Dyplom ukończenia sowieckiej szkoły szpiegów ...

W roku 1978 A. Kwasniewski był już kierownikiem Wydziału Kultury ZG SZSP. 2eni się z Jolantą Konty - pochodzenia żydowskiego, córką płk. Kontego - oficera Informacji Wojskowej, podejrzanego o zbrodniczą działalność w wojsku w okresie stalinowskim. Przenosi się do Warszawy, gdzie poza kolejnością otrzymuje mieszkanie. Już nie stara się skończyć studiów na Uniwersytecie Gdańskim. Rezygnuje z pisania i obrony pracy magisterskiej.

Niewątpliwą przyczyną tej decyzji jest skierowanie go przez KC PZPR na roczne studia do Moskwy (1979/1980), na wydział międzynarodowego dziennikarstwa w Państwowym Instytucie Stosunków Międzynarodowych przy MSZ, który kończy z sukcesem uzyskując dyplom Nr 1792 z dnia 20 czerwca 1980 r. (patrz powyżej)

A. Kwasniewski nie ujawnił tego faktu wówczas, kiedy zarzucono mu nie posiadanie dyplomu ukończenia Uniwersytetu Gdańskiego.

Na wspomnianym dyplomie (patrz powyżej) uzyskuje następujące oceny: * historia Komunistycznej Partii Związku Radzieckiego - celująco; * komunizm naukowy - celująco; * ateizm naukowy - celująco; * ekonomia polityczna - celująco; * stosunki międzynarodowe -dobry; * ekonomia radziecka - celująco; * prawo radzieckie - celująco; * logika - dobry; * podstawy dziennikarstwa - dostateczny;

Uczelnię tę [ MGIMO] uważano za wylęgarnię światowej sowieckiej agentury.

Otóż przez wszystkie lata komunistycznej dominacji w Europie Wschodniej, w tej specyficznej szkole kształcone były wyselekcjonowane (według ideologicznego i politycznego klucza) - nie tylko przyszłe kadry dyplomatyczne i dziennikarskie dla bieżących potrzeb partii komunistycznych i reżimów w tych państwach, ale także agenturalne ekspozytury za granicą występujące pod szyldem "dyplomatów", bądź "korespondentów" zagranicznych agencji rządowych tych państw oraz ich partyjnych gazet i czasopism.

Nauka w tym na wpół tajnym instytucie, będącym w istocie prawdziwą socjalistyczną wylęgarnią szpiegów, trwała w zależności od specjalności od 5 do 6 lat. Krócej tylko studia podyplomowe. W uczelni tej wykładali m.in. wyżsi funkcjonariusze GRU i KGB, jak np. J. Primakow - były szef KGB, a później premier Rosji.

 

 

 

 



 

 

 

 nie nasz prezydent

DWA SPOJRZENIA

Wtygodniku "Gwiazda Polarna" Nr.7 Vol.88 Sobota, 17 lutego 1996 roku, na pierwszej stronie, ukazał sie obszerny artykuł Andrzeja Krajewskiego pt. "Dziecko Ziem Odzyskanych" na temat Aleksandra Kwasniewskiego.

W trzy tygodnie później, w tej samej gazecie, Nr.10, Sobota 9 marzec 1996, w dziale "LISTY OD CZYTELNIKÓW" Jan Krawiec wyrazi! swoje uczucia po przeczytaniu tegoż artykułu. Artykuł zatytułowany jest "Towarzysz Stolzman".

Przytaczamy czesc pierwszego (ze względu na rozmiar i cwiercprawdy), oraz drugi w całości.

Refleksje pozostawiamy czytelnikom.

Sugerujemy zwrócenie sie bezpośrednio do Prezydenta Kwasniewckiego, http://www.prezydent.pl/ z zapytaniem z jakim nazwiskiem urodził sie ponieważ w jego życiorysie podanym w home page prezydenta niema nazwiska Stolzman.

Może powinno byc Shtolzman?

DZIECKO ZIEM ODZYSKANYCH.

