W obronie sybirskich krzyży |
67. rocznica pierwszej masowej deportacji Polaków w głąb Związku Sowieckiego
Źródłem największych od czasów zaborów nieszczęść, które spadły na Naród Polski
i na obywateli Rzeczypospolitej w ogóle, były hitlerowsko-sowieckie
porozumienie o IV rozbiorze Polski oraz późniejsza współpraca obu okupantów w
dziele "oczyszczania" zajętych przez nich obszarów polskich.
Hitlerowsko-sowiecką wojnę z Polską kończył "układ o przyjaźni i
granicy" obu agresorów z 28 września 1939 r. Była to "korekta"
paktu Ribbentrop - Mołotow, zawartego miesiąc wcześniej (23 sierpnia). Sowieci
okupowali teraz blisko 52 procent obszaru Polski, na którym zamieszkiwało ponad
13 mln obywateli RP.
Konsumowanie zdobyczy rozpoczęli od "rewolucji". Polegała ona na
tolerowaniu czy nawet inspirowaniu przez NKWD bestialskich rozpraw z
właścicielami majątków ziemskich i innymi "krwiopijcami". Dokonywały
tego dzikie bandy złożone z bolszewickiej hołoty różnych narodowości. Ci
"rewolucjoniści" byli całkowicie bezkarni, ponieważ mieli uosabiać
"słuszny gniew ludu". Chodziło też o to, by zastraszyć ludzi i zasiać
lęk przed nieznaną przyszłością. By stali się posłuszni. Potem nastąpił terror
NKWD, rabunki mienia dokonywane już nie przez bandytów, lecz przez państwo
sowieckie, "wymiana waluty" rujnująca tysiące ludzi, rozwiązanie
wszelkich partii i organizacji społecznych, kolektywizacja rolnictwa. Od
początku trwały też aresztowania i przygotowania do zbrodni na oficerach Wojska
Polskiego oraz na uczestnikach rodzącej się od samego początku konspiracji
niepodległościowej. Przerażeni kresowiacy przechodzili kolejno przymusowy kurs
marksizmu, leninizmu, stalinizmu. Nie teoretyczny, lecz praktyczny. Powiedziano
im, że na prośbę ich "przedstawicieli" do Wierchsowietu okupowane
Kresy zostały przyłączone do Związku Sowieckiego. Teraz nadawano im sowieckie
obywatelstwo, nie pytając, czy tego chcą. Było to następstwem
"wyborów" zorganizowanych pod nadzorem bezpieki na okupowanym
obszarze 22 października 1939 roku. W okresie od lutego do kwietnia 1940 r.
odbył się spis ludności i wydanie sowieckich dowodów osobistych.
Władze okupacyjne stosowały terror wobec wszystkich obywateli Rzeczypospolitej
na zagarniętych obszarach, ale największych represji doznawali Polacy. Oni też
w głównej mierze stali się ofiarami zbrodniczych deportacji, które rozpoczęły
się w zimie 1940 roku. Okrucieństwo tego przedsięwzięcia wynikało z jego skali
i warunków. Deportowano całe rodziny - z małymi dziećmi, chorymi i starcami.
Najsłabsi umierali już w drodze. Na miejscu "osiedlenia" umierali z
głodu i od ciężkiej pracy. Szybko zrozumieli sens słów, którymi ich witano:
"Was tu zdzies priwiezli, sztob by podochli". Ci, którzy trafili do
sowieckiego łagru, mogli przeczytać słowa kojarzone dziś tylko z niemieckim
obozem koncentracyjnym: "Czierez trud k oswobożdieniu", czyli
"Arbeit macht frei!". Zarówno Sowieci, jak i Niemcy wierzyli w
znaczenie pracy. Niewolniczej...
"Dziesiąty luty będziem pamiętali"...
