I DEPARTAMENT SB W BANKACH III RP

 

 

 

Sieć powiązań z WSI przenosi się na system bankowo finansowy. Sprawowanie władzy w sposób, w jaki czyni to Belweder, musi bowiem wiązać się z dostępem do pieniędzy. Tu również działa układ towarzyski, stworzony jeszcze przed prezydenturą Wałęsy. Wielu wyższych urzędników banków, szefów i prezesów rad nadzorczych to byli lub obecni tajni współpracownicy i pracownicy I Departamentu MSW i WSW. Dostęp do nich uzyskiwał Wachowski wędrując po kolejnych „oczkach” sieci wywiadu od zaprzyjaźnionych oficerów. W rękach partyjno-jedynkowych układów znajdują się w tej chwili oprócz banków pewne dziedziny handlu zagranicznego, handel bronią, przemysł petrochemiczny, a ostatnio także ubezpieczenia. Ta grupa ludzi praktycznie opanowała sferę, gdzie obraca się miliardami. Bez oficjalnej weryfikacji kadr pod tym kątem zależności te są niezwykle trudne do uchwycenia, gdyż nikt nie afiszuje się powiązaniami z wywiadem PRL, czy też współpracowaniem z nim. Rozmiar tego układu oddaje jednak chociażby skład osobowy zarządów i rad nadzorczych banków. Wielu dawnych wysokich nomenklaturowych urzędników znalazło w nich dla siebie nowe miejsce. Do najbardziej zdominowanych przez dawną nomenklaturę i Departament I należą:

 

Bank Rozwoju Eksportu,

 

Bank Inicjatyw Gospodarczych,

 

PKO BP,

 

Łódzki Bank Rozwoju,

 

Bank Krakowski,

 

Bank Polska Kasa Opieki SA,

 

Bank Turystyki SA

 

oraz Prywatny Bank Komercyjny „Leonard”.

 

W niektórych stara nomenklatura dość dobrze koegzystuje z nową, inne są zdominowane przez dawną „jedynkę”, ministrów, wiceministrów i wysokich urzędników poprzednich rządów.

 

W Banku Rozwoju Eksportu, założonym w 1987 r., prezesem Zarządu jest Krzysztof Szwarc, przedtem dyrektor Centrali Handlu Zagranicznego „Impexmetalu”. Wiceprezesem zarządu jest Andrzej Wójcik - partyjna nomenklatura - były członek PZPR, od 1950 r. zatrudniony w resorcie handlu zagranicznego, konsul handlowy w Bombaju, następnie radca handlowy w Paryżu i Waszyngtonie. Przez dwa lata (85-87) minister handlu zagranicznego, w latach 87-90 pełnił funkcję sekretarza stanu w Ministerstwie Współpracy Gospodarczej z Zagranicą. Członkiem zarządu jest także Jan Zieliński, dawniej członek prezydium Ogólnopolskiego Komitetu Frontu Jedności Narodu (skupiającego obywateli dla współdziałania w budowie socjalizmu w PRL). Są też osoby związane z dawnym Departamentem I MSW (wywiad).

 

Prezesem zarządu Banku Inicjatyw Gospodarczych S.A. jest Bogusław Kott, były dyrektor departamentu współpracy zagranicznej w Ministerstwie Finansów, a sekretarzem Rady Nadzorczej Ryszard Pospieszyński, w latach 82-87 podsekretarz stanu w Urzędzie Gospodarki Morskiej, wcześniej sekretarz CRZZ i członek PZPR, poseł na Sejm V kadencji. Funkcję członka zarządu banku pełni Sławomir Marczuk, podsekretarz stanu w ministerstwie finansów w latach 86-89 i członek PZPR. Bank powstał w 1989 r. po zawarciu okrągłostołowych umów i w momencie „oddawania władzy”. Również widoczne wpływy „jedynki”.

 

Prezesem PeKaO S.A. jest Marian Kanton (I Departament MSW), a prezesem Rady Nadzorczej Andrzej Podsiadło (I Departament MSW) sekretarz stanu w Ministerstwie Finansów w 90 r. W Radzie Nadzorczej wiceprezesuje Marek Borowski, były członek PZPR, od września 89 r. podsekretarz stanu w ministerstwie rynku wewnętrznego, obecnie poseł na Sejm, SLD, a także członek Komisji Polityki Gospodarczej, Budżetu i Finansów. Kanton swoich dawnych, partyjnych kolegów wysłał na placówki zagraniczne swojego banku - Szewczyka do Nowego Jorku, a Dachmana do Chicago.