Autor: Andrzej Krajewski

W swoim inauguracyjnym przemówieniu, 23 grudnia 1995 roku nowy polski prezydent, Aleksander Kwasniewski przedstawił sie jako dziecko Ziem Odzyskanych. Rzeczywiście urodził sie 15 listopada

 

 

1954 roku i mieszkał do czasu wstąpienia na Uniwersytet Gdański w 1973 roku w Białogardzie na Pomorzu Zachodnim, na ziemiach przyznanych Polsce w Jałcie, kosztem Niemiec na zachodzie, jako rekompensata za stracone na wschodzie na rzecz Związku Radzieckiego.(...) Mieszkanscy Białogardu mowia o prezydencie wyłącznie dobrze. Nawet grupa tak szczególna jak Sybiracy, deklaruje na koniec półgodzinnej, nieco chaotycznej rozmowy:"My na niego nie głosowaliśmy, ale złego nic nie powiemy'] choć komuś wymyka sie w gniewie:"Ten, co na Kwasniewskiego głosował, to na Syberie powinien znów jechać". Za to rodzinę Kwasniewskich wszyscy, z którymi rozmawiam, znają doskonale. Ojciec prezydenta, Zdzisław Kwasniewski, chirurg, kierownik przychodni kolejowej, zmarł w 1990 roku. Pomagał ludziom - slysze od Sybiraków - Bardzo cenił wyksztlcenie, cieszył sie z każdej piątki dzieci, w pracy chwalił sie doktoratem córki. - przypomina sobie pracujący z nim dawniej lekarz. Matka prezydenta, pani Aleksandra Kwasniewska, z zawodu pielęgniarka, dopiero po śmierci meza zaczęła sie szerzej udzielać, przyjmować gości, włączać w życie parafii sw Jadwigi. Proboszcz Wilk mówi o niej z widoczna sympatia i podziwem: - Była jednoosobowa instytucja charytatywna, pomagała ludziom, a swoje problemy zdrowotne ukrywała. Inni wspominają, ze rozdawała zapomogi, sama sie zapożyczając, płaciła rachunki telefoniczne za rozmowy prowadzone z jej mieszkania przez sąsiadów. Zmańa nagie, juz w trakcie kampanii wyborczej syna, we wrześniu. Aleksander Kwasniewski był na mszy świętej, odprawianej za nia w kościele przy Placu Wolności, a pochowana została tak jak maz, w Warszawie Zdaniem proboszcza Wilka, dom Kwasniewskich był zamknięty: miody Ołek, tak samo jak jego siostra Małgosia, byli świadomie izolowani przez ojca... Nie wolno im było mieć za wielu kolegów. Byc może wynikało to z ojcowskiej obawy przed zarażeniem dziecięcymi chorobami. To ojciec dbał. aby w domu niczego nie brakowało, organizował cale jego życie. Olek i jego siostra Małgosia, mieli przede wszystkim sie uczyć . Az tak, ze na dodatkowe lekcje łaciny chodził do profesora Komarczewskiego. Czy ojciec marzył dla Olka o karierze lekarza? We wspomnieniach szkolnych koiegow młody Kwasniewski okazuje sie jednak sportowcem i humanista; W ogólniaku biegał, zawze lubił sport - mówi jeden z jego kolegów, który po studiach medycznych pozostał w mieście. Z przedmiotów ścisłych szło mu gozej. zdarzało sie zarobić nawet dwoje, szczególnie z matematyki. Ale potrafił lawirować. W tym był mistrzem - mówi tygodnikowi"Poznaniak"koleżanka z klasy prezydenta, Teresa Chrenowska. Potwierdza to dzisiejszy bialogardzki lekarz: Był koleżeński, ale jednocześnie lubił sie wyróżniać. Na koniec rozmowy redaktor Sałapatek pyta mnie wyraźnie podniecony: - A pan wie, ze on juz raz był prezydentem? Jak to gdzie? Wdomu! Oni tam przecież własna republikę Kwasniewskich mieli! Oleńka mi to wszystko opowiadała, takimaterial miałem, ale teraz po jej śmierci, nie wypada pisać, zresztą Olek prosił, abym dal spokój... Rewelacje redaktora Salapatka potwierdza relacja z rozmowy z matka prezydenta w książce Agaty Chroscickiej Kwasniewski jestem : Pani Aleksandra przypomina sobie, ze Olek od dziecka miał zadatki na polityka. Jest nawet takie zdjęcie, na którym ma 9 lat i udaje, ze składa prezydencka przysięgę. I właściwie to był wtedy prezydentem, bo rodzina Kwasniewskich miała własne państwo i nawet hymn. Oczywiście najważniejszy w tym państwie był Olek, a dopiero potem pozostali obywatele .