To słowa z ballady anonimowego autora (autorów?), która powstała w lutym i
marcu 1940 r. jako świadectwo ekstremalnego doświadczenia zgotowanego naszym
rodakom przez nieludzki system. 10 lutego 1940 r. nastąpiła pierwsza z czterech
masowych deportacji obywateli Rzeczypospolitej w głąb Związku Sowieckiego.
Według szacunkowych danych rządu polskiego na uchodźstwie, tylko podczas tej lutowej
deportacji wywieziono około 220 tysięcy ludzi! Byli tam osadnicy wojskowi,
osiedleni na Kresach po wojnie z bolszewikami, urzędnicy państwowi i
samorządowi, ludzie uznani za niebezpiecznych dla Sowietów. Do kategorii
niebezpiecznych zaliczono także ich dzieci. Dziś 10 lutego należy nie tylko do
kalendarza historii Polski. To data-symbol odnosząca się do całej Golgoty
Wschodu naszych rodaków.
13 kwietnia 1940 r.
nastąpiła druga masowa deportacja. Szacuje się, że największa ze wszystkich, bo
obejmująca około 320 tysięcy ludzi, wśród nich szczególnie dużo kobiet i
dzieci, często rodzin tych, których zesłano 10 lutego. Bardzo często powtarza
się w kwietniu 1940 r. ta sama sytuacja: gdy ojca mordują w Katyniu lub w innym
miejscu kaźni polskich oficerów, matka z dziećmi wyrusza na zatracenie - na
Sybir lub do Kazachstanu. Wielu polskich sybiraków należy dziś jednocześnie do
Rodziny Katyńskiej.
Pułkownik Leon Jarosławski z Buczacza (woj. tarnopolskie) został aresztowany 29
września 1939 r. przez NKWD. Zginął później w Katyniu. Dwa dni po aresztowaniu
jego żonę Kazimierę z dziećmi wyrzucono z domu. Znaleźli schronienie u
przyjaciół rodziny. W nocy z 12 na 13 kwietnia rodzina trafiła do transportu na
Sybir. Jechali 17 dni bez jedzenia i bez wody w przepełnionych wagonach. Mogli
liczyć tylko na to, co zabrali z domu. Było zimno. Wysadzili ich w
Nowosybirsku, a potem rozwozili grupami w różnych kierunkach. Kazimiera z
dziećmi trafiła do północnego Kazachstanu. Najpierw byli u jakiejś biednej
rodziny kołchoźniczej. Później trafili do kołchozu "Czerwony
Kazachstan". Przymierali głodem. Po umowie Sikorski - Stalin 14-letni
Jerzyk Jarosławski został kadetem w armii generała Władysława Andersa. Jego
siostra Wanda pozostała wraz z matką na zesłaniu aż do 1946 roku. Nie rozpamiętywały
swoich sybirskich ran, uważały bowiem, że los był dla nich łaskawy. Matka ze
zgrozą wspominała rodzinę swego męża. Michał Jarosławski został wywieziony
przez NKWD razem z żoną i sześciorgiem dzieci, z których najstarsze miało
dziewięć lat. Wszyscy umarli z głodu...
Bieżeńcy,
czyli uciekający przed Niemcami Polacy z zachodnich i centralnych województw,
też byli deportowani. Przede wszystkim w czasie trzeciej masowej deportacji pod
koniec czerwca i w lipcu 1940 roku. Szacuje się, że wywieziono wtedy około 240
tysięcy ludzi. Wśród ocalonych młodych Polaków, późniejszych żołnierzy gen.
Władysława Andersa, byli nie tylko chłopcy z Kresów noszący legitymacje z
napisem: "Bez Wilna i Lwowa nie ma Polski", lecz także ci z Pomorza,
Wielkopolski czy ze Śląska. Ich rodziny szukały schronienia przed Niemcami na
wschodzie kraju. Trafiły do sowieckiego piekła.
