związek Strzelecki (ZS), kontynuacja wcześniejszego, był nie
tylko ruchem przysposobienia wojskowego, ale również przysposobienia
obywatelskiego. Liczba członków organizacji wzrastała w zawrotnym tempie,
osiągając w 1939 roku poziom 500 tysięcy. Wpływy związku rosły zwłaszcza po
„przewrocie majowym” w 1926 roku. Wówczas zmienił się charakter organizacji,
która do tej pory stanowiła bazę polityczną Marszałka. W organizacji dominował
liczebnie proletariat włościańsko-robotniczy z przewagą elementu wiejskiego.
Zaskakujące, że w latach 30-tych wieś reprezentowana była w ZS w przedziale od
70 do około 90%
Rozrost związku w
początkach lat 30-tych, spowodował również, że młodzież akademicka, gromadząca
się w oddziałach akademickich ZS, koordynowanych przez Okręg Akademicki,
stanowiła stosunkowo niewielką część organizacji. Zadania stawiane przed nią
miały jednakże zasadnicze znaczenie. Strzelec–akademik pogłębiał i rozwijał
znane mu zagadnienia, a wychowanie obywatelskie w jego przypadku sprowadzało
się do nabycia umiejętności wychowywania innych.
W obu charakterystycznych
dla czasów II RP ideologiach wychowawczych: endeckiej i sanacyjnej, głównym
problemem był stosunek jednostki do zbiorowości. Endecja rozumiała zbiorowość
jako naród, piłsudczycy natomiast jako społeczeństwo zorganizowane w państwo.
Wszelako pewne wartości dla jednej i drugiej myśli stały się dobrem wspólnym, a
stanowiły je: umiłowanie Ojczyzny, pracy dla niej oraz gotowość poświęceń i
wyrzeczeń. W treści ideałów wychowawczych patriotyzmu państwowego i narodowego
eksponowano cechy dobrego obywatela, bojownika i rzetelnego pracownika.
W ZS starano się formować
z młodych ludzi obywatela-żołnierza, „gotowego w każdej chwili do czynu w
obronie zdobytej niepodległości, granic państwa i słusznych naszych praw”. Na
konsekwentnie prowadzonych wykładach Strzelcy zapoznawali się z historią walk o
niepodległość w okresie porozbiorowym, z ruchem strzeleckim przed wojną oraz
formacjami wojskowymi wszystkich trzech zaborów, z wojną polsko-bolszewicką, a
przede wszystkim ze współczesnymi zadaniami ruchu strzeleckiego.
Na co dzień życie Strzelców
skupiało się w tak zwanych świetlicach. ZS dążył do tego by były one wyposażone
w bibliotekę wraz z czytelnią, a o ile to możliwe, również ze sceną amatorską,
orkiestrą, chórem. Uruchomienie świetlic spowodowało spotęgowanie pracy
społeczno-wychowawczej we wszystkich oddziałach związku. W 1932 roku Strzelec
utworzył sześć Ochotniczych Obozów Pracy. Obozy dały zatrudnienie 1300 młodych
ludzi przy robotach ziemnych i budowlanych oraz w warsztatach szewskich,
stolarskich. Umożliwiały rozwój intelektualny, ale również sportowy Strzelców,
obok tradycyjnych zawodów strzeleckich.
Najważniejszym egzaminem dla młodzieży
strzeleckiej była oczywiście II wojna światowa. W trakcie „kampanii
wrześniowej” Strzelcy wykonywali zadania zlecone przez władze wojskowe. Po
ponownym zniewoleniu Polski Strzelcy działali w konspiracyjnej Organizacji Orła
Białego, Związku Walki Zbrojnej oraz w tajnym Związku Strzeleckim, powołanym do
życia na początku 1940 roku. Po śmierci generała Władysława Sikorskiego i
objęciu stanowiska naczelnego wodza przez Kazimierza Sosnkowskiego gros
młodzieży podporządkował się Armii Krajowej (AK) i walczył w Powstaniu
Warszawskim.
