Inwigilacja i infiltracja środowisk polonijnych przez służby wywiadowcze i specjalne służby bezpieki ma długą, bo ponad pięćdziesięcioletnią historię. Jednak pomimo przemian politycznych zachodzących obecnie w kraju, zmierzających do rozszerzenia Ustawy Lustracyjnej i objęciu tą ustawą Polonii, a szczególnie tych, których przerzucano z kraju na Zachód w celu kontynuowania działalności operacyjniej, mówi się nieśmiało i niewiele.

 

Temat lustracji Polonii i jej dekomunizacji poruszany jest przez nieomal wszystkie środowiska polonijne na całym świecie. W każdym kraju, w którym osiedlili się Polacy, wraz z nimi osiedlili się Ci wszyscy, którzy przejechali służbowo i do tej pory centrala w Warszawie zapomniała ich odwołać.

Polacy mieszkający w Europie, Ameryce Łacińskiej, Ameryce Północnej (Stany Zjednoczone i Kanada) oraz w Australii podejmują indywidualne i grupowe akcje zmierzające do odzyskania moralnej i politycznej godności. Jeden jest przecież naród Polski i wszyscy urodziliśmy się,

i umrzemy Polakami.

Przez sześćdziesiąt lat Polacy mieszkający poza granicami kraju traktowani byli przez komunistyczny reżim jako wrogowie ustroju, zdrajcy, odmawiano im prawa do szacunku i godności. Liczyły się tylko ich pieniądze, które w trudnych chwilach pomagały pozostawionym w kraju bliskim przeżyć kolejne klęski, katastrofy, stan wojenny i komunistyczną okupację.

 

Głosy Polonii w trudnych dla Ojczyzny chwilach i jej protesty spływały po czerwonym karku Warszawy nie pozostawiając śladów. Liczne placówki dyplomatyczne PRL, ambasady i konsulaty, których nie licząc biur handlowych, na dzień dzisiejszy mamy 317, były rurami kanalizacyjnymi, którymi odprowadzano na Zachód peerelowskie dyplomatyczne brudy. Nadal jednak, jak to na miejsce w Kanadzie i Niemczech, wciąż funkcjonują pod różnymi szerokościami geograficznymi zaufani i przeszszkoleni w Moskwie kolesie znajomych z biesiady przy magdalenkowym stole.

 

Powierzchowne i pozorne zmiany w polityce zagranicznej RP wobec Polonii sprawiają, że wielu z nas uważnie śledzi i od lat przygląda się zmianom politycznym w Polsce. W ciagu ostatnich piętnastu lat wyłoniła się nowa fala oblubieńców konsulatów i ambasad, która powiększyła znacznie poprzednią grupę umizgaczy, sługusów i donosicieli.

Nic też dziwnego, że Ci, którym komunizm wybijano z głów siłą i na których życie w schizofrenicznym systemie bez moralnych wartości, pozostawiło głębokie i bolesne blizny, stoją z boku kręcąc z niedowierzaniem głowami. W każdym jednak systemie rodzą się mutanty, które pomimo nacisków otoczenia nie mogą się do tego systemu zaadaptować.

Można przypuszczać, że właśnie z powodu, genetycznie i osobowościowo uwarunkowanego nonkonformizmu, jednostki te zapadają na nieuleczalną alergię, polegajacą na tym, że w każdej sytuacji, gdy widzą niegodziwość, nadużywanie władzy, manipulację i poniżanie innego człowieka muszą , często wbrew własnemu instyntkowi samozachowawczemu, stanąć w jego obronie.

Dlatego też, gdy w związku z organizowanymi w Melbourne obchodami 25- lecia „Solidarności”, jej organizatorzy i byli działacze Związku, internowani i więzieni, stali się obiektem wściekłej kampani nienawiści ze strony przedstwicieli tzw. polonii zorganizowanej, nie mogłam milczeć. Takiej dozy podłości, lżenia, deptania ludzkiej godności, emocjonalnego pastwienia się, oszczerstw, gróźb (do straszenia śmiercią włącznie), nie zetknęłam się od czasu stanu wojennego w Polsce.

Dokładne opisy tych wydarzeń zawarłam w artykułach „Kulisy Kłamstwa”, „Ujawnić prawdę” i „Australia wyspą agentów?”, opublikowanych na stronie internetowej Wirtualna Polonia w ciągu ostatnich czterech miesięcy. Nota bene, żadne pismo polonijne w Australii nie odważyło się tych tekstów wydrukować.

 

Sytuacja w australijskiej Polonii nie przedstawia się optymistycznie. Rada Naczelna, która rości sobie prawo do reprezentacji nas, Polaków, jest strukturą skorumpowaną, kierowaną przez mafijnie powiazaną i wzajemnie adorującą się klikę. Przewodzi jej giętki prezes Rygielski, o niechlubnej politycznej przeszłości, niedawny członek Polskiej Zjednoczonej Partii Robotniczej, partii znienawidzonej przez cały naród Wspiera go inny, bo co dwie głowy to nie jedna, „właściciel” społecznego radia 3ZZZ i kandydat na przyszłego prezesa W. Wnuk. Sekundują im pogrobowcy propagandowej dywersji wymierzonej w niepodległościową Polonię. Należy do nich Z. Sudułł, który jak się dowiadujemy, odmówił udzielenia poparcia Rządowi Polskiemu na Uchodźctwie. W latach 70-tych pełnił funkcję prezesa i który zajadle zwalczał Radę Naczelną Stowarzyszenia Polaków w Queensland.

 

Choroba zżerająca Polonię w Australii, a charakteryzująca się brakiem autorytetów, brakiem wizji na przyszłość, brakiem jasnego politycznego przesłania, degrengoladą moralną, i samobójczą gospodarką finansową, nie jest odosobnionym przypadkiem w środowiskach polonijnych na innych kontynentach. Jak się bowiem okazuje Polacy mieszkający w innych krajach również zdiagnozowali nękajacą ich środowiska zarazę i szukają na nią skutecznego lekarstwa. I tak na przyklad:

 

W Niemczech w marcu 2005 działacze polonijni opublikowali protest przeciwko zatrudnieniu na stanowisku podsekretarza do walki z korupcją byłej agentki MSW i peerelowskiego wywiadu, Jolanty Gontarczyk (TW „Panna”). Mąż tej Pani, Andrzej Gontarczyk od 1974 roku był tajnym współpracownikiem kontrwywiadu MSW w Łodzi TW ps.”YON”.