Także podczas czwartej masowej deportacji w czerwcu 1941 r. wywożono
uciekinierów z niemieckiej zony okupacyjnej. Ta deportacja była
charakterystyczna dla sowieckiej ideologii i wyrastającego z niej terroryzmu
państwowego. Do "elementów reakcyjnych", obcych ideologicznie,
zaliczono już nie tylko inteligentów i ich rodziny, ale również
wykwalifikowanych robotników! Czwartą deportację szacuje się na około 300
tysięcy ludzi.
"Wyzwoliciele"?
Trzeba tu wyjaśnić młodszemu Czytelnikowi tragiczny paradoks naszej historii.
Niemiecki atak na Związek Sowiecki uratował życie setkom tysięcy Polaków
dogorywających w łagrach, więzieniach, na robotach przymusowych, nawet tym,
których nazywano "wolnymi osiedleńcami" (wolnymi od domu i
pożywienia...). W miastach kresowych wejście Niemców, mimo ich licznych zbrodni
popełnionych wcześniej na Polakach, witano z ulgą... Niech to sobie przemyślą
ci, którzy mówią dziś, że Związek Sowiecki zniewolił po wojnie Polskę, ale było
to jednak wyzwolenie. To jest opinia rusofila. Germanofil może mu odpowiedzieć,
że dzięki atakowi niemieckiemu tysiące Polaków opuściło więzienia i łagry, że
możliwa była ewakuacja ponad stu tysięcy Polaków, w tym tysięcy dzieci, z
nieludzkiej ziemi na Bliski Wschód; że zostały pokrzyżowane plany piątej
wielkiej deportacji, która miała nastąpić 26 czerwca 1941 r. i obejmować
Wileńszczyznę i Litwę. Polak powinien mieć własny punkt widzenia na zagadnienie
"wyzwolenia". Dobrze to obrazuje tużpowojenny dowcip: "Bodajby
cię Niemcy okupowali, a Sowieci wyzwalali!". Jeszcze lepiej słynny
początek wiersza Józefa "Ziutka" Szczepańskiego: "Czekamy ciebie
czerwona zarazo, byś wybawiła nas od czarnej śmierci. Byś kraj nam przedtem
rozdarłszy na części, była zbawieniem witanym z odrazą". W lecie 1941 r.,
po podpisaniu wymuszonej na Sowietach przez aliantów umowy Sikorski - Stalin,
można było powiedzieć, że czarna zaraza wybawiła tysiące naszych rodaków od
czerwonej śmierci. Jedni warci drugich. Lepiej, by nas już nigdy więcej nie
"wyzwalali".
Statystyka Golgoty Wschodu
Ilu obywateli Rzeczypospolitej Polskiej wywieziono na Sybir w okresie od
września 1939 r. do czasów PRL? Ilu z nich straciło tam życie? Jest rzeczą
oczywistą, że dokładnych danych nigdy już nie poznamy. Trudno, by było inaczej,
skoro nie wiemy nawet dokładnie, ilu obywateli RP straciło życie w czasie wojny
w ogóle. Podawana przez całe lata liczba 6 milionów jest w ostatnich latach
kwestionowana. Na przykład profesor Paweł Wieczorkiewicz, wybitny znawca
wojennej historii Polski, uważa, że zamordowano nam w czasie wojny osiem i pół
miliona współobywateli. Usankcjonowana przez aliantów sowiecka aneksja części
terytorium Polski zaciemniła obraz sytuacji i uniemożliwiła przeprowadzenie
dokładnego rachunku strat. Ogłoszone 14 lutego 1946 r. wyniki pierwszego po
wojnie spisu powszechnego były szokujące - tylko 23 miliony 900 tysięcy
obywateli w stosunku do ponad 36 milionów przed wojną! Ilu zginęło, ilu
pozostało na utraconych Kresach, ilu wybrało emigrację zamiast życia w państwie
komunistycznym?