Byłym Strzelcom w okresie okupacji bardzo dobrze
współpracowało się z Szarymi Szeregami. Związek Harcerstwa Polskiego (ZHP), bo
to jego kryptonim konspiracyjny, w 1939 roku stanowił rzeszę blisko 200 tysięcy
młodych ludzi, w tym potężną grupę młodzieży akademickiej. Aż do początku lat
30-tych ZHP pozostawał pod wpływami endecji. Od chwili objęcia w 1931 roku
funkcji Przewodniczącego ZHP przez wojewodę śląskiego Michała Grażyńskiego,
sanacji udało się z czasem zdominować harcerstwo.
Chłopi i
robotnicy też moją swoich 20-latków
Poza Związkiem Strzeleckim, najbardziej masową
organizacją skupiającą młodzież wiejską był Centralny Związek Młodzieży
Wiejskiej oraz od 1928 roku jego kontynuacja, Związek Młodzieży Wiejskiej (ZMW)
„Wici”. W końcowym okresie II RP ZMW skupiał przeszło 100 tysięcy członków.
Głównym jego zadaniem była działalność kulturalno-oświatowa. Koła związku wspomagane
przez nauczycieli wiejskich i członków Akademickiego ZMW toczyły walkę z
analfabetyzmem, rozpowszechniały prasę, tworzyły nawet gdzieniegdzie, wzorem
kolegów z ZS, teatr amatorski, prowadziły kursy rolnicze. Oprócz tego młodzież
wiejska lansowała postawy obywatelskie i patriotyczne, wystawiając na przykład
z okazji rocznic narodowych sztuki o tematyce patriotycznej i organizując
akademie.
Wiciowców cechowała duża niezależność. Pełnili
role swoistego lobby, domagającego się jedności ruchu ludowego. Z tego powodu
przywódcy ZMW zdecydowanie potępiali rozłamy w utworzonym w końcu, w marcu 1931
roku, Stronnictwie Ludowym. Odtąd też blisko z nim współpracowali.
Wysiłek ZMW szedł w kierunku wychowania młodzieży
„na dobrych i świadomych obywateli Rzeczypospolitej Polskiej”. Wiciowcy
uważali, że „państwo, w którym obywatele nie mają odwagi cywilnej, nie może być
państwem demokratycznym”. W powstających świetlicach gromadzono książki i prasę
o tematyce rolnej, na równi z publikacjami kulturalno-oświatowymi i literaturą
piękną. Na kilkudniowych kursach, tak zwanych „Dumaniach”, zapoznawano młodzież
z historią chłopów w Polsce, szczególnie podkreślając ich udział w powstaniach
narodowych w XVIII i XIX wieku, a także w latach 1914-1920. W latach 30-tych
ZMW „Wici” zorganizował nawet Wiejski Uniwersytet Ludowy w Gaci Przeworskiej.
Napływająca od początku lat 20-tych do Polskiej
Partii Socjalistycznej, licząca średnio 20 lat, młodzież utworzyła w 1926 roku
Organizację Młodzieży Towarzystwa Uniwersytetu Robotniczego. Choć liczebność OM
TUR sytuowała się na poziomie 6 tysięcy osób, młodzi socjaliści nie odstawali
zbytnio organizacją pracy od kolegów skupionych w ruchach masowych. Propagowali
zatem samokształcenie, czytelnictwo książek i wieczory świetlicowe. Rzecz jasna
w centrum ich zainteresowania leżały dzieje i istota socjalizmu oraz różnice
oddalające go od komunizmu. Swą wiedzę uzupełniali za pośrednictwem dyskusji,
referatów i lektury książek. Ważkim przedsięwzięciem była organizacja
przeróżnych kursów: ogólnokształcących, czy zawodowych.
Naturalnie OM TUR kształcił wśród swoich członków
postawy obywatelskie, demokratyczne. Angażował się prace związków zawodowych,
prowadził dysputy nad problematyką socjalną. OM TUR, choć nagabywany oraz
infiltrowany przez komunistów, nie podejmował współpracy z KZMP. W 1936 roku
działacze PPS zdecydowali się jednak rozwiązać organizację, z obawy, że władze
„sanacyjne” same to uczynią powołując się na obecność tendencji
„jednolitofrontowych”, czyli wpływów nielegalnej KKP. Odtąd funkcję OM TUR
przejął CWM PPS.