 

Typowym przykładem banku powstałego w wyniku „oddania władzy” w 1989 r. jest Prywatny Bank Komercyjny „Leonard” S.A. „Leonard” został powołany do życia w 1990 r., jako niezwykle udana fuzja współpracowników Departamentu I MSW i nomenklatury bankowej NBP. Prezesem Zarządu Banku jest Zdzisław Pakuła, w latach 88-89 prezes Narodowego Banku Polskiego, wcześniej przez trzy lata I. zastępca prezesa, członek PZPR do 1990 r. Funkcję wiceprezesa banku pełni Bazyli Samojlik, w latach 1980-83 doradca ekonomiczny premiera Jaruzelskiego, przez następne trzy lata kierownik zespołu doradców premiera, przed 1980 r. zatrudniony w Wydziale Planowania i Analiz Gospodarczych Komitetu Centralnego PZPR. W latach 1986-88 pełnił funkcję ministra finansów, następnie pracował w służbie dyplomatycznej. Radę Nadzorczą Banku „Leonard” zdominowała z kolei rodzina Leonarda Paśniewskiego.

 

Zarządowi Banku Handlowego SA prezesuje Cezary Stypułkowski (dawniej Ministerstwo Finansów), „młody talent” PZPR, drugi „młody talent” obok Aleksandra Kwaśniewskiego, obecnego lidera SLD. Na stanowisku wiceprezesa sekunduje mu Antoni Sala, były sekretarz bankowej POP PZPR.

 

Podobnie wygląda sytuacja w Powszechnym Banku Kredytowym SA. Szefem zarządu jest Ewa Kawecka, znana w branży jako „Wieśka”, niemal od początku ściśle związana z Belwederem. Postrzegana jako osoba Kaczyńskich, gdy współpracowali oni jeszcze z prezydentem. Pozostała na stanowisku po ich odejściu. Okazało się, że jest podczepiona bezpośrednio pod Wachowskiego. Kadra PBK rekrutuje się m.in. z ludzi wyrzuconych z NIK-u, klawisza (dozorcy więziennego) na emeryturze, a pierwsze skrzypce gra tam „zawodowy” szef kadr różnych instytucji centralnych, absolwent Akademii Spraw Wewnętrznych i człowiek dawnego MSW. Przykłady można by jeszcze długo mnożyć. Generalnie kierownicze stanowiska w tych bankach sprawują osoby ściśle wywodzące się z układów schyłkowego komunizmu, pełniące wcześniej wysokie stanowiska w PRL.

 

Niektóre banki są związane z doradcą prezydenta Andrzejem Olechowskim, również tajnym współpracownikiem (kontakt operacyjny) Departamentu I MSW. Osoba Olechowskiego dobrze oddaje zakres powiązzań Belwederu z układem finansowo-kapitałowym. Olechowski w tym układzie tkwi i jest „okiem” Wachowskiego. Oprócz doradzania prezydentowi został prezesem Rady Nadzorczej Banku Handlowego, zasiada także w Banku Turystyki. Bank ten korzystał m.in. w 1990 r. z 90% kredytów udzielanych z Komitetu Sportu i Turystyki - oprocentowanych na 3% w skali rocznej (średnie oprocentowanie wynosiło wówczas ok. 40%). Olechowski ma wielu znajomych wśród członków zarządu innych banków, znanych mu albo z SOPiS-u lub ministerstw, w których wcześniej pracował (Współpracy Gospodarczej z Zagranicą i Finansów). Pojawił się przy prezydencie prawdopodobnie z powodu konieczności kontroli coraz większych obszarów życia gospodarczego przez belwederski układ i aby odciążyć Wachowskiego, który ma na ten temat wiedzę jedynie intuicyjną. Sygnały przejmowania, przez tę grupę wpływów w przemyśle naftowym i petrochemicznym. Konsultantem Andrzeja Olechowskiego, doradcy prezydenta, został niedawno Kazimierz Klęk, w latach 80-81 r. podsekretarz stanu w Ministerstwie Przemysłu Chemicznego, potem w latach 1982-86 radca handlowy Ambasady PRL w Rzymie. Prawdopodobnie związany z „jedynką”. Na placówce w Rzymie był w tym samym czasie, co i Czesław Wawrzyniak. Klęk przewinął się jeszcze w latach 86-90 przez Ministerstwo Handlu Zagranicznego, Współpracy Gospodarczej z Zagranicą i Przemysłu.

