„INKA”- KOLEJNY ŻYDOWSKI  MORD SĄDOWY PRL



Ufam, że moi Czytelnicy wybaczą mi, iż nie mogę się zanadto przejąć kłopotami pani prezydent Warszawy Hanny Gronkiewicz-Waltz, która spóźniła się z oświadczeniem majątkowym swego męża,i nie będę tu dziś wypowiadał się na jej temat. Naprawdę mam ważniejsze sprawy na głowie, obejrzałem bowiem niedawno w Teatrze Telewizji Polskiej polski spektakl pt. „Inka 1946" i przeżyłem coś niesłychanie wzruszającego, szczególnie dla mojego wojennego pokolenia. Recenzja o tym wydarzeniu artystycznym ukazała się tylko w „Naszym Dzienniku". Autorem scenariusza opartego na autentycznych faktach i prawdziwej krótkiej biografii głównej bohaterki jest Wojciech Tomczak. Radzę zapamiętać to nazwisko, tak jak i nazwisko młodej aktorki, studentki krakowskiejszkoły teatralnej grającej główną rolę w tej sztuce - Karolina Skuratowicz.

Wyrażam głębokie przekonanie, że tej niezwykłej, prawdziwej, poruszającej historii, nieznanej dotychczasbohaterki AK, nie wolno nam przeoczyć. Wkrótce zapewne płytka z nagraniem tego spektaklu ukaże się wsprzedaży, ponieważ Telewizja stara się, aby choć w nakładzie 15000 sztuk trafiła do szkół, do właściwychadresatów, do polskiej młodzieży. Idzie o to, aby pamięć o tej 17-letniej sanitariuszce i łączniczce AK ze słynnego oddziału „Łupaszki", trafiła do serc jej współczesnych rówieśniczek. Choć w 1946 roku schwytałoją UB i okrutnie torturowało, „Inka" nikogo nie wydała. Młodzież dzisiejsza potrzebuje takich bohaterów, a tysiące ich było w naszym Kraju, walczących dzielnie z okupantami: hitlerowskimi i stalinowskimi. W końcu chyba nadeszła pora, aby przestać ich przemilczać, oczywiście bohaterów, okupantów zresztą też.

Losy „Inki" ukazują w sposób wspaniały najnowszą historię naszego Narodu. Jej prawdziwe imię i nazwisko to Danuta Siedzikówna. Niestety przez pół wieku nikt nie interesował się tą cudowną młodą Polką,która w trakcie okrutnego śledztwa i męczarni, nikogo nie wydała, nie zdradziła, wykazując się niespotykanym heroizmem. Nic dziwnego, pochodziła z Podlasia, z typowego szlacheckiego rodu, gdzie przykładano dużą wagę do tradycji, a patriotyczna edukacja w rodzinie była czymś oczywistym. Ojciec Danusi za działalność niepodległościową został aresztowany w Petersburgu w 1913 r. i wysłany na Sybir skąd wrócił dopiero po 13 latach. Po 13 latach życia na wolności, jak tu nie wierzyć w feralną „trzynastkę", znów został aresztowany, tym razem nie przez Ochranę lecz NKWD i deportowany do Krasnojarska. W roku 1941 na mocy umowy Sikorskiego ze Stalinem trafił do Armii Andersa, był wrakiem człowieka i mimo, iż miał zaledwie 50 lat zmarł w drodze z wyczerpania. Jego pomnik w Teheranie zachował się do dziś. Z kolei matkę Danusi z rodu Tymińskich, spokrewnioną z Elizą Orzeszkową, która też była żołnierzem AK, schwytało Gestapow 1943 roku w Białymstoku. Kobieta zmarła po strasznym zmasakrowaniu przez oprawców. Danusię 3 lata później aresztowało UB we Wrzeszczu i po całkowicie sfingowanym procesie w Gdańsku, dokonano mordu sądowego. Dziesięciu żołnierzy z plutonu egzekucyjnego strzelało do niej z odległości paru metrów i żaden nie trafił. Najwyraźniej nie chcieli mieć na sumieniu tej bezbronnej, młodej, ślicznej siedemnastoletniejdziewczyny. Po nieudanej egzekucji oficer UB strzelił jej w głowę. Ona w ostatniej chwili życia wykrzyknęła: „Niech żyje Polska". Umarła na kilka dni przed 18 urodzinami - 28 sierpnia 1946 roku, nie podpisała przed śmiercią prośby do Bieruta o ułaskawienie, ponieważ adwokat z urzędu zawarł w tej prośbie inwektywy pod adresem chłopców z 5 Wileńskiej Brygady AK mjr Zygmunta Szendzielorza, czyli „Łupaszki".