 

TOWARZYSZ  STOLZMAN

Autor: Jan Krawiec. ( uwaga"Gwiazdy Polarnej": autor nie jest byłym redaktorem naczelnym"Dziennika Związkowego".)

Omal z krzesła nie spadłem, kiedy przeczytałem w Gwieździe Polarnej z dnia 17 lutego artykuł pod tytułem Dziecko ziem odzyskanych !

Jeśli dziecko, to PRL lub PZPR, ale nie Ziem Odzyskanych !

Po pierwsze: Andrzej Krajewski pomija działalność Aleksandra Kwasniewskiego jako członka Polskiej Zjednoczonej Partii Robotniczej, nie podaje nawet najmniejszej wzmianki o jego przynależności do organizacji, która sluzyla interesom nie polskim, ale Związku Radzieckiego.

Po drugie: Andrzej Krajewski daje jak najlepsza opinie ojcu Aleksandra Kwasniewskiego, Zdzislawowi, natomiast nic nie wspomina o polskiej atmosferze w ich domu rodzinnym i o działalności Zdzisława Kwasniewskiego w Urzędzie Bezpieczeństwa PRL.

Nic nie wspomina również Andrzej Krajewski o współpracy Zdzisława Kwasniewskiego z placówkami NKWD, które znajdowały sie w Gross-Born (Bome Sulinowo), Białogardzie i Ragiczu, jaka była jego rola w wyłapywaniu żołnierzy AK, NSZ i innych organizacji, ukrywających sie na terenie Pomorza Zachodniego.

Zanim przedarłem sie, z narażeniem życia, do Niemiec Zachodnich, przez wiele lat zylem w Białogardzie. Pamiętam dobrze, kto z ramienia NKWD kierował działalnością miejscowego Urzędu Bezpieczeństwa.

Byl nim Zdzisław Kwasniewski, ojciec Aleksandra Kwasniewskiego, choć wtedy nazywano go towarzyszem Stolzmanem. Tyle juz czasu upłynęło od tych strasznych wydarzeń. Pamiętam tylko trzy nazwiska zamordowanych żołnierzy AK.

Najdłużej ich przesłuchiwano i zrobiono im proces pokazowy, w

którym wszyscy przyznali sie do popełnionych win.

Byli to: Jerzy Lozinski, Stanisław Subortowicz i Witold Milwid.

Rozstrzelano ich w obecności towarzysza Stolzmana - Zdzisława

Kwasniewskiego.

Towarzysz Stolzman z ramienia NKWD opiekował sie równie

procesami politycznymi młodzieży szkolnej.

W Wałczu odbył sie proces uczniów: Bogdana Szczuckiego, Mariana Basladynskiego i Feliksa Stanislawskiego, w Białogardzie zas proces Pszczolkowskiego i Tracza. Skazano ich na długoletnie wiezienie i prace w kopalniach węgla.

Obławy na grupy żołnierzy wileńskiego oddziału AK majora Zygmunta Szyndzielerza ps. Lupaszka , które po ciężkich walkach i dużych stratach w ludziach przedostały sie w lasy Pomorza Zachodniego, były również nadzorowane przez towarzysza Stolzmana.