 

Fakt istnienia podskórnych powiązań „jedynkarsko-pezetpeerowskich” między bankami nie byłby niepokojący, gdyby nie to, że dotyczą one nie tylko banków, ale dominują strukturę gospodarczą państwa i w dużym stopniu obracają pieniędzmi niczego nie świadomych obywateli. Wytwarza się w ten sposób „struktura kolesiów”, która nie dopuszcza do siebie nikogo spoza grona i niepodzielnie dominuje najbardziej newralgiczne dziedziny biznesu, utrudniając wzrost prywatnej przedsiębiorczości. Członkowie kierownictwa banków wchodzą w skład spółek z o.o., udzielają tym spółkom kredytów, kredytują się nawzajem, ludzie powiązani z układem bankowym z Ministerstwa Finansów decydują o sumach przepływających do banków z budżetu państwa. Przykładowo w Banku Przemysłowo Handlowym w Krakowie (z listy szczególnie jedynkowo-czerwonych) członkowie wchodzili w skład władz 28 spółek innych banków i fundacji. Prezes banku Janusz Quandt był członkiem rad nadzorczych pięciu spółek, w tym trzech, w których BPH ma udziały.

 

Przeprowadzona przez NIK między grudniem 91 a czerwcem 92 r. kontrola funkcjonowania systemu bankowego stwierdziła np. fakt udziału członków kierownictwa banków państwowych we władzach banków prywatnych, mimo wyraźnych uregulowań w tej kwestii. I tak np. obecny prezes Powszechnego Banku Handlowego „Gecobank” SA, Witold Koziński był doradcą w Centrali NBP, co nie przeszkadzało mu zatrudniać się na pół etatu w Banku Spółdzielczym Rzemiosła w Warszawie. Zasada ta dotyczy także Andrzeja Olechowskiego, który zasiada w Radzie Nadzorczej Spółki „Elektrim” razem z Ireneuszem Sekułą - wicepremierem w rządzie Mieczysława Rakowskiego, obecnie członkiem Rady Politycznej SdRP.

 

„Bankowa skamielina” funkcjonuje w zamkniętym kręgu. W zarządach i radach nadzorczych banków zasiadają ludzie wywodzący się z dawnej nomenklatury, powiązani podwójnymi etatami z dawnym Departamentem I MSW lub Zarządem II Sztabu Generalnego, wywiadem lub kontrwywiadem, byli wysocy urzędnicy ministerstw, central handlu zagranicznego. Wybrane przez nas przykłady to tylko niewielka próbka tych powiązań - wystarczy otworzyć Almanach Banków Polskich i sprawdzić powiązania osób sprawujących kontrolę nad polskim systemem bankowym, kontrolujących pieniądze i kredyty i zarabiających na tym fortuny. Jest to w dużej mierze zawartość opracowań typu: „Kto jest kim w PRL-u”. W 1990 i 91 r. układ ten mógł być jeszcze niedostatecznie wykrystalizowany, dziś skład personalny grup zarządzających bankami i w dużej mierze finansami państwa jest aż nadto czytelny. Ludzie, którzy zbudowali na państwowych funduszach prywatne fortuny wycofali się w wyniku okrągłostołowych umów z fasady, jak było życie publiczne i działalność polityczna w zacisze bankowych gabinetów. Oprócz dawnej nomenklatury ważne okazały się układy „jedynkarskie”, które w odpowiednim czasie umożliwiły wsparcie i niekiedy zaplecze finansowe. Sfery tej nie dotknęły przemiany ustrojowe, gdyż musiałyby one oznaczać zdegradowanie komunistycznej nomenklatury. Zamiast tego Belweder przez Wachowskiego, a w tej chwili Olechowskiego rozwinął nad nią parasol ochronny, a opieszale przeprowadzane zmiany przepisów tylko wspomagały jej rozwój. Kolejne rządy od Tadeusza Mazowieckiego na Hannie Suchockiej skończywszy nie podjęły radykalnych kroków w celu zmiany tej sytuacji.