Od 1982 po przerzuceniu ich do Niemiec Gontarczykowie rozpracowywali Chrześcijańską Służbę Wyzwolenia Narodów w Carlsbergu, Radio Wolna Europa i Polską Partię Socjalistyczną.

W kontekscie wielu jeszcze do tej pory nieujawnionych materiałów dotyczących działalności Gontarczyków, nie dziwi już nikogo fakt, że IPN wznowił śledztwo w sprawie śmierci założyciela ChSWN ks. Blachnickiego, która jak to napisał Jacek Kowalski z Monachium na stronie www.videofact.com , „niekoniecznie musiała mieć naturalne podłoże”.

W październiku 2005, Polonia w Niemczech nie kryła swojego wzburzenia

wobec utrzymawania na państwowej posadzie ambasadora RP w Berlinie Andrzeja Bryta, którego dziennikarze „Rzeczypospolitej” ujawnili jako osobę odpowiedzialną za aferę kryminalną i jednocześnie agenta tajnej służby wywiadowczej. Za karę za te przewinienia były prezydent RP,

A. Kwaśniewski zesłał go na immunitet dyplomatyczny do Niemiec.

 

W Szwecji będącej ważnym ośrodkiem przerzutu informacji w czasie walki opozycji z komuną, infiltracja środowiska polonijnego była prowadzona systematycznie od lat 70-tych przez liczną grupę donosicieli. Donosiciele byli ponoć w każdym ośrodku polonijnym i to na stałych etatach. Masowo zaludniali Polonię szwedzką po roku 1980, utrzymywali aktywność operacyjną poprzez stałe kontakty z placówkami służb dyplomatycznych PRL w Szwecji. Najbardziej inwigilowane były organizacje polonijne działające w Sztokholmie i Malmo. Służby specjalne za sprawą donosicieli przyczyniły się do kilku wpadek, jak to miało miejsce w przypadku Niklasa Holma i Gorana Jacobssona, których aresztowano w Polsce w 1983 roku, czy też w przypadku przejęcia transportu ze sprzętem dla podziemnej Solidarności i aresztowanie Lennarta Jarna w 1986 roku. (www.videofact.com – „Jak Szpiegowano Polonię – Szwecja „).

 

Polacy mieszkający w Ameryce Poludniowej w liście do Prezydenta RP prof. Lecha Kaczyńskiego zrzeszeni w Unii Stowarzyszeń Organizacji Polskich Ameryki Łacińskiej (Argentyna, Chile, Brazylia, Peru, Paragwaj) datowanym 17. 02. 2006 domagają się zdymisjonowania Leszka Sybisza nominowanego przez marszałka Senatu Borusewicza do Rady Konsultacyjnej przy Senacie RP.

Zdaniem prezydium USOPAŁ p. Szybisz nie tylko nie reprezentuje interesów Polonii Ameryki Łacińskiej, ale od lat działa na szkodę Polonii. Przedstawiciele USOPAŁ negatywnie ustosunkowali się w swoim liście do Prezydenta, także do faktu mianowania na stanowisko sekretarza stanu przy premierze Marcinkiewiczu p. Ryszarda Schnepfa, który będąc ambasadorem RP w państwach Ameryki Łacińskiej działał na szkodę Polaków i Polski (szczegóły www.polishclub.org ).

 

W Stanach Zjednoczonych - Zarząd Wydziału New Jersey Północne Kongresu Polonii Amerykańskiej, w oświadczeniu prasowym opublikowanym w dniu 13 stycznia 2006 poinformował, że członek Zarządu p. Jerzy Prus przyznał, że był tajnym współpracownikiem Służby Bezpieczeństwa PRL w latach 1982-1985 pod pseudonimem „Kuba”.

12 stycznia 1982 zwerbował Prusa do współpracy oficer SB Kierkowski w czasie spotkania w hotelu Metropol. Spotkań takich było 24 a ostatnie miało miejsce 20 stycznia 1985 roku.

Jerzy Prus w latach 1987-1992 był dyrektorem Instytutu Piłsudskiego, i współpracował z takimi osobami jak płk. Wacław Jędrzejewicz i prezes Stanisław Jordanowski. Prus twierdzi, że na emigracji nie współpracował z SB, był natomiast bardzo aktywny jako dziennikarz, historyk i nauczyciel (www.wirtualnapolonia.com ).

O układach mafijnych i terroryzowaniu Polonii Amerykańskiej przez grupkę bandytów z ubeckimi korzeniami pisał Marek Podlecki (www.poloonia.com ) wymieniając Romualda Dymskiego, małżeństwo Karkowskich, Wojciecha Mleczkę z żoną Elżbietą Ringer i Janusza Jóźwiaka jako VIP-ów „układów mafijnych, korupcji, kumoterstwa i bandytyzmu” panoszącego się w środowisku Polonii amerykańskiej.

 

W Kanadzie w lipcu 2005 Stołeczne Koło KPK poinformowało 240 organizacji członkowskich Kongresu Polonii Kanadyjskiej o konieczności zwołania Nadzwyczajnego Zjazdu w związku z „nieprawidłowościami w funkcjonowaniu i zarządzaniu jego majątkiem”. Komisja Rewizyjna wykazała bowiem, że “przy dochodach $45,728 i wydatkach $129,220, KPK ma deficyt finansowy w wysokości $83,492. Zdaniem Komisji Rewizyjnej deficyt ten spowodowany został kosztami usług adwokackich procesu Rogacka v. Belz $2,017 i kosztami nowego procesu- $38,413 (razem $40,430) oraz wysokimi kosztami wyjazdu ZG KPK na Walny Zjazd w Vancouver $8,000. Zainteresowanych szczegółami niechlujstwa finansowego (brak pokrycia, brak decyzji, wydanie $15,000 na środki higieniczne, odsyłam do działu Kanada (www.wirtualnapolonia.com).

Sytuację w Kongresie Polonii Kanadyjskiej oceniono jako “złą, wręcz katastrofalną“. Nadzwyczajny Zjazd KPK odbył się 28.10. 2005,

a prezes Sobocki i jego ekipa zostali usunięci po kilku dniach. Mimo to zdetronizowany prezes oświadczył, iż Zjazd Nadzwyczajny był nielegalny i że on nadal jest prezesem KPK. Wygląda na to że, obecnie w Kanadzie działają dwa zarzady i dwóch prezesów. Ten stary p. Sobocki bywa w konsulatach i ambasdach i nadal przyjmuje odznaczenia. Trudno przewidzieć jak ten dualizm się zakończy skoro w kasie deficyt i pieniędzy na nowe procesy nie ma.