Obóz koncentracyjny NKWD w Barkenbrucke (Barkniewo) koło Gross-Born (Borne Sulinowo) był obozem przejściowym . Z tego obozu albo wywożono do Rosji, albo rozstrzeliwano. Andrzej Krajewski zdobył sie na określenie miasta Borne Sulinowo jako: miasto ponad 20-tysieczne, całkowicie tajne . Tylko tyle, nic więcej.

Egzekucji dokonywano około 5 km na polnoc od Nadrzyc, we wsi Doderlage. Miejscowość ta juz nie istnieje. Istnieją tylko resztki murów i fundamenty budynków. Ciała zakopywano w okolicznych lasach, przykrywając je niewypałami, a nawet minami, następnie zasypano groby ziemia.

Towarzysza Stolzmana miałem przyjemność spotkać w urzędzie bezpieczeństwa w Białogardzie, a po kilku latach powtórnie w tym samym urzędzie, ale nazywał sie on juz inaczej.

Nowe nazwisko Stolzmana brzmiało: Zdzisław Kwasniewski.

Jako lekarz mieszkał w Białogardzie przy ulicy Bohaterów Stalingradu nr 10 (obecnie Dworcowa).

To tylko kilka zdań dla uzupełnienia historyjek pana Andrzeja Krajewskiego o redaktorze Salapatku i targach, na które przyjeżdżali ludzie nawet z Bornego Sulinowa.

* * *

Były kierownik UB w Drawsku Pomorskim, Wacław Nowak, wyjawił, że Zdzisław Kwasniewski, ojciec obecnego Prezydenta R.P., to żydowski zbrodniarz wojenny winny zbrodni przeciwko narodowi polskiemu.

Nowak mieszkał jako emeryt w Koszalinie przy ulicy Powstańców Wielkopolskich 22. Kilka miesięcy przed śmiercią w 1994 roku

wyznał, że UB i NKWD zamordowało AK-owców, NSZ-owców i uczestników ruchu oporu na Pomorzu Zachodnim w 1945 roku, do czego on sam się przyczynił. Nowak kierował operacjami UB w rejonie Drawsko, Czaplinek, Jastrowie, Połczyn, Białogard i Kołobrzeg.

Otrzymywał on rozkazy bezpośrednio od NKWD z placówek w Gross-Bom (Borne-Sulimowo), Białogardzie i Ragiczu. występował on pod przybranym nazwiskiem"Wacław Nowak"nadanym mu przez NKWD w trakcie nominowania go na stanowisko kierownika UB w Drawsku w 1945 roku. Jego prawdziwe nazwisko zdradzało jego rodowód żydowski.

Z nakazu NKWD Nowak wychwytał żołnierzy Armii Krajowej, Narodowych Sił Zbrojnych i organizacji anty sowieckich, ukrywających się na podległym mu terenie. Uczestniczył on w obławach na grupy żołnierzy Wileńskiej 5-tej Brygady AK

oddziału majora Zygmunta Siendzielerza ps."Łupaszka"(wcześniej należącego do 4-tej Brygady), które przedostawały się do lasów Pomorza Zachodniego.

Złapanych odstawiał do obozu koncentracyjnego NKWD w Barkenbryge (Barkniewo) koło Gross-Born Borne (Sulimowo). (Nowak znał tylko niemieckie nazwy miejscowości.) Był to obóz przejściowy. Stamtąd były dla AK-owcóow tylko dwa wyjścia: do Rosji albo na"rozwałkę".

NKWD-zista, który nadzorował zbrodniczą działalność UB, w tym zbrodnie Nowaka, był Żyd Stolzman.

 

AK-owców rozstrzelano we wsi Doberlage położonej około 5 km na północ od Nadarzyć.

Wieś ta jest opuszczona od tamtego czasu, nawet jej nazwa wyszła z użycia. Zostały po niej tylko resztki murów i fundamenty. Zwłoki zakopano w okolicznych lasach. Jedne przykryto niewypałami, inne także minami i zasypano ziemią.

Nowak zapamiętał tylko trzy nazwiska spośród zamordowanych żołnierzy AK: Jerzy Łoziński, Stanisław Subotrowicz i Witold Milwid, (ich przesłuchiwano najdłużej). UB-owcy zastrzelili ich w Doberlage w obecności Nowaka i Stolzmana.