Wojna okazała się być szkołą charakterów i dla
środowiska ZMW, i dla młodych socjalistów. Byli Wiciowcy, podobnie jak ich
koledzy Wszechpolacy, Strzelcy i harcerze, zasilili szeregi organizacji
konspiracyjnych. Odnaleźli się przede wszystkim w Batalionach Chłopskich i AK.
Byli członkowie OM TUR i CWM, złożyli szczególnie dużą daninę krwi, wyjątkowo
zaciekle gnębieni zwłaszcza przez totalitaryzm sowiecki. Warto przypomnieć
sylwetkę Stanisława Dubois, wieloletniego szefa Czerwonego Harcerstwa TUR. W
1940 roku aresztowało go Gestapo i trafił do obozu Auschwitz, gdzie
uczestniczył w organizowaniu konspiracyjnych grup PPS. Został rozstrzelany
przez Niemców w 1942 roku.
Powrót do teraźniejszości
Nie bez powodu w poprzedniej partii tekstu
przywoływałem tak obficie liczby. Pozwalają nam one spojrzeć jeszcze z jednej
perspektywy na kondycję ruchu młodzieżowego w dzisiejszej Polsce.
Dziś najmocniejszymi organizacjami z powyżej
wymienionych są 110-tysięczny - ZHP oraz 50-tysięczny - ZMW. Wynika to głównie
ze specyficznej kontynuacji. ZHP korzysta z ogromnego dorobku i autorytetu
harcerstwa, które funkcjonowało w PRL w rozbiciu, pod ciągłą presją władz.
Komuniści dzielili i zarazem tworzyli grupy harcerzy, takie jak Harcerską
Służbę Polsce Socjalistycznej. U progu przemian okrągłostołowych dokonało się
zjednoczenie harcerstwa i odrodzenie ZHP. Dlaczego więc obok ZHP funkcjonuje
15-tysięczny Związek Harcerstwa Rzeczypospolitej (ZHR)? Wspomnianą przez mnie
ciągłość akceptuje on tylko do pewnego stopnia. Odnosi się wyłącznie do
tradycji ZHP z lat 1918-1939 oraz niezależnych środowisk harcerskich
działających po 1945 roku w ZHP i poza nim.
ZMW został reaktywowany przez komunistów w grudniu
1980 roku. W 1948 roku odrodzony po wojnie w sile aż ½ miliona członków
związek, został połączony z komunistycznym Związki Walki Młodych (ZWM). Na ich
miejsce powstał Związek Młodzieży Polskiej. Reaktywowany ZMW przejął już na
wstępie pokaźną bazę młodzieży, a przy tym do dyspozycji otrzymał pewien
majątek. Dziś zajmuje się organizacją spotkań z politykami, szkoleń dla
członków, oraz targów rolniczych.
Zupełnie nie do poznania są dziś organizacje
ideowe, które wiodły prym w Polsce międzywojennej. MW i ZS mają zaledwie po
około 2-tysiące członków. Mir, który otaczał je przed dziesięcioleciami zniknął
wraz z instalacją władzy komunistycznej na ziemiach polskich. MW jest w obecnie
organizacją totalnie krytykowaną i wyśmiewaną, ZS totalnie przemilczaną.
Wszechpolakom dostaje się przede wszystkim za to, że są aktywni i próbują
umacniać swoje wpływy wśród młodzieży akademickiej i gimnazjalnej. Strzelcy,
rozdrobnieni i skupieni w większych ośrodkach miejskich – trudnodostępni.
Działalność organizacji młodzieżowych największych
obecnie formacji politycznych, wydaje być sprowadzona wyłącznie do formy
zaplecza personalnego partii-matki. Liderzy poszczególnych partii raczej nie
ufają swoim wychowankom, jakby wątpiąc w ich ideowość. Bo skąd te miałyby się
brać, jeśli partie polityczne mają problemy z określeniem własnej tożsamości.
Gwoli sprawiedliwości wspomnieć trzeba, że samo społeczeństwo ma z tym problem,
co jest efektem kilkudziesięciu lat komunizmu. Mamy więc do czynienia ze
sprzężeniem zwrotnym.