W tak zwanym międzyczasie 27 lutego 2006 roku kilka osób z Kanady wystosowało Apel do Polonii Świata o składanie wniosków do rządu RP dotyczącego przeglądu służb dyplomatycznych RP na świecie (www.ojczyzna.pl ).

 

A w Australii Rada Naczelna jak przysłowiowy stary niedźwiedź smacznie śpi i nawet chrapie. Prezes Rygielski przyjął nominację do Rady Konsultacyjnej Polonii Świata, Wnuk uścisnął rękę Borusewicza, robiąc sobie masę zdjęć i rozdając je gdzie popadnie. Korzystając z okazji, poprosił w imieniu Polonii australjiskiej, aby jego kumplowi Rygielskiemu zwrócono wkład na mieszkanie spółdzielcze, które ten musiał oddać wyjeżdżając z Polski.

Całkowicie rozumiem organiczone możliwości reprezentantów Polonii zorganizowanej i nie mam do nich pretensji, że nie chcą lustrować samych siebie czy poprzeć innych w dążeniu do przeglądu składu osobowego placówek dyplomatycznych. Zrobili to za nich inni: „Ruch Rokaków”, melbourneński „Apel w sprawie uwzględnienia w Ustawie Lustracyjnej środowisk polonijnych”, akcja „Naszej Polonii” z Sydney. Do podjęcia się takiej incjatywy potrzebna jest odwaga , wiara w wartości moralne i inteligencja.

 

Nie należy się dziwić, temat objęcia Ustawą Lustracyjną środowisk polonijnych jest trudny, ale dla wszystkich Polaków niezmiernie ważny.

Po pierwsze - nigdy nie będziemy mogli odpowiedzieć na szereg nękających nas pytań, dotyczących infiltracji i inwigilacji Polonii.

Po drugie - nigdy nie będziemy pewni czy Ci, co nas reprezentują mają do tego moralne prawo, czy prowadzą nas tam gdzie powinniśmy pójść, czy tam, gdzie każą im nas prowadzić inni, ci którzy są specjalistami od dywersyjnej roboty.

Wiadomo przecież, że Polska Ludowa eksportowała grupowo i indywidualnie przez długie lata tysiące agentów, szpiegów, tajnych współpracowników i informatorów.

W Polsce Ludowej tysiące ludzi zamordowała komunistyczna zaraza ze Wschodu. Tylko w latach 1944-1956 około 6 milionów obywateli było inwigilowanych i represjonowanych. Około 300 tysięcy osób wykańczano nieludzką pracą i traktowaniem w polskich łagrach. Sądy na karę śmierci skazały około 8 tysięcy osób, z czego 4,5 tysiąca wyroków wykonano. W więzieniach tych, męczeńską śmiercią zmarło 25 tysięcy osób. W lasach zamordowano około 1O-ciu tysięcy członków niepodległościowego podziemia.

W wyniku zbrodni przeciwko Narodowi Polskiemu jakiej dopuścił się komunizm w ciagu 12 lat straciło życie z rąk własnych „braci” ponad

30 000 Polaków. Istny komunistyczny Katyń nad Wisłą.

 

Ci sami ludzie, na rękach których jeszcze nie zakrzepła polska krew, szkolili szpiegów, aby ich wyeksportować na Zachód.

Celem komunistycznych szpiegów było prowadzenie działalności dywersyjnej wymierzonej przeciwko Polakom, którzy w wyniku działań wojennych stracili własne domy, rodziny i kraj.

Szpiedzy komuny mieli przenikać do struktur zakładanych przez Polonię orgnizacji, przekupywać i deprawować ludzi, zbierać o nich szczegółowe informacje, aby poprzez szantaż zmuszać ich do współpracy i donoszenia na kolegów z pola walki, przyjaciół z obozów pracy i własne rodziny.

 

Tam, gdzie było to możliwe, szpiedzy czerwonych wykorzystywali istniejące już przed II wojną światową organizacje komunistyczne. Taka sytuacja miała miejsce właśnie w Australii, w której już w kwietniu 1945 roku zawiązał się Committee of Polish Democrats. Jego przywódcą był Mark Younger, polski Żyd, który od 1940 roku miał powiązania z komunistami. Stowarzyszenie to, które we wrześniu 1945 roku przekształciło się w Polish Unity Leauge wydawało do 1947 roku miesięcznik „Free Polad New Bulletin” i było propagandową tubą Moskwy i komunistycznej Warszawy. Śledztwo przeciwko tej organizacji prowadzone było przez Commonwealth Investigation Service.

 

Już w pierwszym przerzucie obsady szpiegowskiej Ambasady PRL i Konsulatu, roiło się od przygotowanych do działalności szpiegowskiej i działań destrukcyjnych wśród osiedlonych w Australii Polaków.

Z wydanego „ściśle tajnego” zarządzenia wynika, że ; celem działań operacyjnych było kontynuowanie lini politycznej Polibiura, i tak jak to póżniej głosiła z Uchwła Biura Politycznego KC PZPR z 22 czerwca 1971 opracowany na jego podstawie rządowy planu pracy z Polonią w krajach kapitalistycznych:

„organiczenie wpływów na Polonię emigracyjnych ośrodków antykrajowych i orientowanie polonijnych sympatii do Polski Ludowej”.

 

 

W latach 1945-1956 proces naboru szpiegów i agentów był dobrze zorganizowany i objęty ścisłą tajemnicą. Jedynym i najważniejszym kryterium selekcyjnym było ślepe posłuszeństwo, czystość politycznych przekonań i powiązania rodzinne.

Nie bez znaczenia były wcześniejsze sukcesy kandydata w donoszeniu na innych i niekwestionowana, wiernopoddańcza lojalność wobec ludowej władzy. W miarę upływu czasu wymagania wobec kandydatów na agentów rosły.

 

Po roku 1956 do roku 1989 liczną grupa kandydatów na agentów, informatorów i szpiegów rekrutowała się ze środowisk spowinowaconych z tzw. czerwoną burżuazją. Najczęściej byli to członkowie rodzin oficerów UB. a później dzieci wysoko postawionych działaczy partyjnych i zawodowych wojskowych. Im to zapewniano bez szemrania miejsce na wybranym kierunku studiów stypendia, mieszkania i wyjazdy zagraniczne. Najbardziej inteligentnych, posiadajacych odpowiednią, wzbudzającą zaufanie prezencję, pozory kompetencji i zdolności językowe, wysyłano na studia za granicę.