NKWD-zista Stolzman przygotowywał również procesy polityczne młodzieży szkolnej.

WWałczu doprowadził do skazania uczniów Bogdana Szczuckiego, Mariana Baśladyńskiego i Feliksa Stanisławskiego, a w Białogardzie Pszczółkowskiego i Tracza na więzienie i pracę w kopalniach węgla.

Wacław Nowak spotkał NKWD-zistę Stolzmana kilka lat później w Urzędzie Bezpieczeństwa w Białogardzie, ale on nazywał się już inaczej.

Zmienił nazwisko na Zdzisław Kwasniewski

"Zdzisław Kwasniewski" pracował w Szpitalu Powiatowym i Przychodni zakładowej P.K.P. w Białogardzie.

Ci, którzy go znali, opowiadają, że był wzrostu około 1,60 m, jego profil twarzy i chód Żyda. Gdy maszynista w P.K.P. potrzebował czas wolny od pracy, koledzy zwykli mówić: "Idź do Źydka po zwolnienie". Co najmniej jeden z tych wników mieszka w Stanach Zjednoczonych. On zapisał się na studia w Akademii Medycznej w Szczecinie, ale odpadł ponoć już na pierwszym roku. Zapewne był felczerem, a nie lekarzem.

Mieszkał w Białogardzie przy ulicy Bohaterów Stalingradu nr 10, obecnie Dworcowej. Żona jego, też Żydówka, przebywała w domu i mało wychodziła do miasta. Córka jest okulistką i mieszka z mężem w USA. Był to ojciec obecnego Prezydenta R.P. Aleksandra Kwaśniewskiego-Stolzmana.

Zeznanie pod przysięga zlozyl Dominik Dzimirowicz. Gdzieś w połowie 1945 r. wraz z rodzicami przyjechałem do Gdańska. W domu rodziców mieściła sie Komórka Kontrwywiadu w dzielnicy Gdansk-Wrzeszcz, ul. Wallenroda 4. Do Komórki przychodziły wiadomości, ze w kierunku Gdańska sa kierowani więźniowie, którzy nie docierają do miejsca przeznaczenia tzn. do wiezienia.

Aby rozpoznać "sprawę" ojciec moj postanowił pojsc do pracy U BP Gdańsk jako kierownik warsztatu krawieckiego, a mnie wzial jako ucznia. Podjęto szczegółowa penetracje UBP w Gdańsku. Rzeczywistość okazała sie koszmarem.

Do gdańskiego UB przywożono tygodniowo od jednej do dwuch grup żołnierzy AK. Przesłuchiwania prowadzili NKWDzisci w formie łamania rak, nog, wyrywanie paznokci itd. Ww. przesłuchania były nadzorowane przez Stolzmana.

Następnie przesłuchanych "więźniów" wysyłano transportem samochodowym w kierunku Słupska. Od 1947 r. zaczęto stopniowo likwidować obóz Barkniewo, gdzie byli rozstrzeliwani żołnierze Armii Krajowej.

W związku z tym czesc więźniów była kierowana do podziemi przy ulicy Jaracza w Słupsku, gdzie była mordowana, następnie zasypywana wapnem, gdzie do tej pory lezą ich prochy. W związku z tym, ze Stolzman znal mego ojca, z którym uzgodnił, ze w rezerwie zawsze będzie wyprasowany mundur. Gdy był w Gdańsku, dzwonił do Konsumu, zęby wysiać mundur, wtedy ojciec posyłał mnie z mundurem do Stolzmana.

Wziąłem mundur i poszedlen do urzędu bezpieczeństwa w Gdańsku. Niosąc mundur dla Stolzmana nie spedziewalem sie, ze w przeciągu 48 godzin znajdę sie w przedsionku pieklą. Gdy weszlem do pomieszczenia, gdzie znajdował sie Leebe Bartkowski, który przygotował narzędzie do torturowania ludzi, zamiast zameldować

swoje przybycie, to ja stanąłem i przyglądałem sie, co Bartkowski robi. Tenże nie zastanawiając sie uderzył mnie w twarz. Natychmiast odwzajemniłem Bartkowskiemu. Z opresji wybawił mnie Stoizman, który wszedł prowadzać dwie kobiety, jedna młodsza, druga starsza.