W przypadku ofiar Sybiru musimy się opierać na szacunkach oraz na danych
przekazywanych władzom RP na uchodźstwie na gorąco, w okresie wojny i tuż po
niej. Szacowano, że podczas zbrodniczych deportacji w
latach 1940-1953 wywieziono w głąb Sowietów kilka milionów obywateli Polski.
Sowieci deportowali 1 milion 114 tysięcy obywateli RP zamieszkujących sowiecką
strefę okupacyjną, 336 tysięcy obywateli RP z centralnej i zachodniej Polski
(uciekinierów), 250 tysięcy poza wielkimi deportacjami aresztowanych
indywidualnie, 140 tysięcy skierowanych do pracy przymusowej, 180 tysięcy
oficerów i żołnierzy, pod koniec wojny i po wojnie co najmniej 50 tysięcy
żołnierzy AK, 10 tysięcy górników ze Śląska. Wcielili przymusowo do Armii
Czerwonej blisko ćwierć miliona młodych Polaków. Razem stanowi to około 2
milionów 300 tysięcy ludzi. Liczbę unicestwionych w Sowietach Polaków - na
skutek deportacji - szacuje się na ponad milion.
Protest Stanisława Rymaszewskiego
Przed kilkoma laty ukazała się książeczka "W obronie zaginionych
krzyży", napisana przez sybiraka, autora dobrze udokumentowanych wspomnień
sybirskich - Stanisława Rymaszewskiego. Była ona reakcją na publikację
warszawskiego Ośrodka Karta "Represje sowieckie wobec Polaków i obywateli
polskich" (2002). Według Indeksu represjonowanych Karty, odwołującego się
do archiwów NKWD oraz do badań historyków rosyjskich, białoruskich i
litewskich, w latach 1939-1941 deportowano w głąb Związku Sowieckiego tylko
około 330 tysięcy obywateli RP, w tym około 200 tysięcy Polaków. Zastrzeżenia
budzą nie tylko liczby, ale i pośmiertne przebieranie w ofiarach,
klasyfikowanie pod względem narodowości, traktowanie Rzeczypospolitej Polskiej
jako miejsca tymczasowego pobytu ludzi różnych narodowości, a nie jako państwa,
które poniosło wyliczalne straty - przede wszystkim pod względem liczby
obywateli, ofiar zbrodniczych działań okupantów. Stanisław Rymaszewski pisze:
"Na podstawie ´bazy źródłowej´ sowieckiego archiwum, przyjętej dla
weryfikacji liczby polskich zesłańców, z przykrością stwierdzam, że dane
zawarte w raporcie ´Represje sowieckie wobec Polaków i obywateli polskich´
stanowią zakłamanie jednego z większych rozdziałów historii martyrologii Narodu
Polskiego; martyrologii polskiej ludności kresowej z zesłań w latach 1940-1941
do ZSRS. W sytuacji, kiedy brak danych uniemożliwia uściślenie prawdy, to niech
w historii pozostanie ta dostępna prawda, która została ustalona przez ofiary
´na żywo´ - w przedziale wielkości, a nie precyzyjnie udokumentowane kłamstwo
oprawcy". Protest polskiego sybiraka nie wzbudził w kraju zainteresowania.
Kiedy pojechałem do Berlina na wystawę Eriki Steinbach, przeczytałem tam, że
Sowieci deportowali w głąb Związku Sowieckiego 300 tysięcy Polaków.
"Kłamstwo oprawcy", o którym mówi pan Stanisław, bardzo szybko
znalazło chętnych do upowszechniania. Ponad 60 lat po wojnie nie mamy w kraju
poważnych, kompleksowych badań naukowych - ani na temat liczby poległych,
zmarłych lub zamordowanych w czasie wojny obywateli polskich, ani na temat
liczby ofiar wojennego i powojennego Sybiru. To wszystko jeszcze przed nami, bo
historia nie znosi niechlujstwa. Sybirskie krzyże apelują do nas, byśmy nie
utracili pamięci.