 

Pieczę nad naborem odpowiednich osób sprawowały dwa Departamenty MSW III i IV. Oba Departamenty były oczkiem w głowie kolejnych ministrów Kiszczaka, Ciastonia, Platka i Pietruszki.

Oba Departamenty zatrudniały esbecką i szpiegowską elitę, ale zadania operacyjne powierzano jedynie tym najlepszym z najlepszych, najbardziej lojalnym i zaufanym.

 

Spośród tejże elity, jedynie nieliczni mogli liczyć na to, by po zakończonej sukcesem praktyce, która obejmowała pisanie raportów, donosów, zdobycie agenta i znalezienie na niego tzw. „haka”, rozpocząć intratną działalność operacyjną poza granicami Polski Ludowej.

 

Wówczas to nadzór nad uaktywnionymi agentami przejmował Wydział 9 Departamentu I MSW (wywiad). Przygotowywani do pracy na Zachodzie poprzez kolejne wyjazdy służbowe, stypendia naukowe i prace kontraktowe na placówkach dyplomatycznych zdobywali doświadczenie w zbieraniu interesujących Warszawę informacji o życiu Polonii Wolnego Świata. Departament kształcił specjalistów w „zakresie dezintegracji zespołów ludzkich”. Preferowano studentów kierunków humanistycznych jak: socjologia, historia i nauki społeczne. W połowie lat 80. wraz z rozwojem informatyki i elektroniki zaczęto werbować studentów kierunków technicznych i nauk ścisłych.

 

W latach 70-tych w obu Departamentach III i IV wprowadzono tzw. kryteria selekcyjne i zaczęto od kandydatów na szpiegów wymagać, aby byli ludźmi inteligentnymi, znającymi obce języki, o miłej powierzchowności i kulturze osobistej. Badania selekcyjne polegały między innymi na tym, że kandydaci, ich rodziny i ochraniarze tychże rodzin musieli obowiązkowo poddać się badaniom psychologicznym, w tym badaniom osobowości i poziomu intelektualnego. I tak na przykład dla porówniania warto wspomnieć, iż w stanie wojennym w specjalnie wydanym rozporządzeniu MSW zaniżono wymagany poziom intelektualny dla kandydatów do ZOMO (Zmotoryzowane Oddziały Milicji Obywatelskiej) do ilorazu inteligencji równego 75 - jest to granica ociężałosci umysłowej. Pracownikiem służb specjalnych mógł zostać jedynie osobnik wykazujący się ilorazem inteligencji powyżej 125 (iloraz inteligencji znacznie powyżej normy).

 

Wyselekcjonowany i zatwierdzony osobnik czekał na wskazanie mu miejsca pracy. Przed wyjazdem musiał się przygotować i zapoznać z historią, ekonomią, i polityką kraju do którego władza ludowa go oddelegowywała w celu prowadzenia dyskretnych działań operacyjnych. Szczególną wagę w tej części przygotowań przykładano do zapoznawania się z działalnością struktur organizacji polonijnych.

Każdy kandydat mógł skorzystać z wcześniej zgromadzonych materiałach operacyjnych pracowników peerelowskich placówek dyplomatycznych i danych uzyskanych z kontaktów operacyjnych, czyli od osób działających wewnątrz środowiska emigracyjnego.

 

W latach 70-tych przy MSZ powstało archiwum akt dotyczących Polonii tzw: ”System Polonia”. Zbiór ten zawierał dane osobowe działaczy polonijnych na całym świecie. W 1994 roku o zabezpieczenie dokumentów „Systemu Polonia” zwrócili się do MSZ działacze Polskiej Partii Socjalistycznej na emigracji (BKS-IV/1726/01/93AL). Ich apel do dzisiaj pozostał bez odpowiedzi, a losy archiwów służb specjalnych nadal pozostają nieznane.

 

O ich ujawnienie, tak jak i o objęcie Ustawą Lustracyjną Polonii, żadna z teoretycznie reprezentujących Polonię organizacja nie odważyła się do tej pory zwrócić do władz Rzeczypospolitej.

A szkoda, może wówczas moglibyśmy poznać nazwiska komunistycznych i dyspozycyjnych dziennikarzy, którzy przez sześć miesięcy nie informowali Polonii o strajkach, powstaniu Solidarności, nie ukrywali swojej radości informując słuchaczy radia o wprowadzeniu stanu wojennego. Nie śmieli też napiętnować zakonspirowanych w strukturach Polonii zorganizowanej kolaborantów, czy wyjaśnić prawdziwych przyczyn śmierci czołowych przywódców niepodleglościowych, w tym na przyklad generala Juliusza Kleeberga.

Do gen.Juliusza Kleeberga, bolszewicy i ich pobratyńcy znad Wisły pałali

zwierzęcą nienawiścią. Zawodowy wojskowy, legionista, z-ca

Dowódcy Podolskiej Brygady Wojska Polskiego, przywódca tajnej polskiej organizacji wojskowej we Francji , był jednym największych zagrożeń 17 republiki Związku Sowieckiego. Miał autorytet, morale, wiedzę doświadczenie i inteligencję. Dla komunistów to przestępstwa rownóznaczne z wyrokiem śmierci.

 

Szczególnym zainteresowaniem służb specjalnych cieszą się kraje Europy zachodniej i Stany Zjednoczone. Tam przerzucano najlepiej przeszkolonych, znających języki obce, a przede wszystkimi mających silne rodzinne powiązania z klasą panujących wówczas niepodzielnie wszelakiej maści komunistów.

Do pozostałych krajów: Afryki, Ameryki Południowej i Australii wysyłano przemęczonych, skompromitowanych, czy też tych doczekujących wcześniejszej rządowej emerytury.

Ilość komunistycznych szpiegów mierzono liczbą placówek dyplotatycznych. I tak dla porównania: w Stanach Zjednoczonych takich placówek było 14, w Wielkiej Brytanii – 8, w Szwecji - 5, w Libii 4, a w Australii były i są jedynie dwie.

 

Wśród placówek dyplomatycznych zakładanych w krajach szczególnego zainteresowania operacyjnego slużb specjalnych zmieniała się technika, ludzie, struktury, ale zasdada pozostawała niezmienna - celem agenta było znalezienie ” haka” i pozyskanie agenta. I wszystko to w celu” ujawniania zamierzeń przeciwników politycznych wrogów Polski Ludowej i narodu Polskiego”.