Okazało sie, ze to była żona i córka jednego z uciekinierów, który przyzna! sie, ze u niego w domu przechowywana jest czesc narkotyków - zabrano narkotyki i obie panie. Przez poi dnia Szwedzi i Polacy byli przesłuchiwani przez Stolzmana i Bartkowskiego.

Interesował ich, kto i skąd dostarczył opium na statki, gdzie znajduje sie miejsce składowania na terenie Trójmiasta, Ustki, Słupska. Gdy skończono ustne przesłuchiwanie i Stoizman nie dowiedział sie, skąd brano tak duże ilości narkotyków, wtedy przystąpiono do fizycznego przesłuchania. "Na tapetę" wzięto więźnia, który na piersi miał zawieszony krzyż.

Bartkowski kazał zdjac krzyż, lecz przesłuchiwany odmówił. Stoizman kazał Bartkowskiemu powiesić go na haku na łańcuszku od krzyża. Postawiono delikwenta na taborecie i ręce i nogi miał związane, glowe przełożono na łańcuszek powieszony na haku. Następnie Bartkowski raptownie wyrwał lawke spod nog. Łańcuszek pekl pod naprężeniem i jednocześnie przeciął prawdopodobnie tętnice. Krew zaczęła lac sie jak z "kranu". Po kilku minutach człowiek nie zyl.

Kazano mi pomoc wynieść zwłoki oraz zmyć podłogę. Krzyż zmywał NKWDzista. Osobiście slyszlem jak Stoizman mowil do Bartkowskiego, ze krzyż ten weźmie do domu na pamiątkę. Następnym do przesłuchania byl miody Polak.

Związano mu ręce i nogi oraz powieszono jak swiniaka na haku. Obnażono dolna czesc ciała i Bartkowski szczypcami zaczai sciskac przyrodzenie. Nastąpił niesamowity krzyk bólu torturowanego człowieka. Stoizman kazał przerwać tortury i zapytał czy juz sobie przypomniał, skąd mieli na statku narkotyki. Miody człowiek wskazał na małżeństwo z córka, którzy prawdopodobnie mieli sie zajmować transportem narkotyków na statki.

W pierwszej kolejności wzięto seniora rodu. Zone i corke ze związanymi rękoma posadzono w bliskiej odległości od ojca i meza. Zaczęto mu zrywać paznokcie z rak i nog. Zęby nie krzyczał zapiombowanu mu usta. Torturowany człowiek kilkakrotnie mdlał. Łamano mu palce u rak i nog, i ręce. Gdy zdjęto opaskę z ust Bartkowski zapytał go czy będzie zeznawał, odpowiedział, ze tak.

Narkotyk - opium został przywieziony do miasta Ustka samochodem MO, a eskortę stanowili milicjanci. Gdy samochód pojechał pod statki, żołnierze, którzy pilnowali statki szwedzkie znikneli na czas rozładunku towaru. Izaak Stoizman zagroził, ze jeżeli nie będzie mowil prawdy, to żona i córka zostaną zgwałcone a później zastrzelone.

Torturowany mężczyzna przypomniał sobie, ze narkotyk byl przywieziony z Urzędu Bezpieczeństwa Publicznego w Szczecinę. Stoizman jak to usłyszał, to sie wściekł, zawołał dwóch NKWDzistow, tez Zydow, którzy zgwałcili 15 letnia corke oraz zone.

 

 

Po zgwałceniu kobiet, Stoizman wzial ze stołu aparat, rozerwał
pochwę a Bartkowski wepchnął nagrzany pręt do czerwoności w skrwawiona pochwę dziewczyny. Nastąpił niesamowity krzyk bólu. Tak samo postąpiono z matka dziewczyny. Niepotrzebne kobiety wyniesiono do następnego pomieszczenia, gdzie zostały zastrzelone.