 

Najwięcej zasług na polu likwidowania tych układów położył w ocenie osób zainteresowanych zdrową gospodarką kraju rząd Jana Olszewskiego, najmniej - również w ich ocenie - Jana Krzysztofa Bieleckiego, za którego kadencji w radach nadzorczych banków zaczęli zasiadać także liberałowie czy ludzie związani z Unią Demokratyczną. Do udziału w zyskach zostali dopuszczeni za swojego rodzaju poparcie. I tak np. Andrzej Arendarski - obecny minister współpracy gospodarczej z zagranicą - zasiada w radzie nadzorczej Banku Komercyjnego „Posnania” S.A., Jarosław Ulatowski w radzie nadzorczej Banku Gdańskiego S.A. W będącym spółką akcyjną Banku Inicjatyw Gospodarczych S.A. w radzie nadzorczej zasiadają Helena Góralska, Andrzej Wielowiejski (UD) oraz Wojciech Arkuszewski (poseł Solidarności, wiceprzewodniczący Komisji Polityki Społecznej, Budżetu i Finansów). Bogusław Liberadzki - wiceminister transportu, zasiada w Radzie Nadzorczej Kredyt Bank S.A. W Polskim Banku Rozwoju zasiada w radzie Banku Marek Dąbrowski, poseł UD, członek Komisji Polityki Gospodarczej, Budżetu i Finansów. Również te przykłady można by jeszcze długo mnożyć.

 

Cały ten układ zaczął rysować się bardzo wyraźnie, kiedy urzędnicy państwowi zaczęli przenosić się do banków i prywatnych spółek, a razem z nimi wyciekały pieniądze, a przede wszystkim możliwości. Już w 1988 r. niektóre kręgi, np. Komitet Helsiński zwracały uwagę, że przygotowuje się wydanie przepisów i ustaw pozwalających na tworzenie spółek opartych na majątku państwowym. Część banków, zwłaszcza powstałych w 1990 r. skorzystała na stałym kursie dolara. Zorientowana część dawnej nomenklatury Ministerstwa Finansów, NBP, URM czy MWGzZ wprowadzała do istniejących już banków ogromne kwoty dolarów zamienianych na złotówki i lokowała je na wysokooprocentowanych kontach. Przy stałym kursie dolara operacja ta oznaczała w stosunku rocznym potrojenie kapitału. W wielu przypadkach były to pieniądze państwowe, z którymi dokonywano wielu skomplikowanych operacji, sumy mobilizowane na zasadach koleżeńskich umów lub funkcjonujące w budżecie państwa, ale opuszczające go na jakiś czas właśnie celem zrobienia na nich większych pieniędzy.

 

Rozwój małej, prywatnej, ale także dużej przedsiębiorczości zależy w dużej mierze od systemu kredytowego. Kto otrzymuje kredyt, ten ma możliwości. Może otworzyć własny biznes, powołać spółkę, rozpocząć działalność handlową. Im niżej oprocentowany kredyt, tym większe stwarza możliwość rozwoju i kumulacji kapitału. Kto ma możliwość rozdzielania kredytów, może zaś swobodnie wybierać, komu je przydzieli i uzależniać to od np. układów towarzyskich, czy też od kilkuprocentowej łapówki z zysków. Może również przyznać kredyt spółce, która co prawda nie ma zdolności kredytowej i w najbliższym czasie czeka ją plajta, ale za to w jej władzach zasiada kierownictwo banku lub jej znajomi lub też w wyniku plajty zostanie przez nich przejęta. Nie dostanie za to kredytu ktoś spoza grona albo nie uznający łapówkarstwa. Dokonywane przez NIK kontrole wykazały w tym zakresie, już w 1991 r. wiele nieprawidłowości. „Koleżeński” tryb rozdzielania kredytów między zaprzyjaźnione układy w dużej mierze powoduje paraliż gospodarczy państwa i hamuje rozwój małej, prywatnej przedsiębiorczości.