Służby wywiadowcze i specjalne służby bezpieczeństwa były zainteresowane tym wszystkim, co działo się w niedostępnych dla nich (jak się wszystkim wydawało) środowiskach niepodległościowych, które nie kryły nigdy swojego oporu wobec okupacji Polski przez komunistów. Grupy kombatanckie wywodzące się z byłych oficerów i żołnierzy generałów Sikorskiego i Andersa, z Rządem RP w Londynie były cierniem, na którym przez lata musiała siedzieć władza ludowa.

 

Wyjątkowych zaiste manewrów dokonywały konsulaty PRL-u w zjednywaniu sobie łańcuszka usłużnych informatorów. Jednym ze stosowanych, popularnych i efektywnych sposobów zasięgania tzw. języka w środowiskach polonijnych była współpraca konsulatów z otwieranymi w krajach zachodnich biurami podróży, wymiana handlowa, sprowadzanie grup teatralnych, zespołów pieśni i tańca, sportowców.

W czasie suto zakrapianych imprez towarzyszących niejednemu Polonusowi, rozwiązywał się język. Delikwent nie szczędził przy tym wybrednych epitetów tym, co na polonijnym świeczniku. Uwagi te wyławiane przez wytrenowane ucho informatora przesyłano do Konsulatów, a stamtąd do placówek MSZ i MSW. Departamenty zainteresowane były wszystkim, nie było informacji nieważnych, wychodzono bowiem z założenia, że kto ma informacje ten ma władzę. Na konsulatowych fiszkach mnożyly się informacje o słabościach prezesów ważnych (jeszcze wówczas) polonijnych organizacji. Skrupulatnie rejestrowano informacje o ich życiu prywatnym, słabościach, zdradach, preferencjach, kochankach.

 

Każdy szczegół dotyczący osoby wytypowanej na informatora – donosiciela był istotny. W materiałach operacyjnych o kryptonimie “Polonia” znaleźć można szereg teczek ewidencji operacyjnej (TEO) , które od 1963 roku miał nieomal każdy działacz polonijny. Szczególnie bogate są materiały tych działaczy, którzy nie ukrywali swoich antykomunistycznych poglądów, przedstawicieli Rządu RP na Uchodźctwie i środowisk kombatanckich .

To o takich właśnie ludziach skrzętnie zbierano wszelkie możliwe informacje. Wszystko miało lub mogło mieć wartość operacyjną stąd zainteresowanie służb specjalnych rodziną, znajomymi, wrogami potencjalnego kandydata i jego słabościami, takimi jak pociąg do alkoholu, kobiet czy odznaczeń.

 

Inną specjalną grupę stanowili ci z agentów, których przerzucano na Zachód z zadaniem przejęcia polonijnych środków masowego przekazu czyli prasy i radia. Strategia najczęściej wykorzystywana w przypadku polonijnych mediów to umiejętna manipulacja ludźmi, którzy od lat w polonijnych mediach pracowali. Mechanizm wejścia do tego środowiska był prosty: najpierw wkupić się w łaski, a potem zniszczyć swoich sponsorów krytykując ich brak odpowiedniego wykształcenia i profesjonalizmu.

Warszawa czasów Gierka nie szczędziła funduszy na czerwoną propagandę i sponsorowała wiele wydawanych w środowiskach polonijnych czasopism, w tym również tych w Australii. Można przypuszczać, że redaktor ”Panoramy”, w której umieszczono obok zdjęcia Polskich Sił Zbrojnych na Zachodzie fotografie Ludowego Wojska Polskiego uczynił zadość namowom peerelowskich dyplomatów. Ten sam redaktor dzisiaj broni, promuje i rozgrzesza z partyjnej przeszłości skompromitowanego perezesa Rady Naczelnej Janusza Rygielskiego.

 

 

Działalność operacyjna czerwonych agentów kanałami dyplomatycznymi to: zakłócanie pracy, wywoływanie i podsycanie konfliktów, wplywanie na właściwą obsadę struktur tzw. Polonii zorganizowanej. Oprócz kanałów dyplomatycznych, w zbieraniu i przekazywaniu informacji do MSZ i MSW, wykorzystywano każdą nadarzającą się okazję związaną z wymianą sportową i kulturalną. Do działalności operacyjnej wykorzystywano Towarzystwo Łączności z Polonią, pielgrzymki do Polski (sprawa ks. Franciszka Woźniaczka – 1966), kluby Olimpijczyka, zakładano nowe, konkurencyjne, pararelne struktury i organizacje- Rada Koordynacyjna Postępowych Organizacji Polonijnych w Australii - 1986.

 

Od czasu do czasu zdarzało się, że ktoś z przeszkolonych operacyjnie przez MSW wyjeżdżał na wycieczkę i przebijał się do struktur polonijnych po odpowiednim stażu pochlebstw i uniżoności. Istotnym gwarantem sukcesu potencjalnych kandydatów na agentów ciepłych czyli aktywnych operacyjnie była inteligencja i znajomość języka polskiego (i oczywiście obcego), zatem złotouści i wykształceni byli szczególnie w cenie.

 

Okólnik ministra MSW zachecał wręcz zaufaną polską inteligencję w tym techniczną do wyjazdów na Zachód obiecując im rozmaite profity.

Uciekinierom gierkowskiej odwilży powierzano różne zadania, przy czym za priorytetowe uznano uzyskiwanie miejsc operacyjnych w polonijnych środkach masowego przekazu takich jak polonijna prasa i radia etniczne. Jeżeli delikwent miał trudności z wywiązaniem się z zadania, służby i sponsorzy sponsorowali wydawanie zorientowanych na lewo czasopism w zamian za sianie w nich ich własnej propagandy, wzniecanie konfliktów i napaści. Ulubioną metodą wykorzystwaną przez podrabianych dziennikarzy było fingowanie listów do redakcji, w których jeden pan napadał na drugiegio pana. Czytelność wzrastała, ludzie pozostali skłóceni, na czym przerzucanym z PRL-u agentom sczególnie zależało.

 

Do roku 1980 wysyłano „swoich ludzi” głównie kanałami placówek dyplomatycznych, sporadycznie korzystano z uciekinierów wycieczek turystycznych lub wyjazdów służbowych, którzy po kolejnym wyjeździe decydowali się zostać na Zachodzie.