Młodzi i
Demokraci
Najaktywniejszą i najliczniejszą „młodzieżówką”
partyjną jest Stowarzyszenie „Młodzi Demokraci” (S”MD”). Niegdyś związane z Unią
Wolności, w 2001 roku dokonało wolty, ze względów raczej średnio ideowych, bo „wobec szeregu negatywnych zjawisk występujących w Unii Wolności, która
przestała gwarantować realizację naszych celów programowych (…). Jednocześnie
rozpoczęło działanie w ramach Platformy Obywatelskiej - nowego ugrupowania
tworzonego przez byłych członków UW i innych partii
centroprawicowych”.
W stowarzyszeniu aktywizuje się około 7-tysięcy
członków. Poza opublikowaniem programu, będącego także deklaracją ideową, S”MD”
nie czerpie z najlepszych wzorców ruchów międzywojennych i nie organizuje
studiów intelektualnych dla członków. W związku z tym deklaracje ideowe: „Jesteśmy świadomi ludzkich słabości, lecz
jednocześnie wierzymy, że człowiek jest powołany do odpowiedzialnego
kształtowania świata”; „Dostrzegamy
potrzebę istnienia w demokratycznym społeczeństwie silnych więzi moralnych
chroniących je przed rozkładem. Konieczne jest istnienie wspólnych wartości
trwale osadzających człowieka w jego dziedzictwie”; „Za niezbędne w działalności publicznej uważamy uczciwość, wiarygodność
i odpowiedzialność za czyny, słowa i poglądy. Osoby skompromitowane nadużyciami
i nieetycznym zachowaniem powinny być w sposób zdecydowany wykluczane z życia
publicznego”; „Identyfikujemy się z Platformą Obywatelską RP, z partią, która w
swych działaniach kieruje się troską o dobro wspólne, a nie wąskimi interesami
grup nacisku”, możemy oceniać tylko przez pryzmat karier takich polityków
jak Sławomir Nowak, bądź Sebastian Karpiniuk.
S”MD” cieszy się przychylnością środków masowego
przekazu. Ich happeningi, jak ten zorganizowany w Krakowie, by przesłać bilet
lotniczy Jarosławowi Kaczyńskiemu do stolicy Gabonu – Libreville, uzyskują
pozytywny wydźwięk. Przedstawiciele organizacji otrzymują tytuły, jak choćby
lider Zachodniopomorskiego Regionu „młodzieżówki”, od Polskiego Radia Euro, dla
„Nieprzeciętnego
Forum Młodych PiS,
„młodzieżówka” kolejnej z dużych partii, podobnie jak S”MD” skupia się przede
wszystkim na happeningach i posłaniach. W swej olbrzymiej części dotyczą one
bieżącej sytuacji politycznej. Nie spotykają się jednak z takim zrozumieniem
mediów jak te organizowane przez młodych sympatyków PO. Łódzcy działacze
zorganizowali niedawno „Sondaż na wesoło”. Platformę reprezentowało w nim
mydło, służące do zamydlania oczu polskiemu społeczeństwu. Sojusz Lewicy
Demokratycznej (SLD) przypisany został do szarego papieru toaletowego, symbolu
PRL. PSL znalazło swoje odzwierciedlenie pod postacią ziemniaka, warzywa
występującego pod różną postacią, dodawanego do każdej praktycznie potrawy...
Podsumowując i przed tą „młodzieżówką” nie stawia się poważnych zadań, a w
działalności prawie tysiąca młodych ludzi brakuje jakby wiary w siebie.
Na
tle S”MD” i FM PiS, „młodzieżówka” postkomunistycznego SLD, Federacja Młodych
Socjaldemokratów (FMS), jest prawdziwym ewenementem. Członkowie tej organizacji
wyglądają na szczególnie zagubionych. Deklarują oni, iż zależy im na promowaniu
i wcielaniu w życie „wartości socjaldemokratycznych, w tym w szczególności
tolerancji, wolności, równości, demokracji” i kształtowaniu społeczeństwa
obywatelskiego. Deklarują także, że są tymi, „którzy budują nowoczesną lewicę, bez obciążeń historycznych,
bez spoglądania w przeszłość”. Na przekór tym deklaracjom, na stronie
internetowej FMS znajduje się sonda: „Czy
jesteś za „dekomunizacją” ulic proponowaną przez IPN?”. Zaś działalność
federacji z kilku ostatnich miesięcy również nie pozostawia złudzeń. To przede
wszystkim wniosek o nadanie przez prezydenta Tarnowa jednemu ze skwerów imienia
Stanisława Opałki, byłego I sekretarz KW PZPR w tym mieście oraz obchody 66.