 

W wielu przypadkach kredyty były przydzielane spółkom, w których władzach zasiadali ludzie związani z bankiem. Niekoniecznie wiązało się ze zdolnością spłacania kredytów przez te spółki. Ta ostatnia często nie była przestrzegana. Banki udzielają kredytów pod niedostateczne zabezpieczenia, nie dbają o ich ściąganie, nie kontrolują wreszcie stanu finansowego podmiotów, którym udzielają kredytów. I tak np. Bank Rozwoju Eksportu potrafił udzielić 2 mld kredytu pod zastaw niewielkiej działki, którą „znajomy” kredytobiorca wycenił na taką właśnie kwotę, a eksperci banku nie sprawdzili jej rzeczywistej wartości. Bank Handlowy w Warszawie zwlekał z ogłoszeniem upadłości i windykacją należności mimo utraty zdolności kredytowej przez kredytobiorcę. Stwierdzono brak zabezpieczeń lub zabezpieczenia niepewne, brak wyceny środków będących przedmiotem zastawu pod kredyt. Częstym przypadkiem było np. udzielanie kredytów przedsiębiorstwom, które po pewnym czasie ogłaszały upadłość i niewypłacalność, a po jakimś czasie stawały się własnością kogoś z kierownictwa. Równolegle odmawiano - z różnych przyczyn - kredytów reprezentantom spółek, które były wiarygodne i posiadały duże zabezpieczenia pod zastaw kredytów. Stwarza się w ten sposób szansę bogacenia się jednej, najczęściej powiązanej nomenklaturowo grupie. Funkcjonowanie tej „szarej strefy” umożliwia również konstrukcja prawa bankowego, które nie nakłada na banki wymogu rejestrowania wniosków o kredyty. Nie wiadomo stąd jaką część procentową stanowią kredyty odrzucone i trudno sprawdzić czy motywy odrzucania wniosków są zawsze uzasadnione.

 

Układ bankowy cechuje oprócz unii towarzyskiej również unia personalna. Notuje się przypadki przekazywania przez banki państwowe klientów do innych „zaprzyjaźnionych” banków. Klient jest wysyłany pod inny adres, niekiedy za nim idą tam pieniądze. Oczywiście jest to kredyt oprocentowany wyżej, droższy, a załatwienie go wiąże się zaś z profitami (łapówka) i napływem pieniędzy do banku prywatnego. Często motywuje się takie przypadki wyczerpaniem limitu kredytowego. Zdarza się jednak, że „przekazuje” się klientów i środki chociaż nie wyczerpały się limity. Innym przykładem „koleżeńskiej” działalności, która służy interesom prywatnych grup, a niekoniecznie interesom banków jest udzielania gwarancji kredytowych. Zdarza się, że przekraczają one i to nawet znacznie kapitały własne banków stając się zagrożeniem dla ich wypłacalności. Np. gwarancje udzielone przez Bank Handlowy SA sześciokrotnie przewyższyły w pewnym momencie fundusze własne banku.

 

Układ finansowo-bankowy jest w dużej mierze zamknięty, tym systemem decyzyjnym, w którym przepływ kapitału zależy od interesów postnomenklaturowych elit. Od nich zależy również bezpieczeństwo finansów państwa i jego rozwój gospodarczy. Ludzie ci inwestują w większości w „łatwe okazje”, ich celem jest jak najszybsze wzbogacenie się. Żmudne zdobywanie kapitału, co ma miejsce w krajach o bezpiecznych i bardziej szczelnych systemach jest poza zasięgiem ich zainteresowań. „Łatwe okazje” zaś powstają w wyniku luk prawnych i nadużyć i nie tylko nie służą finansom publicznym, ale wręcz odbywa się to kosztem budżetu państwa, z którego w wyniku grabieżczej polityki wypływają ogromne kwoty, czyli kosztem wszystkich obywateli, którzy płacą podatki. Odbywa się to kosztem społeczeństwa, osób zatrudnionych w przedsiębiorstwach państwowych, spółkach czy gospodarstwach indywidualnych. Powoduje również, że biznes mogą otworzyć jedynie ci, którzy mają „wejścia”. W wyniku „świadomego bankructwa” przejmowanych przez czerwony kapitał przedsiębiorstw traci pracę wiele osób. Rabunkowa gospodarka i przejmowanie kapitału przez nomenklaturę nie powoduje też powstawania nowych miejsc pracy, w interesie tych grup nie leży bowiem tworzenie dużych zakładów wytwarzających określone dobra i zatrudniających pracowników, a raczej zbijanie kapitału w najłatwiejszy sposób. Wszystkie tego typu działania powodują wypływanie funduszy z budżetu państwa, które można przeznaczyć np. na ochronę zdrowia czy zasiłki dla bezrobotnych. Na rynku który określona ilość pieniędzy i jeden układ bogaci się kosztem innego. Powoduje to więc brak pieniędzy potrzebnych na finansowanie instytucji niezbędnych dla prawidłowego funkcjonowania państwa jak np. policji czy służb celnych albo prokuratury. To z kolei umożliwia dokonywanie nieuczciwych operacji finansowych, przemytu na wielką skalę czy nadużyć bo prokuratura jest biedna, policja nieskuteczna, a służby celne słabo wyposażone. To zaś leży w interesie tych grup, wiąże się bowiem nierozerwalnie ze sposobem zbijania przez nie fortun. W ten sposób kółko się zamyka.