Złoty wiek peerelowskiego szpiegostwa i erksportu agentury nastąpił dopiero po roku 1981. Po wprowadzeniu stanu wojennego dotychczas zamknięte i strzeżone granice krajów zachodnich otwarły się szeroko dla ”pokrzywdzonych” przez Jaruzelskiego Polaków.

 

Rozpoczął się proces trwających przez 8 lat przerzutu nikczemników do krajów zachodnich. Przerzucano wówczas wszystkich. Tych jeszcze nieprzeszkolonych, tych już spalonych, i tych którzy mogli przydać się w przyszłości.

 

Ci z grupy agentów, którzy zmuszeni byli czekać w obozach dla uchodźców, szybko odnaleźli się w rolach tłumaczy i specjalistów od spraw emigracyjnych. Wykształceni, mówiący po angielsku, o miłej powierzchowności, budzący zaufanie i sprawiający wrażenie kompetentnych, szybko przejmowali kluczowe pozycje w newralgicznych ośrodkach operacyjnego zainteresowania służb specjalnych.

W latach 1980 - 1981 w obozach dla uchodźców nie było działaczy Solidarności, a jeżeli byli to stanowili bardzo nieliczną grupę ludzi, którzy po II turze Zjazdu Krajowego NSZZ Solidarność, czując zagęszczejącą się atmosferę zbliżającej się konfrontacji politycznej, zdecydowali się na wyjazd, płacąc często wysokie łapówki ubekom od paszportów.

Przed nimi w stanie wojennym na Zachód zostali oddelegowani najbardziej inteligentni oficerowie operacyjni, przygotowani do przejęcia kluczowych ról w strukturach organizacyjnych Polonii lub poza jej zasięgiem. Tacy jak np. agent ps. Fraciszek, (J.Milewski), który kierował pracą Biura Koordynacyjnego NSZZ Solidarność w Brukselii.

Agent Franciszek wiedział, że takich jak on, chętnych do „koordynacji” będzie mógł znaleźć we wszystkich krajach świata.

 

Ilu ich wyeksportowano na Antypody? Trudno powiedzieć, ale sądząc po reakcjach struktur tzw. Poloni zorganizowanej, a właściwie braku jakiejkolwiek reakcji z jej strony, infiltracja i inwigilacja struktur polonijnych zakończyła się dla służb specjalnych operacyjnym sukcesem.

Po uzyskaniu zaufania i wypracowaniu sobie znaczących pozycji, szczególnym zainteresowaniem służb specjalnych cieszyły się dwa departamenty gromadzące informacje o osiedlających się tutaj Polakach: Department of Immigration i Social Security.

 

 

 

 

Departamenty III i IV MSW przed zwerbowanymi przez siebie agentami postawiły dwa zadania: przęjęcie kontroli nad środkami masowego przekazu, w celu ksztaltowania opinii publicznej, po drugie prowadzenie wszelkich działań zmierzających do dezintegracji środowisk byłych działaczy Solidarności. W tym celu zezwalano na przeprowadzanie anonimowych akcji ulotkowych, kampanii upokorzeń, zastraszania, zniszczenia najbardziej niezależnych, opornych i zagrażających.

 

A więc raporty, ulotki, donosy do Social Seciurity i Taxation Office mnożyły się jak grzyby po deszczu. Plotki, pomówienia, oszczerstwa, lżenie, podpalania samochodów, przebijanie opon, niszczenie mienia, ataki i groźby w stosunku do członków rodzin lub osób bliskich. Wszystko po to, aby zastraszyć, zmusić do milczenia, odizolować, wyeliminować i zniechęcić do jakiejkolwiek działalności społecznej. A wtedy dla agentów droga wolna do przejmowania kluczowych pozycji w strukturach Polonii, rozgrabiania jej majątku, osłabiania znaczenia i wpływów wśród Polaków w Australii i na świecie.

 

 

 

Marynarza spokałam w szpitalu, miał już trzeci atak padaczki alkoholowej. Stracił przytomność. Po jej odzyskaniu nie wiedział gdzie jest i co się stało. Wezwano mnie, aby z nim porozmawiać. Krzyczał.

Na Zachodzie to Marynarz zostać nie chciał. W PRL-u teść z żoną budowali dom. Lubił pływać. Pieniądze były potrzebne, materialy budowlane można było kupić tylko za łapówki. Kumpel go namówił na zejście ze statku. I tak zlazł w tę w nieznaną australijską przyszłość. Było trudno, ale szybko dzięki pomocy starych Polonusów jakoś się urządził. Harował po 16 godzin. „Skaperowali” go w Contalu. Miał od czasu do czasu powiedzieć co ludzie mówią, o tak po prostu, przy wódce. Obiecano mu za to pomóc w sprowadzeniu żony i dziecka.

Ojciec partyjny, od Lenina do Berlina. Komunizm krzywdy mu nie zrobił.

Spotykali się na Ackland Street. W stanie wojennym było najgorzej. Bał się o żonę, tęsknił, zaczął pić. Obowiązkowo chodził na manifestacje, protesty i Msze św. Żonie pomogli uciec w stanie wojennym, dali jej pszport do Grecji razem z dzieckiem, ale też nie za darmo... Na początku było dobrze, tylko potem psuć się zaczeło. „Jakoś nic mnie nie cieszyło, garaż, butelka i tyle. W końcu żona zabrała dzieciaka i odeszła...

Próbował się rozbić po pijanemu samochodem, ale przeżył... sam nie wie po co?

Próbowali się z nim skontaktować tuż przed wyborami w 1989, ale jak zobaczyli jaka z niego ruina odeszli. I tak ponoć był bezużyteczny, za mało inteligentny i pisał nieortograficznie.

 

Intelektualista już na studiach zaczął donosić, nie lubił mądrali. I tak się piął po drabinie. Wyjechał do Londynu z koleżanką, przyszłą żoną. Stara Polonia patrzeć na niego nie chciała mimo, że chciał zapoznać się z ich materiałami. Miał nawet list od rektora i księdza, odmówili.

Ale polski konsulat i owszem, zawsze pomocny.

W stanie wojennym skorzystał i przyjechał do Australii, znał angielski, a tu podobno nie mieli nikogo inteligentnego. I dobrze zrobił. Od razu po wprowadzeniu stanu wojennego zabłyszczał jak gwiazdka. Po raz pierwszy w życiu. Nie znosił tych napuszonych starców z Polonii. Nawet nie wie dlaczego, im bardziej ich nienawidził, tym był dla nich milszy, robił wszystko o co tylko poprosili. Konsulat obiecał, że mu się krzywda nie stanie. Pracę znaleźli, mieszkanie kupił.