rocznicy powstania ZWM, wspomnianej przybudówki PPR. Ostatnią zanotowaną
inicjatywą FMD, jest uchwała Zarządu Warszawskiego FMS w sprawie jednego
z działaczy, w której federacja „pragnie wyrazić swój głęboki sprzeciw”, gdyż
opuścił on szeregi SLD, przechodząc do PO.
Osobiście, zaangażowanie w działalność społeczną
postrzegałem zawsze niejako za swoją powinność, gdyż, jak uważałem,
predestynowała mnie do niej wiedza, zainteresowania, a po trochu także ambicje.
Szybko przekonałem się, że przychodzi mi realizować się w próżni. Apatia wśród
młodzieży, swoista niechęć dla formacji patriotycznych jest nieszczęściem.
Zniechęcanie zdolnej i ideowej młodzieży do zaangażowania się w politykę,
uderza w jej jakość. Piętnowanie ludzi za ich poglądy i działalność publiczną,
która wymaga poświęcenia czasu, samozaparcia, altruizmu, nieraz odwagi, jest
czymś szkodliwym z punktu widzenia państwa. Nie zamierzam cytować tutaj słów
Piotra Skargi o „młodzieży chowaniu”. Chcę tylko zwrócić uwagę, że wszystkim
nam zależy, aby w przyszłości nasze dobro wspólne, zależało od ludzi
odpowiedzialnych, wrażliwych i przewidywalnych. Mało atrakcyjna wydaje się
perspektywa, w której trzeba z niepokojem oczekiwać na łut szczęścia, by nasz
interes własny złączył się choć na moment z interesem któregoś z prominentów.
Jeśli elity nie będą przeszkadzać w aktywizowaniu się młodzieży, jej poziom
intelektualny oraz kreatywność z pewnością się podniosą.
Pawel Zyzak jest autorem ksiazki o Bolku
.TAJEMNICE WAŁĘSY..
Bolek na sprzedaz
Libertas: Wałęsa dostał od Ganleya 100 tys. euro
Lechowi Wałęsie coraz dalej do Platformy? /AFP
Sobota, 9
maja (06:55)
Według polityków polskiej Libertas Lech
Wałęsa dostał 100 tysięcy euro za wyprawę na kongres partii Declana Ganleya do
Rzymu - pisze "Dziennik". Eurosceptycy są przekonani, że Wałęsa to
ich przyszły partner.
A
może lider, kandydat na prezydenta? - Gdyby tylko chciał - mówią.
Politycy
PO są rozżaleni na Wałęsę, ale przekonani, że były prezydent do nich wróci.
Jeszcze niedawno potrafił się z nimi skutecznie targować - np.
umieszczając na listach do europarlamentu swojego syna.
Wałęsa do
Libertas: Widzę dla was miejsce w Europie
WAŁĘSA NA SPOTKANIU LIBERTAS
Libertas, fot. PAP
- W Europie jest dużo miejsca i Europę trzeba poprawiać. Jest dla was
miejsce, ale do mądrej pracy i mądrej dyskusji. Ja w to wierzę i dlatego jestem
z wami - tymi słowami Lech Wałęsa przemawiał na pierwszym międzynarodowym
zjeździe eurosceptycznej partii Libertas w Rzymie. Nie obyło się bez
kontrowersji. Podczas wystąpienia Wałęsy z sali padły okrzyki; "Lechu
Bolek" i "zdrajca".
Były prezydent Polski wygłosił
przemówienie na kongresie inaugurującym kampanię wyborczą Libertas przed
wyborami do Parlamentu Europejskiego.
Rozwiązania dla Europy
- Ja jestem wszędzie tam, gdzie będzie się szukało
rozwiązań dla Europy, gdzie lepsze będą zwyciężać gorsze - mówił Lech Wałęsa w
swoim przemówieniu. I dodał: - Dlatego niech nikt nie protestuje, niech nikt mi
nie nakazuje, wszędzie gdzie będziemy rozmawiać o szansach dla Europy, o
rozwoju, o dobrobycie, o solidarności, tam zaproszony Lech Wałęsa będzie.