Ona walczyła z nimi o wolną Polskę, więc zachowała się do końca honorowo. Świadkiem jej niezwykle godnej i bohaterskiej postawy, aż do ostatniej sekundy życia był ks. Marian Prusak, który ją spowiadał przed egzekucją. Ksiądz Prusak żyje i udzielił wywiadu na jej temat „Naszemu Dziennikowi". Na pytanie: „Jak ksiądz zapamiętał Danutę Siedzikównę? Jaka była przed spowiedzią?" - kapłan odpowiada:

„Bardzo spokojna. Nie było u niej widać żadnego przerażenia. Zapamiętałem, że była ubrana w białą sukienkę, w białe desenie. Bardzo przeżyłem tę egzekucję. Przez tydzień nie mogłem dojść do siebie. Wykazała się wielkim patriotyzmem i pogodzeniem się z tym, że będzie rozstrzelana. Prosiła bym powiadomił o tym jej siostrę, która przebywała w Domu Dziecka w Sopocie". Dodajmy na zakończenie, że w gdańskich aktach UB pracownik tamtejszego IPN znalazł zapis: „Nie chciała zdechnąć, trzeba ją było dobić. Przed samą śmiercią Danusia błagała: „Powiedzcie mojej babci, że zachowałam się jak trzeba".

Głównym oprawcą tej młodej, bohaterskiej Polki, której imię powinna mieć niejedna szkoła w Polsce, był naczelnik wydziału UB w Gdańsku Józef Bik. Później zmienił nazwisko na Bukar, a przed wyjazdem do Izraela w 1968 roku na Gawerski. Trzy lata temu napisał do IPN prośbę o potwierdzenie, że pracował w UB, bo dzięki temu dostanie wyższą emeryturę.

Ażeby jednak ukazać tu, że nie cały świat i wszyscy ludzie są nikczemni, pozwolę sobie spuentować dzisiejszy gorzki tekst cytatem z listu 120 izraelskich Żydów, mądrych, dalekowzrocznych i szlachetnych, którzy w trzy miesiące po egzekucji „Inki" napisali do swych braci w Polsce co następuje:

„Nie możemy oprzeć się stwierdzeniu, że rządzące dziś w Polsce komunistyczne sfery żydowskie nie nauczyły się niczego od czasów rewolucji carskiej. Nie nauczyły się wielkiej i praktycznej prawdy, że do szczęścia i niepodległości własnego narodu nie można zdążać przez nieszczęście i niewolę drugiego narodu. Żydzi rządzący w Polsce, a należący do partii komunistycznej, myślą o sobie, a nie o ludności żydowskiej w Polsce i dlatego powiązali się z tymi obcymi czynnikami, którym zależy na tym, aby Polska pozostała krajem małym, słabym i bezwolnym narzędziem w ich ręku.

Niech nad tym postępowaniem komunistycznej żydowskiej góry w Polsce zastanowią się prawdziwi żydowscy patrioci. (...) Może przyjść zawierucha i zamieszanie w Europie i Żydzi będą tak przyparci do muru, że nie znajdą innego wyjścia jak szukać schronienia w Polsce i u Polaków".

Karol Badziak