 

Wielostronne powiązania jedynkowo-nomenklaturowych grup w bankach sięgają również Ministerstwa Finansów i pracujących tam urzędników. Ministerstwo Finansów jest w szczególnie dużym stopniu nasycone byłymi współpracownikami Departamentu I lub Zarządu II SG, wywiadu lub kontrwywiadu wojskowego. Uwidoczniło się to zwłaszcza w aferze FOZZ. Prezes Rady Nadzorczej FOZZ, Janusz Sawicki, wiceminister finansów najpierw był tajnym współpracownikiem, a następnie kadrowym pracownikiem wywiadu na etacie niejawnym. Związany z resortem MSW przez współpracę był również Wojciech Misiąg, obecny wiceminister finansów (funkcję sprawuje od czasu rządów Tadeusza Mazowieckiego) - członek Rady Nadzorczej FOZZ oraz Andrzej Podsiadło (jedynka). Misiąg współpracuje z układem poprzez wykorzystywanie możliwości banków, korzystając jednocześnie z możliwości budżetu państwa czyli pieniędzy obywateli. I tak „wypożyczył” on pokaźną sumę (ok. 1 bln zł) przeznaczoną na Fundację na Rzecz Nauki Bankowi Inicjatyw Gospodarczych, który z kolei przekazał pieniądze pochodzące z zysku od tego kapitału (30 mld zł) na wykup prywatnego banku „Gecobank”. Suma wyjęta z dotacji na Fundację wróciła oczywiście po pewnym czasie do budżetu państwa, ale w tym czasie posłużyła zbiciu prywatnego kapitału, a nie pomnożeniu funduszy państwowych. Bank zarobił różnicę w oprocentowaniu czyli 30 mld zł. Tyle wyniosła różnica między oprocentowaniem „wypożyczonego” 1 bln zł, gdy pozostawał on w budżecie (ok. 3%), a oprocentowaniem w BIG (30%). Na konta BIG trafiła także część środków z Funduszu na rzecz turystyki. Nasycenie kluczowych dla państwa resortów byłymi współpracownikami MSW i ich wzajemne układy powodują włączanie budżetu państwa w „szary” obieg pieniądza i wykorzystywanie państwowych funduszy do prywatnych lub grupowych interesów.

 

„Kumpelska karuzela” wiruje z różną prędkością. Nomenklatura bankowa przenosi się do spółek, wnika w kolejne sfery finansów publicznych. „Metalexportowi” szefuje związany z Departamentem I MSW pan Zieliński, „jedynka” weszła też w handel bronią (Cenzin, Cenrex, agendy Ministerstwa Współpracy Gospodarczej z Zagranicą, prywatni przedsiębiorcy, pośrednicy w handlu). Związany z aferą FOZZ krąg osób przeniósł swoje zainteresowania na jedno z najbardziej dochodowych przedsięwzięć jakim są ubezpieczenia. W tej chwili kręgom tym przyporządkowane są już dwie kluczowe w tej dziedzinie instytucje - PZU i Warta. Szefowie tych firm Jarmuszczak i Komornicki związani byli z I Departamentem MSW, a Komornicki dodatkowo zamieszany jest w sprawę FOZZ.

 

Belweder nie miałby kontroli nad systemem bankowym, gdyby nie osoba prezesa Narodowego Banku Polskiego, Hanna Gronkiewicz-Waltz. Prerogatywy szefa NBP są na tyle duże, że mogłaby ona skutecznie przeciwdziałać niektórym negatywnym tendencjom w gospodarce. Hanna Gronkiewicz-Waltz jest jednak postrzegana - nawet w kręgach bankowych - jako osoba na tyle zafascynowana osobą Lecha Wałęsy, że realizuje linię polityczną jego otoczenia. Pierwszoplanową zaś postacią w tym otoczeniu jest Andrzej Olechowski, doradca prezydenta.