Stoizman Izaak w dalszym ciągu prowadził śledztwo w stosunku do torturowanego mężczyzny, nie wierzył jego zeznaniom, ze ten z uporem maniaka powtarzał, ze narkotyki zostały przywiezione z Urzędu Bezpieczeństwa Szczecin. W pewnym momencie kazał nagrzać pręt, a Bartkowski z cala silą wepchną w odbytnice, powtórzył sie ten sam scenariusz - ryk człowieka mordowanego.

Po zakończeniu "eksperymentu" został zastrzelony, w tyl głowy. Wykonawca był Leebe Bartkowski.

łzaak Stoizman zarządził przerwę na obiad. Gdy chciałem opuście przybytek zbrodni zapytałem czy mogę pojsc do domu. Stoizman powiedział, ze zostanę i pojde gdy przyjdzie czas. Po jakimś czasie powrócił z obiadu Leebe Bartkowski, stanal w rozkroku i powiedział do mnie: "Nu ty Goj, czy wiesz, ze nasze kamienice a wasze szubienice, za chwile zawisniesz na tym haku !!!"

Po chwili przyszedł Izaak Stoizman i zarządził przesłuchanie pozostałych Polaków przez Bartkowsktego, a mnie kazał pozostać w pokoju. Natomiast Stoizman wzial dwóch pomocników i rozpoczął przesłuchania marynarzy szwedzkich, zastosował stopniowa metodę torturowania, zaczęto od zdzierania paznokci z rak i nog oraz łamania palców. Następnie rozgrzanym prętem - prętami ciągnięto po całym ciele, plecach, nogach, brzuchu, piersiach itd.

Krzyk bólu, rozpaczy męczonych marynarzy szwedzkich. Gdy torturowano Szwedów i Polaków, Izaak Stoizman stal i przyglądał sie, gdy torturowani ludzie krzyczą.

On uśmiechał sie, wydawało sie, ze Stoizman znajduje wie w jakiejś "ekstazie", która dawała mu niesamowita przyjemność.

Leebe Bartkowski podczas przesłuchania uciekinierów polskich nie uzyskał żadnych dodatkowych wiadomości. Stoizman kazał odprowadzić i rozstrzelać. Dla mnie dano siennik i koc do spania i tak przesiedziałem cala noc do następnego ranka.

Rano następnego dnia Stoizman kazał Bartkowskiemu załadować do samochodu rozstrzelonych Polaków, zawieść do Brzeźna i zakopać. Sam natomiast przy pomocy dwóch NKWDzistow rozpoczął kontynuacje wczorajszych przesłuchań marynarzy szwedzkich, dochodzenie przeprowadzone było w jeżyku niemieckim tak, ze nic nie rozumiałem. Tyle mogłem zrozumieć, ze gdy nie było po mysłi Stolzmana, to wzmogło sie znęcanie.

łamanie rak, palców, bicie prętem po całym ciele itd. Gdy przyjechał Bartkowski, polecił, aby przygotować do drogi samochód, jeżeli beda pytać dokąd zabiera - powiedzieć, ze Szwedzi sa wiezieni na statek, Mory ich zawiezie do Krolewca-Kalingradu. Było to kłamstwo i wyprowadzenie wszystkich "zainteresowanych" w pole.

