CO GRYZŁO EUROPEJCZYKÓW
?
Pomimo masy otaczających nas zewsząd zagrożeń (
powszechna infantylizacja społeczna, hamburgery z papieru, fołksfronty,
wykłady dla przedszkolaków o homoseksualizmie „ et cetera”),życie
we współczesnej Europie ma swoje dobre strony. Do jednej z nich należy
przyroda, a pisząc ściślej fauna. Pod tym względem nasz kontynent wraz z
przyległościami ( afrykańskie wybrzeże Morza Śródziemnego, zachodnia część
Azji) jest niemalże rajem, co uzmysłowił mi niedawno rodak z rzekomo bajkowej
Australii, znajdując w motelowej łazience śmiercionośnego tajpana ( to taka wężowa gadzina)
owiniętego wokół muszli klozetowej. Inny natomiast donosił o jakimś endemicznym
pająku, który na pikniku ( „ pod wiszącą skałą”? ) ucapił
go w palec, co wymagało dłuższej hospitalizacji ( poty, wymioty, gorączka,
kręciołka w głowie).
Nie lepiej mają się wieśniacy z północno-wschodnich Indii
rozszarpywani przez ściśle chronione tygrysy-ludojady, czarni bracia z Afryki
atakowani przez wyjątkowo wredne krokodyle nilowe oraz lwy, potomkowie
dzielnych konfederatów z USA- ofiary ukąszeń mokasynów błotnych lub złego
samopoczucia florydzko-luizjańskich aligatorów, tudzież Amazończycy
narażeni na codzienne koncentryczne ataki z lądu, wody i powietrza ( wystarczy
tylko poczytać świetne reportaże Wojciecha Cejrowskiego i już się odechciewa
wyjazdów za morza i oceany).
A co u nas? Jadowite gady w Europie? Wolne żarty. Swojska
pospolita żmija zygzakowata to żałosny „pikuś” w
porównaniu z afrykańską czarną mambą ( cholera pędzi
24 km/h, jej jad zamienia nasze podroby w rodzaj puddingu, do tego nie boi się
człowieka!) lub brazylijską żararaką ( ukąszenie tej przyjemniaczki, nawet leczone surowicą, doprowadza do
rozległej martwicy tkanek). Nawet jej bałkańska kuzynka- żmija nosoroga- stanowi marny „ersatz” groźnych osobników z
Rodziny „Elapidae” zamieszkujących tropiki.
Owszem, zdarzają się niedźwiedzie ( w Polsce do 80 sztuk,
w tym 1- słownie: jeden- w Kotlinie Kłodzkiej), ale to samotnicy. Trzeba być
szczególnym pechowcem lub gamoniem by wejść im w drogę. Poza tym w razie
nagłego spotkania wystarczy bestię przekupić banalną kanapką z mortadelą. O
misiach polarnych ze Spitsbergenu nawet nie wspominam, boć tylko „ wariaci-naukowcy”
mają z nimi sposobność. Nawet rekinie ataki na ludzi w europejskich
„sadzawkach” zdarzają się niezwykle rzadko, chociaż- uwaga, uwaga polscy
turyści, miłośnicy Śródziemnomorza- największego w
historii żarłacza białego ( słynnego ludojada) wyłowiono w okolicach Malty-
naszej karłowatej koleżaneczki z Unii Europejskiej. Bydlak
mierzył 8 metrów, czyli tyle, co główny aktor „ Szczęk” ( „Jaws”)
Stevena Spielberga. Jest zatem dobrze, tym bardziej,
że dawniej, ale w czasach jak najbardziej historycznych ( od starożytności po
średniowiecze, a nawet- miejscami- nowożytność) inaczej bywało…
Do I wieku po Chrystusie mieszkańcy Europy
mieli kłopoty z… lwami. Te groźne koty pomieszkiwały na Bałkanach, w Italii, na
Półwyspie Iberyjskim, w pobliskiej Azji Mniejszej i dalej na wschód- aż do
Indii. Wydaje się, że północna granica ich występowania przebiegała przez
dzisiejszą Rumunię ( prawda, jak blisko przyszłego Lechistanu?). Obecność
czworonogów potwierdzają Herodot i Arystoteles. Pierwszy notuje, że zaatakowały
one tabory perskiej armii inwazyjnej na grecko-macedońskim pograniczu ( 480 r.
przed Chr.). Podobno zadowoliły się wielbłądami
taszczącymi sprzęt i pożywienie. Wiemy, że zapalonym łowcą lwów był Aleksander
Macedoński ( pozostały stosowne mozaiki z tamtych czasów). Genialny wódz
organizował nawet przymusowe polowania na wielkie koty, byle tylko utrzymać w
należytej kondycji swych obrastających tłuszczem dowódców. Gonił ich aż miło!