Piotr Szubarczyk, IPN Gdańsk
********
Ballada zesłańców
Słowa i muzyka anonimowe, powstały
w roku 1940 podczas deportacji. Balladę można śpiewać tak jak "Boże, coś
Polskę",
ma też ona jednak swą oryginalną melodię.
Ojczyzno nasza, ziemio ukochana,
w trzydziestym dziewiątym cała krwią zalana.
Nie dość, że Polskę na pół rozebrali,
to jeszcze Polaków na Sybir wygnali.
Dziesiąty luty będziem pamiętali,
gdy przyszli Sowieci, myśmy jeszcze spali,
i nasze dzieci na sanie wsadzili,
na główną stację wszystkich dowozili.
O, straszna chwila, o, straszna godzina,
rodząca swoich bólów zapomina,
ale Wam powiem, nie zapomnę chwili,
gdy nas w ciemny wagon jak w trumnę wsadzili.
O, żegnaj, Polsko, żegnaj, chato miła,
o, żegnaj, ziemio, któraś nas karmiła,
żegnaj, słoneczko i gwiazdy złociste,
my odjeżdżamy z tej ziemi ojczystej.
Cztery dni polską ziemią my jechali,
lecz żeśmy ją tylko przez szpary żegnali.
W piąty dzień sowiecka maszyna ryknęła,
jakby każdego sztyletem przeszyła.
Mijają doby, tygodnie mijają,
raz na dzień chleba i wody nam dają,
mijamy Rosję i góry Uralu
i tak jedziemy wciąż dalej i dalej.
Czwartego marca stanęła maszyna
i tak już transport z nami się zatrzymał,
jedziemy autem, a potem saniami,
przez śnieżną tajgę, rzekami, lasami.
Oj, smutna była nasza karawana,
"kipiatku" z chlebem dali nam co rana,
dzieci zmarznięte z sani wypadają,
a na noclegach umarli zostają.
O, Polsko piękna, ziemio nasza święta,
gdzie Twoje syny, gdzie Twoje orlęta?
Dzisiaj w sybirską tajgę przyjechali.
Czy będziem Ciebie kiedy oglądali?!
Słoneczko złote smutno nas witało,
gdy do baraku rano zaglądało.
Dwie białe trumny sosnami ubrane,
nad nimi matki klęczą zapłakane.
Jesteśmy sami, straż nas zostawiła,
bo cóż tu będzie koło nas robiła?
Świat nam zamknęli, wszędzie lasy, drzewa,
nawet ptaszyna nam tu nie zaśpiewa.
Zima, śniegi straszne, w lesie ciężka praca,
głód i tęsknota bardzo nas przygniata,
tyfus okrutny wśród ludzi się szerzy,
co dzień to więcej pod sosnami leży.
I przyszła wiosna, słońce zajaśniało,
lecz u nas wcale nie poweselało,
tylko po lesie słychać głos płaczący:
"O, Jezu Chryste, w Ogrójcu mdlejący!".
Polska Królowo, zlituj się nad nami,
nad polską ziemią i nad Polakami,
powróć nas, powróć do ziemi ojczystej,
Królowo Polski! Panienko Przeczysta!
W sobotę, 10 lutego, po godzinie 21.40 Telewizja Trwam wyemituje pierwszą część
relacji sybiraków nagranych w Szymbarku na Kaszubach, w drewnianym domu
zbudowanym w XVIII wieku pod Irkuckiem, przewiezionym do Polski i tu ponownie
złożonym. Relacje będą wzbogacone fragmentami filmów dokumentalnych
poświęconych sybirskiej odysei Polaków w okresie wojny. Zapraszamy do
obejrzenia tego programu oraz do refleksji i modlitwy w intencji tych rodaków,
którzy nigdy nie powrócili z "nieludzkiej ziemi".