Od czasu do czasu pisał do MSZ raporty o nastrojach w Polonii. Not big deal. Plotki, to i owszem, najczęściej puszczał w obieg, że wiem z dobrze poinformowanego źródła, że taki to a taki podpisał współpracę… i donosi. To zawsze odnosiło skutek, ale trzeba było być tym pierwszym.

W czasie wyborów namawiał, aby głosowali na Urbana, bo on jeden nie boi się pisać i mówić prawdy.

Na życie nie narzeka, jest ustawiony, stara Polonia i tak wymrze, a Solidaruchy to frajerzy. Komuna była, jest i będzie. Po 1990 niektórzy tacy jak on wrócili do kraju, mieli większe zasługi. On się nie wybiera.

Bo gdzie będzie mu lepiej.

 

 

Cinkciarz, jego w 1983 witano jak legendę Solidarności, dzisiaj woli by go nikt nie pamiętał. Co było minęło. W obchodach 25-lecia Solidarności nie chciał wziąć udziału, pamiątek też nie ma.

Kilka przypadkowych znaczków i cudza “bibuła”. “Wiesz, z tą moją działalnością to nie jest zupełnie prawda”. Owszem był internowany, posiedział nawet trochę.

Partrol go zwinął za handel dolarami. Zatrzymali, pieniądze zabrali, zapuszkowali. Z Solidarnością siedział więc i jego tak jak innych na przesłuchania brali. Już na pierwszym powiedzieli, że albo kryminalka albo będzie donosił. Donosił wszystko o czym chłopaki mówili “pod celą”. Gadatliwi byli. Wytrzymał cztery miesiące. Potem im powiedział, że Solidarnościowcy coś podejrzewają.

Dostał decyzję o interniowaniu, że niby złamał przepisy stanu wojennego i decyzję o zwolnieniu. Po rozmowie ze swoją babą zdecydował się na wyjazd do Australii bo daleko… Żona? Zginęła w wypadku samochodowym. Prawdziwy, sfingowany? Nie wie i nie chce wiedzieć. “Słyszałaś o synach Kuklińskiego ?”...

Wychodząc słyszałam jak skrupulatnie zatrzaskiwał cztery zamki.

 

 

Do mieszkania Rudej weszli w chwili gdy zamykała za sobą drzwi. Nie zdążyła jeszcze umyć rąk z farby.. a tu łomot. Siedmiu ich wlazło.

Ręce chowała za plecy. W areszcie posadzili ją razem z prostytutkami, przesiedziała sześć miesięcy. Nie spała w nocy, bała sie usnąć. Wyszła bez wyroku bez sądu, bez wyroku. Pracy znaleźć nie mogła. Jej dzieci w szkole inni przezywali, że matka krymimalistka. Wracały potem z płaczem i bez butów. Wyjechała, przez dwa lata nie mogła spać. Dzieci pamiętają więcej od niej, ona nie chce pamiętać.

 

Kmicica załatwili po mistrzowsku. Jak już załatwił wszystkie formalności, bo żona jak wyszedł z więzienia kołki mu na głowie ciosała, i poszedł po paszport, kazali wejść do pokoju obok. Żonę z dziećmi zostawił na korytarzu. W tym drugim pokoju facet z odznaką Solidarności w klapie wysypał na biurko zdjęcia, na których on z koleżanką z kolportażu. Zbaraniał. Esbek podał deklarację lojalności.. podpisał..dzisiaj to …

Od tego czasu czuje się jak świnia.

 

Malutką mieli namierzoną, weszli z nakazem rewizji kilka godzin po odbiorze transportu bibuły z Warszawy. Zabrali z dzieckiem, chociaż była w ciąży z drugim. Pokazali obciążające zeznania ojca jej dzieci. Dostała krwotoku. Nie była taka silna jak myślała. Potem ten do końca nie wyjaśniony nigdy wypadek samochodowy. Zwłoki dziecka dostała w pudełku po butach. Rozbita rodzina, złamana kariera, brak pracy regularne rewizje, przesłuchania. Wyjechała .

 

 

Przez pół wieku emigracja niepodleglościowa była wolnym głosem Polski zniewolonej przez komunistyczny reżim. Rząd polski w Londynie, wydawane na emigracji gazety, organizacje polonijne, stowarzyszenia i stronnictwa polityczne, kwestionowały swoją działalnością legalizm marionetkowego rządu w kraju i zadawały kłam komunistycznej propagandzie. Działalność organizacji polonijnych była z niezwykłą determinacją zwalczana przez służby specjalne PRL.

 

I my również, swoją niezłomną postawą, udzielanym Polsce wsparciem moralnym i finansowym dowiedliśmy, że mamy swój udział w odzyskaniu przez naszą Ojczyznę niepodległości. Mamy też niezaprzeczalne prawo do poznania prawdy o żyjących tutaj ludziach z komunistycznego aparatu represji, którzy są winni krzywdom wciąż wyrządzanym Polakom na emigracji.

 

W deklaracji ideowej Rady Naczelnej przyjętej w dniach 6 – 7 stycznia 1950 roku napisano:

 

" …Członkami (RN) mogą być działacze o nieposzlakowanej przeszłości, bez względu na ich sympatie lub przynależność partyjną, ZA WYJ!TKIEM KOMUNIZMU…"

 

Elżbieta Szczepańska

Australia 23.03.2006

Grupa Inicjatywna "Polonia bez agentów"

 

Kraków, 21 marca 2006r.

 

 

 

APEL WS. LUSTRACJI POLONII

 

W dniu 21 marca 2006 roku zawiązała się w Krakowie Grupa Inicjatywna "Polonia bez agentów", która popiera poszerzenie procesu lustracji o zapisy dotyczące Polonii. Włączamy się tym samym do akcji "Lustracja Polonii" zainicjowanej przez Ruch Rodaków i Grupę Lustracyjną z Australii.

 

Zwracamy się do Parlamentu Rzeczypospolitej Polskiej, a w szczególności do tych Posłów, którzy opowiadają się za przejrzystością życia społecznego, politycznego i gospodarczego, o utworzenie grupy Posłów, która zgłosiłaby wniosek z poprawkami do aktualnie nowelizowanej ustawy lustracyjnej.