 

Olechowski oprócz zasiadania w radach nadzorczych różnych spółek podejmuje starania objęcia „patronatu” nad innymi gałęziami gospodarki. W ostatnim czasie jego szczególnym zainteresowaniem cieszy się wspomniany już przemysł naftowy i petrochemiczny, uznawany za istotny z punktu widzenia bezpieczeństwa państwa.

 

Układ bankowo-finansowy jest tak rozległy, że opisywanie go językiem większych konkretów i odsłanianie rzeczywistych, olbrzymich niekiedy powiązań zajęłoby jeszcze dużo czasu. Warto wspomnieć jeszcze, że jak przystało na samonapędzającą się, koleżeńską karuzelę również osoby z tego układu piastujące w tej chwili wysokie stanowiska państwowe podejmują decyzje „idące na rękę” kolegom w bankach i spółkach. Ministerstwo Finansów i „dojenie” budżetu państwa jest tu wystarczającym przykładem. Wiadomo nam również, że Ministerstwo Współpracy Gospodarczej z Zagranicą przygotowuje w tej chwili projekt przewidujący przejście na rozliczenia złotówkowe za otrzymaną z Rosji ropę i gaz. Oznaczałoby to aferę na miarę „drugiego FOZZ”, za którą byłyby w całości odpowiedzialne osoby przygotowujące ten projekt. Zyskaliby za to na tym właściciele joint-ventures z kapitałem rosyjskim. W tej chwili obowiązuje w rozliczeniach między Polską a Rosją tzw. opcja zerowa. Opcja złotówkowa polegająca na tym, że RP płaciłaby za dostawy złotówkami oznaczałaby gigantyczny drenaż budżetu państwa. Złotówki byłyby przez stronę rosyjską natychmiast zamieniane w kantorach na dolary i wywożone z kraju. Nastąpiłby wypływ dolarów i wzrost ich ceny na rodzinnym rynku (zwiększony popyt). Z całą pewnością służyłoby to tym z polskich układów gospodarczych, które są powiązane personalnie z rosyjskimi układami handlowo-terrorystyczno-szpiegowskimi. Wiadomo, że wykorzystują one lotniska i garnizony sowieckie na terenie Polski do przemytu towarów między Rosją a Europą Zachodnią. W ten sposób prowadzi się także operacje finansowo-towarowe, przy okazji przemycając materiały nuklearne.

 

W tym kontekście niezwykle znamienny jest słynny już, 8 punkt traktatu polsko-rosyjskiego, który przewidywał tworzenie na terenie sowieckich baz w Polsce spółek join-ventures opartych o majątek polskiego państwa. Punkt ten lansował mimo sprzeciwu rządu Belweder, dyktował go Wachowski, a podpisanie go w Moskwie zablokował jedynie szyfrogram premiera Olszewskiego do przebywającego już w Moskwie prezydenta Wałęsy.

 

Belweder, a personalnie Wachowski, który zajmuje się również układami finansowymi jest zwieńczeniem przenikającym i kontrolującym system finansowy układów. Tam zapadają decyzje o charakterze strategicznym, tam rozstrzyga się poważniejsze problemy finansowe. Po części dwukierunkowo - osobno podporządkowywanie tego sektora (np. przez uzyskiwanie kolejnych wpływów, blokowanie lub umożliwianie kontaktów, „pomoc”), a osobno czerpanie zysków z tego układu. Podporządkowanie finansów zaczęło się bardzo wcześnie i również podyktowane było interesem dwustronnym. Kapitałowi zależało na oparciu politycznym, wpływach „u władzy”, które pozwalały zdobywać możliwości i funkcjonować bez przeszkód, Belwederowi - na polu kapitału, bo oznaczało to zyski i ewentualne fundusze na następną kampanię wyborczą. Dawało poczucie realnej władzy w myśl zasady „dziel i rządź”.

 

Źródło:

 

Inga Rosińska, Paweł Rabiej, Droga cienia, wydawnictwo „AXEL”, Łódź 1993, s. 134-149.