http://www.electronicmuseum.ca/index.html
Okupacja,sowiecka,ziem,polskich,1939-1941,Instytut,Pamięci,Narodowej,-,Komisja,Ścigania
... omijana bądź zafałszowywana przez historiografię Polski Ludowej. ... |
|
|
Description:
Lwowskie pod okupacją sowiecką (1939-1941) to zbiór 29 relacji, ... Format: 14.5x21.0cm, Language: polski,
Number of pages: 406, ... |
||||
|
|
POD
OKUPACJA SOWIECKA, 1939-1941. Marek Wierzbicki ... glownie przedstawiciele
dwoch mniejszosci narodowych przedwojennej Polski: bialoruskiej i zydowskiej,
... |
STOSUNKI
POLSKO-BIALORUSKIE Marek Wierzbicki
|
|
Prosowieckie dzialania dywersyjne i rebelie po 17 wrzesnia 1939 roku Inna forma poparcia agresji sowieckiej na Polske byly dzialania dywersyjne, prowadzone na ziemiach polnocno-wschodnich II Rzeczypospolitej po 17 wrzesnia 1939 roku. Agresja sowiecka na Polske spowodowala ujawnienie sie wsrod bialoruskiej i zydowskiej (a na ziemiach poludniowo-wschodnich rowniez ukrainskiej) ludnosci Kresow silnych sympatii prosowieckich i wrogosci wobec Panstwa Polskiego. Nastroje te wyrazaly sie, miedzy innymi, przez czynne wystapienia przeciwko oddzialom Wojska Polskiego i polskim wladzom panstwowym. Chociaz przypominaly one dzialania niemieckiej "piatej kolumny" na zapleczu frontu niemiecko-polskiego, mialy jednak na terenach polnocno-wschodnich swoista specyfike. O specyfice tych dzialan swiadczy zasieg ich wystepowania. Po 17 wrzesnia 1939 roku, praktycznie we wszystkich powiatach ziem polnocno-wschodnich (o ile wczesniej nie wkroczyli tam Niemcy) doszlo do utworzenia wiekszych lub mniejszych grupek i grup dywersyjnych lub calkiem sporych oddzialow partyzanckich, ktore prowadzily dzialania dywersyjne i partyzanckie w celu wsparcia marszu Armii Czerwonej w glab terytorium Panstwa Polskiego. Juz 17 wrzesnia przekonal sie o tym gen. Jozef Olszyna-Wilczynski - owczesny dowodca Okregu Korpusu nr III Grodno [gen. Jozef Olszyna-Wilczynski i jego adjutant, rtm. Mieczyslaw Strzemski, zostali zamordowani 22 wrzesnia 1939 roku przez oddzial Armii Czerwonej w okolicy miejscowosci Sopockinie], ktory na wiesc o agresji sowieckiej wracal ze swoim sztabem z Pinska do Grodna. Na skraju wsi Gnojno (powiat Slonim) jego samochod zatrzymala grupa mezczyzn z czerwonym sztandarem. Po chwili, grupa uzbrojonych mlodych ludzi z czerwonymi opaskami na rekawach rozpoczela regularne natarcie z uzyciem broni palnej. Jedynie determinacja Generala i jego sztabu uratowaly go od schwytania przez dywersantow. Jak wspomina jego zona, w drodze do Grodna przypadki dywersji komunistycznej byly tak czeste, ze z Wolkowyska do Mostow General ze swym sztabem musial jechac bocznymi drogami, poniewaz: ... szosa szly juz czolgi bolszewickie na Wilno, a bandy miejscowych komunistow urzadzaly zasadzki. [7] Ostatnim zetknieciem sie Generala z dywersja komunistyczna w drodze do Grodna byla proba zatrzymania jego samochodu w miasteczku Skidel, opanowanym przez prosowieckich rebeliantow. Doswiadczenie, nabyte w drodze z Pinska spowodowalo, ze kierowca jego samochodu zareagowal na wezwania do zatrzymania sie zwiekszeniem predkosci pojazdu i przebil sie przez kordon. Jest rzecza charakterystyczna, ze