To- przy okazji- jeszcze jeden dowód na wyższość monarchii absolutnej nad
demokracją.
Rzecz jasna znane starożytności koty nie wywodziły się ze
środkowej, czy południowej Afryki. Były to lwy azjatyckie ( „Panthera leo persica”)-
minimalnie mniejsze od afrykańskich kuzynów, obdarzone rzadszą grzywą,
posiadające charakterystyczną fałdę skórną biegnącą wzdłuż brzucha. Zwierzęta
te utrzymywały się na przedpolach Europy niemal do ostatnich czasów. Podczas
wypraw krzyżowych żyły jeszcze w Ziemi Świętej. W XII w po Chr.
istniały tam odludne wąwozy, do których nikt o
zdrowych zmysłach nie zapuszczał się bez zbrojnej eskorty.
Chrześcijańsko-muzułmańskie walki na tych terenach położyły właściwie kres ich
istnieniu, wszelako ostatniego lwa azjatyckiego na obszarze miedzy Turcją a
Afganistanem zaobserwowano w … 1942 r. Jedynie kilkanaście sztuk przetrwało w
Indiach. Dzisiaj w „ Gir National
Park” ( Gudżarat, Indie) egzystuje 300 lwów
azjatyckich. Podgatunek nadal balansuje na granicy wymarcia.
Jeszcze okrutniejszy los spotkał znanego aż nadto dobrze
naszym starożytnym, średniowiecznym i nowożytnym antenatom „zabójcę z gór
Atlasu”, czyli lwa berberyjskiego ( „Panthera leo leo”). Zwierzę to
pomieszkiwało w górach i przybrzeżnych lasach północnej Afryki stanowiących
południowe rubieże Imperium Rzymskiego, czyli- aż do najazdu muzułmańskiego- cywilizacyjne
przedłużenie Europy. Piękna to była bestia- wielkości współczesnego samochodu
osobowego, cięższa od środkowo-afrykańskich i azjatyckich kuzynów, osadzona na
krótkich, potwornie grubych łapach, otulona ciemną, zdążającą ku pachwinie
grzywą, patrząca na świat bursztynowymi ślepiami. To właśnie ten podgatunek lwa
sprowadzano na rzymskie areny. Igrzyska kończyły się totalną eksterminacją. Za
jednym zamachem zabijano setki, a nawet tysiące zwierząt. Po prawdzie i one
zabijały. Jest pewne, że głównie lwy berberyjskie rozszarpywały pierwszych
chrześcijan, co zresztą trudno zauważyć oglądając kolejne ekranizacje „ Quo Vadis” ( nawet dbający o szczegóły Jerzy Kawalerowicz nie
ustrzegł się błędu: również jego lwy wyglądają mi na osobników z południa Afryki;
a wystarczyło tylko dokleić im gęste czarne grzywy!). Lew ten został całkowicie
wytępiony ( ostatnia sztuka padła w Maroku w 1922r.). Owszem w rabackim „Tamara
Zoo” wystawiane są gawiedzi jakieś mieszańce wykazujące pokrewieństwo z „berberem”, ale czy na tej podstawie można myśleć o
programie rozrodczym? Wątpliwa sprawa. Prawdopodobnie było, minęło. Chyba, że
jakieś ostatki trzymane są w pałacu króla Maroka…
Tak, spokojna i bezpieczna jest ta nasza Europa. Nie ma
już lwów, wytępiono tygrysy znad brzegów Morza Kaspijskiego, nie uświadczysz
lamparta, chociaż starożytni widywali go w Italii. Bezpiecznie, bogato, syto. I
tylko ta nuda, przeraźliwa nuda przetykana ludzką głupotą…
DARIUSZ RATAJCZAK