Niezależnie od sprzeciwu - argumentował Wałęsa.
- Widzę miejsce dla was. Jest miejsce w Europie dla
różnych pomysłów - przekonywał Wałęsa.
Postawić na wartości
Ja jestem
wszędzie tam, gdzie będzie się szukało rozwiązań dla Europy, gdzie lepsze będą
zwyciężać gorsze
Lech Wałęsa
Nikt nie chce
głosować na Libertas i Samoobronę
Naprzód Polsko - Piast!, Libertas, Demokratyczna Partia Lewicy,
Samoobrona... czytaj więcej »
Lech Wałęsa przekonywał, że to co świat musi zrobić to
postawić na wartości. - Aby świat był sprawiedliwie i mądrze zorganizowany musi
być budowany na wartościach - oświadczył były prezydent.
Gdy Wałęsa rozpoczął swoje wystąpienie kilkanaście osób z
Polski opuściło salę, w której odbywał się zjazd. Z kolei w trakcie jego
przemówienia raz po raz z sali dobiegały okrzyki uczestników kongresu. Co
krzyczeli? "Lechu Bolek" i "zdrajca" - takie słowa padły w
stronę prezydenta. Były prezydent reagował bijąc brawo i dyskutował z
zebranymi.
Bezpośrednio po przemówieniu Wałęsy zachowanie grupy
Polaków potępił z trybuny szef Libertas Declan Ganley.
Nieprzyjemny incydent
Prezes Instytutu Lecha Wałęsy Piotr Gulczyński powiedział
PAP, że przerwanie wystąpienia byłego prezydenta przez polskich uczestników
zjazdu Libertas, było "bardzo nieprzyjemnym incydentem".
- Organizatorzy zapewnili nas, że to, co się wydarzyło,
nie licuje ze zjazdem i przeprosili pana prezydenta zapewniając, że takie osoby
nie mają prawa funkcjonowania w szeregach tej partii - oświadczył Gulczyński.
"Nie przychodzę tu głaskać"
Widzę miejsce
dla was. Jest miejsce w Europie dla różnych pomysłów
Zanim Lech Wałęsa wziął udział w rzymskim spotkaniu,
wyjaśniał na antenie TVN24 powody swojej decyzji.
- Ja nie przychodzę tu głaskać, nie przychodzę tu się
zgadzać. Ja przychodzę tu powiedzieć to, że jest miejsce i na kontrolę i na
pomysły. Obyśmy tylko ładnie to załatwiali w klasie demokratycznej - mówił.
Jeszcze w czwartek Lech Wałęsa był fetowany na
odbywającym się w Warszawie zjeździe Europejskiej Partii Ludowej.
Lech Wałęsa na spotkaniu Libertas
Zwolennik Unii
- Zaledwie 10 bądź 15 proc. ludzi pójdzie głosować na
europarlamentarzystów. Wniosek z tego taki, że jest tak dużo miejsca albo jest
tak nie do końca dobrze, że trzeba szukać nowych inicjatyw, które pomogą w tym,
by Europie lepiej się działo - przekonywał były prezydent.
Libertas, LPR,
Naprzód Polsko i PSL "Piast" razem
Czołowi polscy eurosceptycy konsolidują swoje siły i ogłaszają, że razem...
czytaj więcej »
- Ja jestem zwolennikiem Unii – zapewnił Wałęsa, dodając
jednak: - To nie znaczy, że ze wszystkim się zgadzam.
Lech Wałęsa - jak mówi - nie zgadza się z wszystkimi
założeniami Unii Europejskiej. Nie do końca podobają mu się również założenia
partii Libertas, np. to, że partia Declana Ganleya nie akceptuje UE w
kształcie, jaki proponuje to Traktat Lizboński.
Międzynarodówka eurosceptyków
Libertas to międzynarodowe ugrupowanie, założone przez
irlandzkiego milionera Declana Ganleya. W opinii obserwatorów, to prowadzona -
i finansowana - przez Ganleya kampania doprowadziła do odrzucenia Traktatu
Lizbońskiego w referendum na Zielonej Wyspie, co zablokowało wejście w życie
dokumentu mającego stanowić podstawę funkcjonowania Unii Europejskiej.