obok dzialalnosci o charakterze dywersji, dochodzilo na tych terenach do niezwykle licznych przypadkow organizowania zbrojnych rebelii o charakterze antypanstwowym. Towarzyszylo im tworzenie struktur samozwanczej wladzy, tak zwanych "komitetow rewolucyjnych", powolywanych w imieniu ZSRR jeszcze przed nadejsciem wojsk sowieckich. Oglaszaly sie one lokalna wladza na danym terenie, powolywaly namiastki administracji, uzbrojone bojowki zwane "milicja", lub oddzialy partyzanckie do walki z wiekszymi oddzialami Wojska Polskiego. Dokonywaly one tez likwidacji pozostalosci polskiej administracji panstwowej, przeprowadzaly samosady ("czystki"), zajmowaly obiekty o znaczeniu strategicznym. W dzialania dywersyjne i rewolty antypanstwowe angazowali sie na tym obszarze glownie przedstawiciele dwoch mniejszosci narodowych przedwojennej Polski: bialoruskiej i zydowskiej, pochodzacy najczesciej z najbiedniejszych warstw spoleczenstwa Kresow. Nic wiec dziwnego, ze do najbardziej intensywnych wystapien antypanstwowych dochodzilo na obszarach zdominowanych ilosciowo przez ludnosc bialoruska (wzglednie prawoslawna [8]) oraz zydowska - na Polesiu, Grodzienszczyznie, w Wolkowyskiem. Niektore z rebelii przybieraly takie rozmiary, ze do ich stlumienia wladze zmuszone byly uzyc silnych oddzialow wojskowych. Najbardziej znana jest rewolta (tak zwane "powstanie") w miasteczku Skidel (powiat Grodno), w trakcie ktorej doszlo do dwudniowej okupacji miasteczka przez rebeliantow. Wydarzenie to mozna uznac za model rebelii antypolskiej tego okresu z nastepujacych powodow: przywodcza rola komunistow (czlonkow bylej KPZB), dominujacy udzial Bialorusinow i Zydow, wreszcie reakcja wladz polskich, ktore w stanie wojny surowo tlumily przypadki irredenty. Rebelia skidelska w sposob modelowy pokazuje rowniez, jak wystapienia antypanstwowe i dywersyjne (z Bialorusinani i Zydami, jako organizatorami i uczestnikami) przeciw polskim wladzom panstwowym (z Polakami, jako trzonem tej wladzy: administracja, policja, straz obywatelska) przeradzaly sie w konflikt narodowosciowy. Wladze polskie stlumily rebelie skidelska dopiero po wyslaniu z Grodna ekspedycji karnej, ktora 19 wrzesnia musiala stoczyc regularna bitwe o miasteczko [9]. Podobne rewolty organizowano takze w innych miejscowosciach: Jeziory, Lunna, Wiercieliszki, Brzostowica Wielka, Ostryna, Dubno, Dereczyn, Zelwa, Motol, Wolpa, Janow Poleski, Kobryn, Byten, Horodec, Drohiczyn Poleski i same Grodno, w ktorym do walki z dywersantami wladze polskie zaangazowaly wojsko, policje, a nawet straz pozarna [10]. Odpowiedzia na antypanstwowa dzialalnosc w formie dywersji i zbrojnych rebelii byly akcje odwetowe, stosowane przez strone polska zgodnie z prawem stanu wojennego. Wszelkie przejawy zbrojnych rebelii byly przez wladze polskie surowo tepione - mezczyzna, schwytany przez wladze polskie z bronia w reku skazywany byl z reguly na kare smierci [11]. Zwlaszcza w przypadkach, kiedy oddzialy wojska zmuszone byly zdobywac szturmem miasteczka, okupowane przez rebelianow - przykladem: Ostryna, Jeziory, Skidel [12]. Jest charakterystyczne, ze niemal zawsze na czele rewolt i dzialan dywersyjnych stali