 

Wnioskujemy, aby w Ustawie o Instytucie Pamięci Narodowej:

 

• zamieszczono przepis o objęciu lustracją liderów organizacji polonijnych,

 

• zamieszczono zapisy umożliwiające Polonii składanie wniosków do IPN oraz otrzymywanie zaświadczeń drogą korespondencyjną,

 

• uwzględniono możliwość uwierzytelnienia podpisu osoby występującej do IPN przez instytucje do tego upoważnione, w kraju zamieszkania danej osoby,

 

• umożliwiono wgląd do dokumentów w placówkach dyplomatycznych, lub na wniosek osoby pokrzywdzonej umożliwiono przesyłanie kopii dokumentów bezpośrednio do zainteresowanego drogą korespondencyjną,

 

• uzyskanie dostępu do dokumentów IPN przez dziennikarzy polonijnych.

Kwestia składania podań oraz przekazywania zaświadczeń i dokumentów drogą korespondencyjną jest szczególnie ważna, ponieważ obecne rozwiązania prawne utrudniają uzyskanie dokumentów osobom mniej zamożnym, starszym i chorym, a wiele spośród nich właśnie chciałoby otrzymać z IPN dokumenty, gromadzone przez aparat bezpieczeństwa w PRL, dotyczące ich przeszłości. Koszty związane z uzyskaniem zaświadczenia oraz wglądem do dokumentów IPN są tak wysokie, że w praktyce uniemożliwiają dostęp do dokumentów IPN Polonii, dlatego nie uwzględnienie proponowanych przez nas zapisów, pozostawi tych ludzi bez poznania prawdy.

 

Wnioskujemy również o poszerzenie katalogu osób lustrowanych i objęciu Ustawą:

 

• pracowników służb dyplomatycznych,

 

• pracowników instytucji naukowych, kulturalnych i innych placówek pełniących funkcje opiniotwórcze dla środowisk polonijnych,

 

• działaczy organizacji polonijnych,

 

• dziennikarzy polonijnych mediów (prasy, radia, telewizji),

 

• pracowników polskich przedstawicielstw gospodarczych .

 

Wnioskujemy także o wprowadzenie możliwości kierowania zapytań do IPN przez organizacje polonijne.

 

Kwestia, którą tu poruszamy jest tym bardziej ważna i pilna, ponieważ wśród Polonii ogromną liczbę stanowią ludzie w podeszłym wieku, którzy walczyli o niepodległą Polskę na różnych frontach świata,

a później nie mieli możliwości powrotu do kraju rządzonego przez zbrodniczy system komunistyczny. Ludziom tym, z uwagi na ich zaawansowany wiek zostało niewiele czasu na poznanie prawdy.

Inną niezwykle ważną okolicznością jest fakt penetracji organizacji polonijnych przez tajnych współpracowników (tzw. TW) PRL-owskiej Służby Bezpieczeństwa, których ujawnienie uniemożliwiają obecne regulacje prawne. To z kolei prowadzi do załamywania się działalności wielu organizacji

i odstręcza ludzi od podejmowania pracy społecznej, utrzymując bardzo niski poziom wzajemnego zaufania, czemu należy w końcu położyć kres.

 

Wierzymy, że nasz apel spotka się ze zrozumieniem i szerokim odzewem Posłów. Czekamy na szybkie podjęcie działań oraz satysfakcjonujące rozwiązanie wyżej wymienionych, palących potrzeb Polaków żyjących poza granicami Polski.

 

Apel podpisali:

Marian Banaś - Kraków

Józef Baran - Kraków

Leszek Batko - Świątniki Górne

 

Witold Gadowski - Kraków

Maciej Gawlikowski - Kraków

Andrzej Gwiazda - Gdańsk

Joanna Gwiazda - Gdańsk

Bożena Huget - Kraków

Jan Leszek Franczyk -Krakow

Witold Karolewski - Szczecin

Krzysztof Kopeć - Dobczyce

Tomasz Kowalczyk - Kraków

Jerzy Kuczera - Kraków

Adam Macedoński - Kraków

Ryszard Majdzik - Skawina

Małgorzata Mamajko - Kraków

ks. Krzysztof Mądel SJ - Kraków

dr Barbara Niemiec - Kraków

Artur Rogala - Kraków

Adam Roliński - Kraków

Paweł Sabuda - Kraków

Bogusław Sonik - Kraków

Andrzej Szkaradek - Nowy Sącz

Dariusz Walusiak - Kraków

Paweł Witkowski - Kraków

Krzysztof Wyszkowski - Sopot

Klaudiusz Wesołek - Gdansk

ks. Tadeusz Isakowicz Zaleski - Radwanowice

 

 

Polonia:

 

Marek Baterowicz - Sydney, Australia

Krzysztof Bystram - Belgia,

Bogdan Debek - Nowy Jork, USA

Ewa Debek - Nowy Jork, USA

Dr. Wojciech Gruszecki - Berlin, Niemcy

Lucyna Grzybowicz - Melbourne, Australia

Krzysztof Iwicki - Brisbane, Australia

Jerzy Jankowski - Askim k/Oslo, Norwegia

Tadeusz Jaskulski - Sydney, Australia

Aurelia Klas - Melbourne, Australia

Grzegorz Klas - Melbourne, Australia

Jacek Klas - Melbourne, Australia

Krzysztof Korczak - Londyn, Anglia

Zbyszek Koreywo - Bouvard, Zach. Australia

Anna Kozlowska - Ottawa, Kanada

Julian Krok - Brisbane, Australia

Anna Kulach - Calgary, Kanada

Jan Kulach - Calgary, Kanada

Marek Lubinski - Peru

Lech Maziakowski - Maryland, USA

Katarzyna Makowska - Winnipeg, Kanada

Kazimierz Michalczyk - Berlin, Niemcy

Antoni Nadstazik - Melbourne, Australia

Grazyna Napiórkowska - Melb., Australia

Jan Ogonowski - Toronto, Kanada

Marek Podlecki - Nowy Jork, USA

Iwonna Rymar - Brisbane, Australia

Miroslaw Rymar - Brisbane, Australia

Hanna Shen - Taipei, Taiwan

Andrzej Slabczynski - Melbourne, Australia

Elzbieta Szczepanska - Melb., Australia

Boguslaw Tejszerski - Australia

Marek Wach - Huston, USA

Monika Wiench - Melbourne, Australia

Edward Wlodarski - Melbourne , Australia

Sylwia Wydmanski - Brisbane, Australia

Stanislaw Wydmanski - Brisbane, Australia

www.infonurt2.com  Kanada