Następnie wszystkich porwanych Szwedów wsadzono dosamochodu uprzednio wiazac ręce i nogi. Konwojenci siedli razem z więźniami. Natomiast Naczelstwo w Gaziku, a ja z nimi ruszyliśmy w stronę Gdynia-Lebork-Slupsk. W Słupsku po kilku minutach pojechaliśmy pod budynek. Na zewnątrz budynku kształty poi okrągłe, od podwórka wklęsłe. Po chwili stania na zewnątrz wyszło kilku ludzi. Bartkowski na czele ze swoimi ludźmi zaczai wyładowywać Szwedów. Po wyładowaniu ustawiono ich "gęsiego" i poprowadzono do budynku. Gdy ostatni zniknął w drzwiach, Stolzman kazał mi przejść na siedzenie obok niego.Dominik zwrócił sie do mnie: "Przekroczyłeś próg swojego bezpieczeństwa. Zobaczyłeś i usłyszałeś to, co nie powinieneś... widzieć i usłyszeć. W związku z tym musiałbym ciebie zabić, ale tego nie zrobię. Zawdzięczasz swoje życie Dyrektorowi Konsumu, panu Kaminskiemu, który wstawił sie za tobą. Jeżeli zaczniesz rozpowiadać, co słyszałeś i widziałeś, to zginie cała twoja rodzina i ty w podziemiach. Teraz zejdziemy na dol do podziemi to zobaczysz, ze ja ciebie nie okłamuje"Rozkazał, abym szedł za nim, tak mnie sprowadził do podziemia. W pierwszej kolejności poczuło sie niesamowity zapach rozkładających ciał ludzkich oraz zobaczyłem lezących pokotem marynarzy szweckich, którzy przed kilkoma minutami zeszli do podziemi.Dobijano z pistoletów tych, którzy dawali oznaki życia. Gdy chciałem opuście przedsionek pieklą, Stolzman złapał mnie za ramie, mowiac mi, ze musze jeszcze zobaczyć krematorium i zwłoki, które sa zasypane wapnem: "Jak ty nie będziesz posłuszny, to spotka ciebie to samo co tamtych."Podszedłem bliżej do zwłok zasypanych wapnem. Widok byl straszny, usta otwarte, powieki nie zamknięte, wyraz twarzy wykazywał grymas - obraz byl niesamowity. Do tej pory mam obraz tego nieboszczyka. Gdy tak przyglądałem sie twarzy nieboszczyka, która mnie zafascynowała, do Stolzmana podeszło dwóch ludzi, którzy okazali sie prokuratorami prokuratury powiatowej w Słupsku.Przyszli do Stolzmana, aby uzgodnić ilu maja przysłać więźniów do zamordowania, spalenia lub zasypania wapnem. Po uzgodnieniu z nimi, ilu ludzi-wiezniow maja dostarczyć, pociągnął mnie za NKWDzistami, którzy ciągnęli zwłoki szweckiego marynarza. Raptownie trafiliśmy na kotłownie, piece krematoryjne.Widok wkładającego ciała do pieca oraz drugiego palącego ciała marynarza szweckiego. W pewnym momencie straciłem przytomność, dopiero odzyskałem ja w samochodzie w drodze powrotnej do Gdańska.Rok 1957 - moj przyjaciel Kazimierz Walczak otrzymał stanowisko dowódcy okrętu demagnetazyjnego, w związku z tym ziozylem wizytę na okręcie. Byl to szkuner. Kadłub o budowie drewnianej. Przed dostaniem sie w polskie władanie właścicielem byl amator szwedzki. Polscy marynarze nazywali go "Swiety Jerzy". Wsrod marynarzy - załogi, szła szeptana z ucha do ucha wiesc, ze "Swiety Jerzy" został w piracki sposób obrabowany przez Sowietów, natomiast załoga statku została uprowadzona do Słupska i tam zamordowana oraz w podziemiach byłego Arbeitsamtu w krematorium spalona. Natomiast oficjalna wersja, ze jednostka utonęła na terenie wod wewnętrznych lub przyległych do obszaru polskiego, ze armator szwedzki zrezygnował z wydobycia nieopłacalnej sprawy ! Po szkoleniu byłem kilkanaście dni. Z powodu, ze przyjaźniłem sie z dowódca, por. Walczak Kazimierz "przymknął oko" na moja penetracje kadiubu okrętu. Chciałem znaleźć miejsce w poszyciu kadłuba, które byłoby kiedyś uszkodzone. Takiego miejsca nie znalazłem. Kazimierz Walczak nie doczekał sie lepszych czasów, odmówił współpracy z KGB, został zamordowany latem 1967 r.