czlonkowie bylej KPZB. Jest to jeden z dowodow na sowiecka inspiracje dzialan dywersyjnych po 17 wrzesnia 1939 roku na tym terenie. Sowiecka inspiracja dzialan dywersyjnych wydaje sie byc wysoce prawdopodobna chociazby dlatego, ze wladze sowieckie organizowaly taka dzialalnosc na ziemiach wschodnich II RP juz w latach 20-tych, a zaufani komunisci, po przejsciu w ZSRR specjalnych kursow dywersyjnych, byli przerzucani do Polski. Instrukcje, sporzadzane dla KPP i KPZB na wypadek wojny polsko-sowieckiej przez sterowana przez ZSRR Miedzynarodowke Komunistyczna mowily, miedzy innymi, o organizowaniu sabotazu, dywersji i oddzialow partyzanckich [13]. O przygotowywaniu prosowieckich grup terrorystyczno-dywersyjnych w Polsce do dzialan na zapleczu frontu polsko-sowieckiego mowia takze zeznania sowieckich instruktorow dywersji, schwytanych w czerwcu 1939 roku przez wladze polskie. Z nielicznych dostepnych zrodel sowieckich wiadomo, ze dowodztwo Frontu Ukrainskiego przerzucalo na tyly wojsk polskich niewielkie grupy dywersyjne. Jeden z meldunkow donosi: ... Siec szpiegowska rozwinieta szeroko. Dzialalnosc agentury zwiazana z dzialaniami oddzialow dywersyjnych zrzucanych z samolotow na spadochronach. Ich liczebnosc 10-12 ludzi. Uzbrojone w karabiny maszynowe i granaty reczne. Napadaja na tyly, sztaby i nieduze oddzialy wojskowe. Siec szpiegowska obok zbierania informacji podejmuje caly szereg aktywnych przedsiewziec, ulatwiajacych w efekcie odniesienie sukcesu. Sa to: prowokacje, dezorientacja ludnosci, wywolywanie paniki w wojskach i wsrod ludnosci, zatruwanie wody itd. [14] Znaczenie rodzimej dywersji podnosila taktyka przyjeta przez Armie Czerwona w czasie agresji na Polske. Polegala ona bowiem na szybkim marszu jednostek pancerno-zmotoryzowanych, co zwiekszalo zapotrzebowanie na wspoludzial oddzialow piechoty. Stad niejednokrotnie uzbrojone grupy miejscowych zwolennikow wladzy sowieckiej braly udzial w starciach zbrojnych po stronie sowieckiej pelniac role piechoty. Wladze sowieckie wykorzystywaly dzialania dywersyjne rowniez do celow propagandowych, przedstawiajac je jako rewolucyjny zryw ludu pracujacego Zachodniej Bialorusi przeciwko "panskiej" Polsce. Bylo to oczywiste klamstwo, ale propaganda, a za nia historiografia sowiecka nie byly zainteresowane w rzetelnym przedstawianiu prosowieckich dzialan dywersyjnych i rebelii. Jednym z przykladow przeinaczania faktow bylo przedstawienie walki wladz polskich z komunistyczna dywersja w Grodnie. Po zajeciu tego miasta przez Armie Czerwona, wladze sowieckie przedstawily stlumienie antypolskich dzialan dywersyjnych, jako "antysemickie ekscesy" wladz polskich, wymierzone przeciwko niewinnym obywatelom narodowosci zydowskiej. W 1940 roku zorganizowany zostal przez wladze sowieckie w Grodnie proces osob zaangazowanych w owe "ekscesy", ktory doprowadzil do skazania kilku obywateli polskich na kare smierci [15]. W rzeczywistosci, skazani w tym procesie wzieli we wrzesniu 1939 roku udzial w zwalczaniu grodzienskiej komunistycznej dywersji, w ktorej - obok stosunkowo mniej licznych Bialorusinow - dominowali prosowiecko nastawieni obywatele polscy narodowosci zydowskiej.
|