W tworzenie polskiego oddziału Libertas zaangażowali się
głównie politycy Ligi Polskich Rodzin, ale jej wyborczą "jedynką" w
Wielkopolsce ma być związana z Radiem Maryja Anna Sobecka, dotychczas posłanka
PiS (wcześniej w LPR). Swój start w wyborach na liście Libertas zapowiedział
też szczeciński senator Krzysztof Zaremba, który w ostatnich dniach wystąpił z
Platformy Obywatelskiej.
kj/sk/mlas
11:02, 10.05.2009 /TVN24
"Wałęsa
to bohater ludowy"
AGNIESZKA
TVN24
- To intelektualnie i moralnie nieuczciwe. Nikt nie ma prawa zawłaszczać
tego święta - tak o zamieszaniu wokół obchodów 4 czerwca mówiła w Poranku TVN24
Agnieszka Holland. Reżyser mówiła też o swoich najnowszych projektach filmowych
- filmie o Lechu Wałęsie i Janosiku. - Jeden i drugi to bohater ludowy, który
nadaje się na legendę - przekonywała Holland.
Dla reżyser wybrnięcie z tej trudnej
sytuacji, w której znalazły się obchody rocznicowe, jest praktycznie
niemożliwe. - Dziwię się wszystkim, że zabrnęli tak daleko. To źle świadczy o
możliwościach jakiegokolwiek dialogu - oceniła reżyser na antenie TVN24.
Wałęsa do
Libertas: Widzę dla was miejsce w Europie
- W Europie jest dużo miejsca i Europę trzeba poprawiać. Jest dla was... czytaj więcej »
- To błąd, żeby Solidarność nie stała
się pojęciem historycznym. Ta Solidarność dzisiaj to nie jest tamta
Solidarność, której również byłam członkiem, w której imieniu walczyłam -
mówiła reżyser. I dodała: Chciałabym mieć możliwość identyfikacji i z tym
słowem, i z tym ruchem, pojęciem, wspomnieniem. I z tym zwycięstwem. - Mogę
identyfikować się z historią, nie z teraźniejszością - powiedziała reżyser.
- Solidarność to piękne pojęcie, które powinno
funkcjonować w życiu codziennym, nie tylko od święta. Powinno funkcjonować w
społeczeństwie obywatelskim - przekonywała Holland.
Wałęsa jak Janosik
Agnieszka Holland komentowała również udział Lecha Wałęsy
w rzymskim kongresie partii Libertas. - Wałęsa jest w pewnym sensie
konsekwentny w tym co robi, tzn. nie wiadomo czego można się po nim spodziewać
- oceniła reżyser.
Premier: 4
czerwca zapraszam
prezydenta
do Krakowa
Premier Donald Tusk zaprosił prezydenta Lecha Kaczyńskiego do udziału w... czytaj
więcej »
Jej zdaniem była to jednak "przykra gafa". -
(Wałęsa - red.) nie powinien na coś takiego sobie pozwalać. Tak naprawdę nikt
tego nie rozumie, poza ludźmi, którzy rozumieją, że potrzebuje kasy - oceniła.
Dla Agnieszki Holland zachowanie byłego prezydenta zawsze
było niekonwencjonalne, ale - jak oceniła - "w sprawach naprawdę istotnych
zachowywał się trafnie".
Wałęsa jak Janosik
Agnieszka Holland opowiadała również o swoich planach
filmowych - obrazie o Lechu Wałęsie, którego powstanie nieco się oddala oraz
filmie o Janosiku, którego premiera zaplanowana jest na wrzesień.
Czy obie postaci mają cechy wspólne? Zdaniem reżyser tak.
To "nieprzewidywalność, zbójeckość, łotrzykowskość". - Jeden i drugi
to bohater ludowy. Jeden i drugi nadaje się na legendę - mówiła Agnieszka
Holland.
- Wałęsa przejdzie do historii w sposób legendarny.
Będzie się o nim opowiadać anegdoty, łącznie z sikaniem do chrzcielnicy -
przekonywała reżyser.
kj